Słowacy, podobnie jak Polacy, od pierwszych godzin wojny w Ukrainie wyciągnęli pomocną dłoń do uciekających przed wojenną pożogą Ukraińców. Jeszcze do niedawna Słowacja była jednym z krajów, który wysłał Ukrainie najwięcej pomocy humanitarnej i militarnej w przeliczeniu na jednego obywatela. Sytuacja zmieniła się diametralnie po wyborach parlamentarnych wygranych jesienią przez Smer.
Stop wojnie pomocy!
Już podczas kampanii wyborczej Fico zapowiadał, iż jeżeli wygra, żaden nabój nie zostanie przekazany Ukrainie, a Słowacja ograniczy się do pomocy humanitarnej. Jednocześnie wzywał do radykalnej zmiany polityki i powiedział, iż zamiast wysyłać więcej broni, UE powinna pomóc w negocjowaniu porozumienia pokojowego. Ponadto od samego początku wojny powtarza, iż to konflikt między USA a Rosją, więc Słowacji nic do tego.
Już w listopadzie okazało się, iż Fico miał na myśli tylko darmową pomoc militarną dla Ukrainy, bo Słowacja dalej sprzedaje jej amunicję i sprzęt wojskowy. Okazuje się, iż słowacki premier nie ma nic przeciwko komercyjnym dostawom. „Komercyjnie niech sobie na broni zarabia ktokolwiek, ile tylko chce” – dodał. Zupełnym zbiegiem okoliczności swoje interesy w firmach produkujących broń ma obecny minister obrony Robert Kaliňá, który na dodatek kilka dni temu przesłał państwowym i półpaństwowym firmom zbrojeniowym 100 milionów euro. Część tej sumy przypadła spółce, z którą Kaliňák robił interesy po odejściu z rządu po śmierci Jána Kuciaka.
Mimo zmiany w podejściu do Ukrainy, na Słowacji kontynuowana jest także naprawa ukraińskiego sprzętu wojskowego.
Fico is back
25 lutego 2022 roku, czyli na początku wojny w Ukrainie, Smer wraz z całym parlamentem zagłosował za deklaracją potępiającą niesprowokowaną i nieuzasadnioną agresję Rosji na Ukrainę. Robert Fico zgodził się wtedy, iż „agresja wojskowa Rosji przeciwko Ukrainie –niepodległemu i suwerennemu państwu – jest rażącym naruszeniem prawa międzynarodowego”.
Dziś pośrednio i bezpośrednio usprawiedliwia tę agresję, korzystając z argumentów rodem z Kremla. „Wojna w Ukrainie nie rozpoczęła się rok temu, tylko w 2014 roku, kiedy ukraińscy naziści i faszyści zaczęli zabijać rosyjskich obywateli w Donbasie i Ługańsku” – powiedział po wygranych wyborach w 2023 roku.
Kilka dni temu Fico, twórca najbardziej skorumpowanego rządu w dziejach Słowacji, oskarżył Ukrainę o to, iż jest „najbardziej skorumpowanym państwem świata”. Przemilczał jednak to, iż według rankingu postrzegania korupcji Rosja znajduje się znacznie wyżej.
Ponadto stwierdził, iż Ukraina nie jest suwerenna i niezależna, bo „od 2014 roku znajduje się pod wpływem i kontrolą USA”. Przed spotkaniem z ukraińskim premierem, Denysem Szmyhalem, Fico zapowiedział w audycji radiowej: „Powiem mu, iż jestem przeciwny członkostwu Ukrainy w NATO, iż będę to blokował, bo to tylko podstawa do trzeciej wojny światowej.”
Powtórzył również, iż według niego nie ma militarnego rozwiązania tego konfliktu. Dawał jasno do zrozumienia, iż lepiej byłoby, gdyby Ukraina pozostała w rosyjskiej strefie wpływów, po czym zasugerował, iż powinna oddać część swojego terytorium. „Musi dojść do jakiegoś kompromisu, który będzie bardzo bolesny dla obu stron” – powiedział. Nie doprecyzował jednak, jak takie rozwiązanie miałoby zaboleć Rosję. „A na co oni czekają? Że Rosjanie opuszczą Krym, Donbas i Ługańsk? To nierealne”– dodał.
Słowacka opozycja zaczęła pytać, co będzie, gdy Rosjanie obiorą Słowację na kolejny cel. Którą część terytorium kraju premier będzie chciał im oddać? Koszyce, czy od razu cały kraj? „Ludzie tacy jak my, tuż za naszymi granicami, od dwóch lat zmagają się z niesamowitym cierpieniem. Morderstwa, gwałty, palenie całych miast. Wszystko tylko dlatego, iż jako suwerenny kraj pokazali, iż chcą żyć w Unii Europejskiej. Wstydzę się za takiego premiera, któremu brakuje podstawowej ludzkiej empatii i geopolitycznego kompasu” – powiedział przewodniczący PS Michal Šimečka.
W domu tygrys, za granicą kotek
Początkowo spotkanie ze Szmyhalem miało się odbyć bezpośrednio na granicy słowacko-ukraińskiej. Następnie przeniesiono je do pierwszego miasta po stronie ukraińskiej – Użhorodu. Fico najpierw twierdził, iż to bardzo praktyczne rozwiązanie. Ale gdy spotykał się z władzami Czech czy Węgier, nie organizował spotkań w Brzecławiu czy Rajce, tylko pojechał do Pragi i Budapesztu.
Gdy z ust dziennikarzy padło pytanie, czy nie boi się jechać do atakowanego Kijowa, by spotkać się z Zełeńskim, odpowiedział ze wściekłością: „Wy naprawdę myślicie, iż w Kijowie jest wojna? Mam nadzieję, iż sobie teraz żartujecie. Tam jest absolutnie normalne życie”. Ale do Kijowa nie pojechał.
Spotkanie Ficy z ukraińskim premierem odbyło się bez obecności mediów, ponoć ze względów bezpieczeństwa. Rozmowy trwały ponad dwie godziny, a o tym, czego dotyczyły, wiemy tylko z oświadczeń obu stron.
„Pomimo pewnych różnic zdań, zamierzamy rozwijać wraz ze słowackim rządem politykę «nowego pragmatyzmu», która przyniesie korzyści obu krajom. Jestem pewien, iż dzisiejsze spotkanie ze słowackim premierem otworzy nową kartę w naszych relacjach” – powiedział Szmyhal. Dodał, iż on i Fico osiągnęli kilka porozumień. Słowacja będzie wspierać aspiracje Ukrainy do członkostwa w Unii Europejskiej i nie będzie blokować pomocy UE dla Kijowa w wysokości 50 miliardów euro.
Premierzy obu państw podpisali wspólną deklarację, mającą na celu wzmocnienie stosunków bilateralnych, opartych na wzajemnym zaufaniu i szacunku. Potwierdzili tym samym dalszą współpracę na rzecz poszanowania integralności terytorialnej i suwerenności Ukrainy w jej międzynarodowo uznanych granicach.
Liczą się czyny, nie słowa
Robert Fico krzyczy do dziennikarzy w czasie rosyjskiego bombardowania Kijowa, iż w ukraińskiej stolicy nie ma wojny. Następnego dnia negocjuje z ukraińskim premierem Denysem Szmyhalem i udaje, iż jest odpowiedzialnym i konstruktywnym przywódcą.
Taka podwójna gra to sprawdzone działanie Ficy. W przeszłości ostrzegał Słowaków przed napływem migrantów – gwałcicieli i złodziei, a w Brukseli mówił, iż Słowacja jest i dalej chce być jądrem UE.
Tego samego dnia, gdy Fico był w Ukrainie, były słowacki premier, a dziś przewodniczący Rady Narodowej i koalicjant SMER-u Peter Pellegrini był w Brukseli. Zapytany o wypowiedź Ficy zaczął bagatelizować sprawę: „Myślę, iż miał na myśli nie to, iż w Ukrainie nie ma wojny, ale iż w stolicy bezpośrednio nie toczy się operacja wojskowa. Oczywiście tu i ówdzie mogą mieć miejsce naloty” – powiedział szef słowackiego parlamentu w Brukseli.
„Każdy ma swój język. Język premiera jest nieco ostrzejszy w kwestiach zagranicznych, taki jest jego styl. Ale ważne jest to, iż część z tego to polityka, a część to rzeczywistość. Zawsze ważne jest, by oceniać Republikę Słowacką na podstawie tego, co faktycznie się dzieje i jest robione, a nie na podstawie tego, co czasami się mówi” – podsumował Pellegrini.
Fico już znalazł winnych całego tego napięcia i konfliktu na linii Bratysława-Kijów. Oczywiście nie jest winny on i jego język, ale słowackie media, które „są doskonałe w oddzielaniu ziarna od plew, a następnie w publikowaniu samych plew”.
W tym samym czasie gwiazda dezinfosceny, ministerka kultury Martina Šimkovičová, odnowiła współpracę kulturalną między Słowacją a Rosja i Białorusią. prawdopodobnie temu też winni są dziennikarze.
**
Finansowane przez Unię Europejską. Wyrażone opinie są opiniami autorów i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy Unii Europejskiej lub Dyrekcji Generalnej ds. Sieci Komunikacyjnych, Treści i Technologii. Ani Unia Europejska, ani organ przyznający finansowanie nie ponoszą za nie odpowiedzialności.