Dlaczego Władimir Putin zaatakował zbrojnie Ukrainę? Najprawdopodobniej doszedł do wniosku, iż musi skorzystać z ostatecznej dla siebie szansy na przetrwanie. A przetrwanie Putina to zachowanie wpływów na Ukrainie, których zachód od dawna starał się go pozbawić. W tym wypadku decyzja Putina wiąże się z ogromnymi konsekwencjami zarówno dla Ukrainy, jak i dla niego samego.
Jeśli Władimir Putin zdecydował się na ten ostateczny krok, bo przecież dalej niż do wywołania wojny posunąć się już nie może, oznacza to, że jest w wielkiej desperacji, przyciśnięty na tyle mocno, iż stracił oddech. Zachował się jak dzikie zwierze złapane we wnyki, które, aby się uwolnić, jest gotowe odgryźć sobie nogę. Nie jest to oczywiście żadne usprawiedliwienie dla jego poczynań, choć trzeba jednoznacznie stwierdzić, iż Rosja już dawno przegrała wyścig ze światem cywilizowanym. Od lat nie jest w stanie w sposób powszechnie akceptowany prowadzić polityki, czy kreować gospodarki. Świat zachodni na tyle uciekł Rosji, iż ta przestała za nim nadążać i posunęła się do kroku tragicznego w skutkach.
Mylą się ci wszyscy, którzy uważają, iż Putin sam podjął decyzję o rozpoczęciu wojny. Otóż symbolicznie – owszem, jednak w tle pozostaje cały system państwa, który jest w tym wypadku decydujący. Istotnym jego elementem są wojskowi, a wiemy przecież, iż rosyjscy generałowie od dawna parli do wojny, grożąc buntem. Poza tym nie bez znaczenia pozostają imperialne dążenia osadzone głęboko w rosyjskiej mentalności, wszak rosyjska dusza zawsze była i będzie wielkomocarstwowa i każda próba odbudowy Związku Radzieckiego jest tym, na co zdecydowana większość Rosjan czeka. Niektórzy mówią to otwarcie, inni tylko o tym myślą, ale takie dążenia ma znakomita większość obywateli. I tu prezydent Putin doskonale wpisał się w oczekiwania swoich rodaków.
Co będzie dalej?
Rosja od dawna nie jest już światowym mocarstwem i jest to wiedza powszechna. Ze swoim specyficznym i zupełnie obcym cywilizacji zachodniej modelem funkcjonowania, nie wytrzymała wyścigu z tymże zachodem i pozostała z tyłu. Będąc od dawna w defensywie, sukcesywnie spychana coraz dalej na wschód poprzez przesuwające się granice NATO i Unii Europejskiej, nie dając rady skutecznie prowadzić polityki zagranicznej metodami przyjętymi przez zachodni świat, mogła albo się na to godzić, tracąc kolejne obszary wpływów, albo zareagować desperackim atakiem. Stało się niestety to drugie. Na Kremlu zdecydowano się na krok ostateczny, szalony, nieakceptowalny, wykluczający z grona partnerów, z którymi można prowadzić jakiekolwiek dyskusje. Ale czy na pewno?
Putin przejdzie do historii jako zbrodniarz wojenny, jako satrapa, który nie jest gotowy do funkcjonowania w warunkach cywilizacji zachodniej, demokratycznej. Tymczasem świat odda Ukrainę nie chcąc ryzykować interesów z Rosją, których jest na tyle dużo, są na tyle głęboko ulokowane w systemach poszczególnych państw współpracujących, iż rezygnacja z nich jest wręcz niemożliwa.
Ucierpią jak zawsze zwykli, niewinni obywatele, którzy po prostu chcą normalnie żyć. Putin dla świata będzie zbrodniarzem, z którym jednak warto robić interesy, bo ekonomicznie się to po prostu opłaca. Z kolei dla Rosjan ma szansę być prawdziwym bohaterem, na miarę Stalina, który wygrał wojnę, zbudował wielki ZSRR i do dziś pozostaje obiektem kultu.
Symptomatyczna jest reakcja świata na to, co stało się na Ukrainie. Otóż największe europejskie kraje do tej pory nie zrobiły nic poza wydaniem oświadczeń i rozmowami o ewentualnych symbolicznych sankcjach. Uczyniono dokładnie to samo, co po wybuchu II wojny światowej zrobiono w sprawie Polski. Wówczas także była deklaracja sprzeciwu i wyrazy potępienia. Nic poza tym. Czasy się zmieniają, jednak mechanizmy pozostają niezmienne – o tym trzeba po prostu wiedzieć. Zauważmy, iż ze strony Niemiec, Włoch, Węgier i Cypru, nie przez przypadek pojawił się sprzeciw wobec wykluczenia Rosji z bankowej strefy SWIFT! A zatem interesy ważniejsze niż Ukraina, niż zdrowie i życie obywateli tego kraju. Rosja pozostanie bezkarna, bo przecież doskonale wiemy i wie to także jej przywódca, iż ewentualne proponowane sankcje nie są dla niego żadnym problemem. A interesy z Rosją w dalszym ciągu będą prowadzone, może choćby jeszcze intensywniej, niż przed wybuchem wojny.