„Moim zdaniem temu wszystkiemu można było zapobiec. Ale wszystko zależy od ludzi. Były momenty, kiedy pozycja była, ale nie było nikogo, kto by ją zajął. Moim zdaniem głównym problemem, przez który zaczęliśmy tracić Czasiw Jar, jest brak piechoty. Teraz jest też ogromny brak żołnierzy. Ciągle proszę dowództwo o posiłki. Nowi bojownicy przybywają prawie co dzień lub dwa, ale nie tak wielu, jak bym chciał. Trzech czy czterech ludzi nie rozwiązuje problemu. Chciałbym, żeby kompania zrotowała wszystkich, którzy walczą nie wiadomo jak długo, ponad trzy miesiące… Ale takich możliwości nie ma” – żali się ukraiński oficer, 35-letni podpułkownik Mykola Szewczuk „Scyta”.