Putin popełnił błąd i obudził zbrojeniową potęgę. Fabryki rosną jak grzyby po deszczu. Liczby robią wrażenie

news.5v.pl 5 godzin temu

Podczas gdy gospodarka wojenna Putina zaczyna łapać zadyszkę, Europa dopiero się rozkręca. Przemysł zbrojeniowy, który przez dziesięciolecia pozostawał w stanie uśpienia, musiał zostać wyrwany z letargu miliardowymi zamówieniami. Norweski koncern Kongsberg otworzył fabrykę rakiet, Nammo znacznie rozbudował swoją działalność w Finlandii, a BAE Systems w Anglii zwiększył produkcję granatów szesnastokrotnie. Do 2027 r. UE ma wydać 100 mld euro (ok. 426 mld 640 mln zł, licząc po obecnym kursie wymiany walutowej) na zbrojenia.

Kontynent pokoju zaczyna zmieniać się w producenta broni. Po latach wahania Europejczycy wykazują determinację i jasno dają do zrozumienia, iż nie chcą już dłużej polegać na Stanach Zjednoczonych. Czy się to komuś podoba, czy nie — w Europie powstają właśnie jedne z największych zakładów zbrojeniowych na świecie.

Europa zbroi się jak nigdy dotąd, a europejski przemysł zbrojeniowy budzi się do życia — powstają nowe fabryki broni, miliardy inwestowane są w amunicję i rakiety.

Dobrym przykładem jest zakład położony w samym środku wrzosowisk Lueneburger Heide. W Unterluess, w niemieckiej Dolnej Saksonii, koncern zbrojeniowy Rheinmetall otworzył w właśnie „największą fabrykę amunicji w Europie, jeżeli nie na świecie”.

Zakład położony jest na 60 km kw. Za ogrodzonym terenem już w 1899 r. testowano działa. Teraz z taśmy produkcyjnej znów zjeżdżają granaty — i to w ogromnych ilościach.

Czas nie mógł być bardziej symboliczny. Podczas gdy dwa tygodnie temu podczas szczytu Donald Trump i Władimir Putin nie sformułowali żadnych gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, Europa pokazuje, iż zakasała rękawy.


Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Jednak Europejczycy nie byli jeszcze do niedawna tak zdeterminowani. Powodem rozpoczęcia wyścigu zbrojeń z Rosją była oczywiście inwazja na Ukrainę w 2022 r., która brutalnie uświadomiła Europie, iż pokój nie jest czymś oczywistym. Mimo to Europejczycy przez wiele miesięcy blokowali dostawy czołgów, rakiet i amunicji. Jednak niechęć USA do udzielenia jasnych gwarancji bezpieczeństwa Ukrainie tylko dodatkowo przyspieszyła europejski kurs na zbrojenia.

Już w czerwcu NATO porzuciło swój stary cel wydatków zbrojeniowych na poziomie dwóch proc. Produktu Krajowego Brutto (PKB). W przyszłości państwa członkowskie mają inwestować pięć procent swojego PKB w obronność — to zmiana paradygmatu. Jeszcze kilka lat temu zbrojenia były uważane za polityczny strzał w kolano, dziś są postrzegane jako środek niezbędny do zapewnienia bezpieczeństwa kontynentowi.

W ramach programu UE ASAP („Act in Support of Ammunition Production”) pół mld euro (ponad 2 mld 100 mln zł) zostanie przeznaczone na rozbudowę produkcji amunicji. Według danych UE w latach 2021–2024. wydatki państw członkowskich na obronność wzrosły o ponad 30 proc.

Koniec z czekaniem na Amerykę

Najbardziej widocznym symbolem zmiany epoki jest w tej chwili fabryka w Unterluess. Już w tym roku ma tam zostać wyprodukowanych 25 tys. pocisków artyleryjskich o standardowym dla NATO kalibrze 155 mm, a od 2027 r. choćby 350 tys. rocznie.

Dla porównania: odpowiada to mniej więcej połowie liczby, którą Rheinmetall produkuje w tej chwili rocznie w całej Europie. Szef Rheinmetall, Armin Papperger, podczas otwarcia zakładu jasno określił kierunek rozwoju: „nowa fabryka jest symbolem tego, iż działamy”. I już myśli dalej — o Litwie, Wielkiej Brytanii, a choćby samej Ukrainie, gdzie w przyszłości ma odbywać się produkcja. Unterluess to tylko wierzchołek góry lodowej.

Bojowy wóz piechoty Puma w fabryce broni koncernu zbrojeniowego Rheinmetall (zdj. ilustracyjne)Fabian Bimmer – Pool/Getty Images / Getty Images

Planowany jest ponadto kolejny unijny program wart miliardy — tym razem dotyczący rakiet, dronów i systemów obrony powietrznej. Jeszcze kilka lat temu takie działania były nie do pomyślenia. Dziś są rzeczywistością, ponieważ ofensywa Putina w Ukrainie pokazuje, iż tylko ten, kto ma artylerię i rakiety, może przetrwać.

Jednocześnie europejskie kraje zbliżają się do siebie również pod względem politycznym. W środę, 26 sierpnia, ministrowie spraw zagranicznych UE spotkali się w Kopenhadze — wykazując rzadką jedność. Ton spotkania był jasny: Europa nie może już polegać na tym, iż Waszyngton wszystko załatwi.

Europejczycy pokazali, iż potrafią działać wspólnie. Wraz z Wołodymyrem Zełenskim pojawili się w Waszyngtonie. Przesłanie było jednoznaczne: Europa nie będzie już czekać, aż Stany Zjednoczone otworzą parasol ochronny. Kontynent buduje swój własny.

Idź do oryginalnego materiału