Jemeńczyk w ciemnym garniturze trzyma na ręku kilkuletniego chłopca w świątecznej czapce z uszami. W tle skromna, sztuczna choinka. Ojciec i syn patrzą prosto w obiektyw. Ani cienia uśmiechu. Jakby przeczuwali, iż kolejnych świąt razem – ani w Moskwie, ani gdziekolwiek indziej – nie będzie.
Ahmad al-Sahmi to trzeci Jemeńczyk, który zginął na froncie w Ukrainie. Trzeci, o którym wiemy. Jeden z bardzo nielicznych, którzy świadomie zdecydowali się wstąpić do rosyjskiego wojska. Setki rodaków Ahmada, którzy trafili na front, robią wszystko, by wrócić do domu. Podpisali dokumenty, których treści nie znali – były po rosyjsku.
Wymarzona praca w Rosji
Ahmad znał rosyjski. Do 2017 roku pracował w jemeńskiej ambasadzie w Moskwie. Gdy został zwolniony, przyjmował każdą pracę – m.in. jako robotnik budowlany – żeby utrzymać swoje dwie rodziny. Niedawno otrzymał rosyjskie obywatelstwo. Gdy zginął na początku czerwca 2024 roku, rosyjska żona powiadomiła o tym jemeńską rodzinę męża.
Zanim trafią do Rosji – a potem na front w Ukrainie – młodzi Jemeńczycy słyszą, iż dostaną 2,5 tysiąca dolarów miesięcznie plus 10 tysięcy dolarów premii, do tego szansę na rosyjskie obywatelstwo. To przyprawia o zawrót głowy. Miliony Jemeńczyków muszą przeżyć za dwa dolary dziennie. W 30-milionowym kraju ponad 20 milionów ludzi pilnie potrzebuje pomocy humanitarnej – żywnościowej lub medycznej. zwykle obu jednocześnie.
Słyszą, iż jest szansa na pracę w Rosji – w ochronie lub w fabryce dronów. Nie trzeba mieć żadnych kwalifikacji. Wszystko będzie zorganizowane: wizy, transport, dokumenty. Transport i dokumenty rzeczywiście są. Jemeńczycy sprawnie trafiają do Moskwy. Tu pojawia się kontrakt w języku rosyjskim. Trzeba gwałtownie podpisać. Człowiek z AK-47 zachęca do pośpiechu. Czasem odda parę strzałów w powietrze – dla wzmocnienia przekazu.
Znika praca w ochronie czy rosyjskiej fabryce dronów. Jest Południowy Obszar Wojskowy Rosji – według terminologii Kremla – czyli Ukraina. Miesiąc szkolenia. Żołd między 185 a 232 dolarów miesięcznie. Krótki kurs obchodzenia się z obronią. Żadnego wyposażenia ani odzieży. To temperatury i warunki nieznane Jemeńczykom. Jest szansa na ubieganie się o rosyjskie obywatelstwo – po rocznym, udokumentowanym pobycie na froncie w Ukrainie w ramach „specjalnej operacji wojskowej”. Można ubiegać się o obywatelstwo nie tylko dla siebie, ale także dla żony, rodziców i dzieci. Taki dekret 4 stycznia 2023 roku podpisał Władimir Putin.
Rosja potrzebuje rekrutów. Masowej mobilizacji ogłosić raczej nie może. Według najnowszych danych „The Economist” od lutego 2022 roku do 19 listopada 2024 roku zginęło co najmniej 120 tysięcy rosyjskich wojskowych, ponad 728 tysięcy zostało rannych (to 2 proc. rosyjskich mężczyzn poniżej 50. roku życia). Są już rekruci z Indii i Nepalu, ponad 12 tysięcy Koreańczyków z Północy. Jemen jest wyjątkowo łatwy pod względem rekrutacji – ze względu na skalę ubóstwa i desperacji po latach wojny wewnętrznej.
Ani wojny, ani pokoju, ani państwa
Rebelianci Huti wywodzą się z północnej, górzystej prowincji Sa’ada. We wrześniu 2014 roku zajęli stolicę kraju – Sanę. Rząd schronił się na południu, w Adenie. Huti kontynuowali marsz na południe. Na początku 2015 roku rząd poprosił Arabię Saudyjską o pomoc. Sprawnie zmontowana koalicja w nocy z 25 na 26 marca rozpoczęła bombardowanie Jemenu. Miało być gwałtownie i sprawnie. Huti nie tylko przetrwali ponad 25 tysięcy nalotów, ale zajęli kolejne połacie kraju. Siedem lat później – 2 kwietnia 2022 roku – podpisano porozumienie o zawieszeniu broni. Teraz nie ma ani wojny, ani pokoju. Nie ma też państwa.
Uznawany przez społeczność międzynarodową rząd Jemenu teoretycznie przebywa w Adenie – a tak naprawdę w Rijadzie, w hotelu Ritz Carlton. Huti kontrolują mniejsze (niż rząd) tereny, na których jednak mieszka prawie trzy czwarte ludności. Dwa banki centralne zwalczają się nawzajem. W jednym kraju obowiązują różne kursy walut. W Sanie za dolara płacimy około 500 riali (YER), w Adenie około 2 tysięcy.
Ponad 4,5 miliona wewnętrznych uchodźców. Tyle samo dzieci poza szkołą. Nauczyciele na terenach będących pod panowaniem Hutich od końca 2016 roku nie otrzymują wynagrodzeń. Niewyobrażalne ubóstwo i głód. To idealne warunki do prowadzenia wojskowej rekrutacji.
Rebelianci Huti mają niezwykle wysoką tolerancję dla ofiar w ludziach. Ktoś ginie w słusznej sprawie – zostaje pochowany jako męczennik. Na cmentarz można wozić zwerbowane dzieci, pokazywać im wzory do naśladowania. Właśnie taki szkolny autobus zbombardowali Amerykanie w 2018 roku. Zginęło 44 chłopców.
Werbować można w kraju albo w sąsiednim Omanie, gdzie wielu Jemeńczyków pracuje na budowach czy w usługach za kilka dolarów dziennie. Salala to prężny port, jeden z najważniejszych na Półwyspie Arabskim. Obsługuje handel między Bliskim Wschodem, Afryką i Azją. Leży tylko 150 km od jemeńskiej granicy. Zakaz przekraczania granicy lądowej dotyczy tylko cudzoziemców.
Huti – idealny partner dla Rosji
Inna sprawa, iż niespełna trzystukilometrowa granica między krajami nie należy do najbardziej szczelnych. Zarejestrowana w Salali firma handlowa Al Jabri General Trading & Investment Co, należąca do prominentnego polityka ruchu Huti, jest ważnym ogniwem całej siatki werbunkowej, ale nie jedynym. Abdulwali Abdo Hassan al-Jabri działa razem z bratem Abdulem Wahidem, istotną postacią w administracji prowincji Taiz. Samo miasto Taiz, oblężone od prawie dziewięciu lat, ze snajperami Huti na dachach, jest znakomitym miejscem do werbunku.
Jest szef Izby Handlowej w Sanie, Ali al-Hadi, który ma firmę handlującą m.in. pszenicą. Tej legendy używa podczas swoich podróży do Moskwy. Za każdego zrekrutowanego „ochotnika” pośrednicy otrzymują choćby 15 tysięcy dolarów.
Do Moskwy oficjalnie podróżują też delegacje ruchu Ansar Allah (tak chcą być nazywani rebelianci Huti), przyjmowane przez wiceministra spraw zagranicznych Mihaiła Bogdanowa. Jest pragmatyzm i całkiem sporo punktów wspólnych. Władze Rosji utrzymują kontakty ze wszystkimi najważniejszymi graczami w złożonym jemeńskim konflikcie, a jednocześnie wspierają Ansar Allah w uzyskaniu legitymizacji na forum międzynarodowym. Potrafią skutecznie blokować rezolucje ONZ wymierzone w rebeliantów. Huti w swoim bojowym zawołaniu mają m.in. „śmierć Izraelowi” i „śmierć Ameryce”. Potrzebują coraz bardziej nowoczesnej broni, żeby regularnie uderzać w wybrane cele w Izraelu. To, co mają teraz, wystarczy do paraliżu handlu morskiego na Morzu Czerwonym. Nie musi być precyzyjnie. Wystarczy, iż jest. I iż nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi kolejne uderzenie.
Huti stali się graczem rozpoznawalnym na arenie międzynarodowej. Nie są państwem, więc wiele reguł ich nie obowiązuje. Tak naprawdę nie odpowiadają przed nikim. Są elastyczni, odporni i gwałtownie się uczą. Dla Rosji to idealny partner. Oficerowie GRU działają w Sanie od wielu miesięcy jako pracownicy humanitarni.
Teraz, po upadku syryjskiego reżimu, Jemen będzie dla Rosji jeszcze istotniejszy, nie tylko ze względu na strategiczne położenie. To miejsce, jakiego szukamy, gdy chcemy zrobić coś w tajemnicy przed całym światem. Cudzoziemcom na tereny, które są w rękach Ansar Allah, wjechać jest bardzo trudno.
Agenci GRU od wielu miesięcy działają w Sanie jako pracownicy humanitarni. Również od wielu miesięcy Moskwa rozważa dostawy broni do Jemenu. Do jednej próby doszło latem. Rosyjski statek zatrzymał się w południowej części Morza Czarnego – zamiast, jak wszystkie inne, gwałtownie opuścić niebezpieczne miejsce i popłynąć na północ. Podpłynęła niewielka łódź. Rosjanie z niewielkimi bagażami zostali podjęci przez Jemeńczyków. Wielostronne zabiegi dyplomatyczne najwyraźniej odwiodły Putina od przekazania broni rebeliantom. Prawdopodobnie została na pokładzie statku.
Tuż przed rosyjską wizytą Huti wydali ostrzeżenie dla wszystkich jednostek pływających o planowanych ćwiczeniach z użyciem ostrej amunicji. Co do zasady nie ostrzegają. Najwyraźniej coś, co było zaplanowane, odwołano w ostatniej chwili. Teraz, gdy reżim Asada został obalony, Jemen jako sojusznik będzie jeszcze cenniejszy, a kolejne próby dostarczenia coraz nowocześniejszej broni to kwestia czasu.
Nie musimy wierzyć propagandzie rebeliantów, iż sami stworzyli pociski hipersoniczne. Na pewno są w stanie samodzielnie montować drony, które w częściach trafiają do Jemenu. Są dostawy z Iranu – z wykorzystaniem różnych tras. Coraz lepiej uzbrojeni rebelianci to problem nie tylko dla regionu, ale i dla szeroko rozumianego Zachodu. A Putin – zwracając się poprzez media do prezydenta Bidena – powtarza: „będziemy zbroić waszych wrogów tak, jak wy zbroicie wrogów Rosji”.