Świdnicko-nowojorski regionalista (foto)

swidnik.pl 3 godzin temu

– Którejś styczniowej soboty, mój kochany mąż Zbyszek zaprosił mnie na wycieczkę do Piask. Zastanawiałam się po co, bo pogoda była beznadzieja, deszcz ze śniegiem. Ale mąż prosił tak uprzejmie, iż się zgodziłam. W drodze powrotnej okazało się, co było prawdziwym celem wycieczki. Wstąpiliśmy do opuszczonego majątku w Wierzchowiskach. Pytam, co to za przyjemność? A Zbyszek odpowiada: żono, to jest do kupienia – opowiada Maria Cioczek. Wycieczka miała szybkie konsekwencje. W marcu 1995 roku, bracia Zbigniew i Jan Cioczkowie stali się współwłaścicielami Wierzchowisk.

Życiorysy Cioczków, członków znanej rodziny lubelskich przedsiębiorców, chodziły różnymi ścieżkami. Zbigniew i Jan kupili Wierzchowiska, ale historię majątku, zatytułowaną „Pałac w Wierzchowiskach od Koźmianów do Rodziny Cioczek” opisał, mieszkający w Stanach Zjednoczonych, Henryk – lekarz onkolog. Wczoraj, w drugim dniu pobytu w Polsce, pojawił się w Miejsko-Powiatowej Bibliotece Publicznej, żeby podzielić się historiami, o których istnieniu, chociaż jesteśmy mieszkańcami tego regionu, często kilka wiedzieliśmy.

Przed rozpoczęciem spotkania Henryk Cioczek zgodził się podzielić opinią na temat swojego pisarskiego zacięcia i stosunku do Wierzchowisk, o których napisał książkę, a które przecież do niego nie należą.

– Jest Pan lekarzem. Dlaczego, zamiast poświęcić się wyłącznie pacjentom wziął się Pan za pisanie książek?

– Nie gram w golfa, ani w karty, nie mam innych czasochłonnych zainteresowań. Za to pisanie towarzyszy mi od lat. W przeszłości popełniałem artykuły dziennikarskie, głównie do gazet wydawanych w Lublinie, potem poświęciłem się większym formom. Podczas pobytu na emigracji do pisania zachęciła mnie dodatkowo tęsknota za domem, chęć uwiecznienia historii rodziny. w tej chwili mam już na swoim koncie sześć książek. Cieszę się, iż wydarzenie zostało nazwane spotkaniem z regionalistą przy zastrzeżeniu, iż mój region zaczyna się od Wierzchowisk i Świdnika, a kończy w Nowym Jorku.

– Czy sądzi Pan, iż Cioczkowie uratowali pałac w Wierzchowiskach przed ruiną?

– Po wojnie, jak wiele innych majątków, zostały przez komunistów znacjonalizowane. Ich ostatni przedwojenny właściciel, Jan Koźmian, miał zakaz zbliżania się do Wierzchowisk na odległość mniejszą niż 50 kilometrów. Mimo, iż w obiektach pałacowych mieściły się siedziby różnych instytucji, były coraz bardziej zaniedbane. Po transformacji ustrojowej poddano je do licytacji, dzięki czemu w ich posiadanie mogli wejść moi bracia, którzy włożyli wiele zapału, pracy i pieniędzy, by doprowadzić je do stanu, w którym są obecnie. O ich zasługach świadczy korespondencja Marii Cioczek z Elżbietą Koźmian Ledward, przebywającą na emigracji córką ostatniego przedwojennego właściciela majątku. O wiele bardziej niż żal na utraconym majątkiem, przebija z niej euforia z jego zachowania.

– Wydaje się, iż w panujących w tej chwili warunkach gospodarczych utrzymywanie w dobrym stanie podobnych obiektów jest coraz trudniejsze. Jaką przyszłość widzi Pan przed Wierzchowiskami?

– Faktycznie, kiedyś apartament kosztował w Polsce 200 tysięcy złotych, teraz trzeba zapłacić 2 miliony. O wszystkim zadecyduje determinacja kolejnego pokolenia Cioczków. Ważne, żeby majątek pozostał w całości.

– Co Pańskim zdaniem jest największą wartością majątku w Wierzchowiskach?

– Że nie zamknął się na świat. Jak wiele innych zabytków przejętych przez osoby prywatne, mógł zostać przekształcone w rezydencję odgrodzoną od otoczenia wysokim murem. Fakt, iż można tu przyjechać, pograć w golfa, zamówić okolicznościowe przyjęcie, zjeść obiad, albo chociaż pospacerować, sprawia, iż pałac żyje, ale też pozwala odwiedzającym go ludziom poobcować z historią. Właściciele chętnie o niej opowiadają, choćby w pomieszczenia lamusa, gdzie bezpłatnie można oglądać pamiątki dawnej i nieco bardziej współczesnej historii.

Pisarskie horyzonty Henryka Cioczka wykraczają daleko poza opowieść o pałacu w Wierzchowiskach, czego wyrazem jest książka zatytułowana „Polska Jerozolima – historia przetrwania”.

– To książka, między innymi o Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Spośród wszystkich narodów najczęściej byli nimi Polacy. A dlaczego Jerozolima? Bo tu działała XVI-wieczna Jesziwa pod lubelskim zamkiem, którą w czasie wojny zniszczyli Niemcy, nie żadni naziści, jak podkreślał, nazywany ostatnim Żydem z Lublina, Józef Honig. Mieściła się tu również Chachmei Lublin, czyli Lubelska Szkoła Mędrców, jedna z najważniejszych jesziw w świecie, która się zachowała. Lubelszczyzna Jest historycznie przesiąkła cywilizacją żydowską. Była ona nieodłącznym elementem jej życia ekonomicznego i kulturalnego. Polacy i Żydzi mieszkali obok siebie, często byli dobrymi sąsiadami. Po wybuchu wojny wspólnie cierpieli prześladowania ze strony Niemców, których, enigmatycznie nazywa się dziś nazistami. W tej książce jest odrębny wątek postaci Józefa Honiga, urodzonego w Piaskach Żyda, jednego z przyjaciół naszej rodziny, który w czasie wojny ukrywał się tutaj, w okolicach Świdnikam m.in. dzięki pomocy rodziny Jaroszów. Przed wojną współpracował z Janem Koźmianem, właścicielem Wierzchowisk, którego nazywano Białym Jasiem, z racji prowadzonej w majątku produkcji mleka, chyba największej na Lubelszczyźnie. Honig, który pomagał Koźmianowi w prowadzeniu biznesu ukrywał się również w Wierzchowiskach, mieszkał też u okolicznych chłopów. Ci bohaterscy Polacy zostali potem, na jego wniosek, uhonorowani medalami instytutu Yad Vashem. W ukrywaniu Żydów uczestniczyli również moi rodzice i dziadkowie, także Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata. W domu na Ponikwodzie ukrywali Haima i Jankiela Kawów – opowiada Henryk Cioczek.

W książce „Zwycięstwo kobiet. Dr Maria Zakrzewska – 1829-1902 – pierwsza dama amerykańskiej medycyny” przebija nowojorski regionalizm bohatera wtorkowego spotkania.

– Maria Zakrzewska – urodzona w 1829 roku w arystokratycznej rodzinie Zakrzewskich, musiała ponieść konsekwencje swojego udziału powstaniu listopadowym. Po upadku powstania Zakrzewscy uciekli przed prześladowaniami carskiego okupanta do Berlina, gdzie Maria się urodziła. Ktoś powie, iż Niemka. Ale przecie z polskich rodziców. Walczyła, najpierw w Prusach, potem w Stanach Zjednoczonych o wykształcenie pozwalające jej uzyskać status lekarza położnictwa, niedostępny w tamtym czasie dla kobiet. Powstaje pytanie, dlaczego nie pielęgnujemy pamięci o naszych niezwykłych postaciach? Marie Skłodowska-Curie, w międzynarodowej świadomości raczej Francuzka, jak i Chopin. Kopernik, raczej Niemiec – pytał Henryk Cioczek.

– Mam szczególną satysfakcję, iż gościliśmy dzisiaj Henryka Cioczka. Wierzchowiska są ważnym miejscem na historycznej mapie naszego regionu. Tutaj urodziła się Henryka Pustowójtówna, kobieta-adiutant Mariana Langiewicza, generała i dyktatora Powstania Styczniowego. Jej imię nosi ulica w Małogoszczu, gdzie przepływa Wierna rzeka, znana z książki Żeromskiego. Warto i u nas o niej pamiętać. Przez wiele lat pałac pozostawał w rękach rodu Koźmianów, rodu wiele znaczącego w historii Polski. Po wojnie, siedziba różnych instytucji, uratowany przed zagładą i udostępniony innym, za co jesteśmy wdzięczni właścicielom. Dzisiaj mogliśmy poznać nowe wątki historii miejsca, również z ust naocznych świadków. Taka okazja trafia się nieczęsto – mówi Piotr Jankowski, dyrektor Miejsko-Powiatowej Biblioteki Publicznej w Świdniku.

Patronat honorowy nad spotkaniem sprawował burmistrz Marcin Dmowski, wsparcia udzielił również Waldemar Jakson, Starosta Świdnicki.

DSC 5649-Copy
DSC 5629-Copy
DSC 5635-Copy
DSC 5638-Copy
DSC 5640-Copy
DSC 5642-Copy
DSC 5621-Copy
DSC 5646-Copy
DSC 5622-Copy
DSC 5608-Copy
DSC 5609-Copy
DSC 5613-Copy
DSC 5612-Copy
DSC 5616-Copy
DSC 5619-Copy
DSC 5606-Copy
DSC 5597-Copy
DSC 5592-Copy
DSC 5591-Copy
DSC 5600-Copy
DSC 5602-Copy
DSC 5585-Copy
DSC 5589-Copy
DSC 5577-Copy
DSC 5578-Copy
DSC 5575-Copy
DSC 5584-Copy
DSC 5583-Copy
DSC 5572-Copy
DSC 5574-Copy
« ‹ z 2 › »
Idź do oryginalnego materiału