Wszyscy są w tej chwili zajęci efektami szopki wyborczej a także żydowską prowokacją, która dała państwu Izrael pretekst to ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej poprzez ludobójstwo. W efekcie mało kto zwraca uwagę na Ukrainę i wojnę tamże.
Tymczasem nastąpiła bardzo ważna zmiana. Mianowicie ewidentnie Ukraina schodzi z czołówek i niedługo skończy się także wsparcie dla niej ze strony USA.
John Kirby powiedział, iż jeżeli idzie o finansowanie Ukrainy to „dochodzimy do końca liny” (ciekawe sformułowanie) i iż wsparcie to nie będzie trwało w nieskończoność (nagranie). Kirby to rzecznik Narodowej Rady Bezpieczeństwa a przy tym emerytowany kontradmirał US Navy więc raczej nie mówi tego ot-tak, bez świadomości co te słowa oznaczają.
Z kolei przedstawiciel Międzynarodowego Funduszu Walutowego w Kijowie powiedział, iż władze Ukrainy powinny skoncentrować się na wpływach do budżetu – lepszym zbieraniu podatków i ceł. Jak powiedział „stopniowo międzynarodowe wsparcie dla Ukrainy będzie się zmniejszać, więc Ukraina musi rozwinąć wewnętrzne zasoby współfinansowania”. Wspomniał też, iż wraz z końcem wojny wzrosną wydatki socjalne – sformułowanie wydaje się wskazywać, iż ów koniec wojny nie jest wcale odległy (źródło).
Podobnych sygnałów nadchodzi coraz więcej. Miasta europejskie wyświetlają w tej chwili żydowskie symbole i kolory flagi izraela, żółto-niebieska ukraińska szmata chyłkiem jest wynoszona. Pani Urszula von der Leyen już nie szczeka na Rosję podobnie jak Scholz czy ta żałosna pacynka Baerbock. Można w efekcie zaobserwować wzrastającą nerwowość reżimu Zelenskiego na arenie międzynarodowej, próby podtrzymania widoczności Ukrainy, która nieuchronnie znika z czołówek serwisów i programów dezinformacyjnych zastępowana żydowską propagandą o strasznym Hamasie i niezwyciężonym wojsku Izraela.
Pięknie podsumowuje to ten obrazek (okładka tureckiego satyrycznego pisma):
Ewidentnie reakcją na to „wrażenie” była przemowa Bidena, w której ponownie powtarzał, iż będą dalej wspierać Ukrainę, a którą w tej chwili podniecają się media głównego ścieku. Powtarzał tam brednie o tym, iż jak Ukraina padnie to zły Putin zaatakuje Polskę i tak dalej. Nie zmienia to jednak tego prostego faktu, iż dwóch wojen USA nie jest w stanie uciągnąć.
Jeżeli więc wraz za tymi oświadczeniami o końcówce finansowania pójdzie redukcja dostaw broni i amunicji to Ukraina bardzo gwałtownie utraci wszelkie wojskowe umiejętności atakowania Rosji poza terrorystycznymi akcjami przeprowadzanymi pojedynczym dronami na słabo bronione cele cywilne. O ofensywie ukraińskiej, którą intensywnie stręczono nam jeszcze latem nikt już nie mówi a bez stałych dostaw amunicji i uzbrojenia z Zachodu wojsko ukraińskie nie będzie w stanie choćby bronić się przed armią rosyjską gdyby ta podjęła działania ofensywne.
Rozważmy teraz co to znaczy w szerszym aspekcie. Możliwe są tutaj dwa scenariusze.
Opcja pierwsza: z jakiegoś powodu Rosja zgodziła się na swego rodzaju zamrożenie wojny w jej obecnym stanie, nie będzie więc żadnego ataku wojsk rosyjskich ani też wymuszania w negocjacjach kapitulacji reżimu ukraińskiego (nie będzie więc denazyfikacji i demilitaryzacji), pojawi się zawieszenie broni na obecnych liniach a to, czego Rosja nie zajęła zostanie włączone do UE – i będzie szykowane do kolejnej „rundy” walki z Rosją. Będzie to również oznaczać, iż Putin i jego ekipa działają jednak w zmowie z globalistami, bo będzie to de facto polityczna porażka Rosji.
Opcja druga: żadnego takiego porozumienia nie ma. Nastąpi albo powolne rozsypanie się ukraińskiej obrony i ostateczne zwycięstwo wojsk rosyjskich albo też dojdzie do negocjacji, w których Rosja podyktuje zgodne z jej interesami warunki pokoju. Obejmować one będą z pewnością wcielenie w całości obwody, które Rosja przyłączyła oficjalnie w wyniku referendów a więc republik Donieckiej i Ługańskiej oraz obwodu Chersońskiego i Zaporoskiego. Będzie też obejmować jakąś formę demilitaryzacji – a więc ograniczenia wielkości armi, być może jakiegoś nadzoru nad nią przez Rosję – i zakaz wstępowania do UE i NATO.
W tym drugim przypadku oznaczać to będzie, iż kierownictwo Rosyjskie miało rację nie angażując się w ogromne operacje ofensywne, których spodziewali się tacy komentatorzy jak amerykański pułkownik McGregor. Przeciwnie, będzie to oznaczać, iż strategia działania na przeczekanie była adekwatna – Rosja osiągnie wtedy cele Specjalnej Operacji bez wielkich strat w ludziach i bez nadmiernego obciążania swojej gospodarki (która, dodajmy, notuje wzrost). Będzie to również oznaczać, iż nie miałem racji podejrzewając Rosję o udział w „symulacji” a reżim Putina o działanie w zmowie z globalistami.
To kiedy i w jakiej formie dojdzie do zawieszenia broni lub pokoju powie nam zatem bardzo wiele o Rosji i o tym konflikcie. Jednak nie ulega wątpliwości, iż nie da się na dłuższą metę pokonać Rosji na jej przedpolu – Ukraina to jest przedpole Rosji – jeżeli Rosją nie kierują działający na jej szkodę dywersanci. Mocarstwo morskie jakim są Stany Zjednoczone nie ma takich zasobów by pokonać Rosję na lądzie i to – w skali geopolitycznej – tuż koło Moskwy. Europa zaś do żadnej większej wojny się zupełnie nie nadaje – nie ma ani sił ludzkich ani środków materialnych. Jak już pisałem, III Rzesza miała dużo większe siły i środki niż to, co łącznie mogą przeciw Rosju rzucić USA i UE – a i tak jej się to nie udało (choć kilka brakowało).
Broń jądrowa dodaje tu dodatkowy wymiar, bo kierownictwo Rosji nie pozostawiło żadnych wątpliwości, iż w razie bezpośredniego ataku zostanie ona użyta.
Jednak dla nas dużo ważniejsze od tych ogólnych rozważań jest co w tej sytuacji z Polską. A Polska „dzięki” polityce PiS-owskiego rządu zrobiła wszystko jak najgłupiej i najgorzej. Niestety, dodać to trzeba, jak zwykle.
W ramach służalczego poddaństwa USA rozgrywającego nasze narodowe kompleksy:
- zerwwano wszelkie więzi ekonomiczne z Rosją – naszym naturalnym rynkiem zbytu na wiele klas towarów a jednocześnie źródłem węgla, gazu i ropy (które można było mieć w przystępnych cenach gdybyśmy podpisali umowy długoterminowe z Gazpromem ale w ramach zwalczania „złej Rosji” jeszcze wcześniej się na to nie zdecydowano), w efekcie kupujemy dużo drożej gaz i ropę jeszcze robiąc z tego sukces,
- znacząco ograniczono kontakty z Chinami, które – ku rozpaczy specjalistów od Chin – od dawna i tak były traktowane mało poważnie (sprawa różnych inwestycji z Chin, które odrzucono i które popłynęły gdzie indziej m.in. na Węgry),
- przyjęto parę milionów – trudno dokładnie ocenić ile – obcego elementu ukraińskiego i co gorsza, zamiast poddać go polonizacji i zagonić do pracy rozbestwia się go zasiłkami, preferencjami i językiem ukraińskim wciskanym wszędzie na potęgę (o ironio, bo większość przesiedleńców z Ukrainy nie zna tej gwary i rozmawia po rosyjsku),
- rozbrojono armię przekazując nieodpłatnie sprzęt w ogromnych ilościach – znowu, trudno ustalić ile go dokładnie było, ale były to ilości znaczące, częściowo ukrywane rzekomymi „zakupami”, które Ukraina robiła… na kredyt, który dostali od Polski,
- uczyniono z Polski głębokie zaplecze frontu robiąc z lotniska pod Rzeszowem bazę logistyczną przez którą płynęło zaopatrzenie wojenne na Ukrainę, a także naprawiając uszkodzone pojazdy, lecząc rannych żołnierzy, szkoląc zdrowych i tak dalej,
- sprowadzono obce wojska – konkretnie amerykańskie i brytyjskie, których pobyt opłaca Polska, a które w razie czego mogą się odwrócić przeciwko polskim władzom gdyby te spróbowały jakichś nieuzgodnionych działań,
- zaciągnięto kredyty na zakup uzbrojenia z USA i Koreii Południowej, które to uzbrojenie jest nie tylko dyskusyjnej wartości, nie tylko nie daje szans własnemu przemysłowi obronnemu, ale przede wszystkim zostanie dostarczone dopiero za około dwa lata, a więc kiedy będzie już po wszystkim,
- pogorszono relacje z Białorusią najpierw biorąc udział w próbie zamachu stanu i wywrócenia władzy Łukaszenki przez wsparcie organizacji „Majdanu” a następnie przez budowę płotu kiedy w ramach odwetu tamtejsze władze zaczęły napuszczać na tą granicę imigrantów.
Czy pominąłem coś istotnego?
Wszystko to miałoby być może jakiś sens, gdyby doszło do tryumfalnego zwycięstwa Ukrainy a w efekcie rozpadu Federacji Rosyjskiej. Być może – bo wtedy stalibyśmy wobec równie niewdzięcznej jak w tej chwili ale silnej Ukrainy. Jednak tylko kompletny idiota mógł wierzyć w realność takiego scenariusza, więc jeżeli ktoś chciałby rzeczywistą wiarą w zwycięstwo Ukrainy usprawiedliwiać naszych „decydentów” to obrażałby ich inteligencję.
W rzeczywistości więc ponieśliśmy koszty i nie dostaliśmy w zamian nic pozytywnego. Co więcej, koszty będziemy ponosić dalej i to zarówno bezpośrednie, ekonomiczne jak i pośrednie: polityczne, społeczne. Ukraińcy – co tu kryć – panoszą się w Polsce coraz bardziej a nowa władza będzie im nadskakiwać równie radośnie jak poprzednia. Zamiast programu polonizacji, nauki polskiego i dostosowania do naszej kultury będzie przeciwnie, uczenie ukraińskiego. Zamiast nakłaniania do pracy będą zasiłki.
To, co nas ratuje to to, iż większość Ukraińców, którzy uciekli do Polski to zwykli ludzie, którzy wcale nie chcą umierać za banderowskie hasła czy Zełeńskiego tylko po prostu w miarę spokojnie żyć. Szansa na ich asymilację jest wciąż duża – i dużo większa niż w przypadku obcych rasowo i kulturowo nachodźców, których sprowadziła sobie Europa Zachodnia.
Szansa te jednak zostanie najpewniej zmarnowania i to zupełnie niezależnie od tego czy dalej będzie oficjalnie zarządzać PiS czy PO z przyległościami.
Tu pojawia się teza o bezalternatywności, o tym, iż Rosja wyrządziła nam różne historyczne krzywdy i w związku z tym wszystko co przeciw Rosji jest automatycznie dobre dla Polski. Pomijając bezsens podchodzenia do polityki w taki sposób jak do relacji na placu zabaw można spojrzeć na przykład Węgier.
Węgry też mają doświadczenie walki z Rosją, w tym dużo świeższe niż my – brutalne stłumienie powstania z 1956 roku – a mimo to prowadziły przez cały czas trwania wojny na Ukrainie dużo lepszą politykę:
- nie otwarto granic i nie sprowadzono sobie milionów Ukraińców (jest ich tam raptem 53 tysiące),
- nie przekazywano żadnego sprzętu wojskowego zachowując neutralność,
- na każdym kroku grożąc blokadą akcesji do NATO, EU, blokując głosowania w EU nad kolejną pomocą dla Ukrainy itp. walczono o swój interes w tym o węgierską mniejszość na Ukrainie (traktowaną przez tamtejszy reżim jeszcze gorzej niż Polacy),
- zachowano kanały relacji dyplomatycznych z Rosją, minister spraw zagranicznych Węgier Péter Szijjártó wielokrotnie spotykał się z Ławrowem, zawsze w dobrej atmosferze (tu z 22 wrzenia),
- nie dopuszczono do żadnych incydentów wobec ambasadora Rosji na Węgrzech, nie prowadzono akcji niszczenia cmentarzy wojennych Armii Czerwonej (przeciwnie, odnawia się je, chowając na nich z szacunkiem szczątki żołnierzy wciąż odnajdywane np. przy pracach budowlanych),
- kontynuowano zakupy Rosyjski energonośników a także współpracę z ROSATOM – dzięki umiejętnemu wykorzystaniu sytuacji Rosja udzieliła Węgrom kredytu na większość kosztów budowy kolejnych dwóch bloków elektrowni w Paks. Dodajmy, iż elektrownia ta wybudowana w latach 70% już w tej chwili dostarcza ponad 50% prądu jakiego potrzebują Węgry.
W ostatnich dniach przy okazji wizyty w Pekinie Orban spotkał się z Putinem.
Polecam przeczytać co sobie przy okazji powiedzieli (oczywiście, w części oficjalnej).
Dodajmy, iż spotkanie się u Chińczyków nie tylko jest świetną zagrywką od strony dyplomatycznej (nie można zarzucić Orbanowi, iż pojechał do Moskwy lub – co gorsza – iż zaprosił Putina na Węgry podczas trwania „niczym nie sprowokowanej agresji”) ale też znacząco zwiększa szanse na to, iż służby USA nie dowiedzą się o czym mówiono poza częścią oficjalną, za zamkniętymi drzwiami.
A dodajmy, iż Węgry dbają też o relacje z Białorusią (właśnie wysłały tam ambasadora). Mają też świetne relacje gospodarcze z Chinami, trafiło tam wiele chińskich inwestycji (w tym takich, które początkowo Chińczycy chcieli umieścić w Polsce ale nie spotkało się to z ciepłym przyjęciem).
Jakie będą skutki tej polityki? Ano takie, iż kiedy USA wycofa się z regionu – czy w to w efekcie osłabnięcia czy to zmiany kierunków polityki Waszyngtonu w wyniku wewnętrznych rozgrywek – Węgry będą miały przez cały czas świetne relacje z Rosją, będą mogły sprzedawać na Rosyjski rynek i tak dalej. I nikt nie będzie miał do Węgier żadnych pretensji – ani Rosja ani Francja ani Niemcy. Tak od strony politycznej jak i od strony ekonomicznej zatem Węgry będą na wygranej pozycji. A o ile dojdzie do rozpadu Ukrainy możliwe jest choćby przyłączenie do Węgier odebranych im przez ZSRR i wcielonych do Ukraińskiej SSR terenów zamieszkałych przez Węgrów.
Jacyś tam ambasadorzy pod dyktando ambasadora USA mogą sobie wydawać jakieś oświadczenia (mam nadzieję, iż Polski ambasador nie brał w tym udziału – byłaby to hańba) ale nie mając na miejscu na Węgrzech jednostek US Army czy Bundeswehry nie są w stanie efektywnie nic z tym zrobić. Nie ma ich tam, bo rząd w Budapeszcie nie zabiegał o żadne „Fort Trump” ani nie zmienił żadnego ze swoich lotnisk w bazę logistyczną USA.
Jak widać można będąc małym krajem i pomimo przynależności do NATO i EU zachowywać własną, mądrą politykę. Boli, iż niestety Polska działa dokładnie odwrotnie.