To, co dzieje się wokół kwestii tranzycji płciowej, momentami wydaje się tak absurdalne, iż aż trudno uwierzyć, iż ludzie naprawdę w to wierzą – i iż są gotowi podejmować tak ekstremalne kroki, by ten model forsować. Ale nie zapominajmy o jednym: za tym wszystkim stoi gigantyczny biznes. A tam, gdzie w grę wchodzą ogromne pieniądze, nie ma miejsca na racjonalność, logikę czy empatię. Historia zna wiele przypadków sekt, w których ludzie oddawali swoje życie za urojone idee – często tylko dlatego, iż jakiś chciwy guru znalazł w tym sposób na zarobek. Czy dziś nie obserwujemy dokładnie tego samego, tylko w nowoczesnym, „naukowym” wydaniu? W końcu transaktywiści i tęczowe fundacje nie działają za darmo. Ktoś im płaci. Do tego wiele osób napędza chęć ochrony swojego ego, konformizm połączony z potrzebą łagodzenia dysonansu poznawczego, a wraz z zaprzeczaniem rzeczywistości, są to podstawowe elementy kół napędowych wszystkich kultów.
„Jedyna droga” – czyli jak wmówić ludziom, iż nie mają wyboru
Dzisiejsza narracja wokół tranzycji to gotowy scenariusz na thriller psychologiczny. Wmawia się ludziom – często młodym, zagubionym, z problemami psychicznymi lub po prostu nieszczęśliwym – iż ich jedyną nadzieją na lepsze życie jest zmiana płci. Że wszystko inne to „terapie konwersyjne” (nawet jeżeli chodzi o klasyczną psychoterapię), iż nie mają wyjścia, iż skoro czują się źle, to muszą jak najszybciej przejść tranzycję, bo w przeciwnym razie czeka ich tylko depresja i samobójstwo.
To retoryka oparta na strachu i emocjonalnym szantażu. Wmawia się im, iż są największymi ofiarami systemu, iż nie mają na nic wpływu – poza operacją i przyjmowaniem hormonów – i iż jedyną drogą do szczęścia jest całkowite przekształcenie swojego ciała. To jest psychologiczne perpetuum mobile – raz uruchomiony mechanizm działa sam, napędzając się kolejnymi „dowodami na bycie trans” i kolejnymi osobami przekonywanymi, iż nie mają innego wyjścia. I, co ważniejsze, ten model jest samonapędzający się również pod względem finansowym.
Bo ktoś musi zapłacić za wszystkie te hormony, operacje, kolejne poprawki, leczenie powikłań, terapie po nieudanych interwencjach. A kiedy okazuje się, iż tranzycja nie rozwiązała problemów psychicznych, to nie zatrzymuje machiny – wręcz przeciwnie, pojawia się kolejna seria terapii, konsultacji i medykalizacji. To rynek, który nie pozwala swoim klientom od niego odejść.
To prawica za tym stoi”? Nic bardziej absurdalnego
Nie brakuje teorii, iż to prawica celowo „podkręca” temat transaktywizmu, żeby zdyskredytować lewicę i liberalizm. Ale prawda jest taka, iż konserwatyści choćby nie muszą kiwnąć palcem. Lewica i progresywni liberałowie sami wciągnęli się w tę pułapkę – i podają wszystko na tacy. Co prawda i w obozie liberalnym rośnie coraz większy sprzeciw wobec szaleństwu transideologii, ale jest już za późno – ta machina nie zatrzyma się tak łatwo.
To jest wręcz groteskowe: ruch, który miał być o „wolności” i „różnorodności”, stał się ideologicznym monolitem, w którym nie ma miejsca na dyskusję. Każdy, kto zada niewygodne pytania, natychmiast zostaje wykluczony, zaszczuty i okrzyknięty „transfobem”. choćby osoby transpłciowe, które mówią, iż ten system jest patologiczny, natychmiast spotykają się z nagonką.
Tymczasem wokół całego tego ruchu pojawia się coraz więcej pieniędzy – i coraz więcej ludzi, którzy mają w tym interes. Kto więc tak naprawdę czerpie z tego korzyści?
Soros, amerykański biznes i wielki plan destabilizacji Zachodu?
Wiemy, iż George Soros i amerykańskie korporacje od lat inwestują ogromne pieniądze w promocję transideologii. To są fakty. Dlaczego to robią? jeżeli ktoś chce snuć teorie spiskowe, to zamiast wymyślać absurdalne scenariusze o „prawicowej intrydze”, lepiej spojrzeć na twarde liczby.
Nie jest tajemnicą, iż miliarderzy zarabiający na spekulacjach finansowych potrzebują chaosu i destabilizacji, żeby kontrolować rynki. Im bardziej podzielone, słabsze i mniej stabilne społeczeństwo, tym łatwiej nim manipulować. Woke-ideologia, z transizmem na czele, wydaje się do tego idealnym narzędziem. Ludzie skłóceni wewnętrznie, zdezorientowani, skupieni na wojnach kulturowych, zamiast na realnych problemach społecznych i ekonomicznych, są łatwiejsi do kontrolowania.
Wrodzy agenci?
Niektórzy widzą w tym też interesy Rosji, Chin czy innych wrogich Zachodowi gospodarek, podejrzewając ich o podlewanie okrężną drogą obłędu, w celu destabilizacji swoich przeciwników. I tak też może być. Rosyjskie operacje wpływu swego czasu były opisywane i wiele elementów, tego co obserwujemy współcześnie wpisuje się w taktykę inżynierii społecznej. Jednakże żadna prosta teoria spiskowa nie wchodzi w grę jako wyjaśnienie. To co się dzieje skomplikowana, nie dająca się w prosty sposób wytłumaczyć, mieszanina przypadku, różnych zarządzeń losu i interesów różnych grup wypływu, które grają na swój aktualny sukces.
Odpowiadając więc na tytułowe pytanie. Czy to przekręt medyczny? Czy napędzany chciwością psychologów scam? Czy spisek wrogich Zachodowi państw, a może czysty obłęd niepohamowany niczym więcej?
Nie ma jednej prostej przyczyny, choć pieniądze i co za tym idzie władza, z pewnością grają tu pierwsze skrzypce.
W tym momencie w krajach zachodnich temat transpłciowości urósł do rangi kluczowej kwestii politycznej, mimo iż dotyczy on promila społeczeństwa. To jest świadoma strategia – temat zastępczy, który angażuje emocje, skłóca ludzi i odciąga uwagę od realnych problemów. Ktoś na tym korzysta, ale my jako społeczeństwo tracimy.
Co dalej?
Dobra wiadomość jest taka, iż coraz więcej ludzi zaczyna dostrzegać, iż coś tu nie gra. Pojawia się coraz więcej głosów sprzeciwu, coraz więcej historii „detrans”, czyli osób, które przeszły tranzycję, a potem jej gorzko pożałowały. Coraz więcej lekarzy, psychologów i naukowców zaczyna otwarcie mówić, iż to, co się dzieje, to nie postęp, ale niebezpieczny eksperyment na ludzkiej psychice i ciele.
Zła wiadomość? Ten biznes jest zbyt wielki, by po prostu sam się miał zatrzymać. Tu nie chodzi o prawa człowieka. Tu chodzi o miliardy dolarów. I dopóki będą chętni, by płacić – dopóty ten szalony pociąg będzie pędził dalej.