W długi majowy weekend Maciej Podgórski, właściciel prywatnego Muzeum 3. Dywizji Piechoty Legionów w Zamościu, znalazł wreszcie chwilę wolnego czasu i wraz z Piotrem Szynalą udał się na poszukiwania militariów z okresu II wojny światowej w Lasach Państwowych Nadleśnictwa Zwierzyniec. Panowie mieli na to pozwolenie od Lubelskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Pojechali w teren, o którym wiedzieli, iż może skrywać ślady 1939 roku, ale nie spodziewali się, iż wrócą do domu ze „skarbem”.NIE PRZEGAP: 2025 rok to Rok Bolesława Chrobrego w powiecie tomaszowskim. Będzie mnóstwo ciekawych wydarzeńSzukano go ponad 80 latSzukali przez las. Na pewien czas się rozdzielili. Maciej Podgórski, czekając na kolegę, sprawdzał teren swoim wykrywaczem. W jednym miejscu sprzęt złapał nikły sygnał.– Normalnie takiego sygnału się raczej nie sprawdza, bo jest zbyt słaby, ale iż czekałem na Piotra, żeby się nie nudzić, zacząłem kopać w ziemi. Gdy zobaczyłem materiał, zacząłem krzyczeć, iż chyba mam sztandar i żeby do mnie przybiegł – relacjonuje Maciej Podgórski. Sztandar to jeszcze nie był, ale proporzec i kawałek szarfy od sztandaru. Jak opowiada pan Maciej, powiadomił o znalezisku konserwatora zabytków, a za jego zgodą rozłożył proporzec, a niedługo potem zawiózł do Muzeum Regionalnego w Tomaszowie Lubelskim. Następnego dnia poszukiwania kontynuowano. Obaj panowie mieli ogromne nadzieje na to, iż znajdą resztę, czyli poszukiwany od lat sztandar 4. Pułku Strzelców Podhalańskich z Cieszyna.Intuicja ich nie myliła. – Jak to zobaczyłem, zalałem się łzami z radości. Myślę, iż kilka osób doznało takiego szczęścia – mówi wzruszony Maciej Podgórski.Proporzec i sztandar były w pokrowcu brezentowym. Sztandar znajdował się w tornistrze. To metalowe sprzączki z tornistra oraz złote i srebrne nici ze sztandaru dały sygnał wykrywaczowi. Sztandar był w niemal doskonałym stanie.– Proszę sobie wyobrazić, iż materiał był po tych 86 latach leżenia pod ziemią miękki, delikatny w dotyku. Nie ma choćby zagięć na sztandarze, tak był profesjonalnie złożony – opowiada znalazca.Poruszenie w Cieszynie– To niesamowite wydarzenie dla mieszkańców ziemi cieszyńskiej z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, iż już kilka pokoleń żołnierzy i rodzin w Cieszynie czekało na tę chwilę i wierzyło, iż ten sztandar gdzieś jest. Sztandar był poszukiwany od lat 50. tamtego wieku. Cieszymy się, iż znalazł go uczciwy znalazca – mówi Krzysztof Neścior, dyrektor Muzeum 4. Pułku Strzelców Podhalańskich w Cieszynie.Opowiada, iż płatnik, czyli osoba odpowiedzialna za sztandar w pułku, którym był kpt. Władysław Kronhold, przeżył wojnę. W latach 50. wraz z kilkoma osobami ze środowiska żołnierskiego, m.in. kwatermistrzem pułku kpt. Szczepanem Orłowskim, podejmował próby odnalezienia sztandaru, który sam ukrył we wrześniu 1939 roku. Nie umiał jednak znaleźć tego miejsca.PRZECZYTAJ TEŻ: Nowe odcinki „Poszukiwaczy historii” kręcono w Tomaszowie Lubelskim. Wiemy, co interesowało telewizję PolsatKrzysztof Neścior tłumaczy, iż pół wieku temu poszukiwania nie były tak łatwe jak dziś, ponieważ nie używano wykrywaczy. Kronhold starał się odtworzyć wydarzenia, w których uczestniczył, szlak bitewny, tragiczną bitwę z 45. Dywizją niemiecką pod Oleszycami, w której zginął m.in. generał Józef Kustroń, potem bitwę tomaszowską i tę dramatyczną noc z 20 na 21 września, kiedy wraz z resztkami pułku wiedział, iż są otoczeni przez Niemców i czuł, iż nie uda im się uciec. Nie mylił się, bo gdy wyszli z lasu, trafili do niewoli. Zdążyli jednak ukryć sztandar.Kpt. Kronhold w 1966 r. relacjonował, iż sztandar zakopał płytko w obrębie gajówki w Zielonem przy trakcie Krasnobród-Tomaszów, wraz z proporcem strzeleckim na rzadko porośniętym kamienistym wzgórzu. Kpt. Szczepan Orłowski twierdził (relacja z 23 czerwca 1971 r.), iż po 31 latach nie jest w stanie rozpoznać ani rejonu, gdzie sztandar został zakopany, ani też ustalić nazwy miejscowości, w pobliżu której zdarzenie miało miejsce. Wie jedynie tyle, iż było to na południowy wschód od Tomaszowa Lubelskiego.Przez lata sądzono, iż sztandar mógł już ktoś znaleźć i cennym przybytkiem się choćby nie chwalić, ale go sprzedać. Mówiono m.in., iż mogli go odkryć chociażby członkowie Organizacji Todta, którzy przed napaścią Niemiec na ZSRR byli zakwaterowani w gajówce i naprawiali drogę biegnącą obok pagórka.Zachowali honor– Sztandar to największa świętość każdej jednostki. Tak jak obecnie, tak i wtedy żołnierze byli uczeni, iż sztandar nigdy nie może się dostać w ręce nieprzyjaciela. Dlatego w ostateczności niektórzy sztandar palili, np. gdy byli w tak dramatycznej sytuacji, iż nie mieli czasu, by go ukryć, to polewali go benzyną i podpalali. Tutaj żołnierze prawdopodobnie podjęli decyzję o oderwaniu sztandaru od drzewca, zdjęciu orła, schowaniu wszystkiego do tornistra, razem z proporcem i zakopaniu w lesie – mówi Krzysztof Neścior.Zdaniem Podgórskiego, płatnik nie działał pod presją czasu. Relacja mówiąca o tym, iż 21 września Niemcy otworzyli ogień, iż zapalił się samochód, z którego Kronhold i Orłowski zdołali wyciągnąć sztandar i uciekając do lasu, odłączyli płat sztandaru od drzewca, który rzucili w zarośla, po czym zwinięty płat schowali do tornistra i zakopali, nie jest do końca wiarygodna. Uważa, iż zrobili to wcześniej i na spokojnie, ponieważ sztandar nie był wciśnięty do tornistra naprędce, ale starannie i profesjonalnie z szacunkiem złożony. A ponadto ukryty w trudnym terenie, dlatego trudno mu uwierzyć, iż kopali w nim pod ostrzałem, w warunkach bojowych. Jest to bardzo intrygująca historia, której jednak nigdy nie poznamy dokładnie.Podgórski podkreśla jednak, iż żołnierze 4. Pułku zachowali honor.– Sztandar to relikwia pułku. Gdyby trafił w ręce wroga, to honor pułku przestaje istnieć. To była ogromna odpowiedzialność, by o niego zadbać – dodaje od siebie. Gdy go odnalazł, wiedział, iż jego powinnością jest zadbać o dobro narodowe. Dlatego niezwłocznie skontaktował się ze znajomymi pasjonatami historii, z muzealnikami, z konserwatorem zabytków.Wspólnie zaczęli walkę z czasem, aby proporzec, a szczególnie sztandar chociaż wstępnie zabezpieczyć.Z zegarkiem w ręku– Sztandar leżał w ziemi 86 lat, więc zetknięcie z powietrzem oraz wysoką temperaturą jest dla niego niebezpieczne, bo będzie zachodziła reakcja, pod wpływem której może się rozpaść na strzępy! Nie możemy do tego dopuścić. Czas jest tu bardzo ważny. Sztandar musi zostać jak najszybciej przynajmniej wstępnie zabezpieczony. Potem możemy go w temperaturze ok. 4–5 stopni Celsjusza przechowywać w piwnicy muzeum, dopóki nie zostanie poddany długiej, kilkunastomiesięcznej renowacji. Teraz jednak liczą się dni. To jest ostatni dzwonek – wyjaśniał nam we wtorek 6 maja Robert Czyż, dyrektor tomaszowskiego Muzeum Regionalnego.Zwracał się m.in. do warszawskich Muzeum Narodowego i Muzeum
Wojska Polskiego z apelem o zabezpieczenie sztandaru. W tej sprawie na wyższym szczeblu interweniowali choćby starosta tomaszowski Henryk Karwan i poseł Tomasz Zieliński. Swoje znajomości poruszał znalazca, a zaangażowanych było jeszcze wiele innych osób. Co zaskakujące, mimo iż sprawa była dużej wagi, nie było konkretnej reakcji ze strony specjalistów.W międzyczasie Lubelski Wojewódzki Konserwator Zabytków formalnie przekazał sztandar 4. Pułku Strzelców Podhalańskich i proporzec na własność Muzeum Regionalnemu w Tomaszowie Lubelskim.PRZECZYTAJ TEŻ: Maciej Podgórski mówi, iż tylko on i dyrektor Robert Czyż wiedzą, ile zdrowia kosztowało ich znalezienie pracowni konserwatorskiej, która zgodziła się na przyjęcie artefaktów.– Instytucje były obojętne na nasze prośby. A nam za wszelką cenę zależy na tym, żeby ocalić to dobro narodowe. Udało się, już jesteśmy spokojni. Nie mamy sobie nic do zarzucenia. Wszystko trafiło do profesjonalnej pracowni w Warszawie – mówi Podgórski.Dyr. Czyż dodaje, iż gdy tylko ruszy nabór wniosków do dofinansowania przez ministerstwo kultury, będzie starał się o pieniądze na pokrycie kosztów renowacji sztandaru (na razie nie są one znane).Gdy znaleziska przejdą pomyślnie cały proces zabezpieczania i konserwacji, będzie można je oglądać w Tomaszowie Lubelskim. Natomiast do Muzeum 3. Dywizji Piechoty Legionów w Zamościu na wystawę trafią szczątkowe fragmenty tornistra i torby brezentowej, w którą były owinięte sztandar i proporzec. Znajdą się na niej też fotografie dokumentujące odkrycie oraz historię eksponatów.Niewykluczone, iż w ramach współpracy muzealnej kiedyś sztandar będzie wypożyczony na wystawę do cieszyńskiego muzeum.Dyr. Krzysztof Neścior nie ukrywa, iż byłby zaszczycony. Podczas rozmowy z nami opowiedział jeszcze nieco o historii sztandaru 4. Pułku.– Ten sztandar był od 1924 roku sztandarem pułkowym. To niesamowita pamiątka po cieszyńskim pułku. Został ufundowany przez mieszkańców Cieszyna. Oni się na niego złożyli i nie oszczędzali na materiałach. Siostry Felicjanki z zakonu w Czechowicach-Dziedzicach wyszyły manualnie sztandar złotymi i srebrnymi nićmi. Jego waga jest imponująca. Jego piękno również. Sztandar uczestniczył w życiu miasta i pułku, we wszystkich uroczystościach państwowych i innych przez cały okres międzywojenny – powiedział Krzysztof Neścior.