Władimir Putin nie oglądał debaty prezydenckiej między Donaldem Trumpem a Kamalą Harris – tak przynajmniej twierdzi Kreml. Co nie oznacza, iż Putin nie jest zainteresowany amerykańskimi wyborami 2024.
Na początku września Departament Sprawiedliwości USA podzielił się szczegółami dotyczącymi ingerencji Rosji w tegoroczne wybory, które natychmiast pojawiły się w amerykańskich mediach. Amerykański wywiad uważa, iż Rosja już ingeruje w nadchodzące wybory, a co więcej, zdaniem ekspertów w tym roku ta ingerencja jest dużo bardziej niebezpieczna niż w 2016 roku, kiedy wygrał Trump.
Tym razem to nie boty, ale prawdziwi Amerykanie sieją prorosyjskie, a więc antyukraińskie treści w Internecie. Na YouTubie influencerzy spod znaku MAGA starają się przekonać republikańskich wyborców, iż USA powinny się wycofać ze wspierania Ukrainy, a nawet… rozwiązać NATO. Jest to zresztą linia, której trzyma się Donald Trump, więc nie wiadomo, gdzie adekwatnie zaczyna się i kończy rosyjska manipulacja. Mimo to Departament Sprawiedliwości ma dowody, a przynajmniej poważne poszlaki wskazujące na bezpośrednią ingerencję rosyjskich agentów w amerykańskie media.
O bezpośrednią ingerencję oskarżona została nieistniejąca już platforma Tenet Media, zarejestrowaną w stanie Tennessee w 2022 roku. Za jej pośrednictwem Rosja przekazała amerykańskim influencerom około 10 milionów dolarów. Mimo iż firma została założona przez Amerykanów, 4 września postawiono zarzuty dwóm obywatelom Rosji – Konstantynowi Kałasznikowowi i Elenie Afanasjewej, pracownikom rozgłośni RT (Russia Today), którzy rzekomo mieli związki z Tenet Media, a nie zarejestrowali się jako „zagraniczni agenci”, czego wymaga amerykańskie prawo. Oboje byli redaktorami w Tenet Media, czuwającymi nad komunikacją w redakcji.
Tenet promował sześciu YouTuberów. Ich nazwiska to Matt Christiansen, Tayler Hansen, Benny Johnson, Tim Pool, Dave Rubin i Lauren Southern. Każdy z nich ma na swoim kanale co najmniej milion do dwóch milionów fanów. Dodatkowo Tenet Media miały 315 śledzących na swoim kanale YouTube plus tysiące fanów na mediach społecznościowych.
Związki firmy z Rosją były ukryte przed influencerami. Johnson, Pool i Rubin już zdążyli ogłosić, iż po prostu stali się ofiarami rosyjskiej propagandy. Oficjalny sponsor firmy, Eduard Grigoriann okazał się postacią fikcyjną.
Platforma RT działała w USA oficjalnie, zarejestrowana jako agencja zagraniczna, pod dyrekcją Margarity Simonjan. Zamknięto ją w 2022 roku, po inwazji Rosji na Ukrainę.
Warto jednak wspomnieć, iż wymienieni wyżej influencerzy publikowali treści oceniane jako prorosyjskie już w 2019 roku. Lauren Southern przeprowadziła wywiad z kontrowersyjnym rosyjskim filozofem Aleksandrem Duginem w 2019 roku, a rok wcześniej Dave Rubin podważał, czy Rosja jest wrogiem Ameryki. Już wtedy mówiono o usprawiedliwionej reakcji Rosji na niepotrzebne rozszerzenie NATO i faktyczne zagrożenie, jakie ta organizacja stanowi wobec Rosji.
O szerzenie rosyjskiej propagandy oskarżana bywa np. również organizacja Code Pink, w tej chwili stanowiąca część międzynarodowego ruchu Progressive International. Prawda jest jednak taka, iż również znaczna część światowej lewicy postuluje wycofanie się USA z wojny w Ukrainie – oczywiście poza Polską, gdzie Rosja jest historycznie wrogiem numer jeden. Znowu – nie wiadomo gdzie kończy się rosyjska propaganda, a gdzie zaczyna radykalna myśl lewicowa.
Amerykańscy prokuratorzy przechwycili również 32 internetowe platformy koordynowane przez Rosję, a udające amerykańskie media. Są one podobno częścią operacji Doppelganger, prowadzoną przez zastępcę szefa sztabu na Kremlu, Siergeja Kirienko.
Jak informuje „Washington Post”, Kirienko ma do dyspozycji sieć strategów politycznych, którzy rozsiewają rosyjską – w tym antyukraińską – propagandę na całym świecie. W USA propaganda jest kierowana zwłaszcza do stanów wahających się między partiami, czyli do tych, które w listopadzie zdecydują o wyniku wyborów. Oprócz treści antyukraińskich rosyjskie źródła promują też wiadomości o groźnej fali imigrantów na południowej granicy USA. Amerykański rząd zamierza też nałożyć sankcje na osoby związane z operacją Doppelganger, na liście której znajdowało się ponoć prawie trzy tysiące amerykańskich celebrytów w mediach społecznościowych.
Putin zadeklarował poparcie dla Kamali Harris krótko po tym, jak DOJ ogłosił powyższe rewelacje. Przywódca Rosji powiedział, iż Harris śmieje się tak „ekspresyjnie i zaraźliwie”, iż jej optymizm być może doprowadzi do zniesienia sankcji wobec Rosji. O Trumpie Putin powiedział, iż nałożył więcej sankcji na Rosję niż jakikolwiek inny prezydent – choć amerykańskie media twierdzą, iż to nieprawda.
Media przypominają, iż to Trump jest politykiem, o którym wiemy, iż nigdy nie powiedział złego słowa o Putinie, a jeszcze w tym roku zachęcał choćby Rosję do wkroczenia na terytorium NATO, skoro europejskie państwa NATO nie chcą płacić za gwarantowane im bezpieczeństwo. Teraz, w kampanii wyborczej, Trump sugeruje, iż zakończy wojnę w Ukrainie w jeden dzień, choćby zanim oficjalnie obejmie urząd w styczniu. Można się tylko domyślać, iż oznaczałoby to pełną kapitulację Ukrainy.
Republikanie powątpiewają w medialne doniesienia na temat obecności rosyjskiej propagandy w prawicowych mediach i mediach społecznościowych. Uważają, iż to dezinformacja szerzona przez Partię Demokratyczną.
Jedno wydaje się pewne: w tym roku Rosja ani żadnej inny kraj nie włamuje się do maszyn do głosowania. Innymi krajami, które ingerują w wybory 2024, mają być Chiny, które namierzają przede wszystkim wybory stanowe i regionalne, oraz Iran hakujący obie strony – i demokratów, i republikanów.
Pozostaje pytanie, jak rezultat listopadowych wyborów w USA wpłynie na wojnę w Ukrainie. jeżeli wygra Kamala Harris, możemy się spodziewać utrzymania polityki prezydenta Bidena i kontynuowania amerykańskiej pomocy dla Ukrainy, włącznie z możliwą eskalacją, jeżeli sojusznicy pozwolą Ukrainie namierzać cele w samej Rosji.
Trump może teoretycznie wojnę zakończyć kosztem Ukrainy lub przynajmniej Krymu. Były prezydent będzie z pewnością dalej straszył państwa NATO rozwiązaniem tej organizacji, którą Ameryka de facto stworzyła, choć dziś naprawdę trudno przewidzieć, czy zdołałby tę groźbę urzeczywistnić.