
Rosyjscy urzędnicy nie do końca rozumieją taktykę negocjacyjną Trumpa, twierdzą źródła Bloomberga, a jego krytyka ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego przeszła ich najśmielsze oczekiwania.
Obiecując zakończenie wojny w ciągu 24 godzin, Trump przeprowadził rozmowę telefoniczną z Władimirem Putinem trzy tygodnie po swojej inauguracji, a tydzień później delegacje Rosji i USA spotkały się w Arabii Saudyjskiej bez udziału Ukrainy. Rozmowy zaowocowały decyzją o przywróceniu działalności ambasad i rozpoczęciu konsultacji w sprawach wzajemnie „drażliwych”. Sekretarz skarbu USA Scott Bessent zapowiedział też możliwość złagodzenia sankcji, w zależności od stanowiska Moskwy.
Tymczasem sam Trump niemal dosłownie powtarza narrację kremlowskiej propagandy. Oskarżył Zełenskiego o rozpoczęcie wojny w Ukrainie i nazwał go „dyktatorem bez wyborów” z poparciem na poziomie 4 proc., 14 razy niższym niż wynika to z danych Kijowskiego Instytutu Socjologii (57 proc. w lutym). Amerykańscy dyplomaci sprzeciwili się też nazwaniu Rosji „agresorem” w deklaracji G7 i nie poparli rezolucji ONZ potępiającej rosyjską inwazję w trzecią rocznicę wojny.
Chociaż Moskwa jest zaskoczona zachowaniem Trumpa, Kreml spodziewa się, iż po zakończeniu konfliktu uda mu się wyciągnąć jak najwięcej z każdej umowy, twierdzi źródło Bloomberga.
Według The Moscow Times Rosja chciałaby złagodzenia sankcji i odmrożenia 6 mld dol. (24 mld zł) w aktywach państwowych zablokowanych w USA. Putin chce również utrwalenia neutralnego statusu Ukrainy, zmiany władzy w Kijowie, redukcji ukraińskiej armii i uznania aneksji Krymu i czterech okupowanych regionów.