Choć piszę o różnych innych rzeczach, myślę wciąż o walczącej za nas Ukrainie. Czekałem z notką na pretekst do powrotu do tematu – musi mi wystarczyć półrocze inwazji.
Zawiodły mnie wszystkie historyczne analogie. Nie wydarzyły się idy marcowe, bitwa warszawska ani ofensywa kurska.
Nie widać na horyzoncie tego, co przepowiadał komcionauta Awal – przejścia wojny w „low intensity conflict”. Putin przez cały czas potrzebuje jakiegoś symbolicznego zwycięstwa choćby w postaci zajęcia Donbasu.
Przez pół roku nie osiągnął choćby tego (część linii frontu przez cały czas jest tam, gdzie była w 2014) – ale jednocześnie od początku wojny żąda od Ukrainy bezwarunkowej kapitulacji. Jakby jego wojska przez cały czas oblegały Kijów!
Wciąż nie mogę sobie wyobrazić zakończenia tej wojny. Co miałoby sprawić, żeby Rosja zaczęła negocjować adekwatnie do postępów swoich wojsk – a Ukraina nabrała ochoty na kolejny paroletni rozejm?
Na wszelki wypadek zaznaczę, iż to tylko niszowy blogasek nauczyciela dorabiającego sobie felietonistyką. Osoby, od których coś zależy, i tak tu nie zaglądają (a gdyby jednak to przypominam, iż jestem tani – może jakiś panel poprowadzę, a może napiszę autobiografię „Ja i mój Longines”?).
Fantazjowałem tutaj jednak kiedyś o tym, jak wyglądałyby media, do których chciałbym wrócić. Pofantazjuję więc, co bym robił jako europoseł (poza żarciem muli i lataniem biznesem, it goes without saying).
Przede wszystkim jestem jastrzębiem jeżeli chodzi o sankcje. Nie ma sensu się zastanawiać, czy osłabiają reżim, czy uderzą w ludzi Putina, czy nie ucierpią mityczni „zwykli Rosjanie” (co to nie mają z tym wszystkim nic wspólnego, w ogóle się tym nie interesują, więc za co tak cierpią).
Ze względu na brak przewagi powietrznej piloci obu stron stosują metodę, którą Tom Cooper nazywa „spray and pray”. Odpalają pociski w kierunku wrogiego terytorium licząc na to, iż któryś coś trafi. Podobnie chciałbym podchodzić do sankcji.
Jestem za zabraniem im wiz do Europy. Im ostrzej tym lepiej. Mitycznym „uciekającym od Putina” dawać humanitarne wizy pod warunkiem pisemnego potępienia inwazji.
Ale żadnych turystycznych. Argumenty polityków Platformy o mitycznej rosyjskiej „opozycji” wydają mi się głupie – opozycjoniści powinni walczyć na miejscu, a nie opalać się na Riwierze.
Doświadczenia z traktatami kończącymi pierwszą fazę wojny mówią, iż Rosja te traktaty złamie zaraz po ich podpisaniu. I będą oczywiście przy tym zwalać winę na innych.
Wszelkie ustępstwa od sankcji muszą więc przewidywać mechanizm automatycznego ich przywracania, arbitralną decyzją Litwy, Polski czy Finlandii. Rosja przez cały czas porywa ludzi w okupowanym Donbasie? Ciach, pociągi przestają jeździć do Królewca.
Zamrożone na zachodzie rosyjskie fundusze powinny być przekazane na odbudowę Ukrainy. Dotyczy to także majątku oligarchów (po zlicytowaniu).
Domyślam się, iż jastrzębie tacy jak ja będą na Zachodzie zakrzykiwani przez Russlandversteherów wołających, iż my cierpimy bardziej niż Rosja, itd. No trudno.
Na szczęście Rosja robi wiele, żeby jastrzębiom przyznawano rację. Od Rosji nie można tak po prostu „kupować gazu”, nie dostając w pakiecie korupcji, infiltracji i gerhardoschroederyzacji (do pierdla go, nawiasem mówiąc).
Domyślam się też, iż kraje pobłogosławione brakiem lądowej granicy z Rosją będą się w końcu wyłamywać – no bo w Paryżu mało kto ma dziadka zabitego przez ruskich.
Mamy argumenty moralne (to my przyjęliśmy najwięcej uchodźców). I mamy argumenty praktyczne: możemy zatrzymywać ten ich tranzyt.
Powinniśmy budować porozumienie europejskich państw graniczących z Rosją, od Norwegii po Bułgarię. Mamy wiele wspólnych problemów i wiele możliwości wspólnego działania.
Oczywiście, PiS tego nie zrobi. choćby zwolennicy tej partii przyznają mi rację (mniej lub bardziej niechętnie) – iż międzynarodowych porozumień ta partia budować po prostu nie umie. Dlatego zresztą nie będzie żadnych „reparacji od Niemców”, ale to dygresja.
Ja z kolei w geście dobrej woli przyznam, iż nie przepadam za polskimi lewicowymi europosłami. Stosunkowo najwięcej sympatii mam do p. Łukasza Kohuta, a to dlatego, iż nic o nim nie wiem, w odróżnieniu od p. Spurek (im więcej o niej wiem, tym bardziej mnie odrzuca).
No ale tak to jest z tą demokracją, warto o nią walczyć, ale nie należy jej przesadnie idealizować. Więc oczywiście wyjdzie jak zwykle.