Tour des monuments

uwielbiampandy.blogspot.com 2 miesięcy temu
Fiodor Dostojewski
Popiersia Aleksandra Puszkina i Fryderyka Chopina.

Wczoraj mogliśmy odprężyć się i wyjść na długi spacer. Zamienił się on w wycieczkę objazdową po okolicznych pomnikach, którą nazwałem „tour les monuments”. Zobaczyliśmy bowiem pomnik Fiodora Dostojewskiego trzymającego w ręku małego ćwierkacza, bliżej mi nieznanego z wyglądu. Później odwiedziliśmy plac, na którym stało popiersie Aleksandra Puszkina, następnie mural z Piotrem Czajkowskim, a na sam koniec znaleźliśmy się przy popiersiu na cześć Polaka - Fryderyka Chopina.

Podczas dalszej drogi mijaliśmy między innymi teatr muzyczny - największy przykład miejskiej architektury z czasów stalinowskich. Potężny budynek będący krzyżówką antyku i socrealizmu. Zatrzymaliśmy się na chwilę w polskiej kawiarence i zamówiliśmy ptysie i kakao. Mój facet żartobliwie nazwał okolicę „polską dzielnicą”, ponieważ kilkaset metrów od kawiarni znajdował się polski konsulat, przed którym dumnie powiewała nasza biało-czerwona flaga z godłem.

Naszym ostatecznym celem miał być poniemiecki cmentarz, ale wcześniej spacerowaliśmy nad jednym z nielicznych stawów, których jeszcze nie widziałem - rosły na nim piękne lilie z białymi i czerwonymi kwiatami lotosu, które ostrożnie fotografowałem zza bariery, by uchwycić jednego samotnika uwięzionego w zieleni. Spodobały mi się także kwiaty przy ścieżce, które również trafiły do mojego aparatu. Ciekawym punktem była również mapa Białorusi wybrukowana na jednym z placyków.


Historia. Warto dzielić się swoją i pamiętać te, które przeżyli inni, choćby tych, których z nami już nie ma. Po przejażdżce tramwajem i przesiadce na autobus, w końcu znaleźliśmy się w parku - cmentarzu pamięci ofiar II Wojny Światowej, tuż obok jednej z głównych arterii miasta - ulicy Aleksandra Newskiego. Po wejściu nastała cisza, przerywana jedynie przez świergot ptaków. Spokój tego miejsca był dziwnie niepokojący, aczkolwiek sam park był piękny i rozległy. Zanim zobaczyliśmy pierwszą zbiorową mogiłę przeszliśmy kilkaset metrów od wejścia. Wiele nagrobków było bezimiennych. Wiele z nich była chaotycznie porozrzucana, rozbita, pęknięta. Były to tablice upamiętniające zmarłych z XIX wieku, a także z czasów zanim Hitler doszedł w Niemczech do władzy. Nie były to jednak miejsca pochówku, a upamiętnienie osób pochowanych na innych, ówczesnych miejskich cmentarzach. Groby, te prawdziwe, upamiętniały rosyjskich żołnierzy i były udekorowane kwiatami, regularnie czyszczone i poddawane ciągłym renowacjom. Tak samo było z ofiarami cywilnymi i żołnierzami po stronie niemieckiej, ale już bez wieńców. Czy było warto umierać za zapomnienie? Za bycie częścią obelisku z setkami nazwisk, które nie mówią większości niczego, poza tym, iż było się żołnierzem poległym w jednej z tysięcy walk? Te pytania zadawałem sobie podczas odwiedzin.

Idź do oryginalnego materiału