Świat pod napięciem #2: Rola Gwardii Narodowej i transformacja Azowa. Jak Ukraina buduje nowy model obrony hybrydowej [wywiad z dr Dariuszem Materniakiem]

ine.org.pl 20 godzin temu
Zdjęcie: dr Dariusz Materniak


„Świat pod napięciem” to autorski cykl rozmów stworzony przez praktykantkę Instytutu Nowej Europy. Jego celem jest merytoryczne, ale przystępne opowiadanie o najważniejszych wyzwaniach współczesnego świata – od wojen i kryzysów, po bezpieczeństwo informacyjne i zmiany geopolityczne. Publikacje powstają na podstawie rozmów z osobami zaangażowanymi w sprawy międzynarodowe – analitykami, dyplomatami, badaczami i praktykami – z myślą o tym, by łączyć rzetelność z dostępnością.

Społeczeństwo, armia, władza. Ukraina w trzecim roku wojny.

Od 2014 roku Gwardia Narodowa Ukrainy przeszła znaczącą transformację, odpowiadając na wyzwania, przed którymi stanął kraj. Dziś ten model formacji funkcjonującej na styku armii, społeczeństwa i państwa może być inspiracją dla wielu państw Zachodu. Od momentu jej powstania, przez dzisiejszą rolę – z uwzględnieniem jednostek takich jak Azow, aż po kwestie elitarności, kontrowersji i zagrożeń informacyjnych ze strony Rosji

Gościem drugiej rozmowy w cyklu „Świat pod napięciem” jest dr Dariusz Materniak – ekspert ds. bezpieczeństwa, specjalizujący się w relacjach polsko-ukraińskich oraz sytuacji w Europie Środkowo-Wschodniej. Redaktor naczelny portalu Polukr.net, prezes Fundacji Centrum Badań Polska–Ukraina, autor licznych analiz i komentarzy eksperckich poświęconych polityce bezpieczeństwa i relacjom międzynarodowym. W rozmowie przybliża temat Gwardii Narodowej – jej ewolucji, miejsca w systemie obrony Ukrainy oraz znaczenia w czasie wojny hybrydowej.

Veronika Barankevych: Jak z dzisiejszej perspektywy ocenia Pan rolę Gwardii w systemie bezpieczeństwa Ukrainy? Czy jest to już pełnoprawny filar obrony państwa, czy raczej przez cały czas siła przeznaczenia specjalnego?

Dr Dariusz Materniak: Według mnie to bardzo istotny element – i to od samego początku wojny, czyli od 2014 roku, kiedy Gwardia Narodowa została powołana jako odrębna formacja. Choć nie była zupełnie nowa – Gwardia Narodowa istniała już wcześniej (1991-2000), zanim została rozwiązana i zastąpiona Wojskami Wewnętrznymi – to w 2014 roku powołano ją na nowo jako formację o nowym charakterze. I już wtedy odegrała istotną rolę. Przede wszystkim dlatego, iż zagrożenia, które pojawiły się najpierw na Krymie, a potem na Donbasie i w innych regionach, nie należały – zwłaszcza na początkowym etapie – do takich, które dało się neutralizować wyłącznie przy użyciu klasycznych środków wojskowych.

Wojsko walczy w sposób, powiedziałbym, masowy. Wizja wojny – której uczy się w akademiach wojskowych, zarówno w Polsce, na Ukrainie, jak i w większości państw – opiera się na klasycznym modelu: ostrzał artyleryjski, użycie sił pancerno-zmechanizowanych i lotnictwa, prowadzące do rozstrzygnięcia konfliktu. Tymczasem sytuacja na początku konfliktu w Donbasie wyglądała inaczej. Działały tam nieregularne grupy zbrojne, które zwykle mieszały się z ludnością cywilną. Nie dało się przecież – wbrew temu, co mówi rosyjska propaganda – zrównać cały region z ziemią, zbombardować go lotnictwem czy artylerią. Potrzebne było bardziej precyzyjne działanie. I właśnie na styku świata stricte wojskowego i cywilnego musiała się pojawić formacja pośrednia – pomiędzy armią stosującą kinetyczne środki walki a strukturami odpowiadającymi za porządek wewnętrzny. Stworzenie Gwardii Narodowej na bazie dawnych Wojsk Wewnętrznych było więc bardzo trafnym rozwiązaniem.

Gwardia odpowiada na zagrożenia hybrydowe – łączy w sobie kompetencje i możliwości jednostek wojskowych (niektóre z pododdziałów posiadają np. czołgi, artylerię), ale z drugiej strony potrafi działać bardziej elastycznie – stosować środki bliższe policyjnym, miękkie, niekoniecznie od razu prowadzące do strzelania, dużych zniszczeń czy ofiar, zwłaszcza wśród ludności cywilnej.

W warunkach zagrożeń hybrydowych to niezwykle istotne. Dlatego uważam, iż Gwardia Narodowa jest formacją potrzebną i już dziś ma swoje trwałe miejsce w systemie obronnym Ukrainy. I moim zdaniem, to miejsce pozostanie istotne na długo.

VB: A czym operacyjnie różnią się jednostki Gwardii od regularnych sił zbrojnych? Czy mają jakieś wyraźne specjalizacje, na przykład działania miejskie lub ochronę infrastruktury?

DM: Na pewno różnią się przede wszystkim filozofią działania. Jak już wspomniałem wcześniej, ich działania niekoniecznie sprowadzają się do zmasowanego ostrzału czy użycia klasycznych instrumentów wojskowych. Często są to działania porządkowe, nastawione na współpracę z ludnością cywilną – nie zawsze zbrojne, ale stabilizacyjne. Taka specjalizacja z pewnością istnieje. Łatwiej działać w przypadku zagrożeń hybrydowych formacji, która ma również kompetencje policyjne. jeżeli chodzi o specjalizacje, również w zakresie zwalczania terroryzmu – przez cały czas w strukturach Gwardii Narodowej działa jednostka Omega, która wcześniej była częścią MSW Ukrainy i pełniła funkcję pododdziału antyterrorystycznego.

Rysunek 1. Jednostka specjalna „Omega” – elitarna formacja Gwardii Narodowej Ukrainy, wyspecjalizowana w działaniach kontrterrorystycznych i operacjach za linią obrony.
Źródło: Opracowanie własne na podstawie MilitaryLand.net

Wrócę tutaj do kwestii zagrożeń hybrydowych. To często sytuacje, których nie da się jednoznacznie zaklasyfikować – to nie są klasyczne zagrożenia wojskowe, ale też nie takie, z którymi poradzi sobie zwykła policja. Dlatego właśnie formacja pośrednia, taka jak Gwardia, może skutecznie na nie reagować. Wpisuje się w pewien szerszy trend, który rozpoczął się jeszcze w latach 90., podczas licznych operacji pokojowych – na Bałkanach, w Somalii czy innych regionach. Wtedy, jeżeli dobrze pamiętam, Amerykanie uznali, iż potrzebna jest nowa formacja – a raczej filozofia działania – która pomoże im wygrać tzw. „wojnę o serca i umysły”. Chodziło o działania prowadzone na obszarach operacji pokojowych lub stabilizacyjnych, takich jak te w Iraku czy Afganistanie w latach 2001 i 2003 i później, w ramach operacji Enduring Freedom i Iraqi Freedom.

Właśnie wtedy, jako efekt doświadczeń misji m.in. NATO i ONZ – powstały tzw. zespoły CIMIC – z ang. Civil-Military Cooperation. Pierwsze utworzono w armii amerykańskiej, częściowo jako wniosek z doświadczeń wojny w Wietnamie. Tam próba zdobycia zaufania ludności cywilnej zakończyła się niepowodzeniem – w dużej mierze przez nieadekwatne środki. Najpierw bombardowano dżunglę i wioski, a dopiero potem próbowano walczyć o zaufanie tych samych ludzi. To się po prostu nie mogło udać. Zespoły CIMIC powstawały później także w innych armiach, które uczestniczyły w misjach pokojowych. W Polsce – o ile dobrze pamiętam – pierwsze takie struktury zaczęto tworzyć przy okazji misji stabilizacyjnej w Kosowie, na przełomie 1999 i 2000 roku. w tej chwili w zasadzie każda brygada w WP ma własną sekcję do współpracy cywilno-wojskowej – sekcję S9. Przykładowo, litewsko-polsko-ukraińska brygada LITPOLUKRBRIG w Lublinie również posiada zespół CIMIC.

To wszystko pokazuje, iż dziś w siłach zbrojnych – nie tylko ukraińskich – rośnie potrzeba istnienia takich struktur hybrydowych, które są zdolne do działania w niestandardowych warunkach, podobnych do tych, jakie miały miejsce na Ukrainie między 2014 a 2021 rokiem.

Bo w tej chwili mamy już wojnę pełnoskalową – to zupełnie inna sytuacja. Ale tamten okres operacji antyterrorystycznej i późniejszej operacji sił połączonych to był właśnie ten czas „pomiędzy”.

VB: A w warunkach długotrwałej wojny, jak ocenia Pan zmianę modelu Gwardii Narodowej? Czy staje się ona bardziej formacją frontową, czy przez cały czas zachowuje funkcje cywilne i policyjne?

DM: W jakimś sensie na pewno zachowuje – przynajmniej do pewnego stopnia. Widać to po zadaniach, które realizują żołnierze Gwardii Narodowej, nie tylko na linii frontu czy w bezpośrednim zapleczu, ale również w miastach – najczęściej spotykałem ich w Kijowie, ale też w innych, mniejszych miejscowościach.

Ewolucja Gwardii w kierunku bardziej frontowym była widoczna zwłaszcza w momencie, kiedy zaczęto tworzyć nowe brygady – w tym również brygady Gwardii Narodowej. To było na początku 2023 roku, a sam pomysł wiązał się z planowaną kontrofensywą, która ostatecznie rozpoczęła się w czerwcu tego samego roku. Zakładano, iż po przesunięciu linii frontu i odzyskaniu okupowanych terenów potrzebna będzie formacja zdolna do działania wśród ludności cywilnej – i właśnie Gwardia miała wypełnić tę rolę. Pomysł był dobry, choć sama ofensywa się niestety nie powiodła.

Z drugiej strony, ta ewolucja Gwardii wynikała też z wojennej konieczności. Ukraińska armia poniosła znaczne straty, więc trzeba było zwiększyć potencjał frontowy – zarówno pod względem ludzi, jak i sprzętu. Stąd decyzja o powstaniu tych nowych brygad – po prostu nie było innego wyjścia.

W mojej ocenie ta zmiana była więc w dużej mierze wymuszona realiami wojny. Było to odpowiedzią na potrzeby kraju prowadzącego długotrwałe działania zbrojne.

VB: Trudno nie zauważyć, iż Gwardia zaczęła rozwijać swoje zdolności bardziej innowacyjne – od cyberprzestrzeni, przez drony FPV, po rozpoznanie. Czy to znaczy, iż przestaje być tylko siłą wsparcia i można ją już nazwać liderem innowacji wojskowych?

DM: Liderem – trudno powiedzieć. Rozwój tych zdolności był w dużej mierze wymuszony sytuacją na linii frontu. jeżeli jednostka działa na konkretnym odcinku i za niego odpowiada, to naturalne, iż musi się dostosować do wymagań, jakie narzuca bieżąca sytuacja. To po prostu konieczność – żeby przetrwać na tym odcinku i realizować zadania, trzeba było przestawić się na sposób funkcjonowania, który stosują inne jednostki wojskowe.

Na ile można mówić o przywództwie w zakresie innowacji – to moim zdaniem zależy od ludzi. Dużo zależy od podejścia kadry dowódczej, zarówno kierownictwa całej formacji, jak i dowódców poszczególnych jednostek.

Szczebel brygady to ten poziom, na którym wprowadza się lub testuje wiele nowych rozwiązań. W tych jednostkach, w których jest większe zrozumienie nowych potrzeb, tam częściej widać szybsze zmiany – w uzbrojeniu, wyposażeniu czy taktyce prowadzenia działań.

Rysunek 2. Transformacja Gwardii Narodowej Ukrainy (1991–2025)
Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych otwartych

VB: Czy sukcesy Azowa wpłynęły na prestiż całej Gwardii Narodowej, czy jednak ta jednostka postrzegana jest jako osobna marka?

DM: Myślę, iż jedno i drugie. Azow to zdecydowanie marka sama w sobie, ale jednocześnie działa na korzyść całej formacji. W Gwardii Narodowej jest wiele jednostek, ale to właśnie Azow jest najbardziej rozpoznawalny i dobrze kojarzony – w pewnym sensie „ciągnie za sobą” opinię o całej Gwardii.

VB: A na ile kontrowersyjna przeszłość Azowa jest przez cały czas obecna w debacie międzynarodowej? Czy te zarzuty wciąż utrudniają współpracę z partnerami zachodnimi, czy raczej zostały już wyjaśnione?

DM: To cały czas wraca. choćby w Polsce – jeżeli przejrzeć media społecznościowe – widać, iż wciąż krążą historie stworzone przez rosyjską propagandę, które „ciągną się” za tą jednostką.

Czy to dziś utrudnia współpracę? Z pewnością już mniej niż kiedyś. W latach 2014–2020 było zdecydowanie więcej fake newsów o Azowie – także na poziomie międzynarodowym. Pamiętam, iż choćby w Senacie USA pojawiały się propozycje ograniczenia współpracy lub dostaw uzbrojenia dla Azowa, bazujące głównie na informacjach powielanych przez rosyjską dezinformację.

Obecnie większość tego typu zarzutów jest słusznie traktowana jako element wojny informacyjnej prowadzonej przez Rosję. Choć trzeba przyznać, iż w przeszłości rzeczywiście wśród członków formacji zdarzały się osoby z przeszłością w organizacjach kontrowersyjnych lub posługujące się mocno kontrowersyjną symboliką – mam na myśli tatuaże czy zdjęcia z symbolami, które mogą być źle odczytywane lub wprost identyfikowane z ruchami neonazistowskimi i podobnymi.

To zresztą nie dotyczy tylko Azowa, ale wielu ukraińskich formacji – również regularnej armii. Brakuje czasem świadomości wśród samych żołnierzy, iż niektóre znaki czy symbole mogą negatywnie wpływać na wizerunek Ukrainy jako państwa prowadzącego sprawiedliwą wojnę obronną przeciwko agresorowi, jakim jest Rosja.

Prosty przykład: na dworcu – czy to we Lwowie, czy w Kijowie – można spotkać żołnierza z naszywką do złudzenia przypominającą orła III Rzeszy. Jedyna różnica to fakt, iż trzyma on nie swastykę, ale trójząb. Na pierwszy rzut oka wygląda to jednak bardzo podobnie – robi wrażenie, jakby to był symbol nazistowski. Rozumiem, iż to rodzaj trollingu, ale wielu ludzi na Zachodzie (a tym bardziej w Polsce) tego po prostu nie rozumie.

Inny przykład to naszywka z czaszką i piszczelami – przypominająca oznakowanie 3 Dywizji SS Totenkopf. Tego typu symbole pojawiają się u żołnierzy nieświadomie – nie zdając sobie sprawy, iż ktoś może to sfotografować i wykorzystać jako „dowód”, iż w Ukrainie walczą neonaziści.

Nie jest to zjawisko unikalnie ukraińskie. W przeszłości pojawiały się zdjęcia amerykańskich żołnierzy z Afganistanu z identycznymi naszywkami – i tam też wywoływało to kontrowersje: „dlaczego Amerykanin nosi symbol SS?”. Oczywiście można to tłumaczyć i wyjaśniać, ale niestety przez cały czas to pożywka dla rosyjskiej propagandy.

To moja prywatna opinia – ale uważam, iż nie warto ułatwiać im zadania. Warto być świadomym, jak te symbole mogą zostać odebrane na zewnątrz. Ja przynajmniej postąpiłbym ostrożniej.

VB: Widać, iż zarówno cała Gwardia, jak i poszczególne jej jednostki, bardzo aktywnie działają w przestrzeni medialnej – prowadzą własne kanały, publikują filmy, rekrutują przez social media. Jak Pan to ocenia? Czy to skuteczna forma budowania morale i narracji, czy też może nieść pewne ryzyka – informacyjne lub wizerunkowe?

DM: To po prostu znak czasów. W dzisiejszym świecie wszystko dzieje się w Internecie – mówi się półżartem, iż jeżeli czegoś nie ma w Google, to można uznać, iż w ogóle nie istnieje. To jest normalne i do pewnego stopnia trzeba się z tym pogodzić.

Działalność medialna Gwardii to forma akumulacji zasobów – chodzi zarówno o pozyskiwanie wsparcia społecznego, jak i rekrutację. W przypadku Azowa już sama nazwa i marka działają przyciągająco. Taka jednostka z silnym wizerunkiem i obecnością w mediach społecznościowych naturalnie rekrutuje więcej ochotników niż te, które nie prowadzą takiej działalności albo nie mają podobnej renomy.

Ale oczywiście są też ryzyka. Nigdy nie wiadomo, kto czyta te treści. Zdarza się, iż docierają one do ludzi, którzy mogą je wykorzystać w sposób, którego nie chcielibyśmy. I tutaj trudno o prostą odpowiedź, bo nie da się całkowicie zanonimizować tej aktywności. Jakaś część żołnierzy musi być widoczna – to nieuniknione.

Z drugiej strony, tam gdzie to możliwe, należy dbać o ochronę tożsamości – nie tylko imienia i nazwiska, ale także wizerunku. W krajach zachodnich ten problem jest coraz częściej zauważany. Przykładowo, piloci biorący udział w misji NATO Air Policing w krajach bałtyckich mają często utajnione dane – nie pokazuje się ich twarzy, żeby zapobiec identyfikacji.

Były przypadki – bodajże w Holandii – iż udało się ustalić dane pilotów, a potem ci ludzie otrzymywali telefony z pogróżkami. Grożono im lub ich rodzinom. Dlatego naprawdę warto tam, gdzie to możliwe, chronić anonimowość żołnierzy.

Oczywiście w stu procentach nigdy się tego nie da zrobić. Żyjemy w świecie mediów społecznościowych, gdzie wszystko jest obecne online – i trzeba się z tym do pewnego stopnia, pogodzić.

Rysunek 3. Rekrutacja online na przykładzie Brygady „Rubiż”
Źródło: Opracowanie własne na podstawie konta brygady „Rubiż” na Instagramie.


Rysunek 4. Rozpoznawalność jednostek Gwardii Narodowej Ukrainy w mediach społecznościowych

Źródło: Opracowanie własne autorki na podstawie danych z oficjalnych kont Instagram (30.07.2025)

VB: Z drugiej strony – Rosja od lat prowadzi kampanię informacyjną przeciwko Gwardii, a szczególnie Azowowi. Jak Pan ocenia skalę tej wojny informacyjnej po 2022 roku? Czy ataki były skierowane wyłącznie przeciwko Azowowi, czy też dotyczyły całej Gwardii?

DM: Z jednej strony zdecydowanie nastąpiło przyspieszenie – tych działań jest więcej, są bardziej intensywne, lepiej zorganizowane. I niestety czasami przynoszą efekty. choćby w Polsce.

Widać to po postawie niektórych polityków czy komentatorów, którzy – niekoniecznie będąc prorosyjscy – prezentują wyraźnie antyukraińskie stanowisko. To niestety efekt skutecznie realizowanej i promowanej narracji rosyjskiej.

Z drugiej strony jednak – jak to się mówi – maski częściowo opadły. Większość ludzi na Zachodzie, przynajmniej tych myślących krytycznie, zaczęła dostrzegać, czym jest Rosja i jakimi metodami działa. Obrazy z Ukrainy – zarówno te dotyczące ludności cywilnej, jak i żołnierzy, jeńców czy osób starszych – pokazują prawdziwe oblicze rosyjskiej agresji. Tego nie da się łatwo przykryć żadną propagandą, chociaż czasami, niestety, się to udaje.

W tej wojnie informacyjnej Rosja jest bardzo aktywna. Ale jednocześnie – mam wrażenie – na Zachodzie rośnie świadomość, jak duże to zagrożenie. Mówię o krajach Europy Zachodniej, USA czy Kanadzie.

Inaczej wygląda to w państwach Afryki Północnej czy Ameryki Południowej. Tam sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana. Percepcja Rosji – wcześniej Związku Radzieckiego, a dziś Federacji Rosyjskiej – jest zupełnie inna. Wydaje mi się, iż w Polsce rzadko o tym myślimy. Skupiamy się na naszej własnej perspektywie, a często zakładamy, iż inne kraje – szczególnie te z naszego kręgu kulturowego – myślą podobnie. Tymczasem im dalej od Europy, tym ta świadomość jest mniejsza.

VB: Gwardia to unikalna formacja – trochę między armią a policją. Jak obecność Gwardii w życiu codziennym – np. przy ochronie infrastruktury czy porządku publicznego – wpływa na zaufanie społeczne do państwa i wojska?

DM: Na pewno wpływa pozytywnie. Żołnierze Gwardii Narodowej są dużo bardziej widoczni w służbie niż żołnierze jednostek armijnych. Ich obecność – czy to na posterunkach, podczas patroli, czy w trakcie zabezpieczania demonstracji i innych wydarzeń – buduje poczucie bezpieczeństwa i zaufania.

To wyraźnie kontrastuje z narracją rosyjskiej propagandy, zwłaszcza z lat 2014–2015. Wtedy Gwardia była przedstawiana jako symbol opresji – mówiło się o „karatelnych batalionach”, oprawcach z Donbasu, o rzekomo mobilizowanych siłą ludziach, którzy zgłaszali się tylko po to, by „dostać niewolnika i działkę ziemi”. Brzmi absurdalnie, ale te narracje były obecne i część ludzi naprawdę się ich bała – szczególnie w pierwszych miesiącach operacji antyterrorystycznej.

Pamiętam, jak w 2018 roku byłem w Kramatorsku. Na tamtejszym dworcu kolejowym zobaczyłem mężczyznę w koszulce z napisem: „Jestem z Gwardii Narodowej. Chcę dwóch niewolników i działkę ziemi”. I to już nikogo nie dziwiło. Wszyscy podchodzili do tego z dystansem i świadomością, iż to ironiczny komentarz do rosyjskiej propagandy – nie mający nic wspólnego z rzeczywistością.

Postawa samej Gwardii po 2014–2015 roku, a zwłaszcza po 2022 roku, przyczyniła się do budowy pozytywnego wizerunku tej formacji. Ludzie zaczęli postrzegać jej obecność jako coś normalnego, potrzebnego – a nie jako zagrożenie.

VB: Wrócę jeszcze do tego, o czym mówił Pan na początku – o modelu hybrydowym, którym w tej chwili jest Gwardia Narodowa. Czy, Pana zdaniem, ten model powinien zostać zachowany po wojnie? Czy warto go rozwinąć, czy może lepiej powrócić do wcześniejszych struktur, a choćby połączyć Gwardię z siłami zbrojnymi?

DM: Z mojej perspektywy ten model „pomiędzy” powinien zostać zachowany. Pełnoskalowa wojna, która toczy się od 2022 roku, to jednak sytuacja wyjątkowa – to pierwsza tego typu wojna na kontynencie europejskim od niemal 70 lat. A takich konfliktów – dużych, konwencjonalnych – jest coraz mniej i będzie jeszcze mniej.

Jeśli spojrzymy na świat po 1991 roku, takich wojen było zaledwie kilka – Ukraina, konflikty izraelsko-palestyńskie, działania Iranu i Izraela, ale tam mamy do czynienia raczej z wymianą uderzeń rakietowych czy lotniczych. Zdecydowana większość współczesnych konfliktów to wojny niskiej intensywności lub operacje prowadzone poniżej progu wojny – destabilizacja, sabotaż, terroryzm.

Rosja nie tylko zbudowała strategię działania w tej szarej strefie między wojną a pokojem – ona zbudowała zdolność systemową do operowania na tym poziomie. To, co działo się na Donbasie do sierpnia 2014 roku, idealnie to ilustruje. Na początku nie mieliśmy do czynienia z klasyczną wojną, ale też nie był to pokój. To nie byli przestępcy, to nie był klasyczny terroryzm – choć używano podobnych środków. Regularne rosyjskie jednostki pojawiły się dopiero w sierpniu 2014 roku – wcześniej trudno było w 100% nazwać to wojną w klasycznym i dosłownym rozumieniu tego pojęcia.

Cała koncepcja tzw. wojny hybrydowej – często błędnie przypisywana Walerijowi Gerasimowowi, szefowi sztabu generalnego armii rosyjskiej – polega właśnie na tym, iż działania zbrojne są ostatnim etapem. Wcześniej mamy kampanie polityczne, informacyjne, gospodarcze, destabilizację, działania służb specjalnych. W Ukrainie ten proces trwał przynajmniej od 2012 roku – jeszcze przed Majdanem. Działania wpływu politycznego przez rządy Janukowycza, operacje informacyjne, destabilizacja Krymu, tzw. „turyści Putina”, zbrojne przejęcia budynków administracji, Słowiańsk… Wszystko to mieściło się w logice wojny hybrydowej.

Aż do lutego 2015 roku – zakończenia bitwy pod Debalcewem – toczyły się działania, które trudno było z całą pewnością, niepodważalnie przypisać Rosji, bo Moskwa oczywiście zaprzeczała – wielu nie wierzyło, ale część zachodnich środowisk dawała się nabrać.

Szacuję, iż 80–90% tego konfliktu to były działania hybrydowe – w których ani policja, ani klasyczne wojsko nie były wystarczająco skuteczne. Policja nie miała zasobów, a wojsko – instrumentów dostosowanych do takich warunków.

To właśnie tutaj widać miejsce na formację taką jak Gwardia Narodowa. I tu dochodzimy do porównania z Polską. W naszym systemie bezpieczeństwa nie mamy odpowiednika Gwardii.

Wojska Obrony Terytorialnej? W pewnym stopniu – ale to przez cały czas bardziej wojsko niż formacja policyjna. Owszem, WOT ma podstawowe przeszkolenie wojskowe, zdolności bojowe, a w przyszłości ma otrzymać choćby własną artylerię. To po części odpowiedź na doświadczenia z Ukrainy – iż jednostka szczebla brygady nie utrzyma się i nie będzie w stanie prowadzić skutecznych działań bez wsparcia ogniowego artylerii.

Mamy też Żandarmerię Wojskową, ale to z kolei formacja zorientowana głównie na żołnierzy – pełni funkcje bardziej kontrolno-policyjne wewnątrz wojska. Spotyka się ich na dworcach, w miastach, jako incydentalne wsparcie działań Policji, ale to przez cały czas nie jest to samo.

Policja? Przede wszystkim dramatycznie niedoinwestowana, z poważnymi brakami kadrowymi. I, co ważniejsze – nie ma kompetencji do działań na styku pokoju i wojny, w warunkach zagrożeń hybrydowych. Gdyby u nas miało dojść do czegoś podobnego jak na Donbasie, to zamiast odpowiednika Gwardii musielibyśmy wysłać wojsko działające w oparciu o ustawę o Policji.

Brakuje nam tego środkowego szczebla – elastycznej, zmilitaryzowanej formacji o kompetencjach cywilno-porządkowych. I niestety, nie mamy na razie pomysłu, skąd taki element wziąć. A szkoda – bo przykład Ukrainy pokazuje, iż może być kluczowy.

VB: Mam jeszcze pytanie o uniwersalność tego modelu. Czy uważa Pan, iż doświadczenie Gwardii – jej transformacja, sposób funkcjonowania – może być inspiracją dla innych krajów? Czy to unikalny przypadek dopasowany wyłącznie do ukraińskich realiów, czy raczej przykład dla Europy Środkowo-Wschodniej?

DM: Zdecydowanie tak – i nie tylko dla Europy Środkowo-Wschodniej. Wiele państw może znaleźć się w podobnej sytuacji. Może niekoniecznie w obliczu zagrożenia ze strony Rosji, ale w kontekście innych wyzwań, które pojawiają się na styku bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego.

Dawniej podział był jasny: zagrożenie zewnętrzne – to wojna, czołgi, samoloty, inwazja. Zagrożenie wewnętrzne – to przestępczość, kradzieże, zabójstwa. Dziś ta granica się zaciera.

W dobie globalizacji wiele zagrożeń ma charakter ponadpaństwowy – organizacje przestępcze, grupy terrorystyczne, działania w cyberprzestrzeni. A gdy mamy w regionie państwo, takie jak Rosja, które świadomie wykorzystuje te szare strefy dla własnych celów, to potrzebne są nowe narzędzia.

Dlatego systemy bezpieczeństwa – w Polsce, Ukrainie, ale też w wielu innych krajach – muszą się transformować. Muszą zdobywać nowe kompetencje, nowe zdolności, żeby skutecznie odpowiadać na zagrożenia „pomiędzy”. Bo rzadko kiedy mamy do czynienia z czystym pokojem albo pełną wojną. Zwykle mamy mnóstwo odcieni szarości.

I tutaj są dwie ścieżki: albo tworzymy nowe formacje, takie jak Gwardia Narodowa Ukrainy, które łączą kompetencje policyjne i wojskowe, albo rozbudowujemy obecne struktury i nadajemy im nowe uprawnienia.

To, co wydarzyło się w Ukrainie, to według mnie modelowy przykład transformacji. To zresztą właśnie była główna teza mojej pracy doktorskiej. Uważam, iż inne państwa mogą – i powinny – czerpać z tego doświadczenia przy budowaniu własnych systemów bezpieczeństwa.

VB: I ostatnie pytanie – czy Pana zdaniem Gwardia Narodowa stała się jednym z symboli współczesnej Ukrainy? Czy wykracza już poza ramy formacji militarnej i staje się częścią narodowej tożsamości?

DM: W jakimś sensie – na pewno tak. Szczególnie w latach 2014–2021. To właśnie wtedy zbudowany został wizerunek Gwardii jako formacji, która nie tylko pełni funkcje wojskowe, ale też realnie uczestniczy w życiu społecznym i buduje zaufanie do państwa.

Miałem okazję obserwować to zwłaszcza na wschodzie Ukrainy – w rejonie Donbasu, przy ówczesnej linii rozgraniczenia (dziś to już linia frontu). W wielu miejscach, gdzie trudno było funkcjonować z powodu ostrzału czy braku dróg, to właśnie Gwardia była obecna. Żołnierze opowiadali o osiedlach i pojedynczych domach, do których nikt inny nie mógł dotrzeć – ani służby cywilne, ani organizacje pomocowe. Czasem to właśnie oni byli jedynym łącznikiem ze światem – przywozili ludziom podstawowe rzeczy, pomagali dostać się do lekarza.

To budowało bardzo silny, pozytywny obraz Gwardii – nie tylko jako siły porządkowej, ale jako formacji bliskiej ludziom. A to z kolei przekłada się na coś szerszego – zaufanie do państwa jako takiego. Bo jeżeli ludzie widzą, iż istnieje struktura, która ich chroni, która jest obecna, reaguje i pomaga, to zyskują też większe zaufanie do całego systemu bezpieczeństwa.

I to jest bardzo ważne – zwłaszcza dziś, gdy Rosja aktywnie podważa zaufanie do instytucji państwowych. Działa nie tylko militarnie, ale także informacyjnie – próbuje rozbić jedność, osłabić morale, zaszczepić niepewność wobec władzy, wojska, służb.

Zresztą, podobne procesy widać niestety również u nas. Weźmy chociażby sytuację na granicy z Niemcami i tzw. „ruch obrony granic”. Jeden z ministrów obecnego rządu – i dobrze to określił – powiedział, iż tego typu działania mogą być albo świadome, albo nieświadome, ale w obu przypadkach to działanie na szkodę państwa. To podważanie zaufania do formacji takich jak straż graniczna, policja czy wojsko – i to w momencie, gdy zaufanie do instytucji jest jednym z kluczowych elementów odporności państwa.

W kolejnych rozmowach cyklu „Świat pod napięciem” będziemy wracać do tych tematów – zarówno w kontekście Polski, jak i innych państw regionu i świata. Porozmawiamy m.in. o wojnie informacyjnej, odporności społecznej, transformacji armii, zagrożeniach dla demokracji i globalnym napięciu geopolitycznym.

Zachęcamy do śledzenia kolejnych wywiadów – bo świat nie przestaje być pod napięciem.

Idź do oryginalnego materiału