Zrobiłem kolejne podejście do „Hearts of Iron”, tym razem na normalnym poziomie trudności. Przypomnę, iż gram nie po to, żeby wygrać, tylko żeby stworzyć alternatywną historię, w której zbrodnie Hitlera i Stalina są zminimalizowane.
W poprzedniej grze ZSRR zajął całą Finlandię, a Trzecia Rzesza Benelux i Bałkany, a więc prawdopodobnie doszło tam do strasznych rzeczy. Teraz prawie wszystkich udało mi się uratować.
Zacząłem standardowo. Punkt rozłączenia to 1 marca 1938, gdy zaatakowałem Litwę. Skapitulowała 16 marca, po czym natychmiast proklamowałem odrodzenie Rzeczpospolitej Obojga Narodów.
Na tej podstawie zaatakowałem Łotwę, która z mojego punktu widzenia była teraz zbuntowaną prowincją RON. Została przyłączona do macierzy 9 maja. Odtąd Polska miała szeroki dostęp do morza, od Rygi po Kłajpedę.
8 września ogłosiłem inaugurację Międzymorza, na razie składającego się z Polski i Estonii, zaraz dołączyła Rumunia, potem Jugosławia, miałem więc już sojusz trzech mórz.
Czechosłowacja biegła historycznym losem aż do 12 stycznia, gdy wybuchła tam wojna domowa, inspirowana przez polski wywiad. To wydaje mi się tak logiczne, iż jestem zdziwiony, iż rzeczywista historia poszła tak głupio. Przecież rozbiór monachijski powinien był skompromitować prozachodnich demokratów i zdestabilizować kraj? Czemu skorzytał z tego tylko ksiądz Tiso?
W świecie mojej gry skorzystali też monarchiści, proklamując Królestwo Bohemii, z tymczasową stolicą w Bratysławie. Tym razem nie poszło tak gładko, jak w poprzedniej grze – koegzystowali z „Wschodnią Słowacją” księdza Tiso (ze stolicą w Presovie).
Południową Słowację i Mukaczewo zajęli Węgrzy (tak jak historycznie). Bohemia dołączyła do Międzymorza i 29 kwietnia ruszyła ekspedycja karna całego sojuszu na Węgrów. Trzymali się jakoś dłużej niż poprzednio, skapitulowali dopiero 18 maja.
Proklamowałem marionetkowe Królestwo Węgierskie, oraz oddałem Królestwu Bohemii terytoria zrabowane trzy miesiące wcześniej. Ależ tam musieli mnie wyklinać stróże, przykręcający i odkręcający tabliczki na budynkach!
Los Węgrów sprawił, ze Grecy dołączyli do Międzymorza w zasadzie dobrowolnie i tylko Bulgaria miała „-200: they rather want Axis”. Zacząłem im grozić wojną, co było raczej blefem, bo gdy tylko zacząłem, Anglicy ogłosili swoje gwarancje.
Ten blef jednak wystarczył. Od razu im się zrobiło „+100: they feel threatened by us”. Co więcej, podobnie się poczuła Turcja. Dołączyła do Międzymorza w lipcu 1939, jako ostatni, ale niebywale istotny element układanki.
I tu moje pytanie dla komcionautów interesujących się rapierami: jak oceniacie realność takiego scenariusza? Z dość pobieżnego riserczu wywiodłem, iż neutralność Turcji w IIWŚ była wymuszona, tak naprawdę chcieli dołączyć do Osi, ale ulegali naciskom Aliantów.
*GDYBY* mogli dołączyć do wojny na względnie komfortowych warunkach, licząc np. na zdobycze terytorialne kosztem ZSRR czy Włochów, może by to zrobili? Ubolewam skądinąd, iż w HOI4 Turcja ma generyczne drzewo fokusów, bo przecież fascynująco by się grało Turcją z fokusem „odtworzenie imperium osmańskiego”.
W tej grze Turcy odwrócili losy ludzkości, więc podczas konferencji pokojowych sam im ze swoich punktów oddałem Krym, Kubań i Dodekanez. Zaczęło się 6 grudnia 1939, gdy hordy bolszewickie ruszyły na Polskę.
Jak zwykle, Estonia, Rumunia i Finlandia nie dołączyły początkowo do wojny. „-100, mają niebezpieczną granicę z wrogiem”. Dołączyła jednak Turcja, która w dodatku oddała mi kilkanaście swoich dywizji. Sojusznicy z AI czasem ci dają takie prezenty, czasem je potem odbierają (do dziś nie rozgryzłem reguł).
Sowieci byli tak samo zaskoczeni moją ofensywą na Kaukazie jak ja tym, iż ją w ogóle mogę prowadzić. Z marszu zająłem Tbilisi, Erewań i Batumi – praktycznie samymi tureckimi wojskami, wysyłając z Polski kawalerię i strzelców podhalańskich, a z Bałkanów Greków i Bułgarów, ale trochę to trwało, nim doszli.
Stalin w końcu ustabilizował front na Kaukazie. Jednak zrobił to osłabiając front europejski, zabierajac te jednostki, które dotąd nie brały udziału w walce – pilnujące granicy z Rumunią.
W związku z tym 22 grudnia 1940 Rumunia dołączyła do wojny, co polska prasa opisywała jako najwspanialszy prezent gwiazdkowy. Na podolskim trójstyku granic pojawił się trójkąt, w którym Rosjanie byli okrążeni jakby z trzech stron.
Ruszyłem tu do ofensywy. Niestety radzieckie AI też o tym wiedziało, iż to słaby punkt – i gwałtownie go umocnili. Przez całą zimę toczyła się tu krwawa bitwa, od której front ani drgnął.
Stalin zaczął jednak mieć problem przykrótkiej kołdry. W efekcie na drugim brzegu Dniestru pojawiła się luka.
17 maja 1940 ruszyłem do ofensywy tym, co tu miałem. Były to jakieś tyłowe jednostki rumuńskie (najbliższe jednostki doborowe ugrzęzły w podolskiej maszynce do mięsa).
Byłem tak zaskoczony tym, iż sforsowałem Dniestr, iż ufortyfikowałem ten pierwszy przyczółek. W ogóle trochę za dużo w tej grze fortyfikowałem, nieustannie obawiając się tej niszczącej kontrofensywy (która gdy już nadeszła, nie była aż taka niszcząca).
W 1940 Armia Czerwona ma „malus” (odwrotność bonusa) z powodu czystki oficerów. Jednostki mają minus ileś do organizacji, co w praktyce oznacza, iż możesz ich okrążać, a oni stoją na wyjściowych pozycjach i reagują z tygodniowym opóźnieniem.
Moja rumuńska ofensywa zaowocowała więc przyczółkiem na Bohu i okrążeniem kilkunastu dywizji na południe od Winnicy. Wprawdzie mieli zaopatrzenie z portu w Odessie, ale nieregularne, bo na Morzu Czarnym silną obecność miała sojusznicza flota turecko-bułgarsko-rumuńsko-grecka.
Żeby ustabilizować front krymski, Stalin odciągał dywizje z innych odcinków. W efekcie nagłą ofensywą zająłem Mińsk. Potem miałem kolejne przełamanie na trójstyku z Estonią.
To ciągle były pojedyncze dziurki we froncie, przez które przelewała się moja kawaleria i nieliczne czeskie i rumuńskie jednostki motorowe. Cóż, ofensywę robi się tym, co się ma.
Analizując zachowanie radzieckiej AI myślę, iż priorytetowo traktowała centralny odcinek frontu – blokując drogę na Moskwę. W istocie ostatnie radzieckie jednostki trzymające nieprzerwanie pozycje na przedwojennej granicy skapitulowały już po kapitulacji Leningradu i Stalingradu (wrzesień 1940).
Na Wołyniu udało im się choćby wtargnąć na polskie terytorium (już gdy byli okrążeni!). prawdopodobnie stoi tam dziś pomnik cywilnych ofiar Armii Czerwonej, wszystkich kilkunastu.
14 września 1940 na przesmyku kerczeńskim spotkały się Wołyńska Dywizja Kawalerii z armii „Kaukaz”, nacierająca od strony Soczi, i grecka XI Merarchia Pezikou z armii „Odessa”, nacierająca z Ukrainy. To już było załamanie frontu.
Kolejna ofensywa przybliżyła mnie do Moskwy. Stalin w ostatniej chwili zawrócił do stolicy dywizję kawalerii, ale ta już tylko bezskutecznie szturmowała miasto, zajęte niespodziewanie przez rumuńską Divizie 16 Infanterie, po której doszła jugosłowiańska 2 Konjicka Divizja.
Wprawdzie miałem w planach uroczyste wkroczenie Nowogródzką Dywizją Kawalerii i zatknięcie czerwono-biało-czerwonej flagi Rzeczpospolitej Obojga Narodów na Kremlu, ale jednak jako pierwsza zawisła flaga rumuńska, 16 listopada 1940. Skrin na górze pokazuje sytuację na froncie w tym momencie (zielone: wygrywam, czerwone: przegrywam).
Już z poprzednich gier wiedziałem, iż Rosja kapituluje dopiero gdy wróg przekroczy linię Uralu. To nastąpiło 28 stycznia 1941.
W traktacie pokojowym nakazałem wyzwolenie „Free State of St. George” (Gruzji), Chanatu Kazachskiego itd. – czego więcej nie zrobię, bo Rosja odtwarza swoją armię i jako posłuszna marionetka oddaje ją Polsce pod komendę, a te wszystkie Tadżykistany nie.
Nadszedł czas na odzyskanie Gdańska. Od sierpnia Włosi grozili Grecji wojną, zgodnie z historycznym fokusem. W lutym ją wypowiedzieli.
To było głupie z ich strony, bo póki co druga wojna światowa szła pańswom Osi tak sobie. Zaczęła się w październiku 1939 od niemieckiego ataku na Luksemburg.
W efekcie Alianci wypowiedzieli wojnę Niemcom. Początkowo była to „drole de guerre”. Gdy Niemcy wreszcie ruszyli do ofensywy, zajęli cały prawy brzeg Renu, ale to wszystko. Front włosko-francuski też ugrzązł w Alpach.
Zaatakowana Grecja wezwała na pomoc sojuszników z Międzymorza. W poprzedniej grze w tej sytuacji zrobiłem coś paskudnego – wyrzuciłem Grecję i Jugosławię z sojuszu, żeby zachować neutralność z Niemcami, bo miałem zbyt ciężką sytuację na froncie wschodnim.
Teraz najpierw dołączyła Turcja i razem z Grecją odbili Dodekanez (historycznie Niemcy i Włosi siedzieli tam do końca wojny). Ja dołączyłem jako ostatni 1 marca 1941, bo ciągle nie czulem się gotowy – nie miałem np. jeszcze wojsk pancernych z prawdziwego zdarzenia, tylko trzy brygady czołgów lekkich i to w większości przestarzałych: głównie zdobyczne radzieckie BT, Vickersy z Lend Lease i 7TP.
Te trzy brygady, razem z innymi doborowymi jednostkami, skoncentrowałem w dowodzonej przez Andersa armii „Gdańsk”, której jedynym zadaniem był rajd do ujścia Wisły. Udało się połowicznie – Niemcy utrzymali Bydgoszcz, ale stracili Toruń, więc zająłem tylko prawy brzeg.
To wystarczyło, żeby odciąć Prusy Wschodnie od adekwatnej Rzeszy. Trzymali tam mnóstwo wojska, ruszyli choćby do ofensywy, zajęli Suwałki, Białystok i Kłajpedę – ale gwałtownie na ikonkach ich jednostek pojawiły się czaszki oznaczające, iż mają tu problem za zaopatrzeniem.
Po trwających do maja 1941 zaciętych walkach udało mi się tę armię zlikwidować. Tymczasem Niemcy ruszyli do ofensywy na całym froncie.
Przed wojną zdążyłem wybudować linię elementarnych (level 1) fortyfikacji na prawie całym froncie, ale teraz prawie całą linię straciłem. Poznań zrobił się miastem otoczonym z trzech stron, utrzymywanym tylko przez „drogę życia” do Swarzędza.
16 czerwca 1941 Turcy uratowali wojnę. Niespodziewanie wysadzili dwa desanty na Bałtyku, zajmując wybrzeże Strzałów-Szczecin i Koszalin-Gdańsk.
Wyobrażacie sobie tą scenę – wkroczenie Turków do Gdyni, czytających z kartki fonetycznie zapisane „Polacy, przybywamy was wyzwolić?”. Widząc to, uruchomiłem kolejną desperacką ofensywę z drugiego brzegu Wisły i dwa dni później do Gdańska wjechał generał Anders na czołgu 7TP wz 41. W tym alternatywnym świecie do dziś ta rocznica jest celebrowana przez wielkie święto przyjaźni polsko-tureckiej w Trójmieście.
Niemcy dalej jednak siedzieli w Tczewie i Kołobrzegu. Nie udało mi się przebić do Szczecina. Desperacką ofensywą zająłem Rostock, ale to już wszystko.
Turcy zaskoczyli tym desantem Niemców tak jak mnie, próbowali choćby z marszu zająć Berlin, ale „kontratak Steinera przywrócił wszystko do normy”. Front się ustabilizował, tworząc trójkątną eksklawę, obejmującą wybrzeże Rostock-Szczecin, na lądzie sięgającą do Neubrandenburg.
Zaczął się ogólny pat – nikt nie był w stanie przełamać frontu. Zakończyli go znowu Turcy, wysadzając w listopadzie desant,tym razem na Hamburg.
Te desanty brzmią ahistorycznie, ale przypominam, iż po wygranej kampanii na froncie wschodnim turecka armia była już dobrze wyszkolona. A te wojska nie płynęły z Bosforu, tylko dojechały pociągiem do Leningradu i Hawru (wraz z Aliantami udostępnialiśmy sobie nawzajem prawo przemarszu).
Teraz Niemcy mieli problem z przykrótką kołdrą. Przebiłem się do Szczecina, okrązyłem dywizje w Lubuskiem, a 2 stycznia do Berlina wjechała rosyjska dywizja „Sibirskaya Mekhanozovana”.
III Rzesza skapitulowała 20 czerwca 1942, zostawiając osamotnione Włochy, które walczyły do 18 lipca. Rezultat konferencji pokojowej w Wiedniu widać na drugim obrazku.
Jedyne zbrodnie II wojny światowej, których nie udało mi się uniknąć, to zbrodnie japońskie – ale Polska nic na to nie może poradzić. Jestem świadom tureckich zrodni dokonywanych na Ormianach i Grekach w latach 1914-1923, ale myślę, iż w tym scenariuszu świadomość wspólnego zagrożenia ze strony bolszewików jednoczyła narody Międzymorza.
Zapewne podczas ofensywy kaukaskiej dochodziło do aktów zemsty i samosądu. Wyobrażam sobie, iż ludność cywilna uciekała w różnych kierunkach, chcąc być (lub nie być) tam, gdzie wkraczają dywizje tureckie, polskie albo greckie.
Skoro Hitlera obaliłem dopiero latem 1942, na pewno miały miejsce masakry Żydów w Trzeciej Rzeszy i Protektoracie Czech i Moraw. Anna Frank jednak ocalała.
Ogólne straty Polaków w obu tych wojnach to ok. 300 tysięcy żołnierzy (ale gra nie oddziela rannych od zmarłych – po prostu podaje ubytek „manpower”). Cywilów zginęło maks tysiąc. Ani ZSRR, ani III Rzesza nie miały warunków do bombardowania miast (niepotrzebnie wybudowałem wszędzie baterie p-lot, a choćby stację radarową w Warszawie).
W kolejnym podejściu wiele rzeczy rozegrałbym inaczej. Niepotrzebnie budowałem tyle fortyfikacji, zamiast tego powinienem budować fabryki. Za gwałtownie też próbowałem swoje jednostki przenieść do „40 width” – do końca wojny większość miała to tylko w teorii, w praktyce miałem ciągle za mało artylerii, mimo hojnych Lend Lease.
Ze swoim potencjałem przemysłowym Polska jest chyba skazana na walkę dwudziestkami, i to takimi low-tech (kawaleria, nie czołgi). I to są moje wnioski do następnej gry, może już z ironmanem…