Skandal w armii przybiera na sile. Porucznik, który usłyszał zarzuty, przerwał milczenie

natemat.pl 12 godzin temu
W zeszłym tygodniu Wirtualna Polska dowiedziała się, iż nagła dymisja generała dywizji Artura Kępczyńskiego może być związana z zaginięciem min przeciwczołgowych, co miało być następnie ukrywane przed jego przełożonymi. Głos w tej sprawie zabrał teraz porucznik Michał Krawczyk, który zabezpieczał transport min do miejscowości Mostów.


Przypomnijmy, iż 9 stycznia gen. dyw. Artur Kępczyński został odwołany ze stanowiska. Nie podano wówczas, co było powodem tej decyzji MON.

Wirtualna Polska ustaliła jednak wtedy, co jest powodem tej nagłej dymisji wojskowego. Serwis powołał się na kilka źródeł związanych z wojskiem i prokuraturą.

Skandal ze zgubionymi minami w Wojsku Polskim


Co się wydarzyło? Portal ustalił, iż latem 2024 roku na bocznicy kolejowej w Mostach pod Szczecinem doszło do poważnego zaniedbania podczas rozładunku sprzętu wojskowego. Z nieznanych przyczyn żołnierze nie wypakowali całego ładunku – min przeciwczołowych, które następnie ruszyły w dalszą podróż po kraju.

Miny te, ważące od 8 do 15 kilogramów, przemieszczały się przez jakiś czas po kraju w składzie kolejowym, aż po pewnym czasie przypadkowo się odnalazły. "Nasi rozmówcy relacjonują, iż ktoś po prostu zadzwonił do wojskowych i zapytał, kiedy zabiorą swoje miny" – czytamy w tekście Wirtualnej Polski.

O dymisji generała Kępczyńskiego miało zdecydować także to, iż początkowo nie zgłosił incydentu. Chodzi o to, iż "na papierze liczba min w magazynie się zgadzała". "Problemy zaczęły się, gdy zguby się odnalazły" – podkreśla WP. O sprawie tego dnia pisała też Onet.

Porucznik Michał Krawczyk w rozmowie z Onetem powiedział teraz, iż zabezpieczał transport min z Hajnówki do Mostów, który wyjechał 3 lipca 2024 roku.

Porucznik następnie dostał telefon z informacją, iż rozładunek zakończył się 5 lipca około godz. 18, a wagony zostaną przekazane PKP następnego dnia. O zgubieniu min dowiedział się jednak dopiero 16 lipca. Wtedy też w obecności magazyniera i kierownika środków bojowych zadzwonił do kierownika składu amunicji w Mostach.

– Powiedziałem, iż nie ma takiej możliwości, żeby cokolwiek od nas nie wyszło, bo cała droga ładunku z magazynu aż do zaplombowanego wagonu jest u nas monitorowana. Pojazdy, które woziły miny z magazynu na rampę, były dodatkowo bez plandek. Jesteśmy więc w stanie udowodnić, iż od nas wyszło wszystko, co do jednej miny – przekazał wojskowy Onetowi.

Kowalczyk: Honor żołnierza nie pozwala mi dalej pracować w tej instytucji


Tego dnia okazało się, iż wagon z minami został znaleziony przy magazynie IKEA w miejscowości Orla około 30 km od Hajnówki. Wysłano po nie transport – kierowcę, który był przeszkolony do transportu niebezpiecznych ładunków oraz czterech magazynierów. Pojechali oni jednak oficjalnie po drzewo, a nie po miny. Tym samym udało się zapobiec ewentualnej tragedii.

– Gdybyśmy wpisali rzeczywisty powód, wielu niepowołanych ludzi dowiedziałoby się o niebezpiecznym ładunku. Nie chcieliśmy, aby postronne osoby kręciły się przy tych wagonach. Proszę pamiętać, iż one stały w IKEA w ogólnie dostępnym miejscu – tłumaczył rozmówca Onetu. Z jego informacji wynika, iż transport wrócił bezpiecznie do Hajnówki.

Kowalczyk musiał stawić się w prokuraturze w charakterze podejrzanego. Twierdzi on, iż postawiono mu zarzuty, zanim został przesłuchany. Dotyczą one krótkotrwałej utraty środków bojowych oraz nieprawdy w rozkazie. Żołnierz postanowił odejść z wojska.

– Powodem mojego odejścia było to, jak zostałem potraktowany przez przełożonych w Inspektoracie Wsparcia i prokuraturę wojskową w Szczecinie. Honor żołnierza nie pozwala mi dalej pracować w tej instytucji – powiedział portalowi.



-


Idź do oryginalnego materiału