UKRAINA 2014-2016 LEKCJE Z WALK – KONTEKST POLSKI

wolskiowojnie.pl 2 lat temu

Tekst stanowi fragment publikacji: „Czołgi na Ukrainie 2014-2017” wydanej w ramach Wozów Bojowych Świata, nr.4/2017 autorstwa Jarosława Wolskiego i Pawła Przeździeckiego.

Mimo iż poniższa analiza została napisana pięć lat temu – w 2017 roku – oraz przedstawia lekcje z walk z pierwszego konfliktu na Ukrainie to warto przypomnieć ówczesne doświadczenia. Stanowią one bowiem dobry wstęp do w tej chwili przygotowywanego przez Autora zarysu wstępnych wniosków z walk na Ukrainie w 2022 roku w kontekście reform SZ RP.

PRZEDSŁOWIE

Specyfika konfliktu z lat 2014-2016.

W efekcie zmian z lat 2004-2014 SZ Ukrainy pozostały w przededniu wojny z rozwiniętymi dwiema brygadami pancernymi, sześcioma brygadami zmechanizowanymi, brygadą piechoty górskiej, czterema brygadami areomobilnymi, czterema brygadami artylerii i trzema brygadami lotnictwa wojsk lądowych. Łącznie dawało to 21 teoretycznie rozwiniętych związków w porównaniu z 42 w 2004 roku. Konieczne jest podkreślenie iż określenie wymienionych jednostek jako „rozwiniętych” jest mocno nad wyrost ponieważ ich ukompletowanie nie miało wiele wspólnego z rozwinięciem mobilizacyjnym. Realnie każda z brygad okazała się zdolna do wystawienia sił nie większych niż niepełna taktyczna grupa batalionowa lub zaledwie kompletna kompanijna grupa taktyczna. Na szczęście Ukraina dysponowała całkiem dobrze zachowanym systemem mobilizacji – stanowił on częściowo relikt po czasach ZSRR i o dziwo nie został zniszczony ani znacznie okrojony w stosunku do swoich pierwotnych możliwości. Mimo masowego wyprzedawania UiSW zachowano na tyle duże ilości ich iż pozwoliły one w połączeniu z sprawnym systemem mobilizacji na uzupełnienie ciężkich start z 2014 i 2015 roku oraz wystawienie nowych jednostek. Finalnie okazało się iż SZ Ukrainy są w stanie wystawić dodatkowo (ponad stan z 2013 roku) 3 brygady pancerne, 8 brygad zmechanizowanych, 4 brygady zmotoryzowane, 2 brygady piechoty górskiej, 4 brygady aeromobilne, brygadę piechoty morskiej, brygadę lotnictwa wojsk lądowych, 3 brygady artylerii. Łącznie zatem armia kadrowa z 2013 roku oraz jej rozwiniecie mobilizacyjne z lat 2014-2017 liczyły 46 wielkich jednostek i pozwoliły na osiągniecie stanów sprzed dekady. Jest to imponujące osiągnięcie ale też prawdopodobnie kres ukraińskich możliwości – głównie na skutek wyczerpania się zapasów UiSW. Ukraińskie wojska pancerne w przededniu wybuchu wojny stanowiły zasadniczy komponent wojsk lądowych – sumarycznie: 2 brygady pancerne i 6 zmechanizowanych. Powyższe jednostki były jednak słabo ukompletowane zaś zdolnych do wyprowadzenie w pole okazało się być zaledwie około 350 z posiadanych „oficjalnie” 732 czołgów. Posiadany sprzęt był mocno wyeksploatowany i z znaczącym nawisem remontowym. Wyszkolenie indywidualne załóg nie przystawało do standardów państw zachodnich ani choćby Rosji. Problemem był brak środków (MPSy, amunicja, wolne resursy) do prowadzenia zajęć oraz niewydolny system szkolenia który został w ciągu 22 lat odrealniony choćby względem czasów ZSRR. Wyszkolenie poborowych było w zasadzie fikcją, podobnie jak rezerw osobowych. Sytuację nieznacznie polepszała obecność nielicznych żołnierzy z bogatym doświadczeniem misyjnym lub też mobilizowanych oficerów pamiętających czasy ZSRR i służby najemnej w latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. Jak pokazały późniejsze doświadczenia – morale żołnierzy i podoficerów stało na dobrym poziomie. Z powyższym kontrastowały umiejętności i morale dowódców szczebla batalionu i wyżej – czas pokazał iż powiedzenie Napoleona Bonaparte o tym iż „armia baranów, której przewodzi lew, jest silniejsza od armii lwów prowadzonej przez barana” w niczym nie straciło na aktualności zaś dowódcy wyższych szczebli byli najsłabszy element armii Ukraińskiej . Drugim krytycznym obszarem była łączność – rachityczna i rwąca się na szczeblu kompanii-batalion i teoretycznie istniejąca ale (jak znów pokazały późniejsze doświadczenia) łatwa do eliminacji na poziomie batalion – wyższe szczeble dowodzenia. Automatyzacja dowodzenia (poza nielicznymi kompleksami Maszyna dla artylerii) w zasadzie nie istniała zaś system „Manewr” w wojskach pancernych nie był (wg dostępnych źródeł) używany w walce. Mimo całej słabości armia Ukrainy posiadała kilka atutów. Pierwszym były ogromne ilości uzbrojenia i sprzętu wojskowego znajdujące się w zapasie mobilizacyjnym. Wraz z pozostałym destruktem (acz o wciąż imponujących możliwościach) programu mobilizacji gospodarki pozwoliło to na podwojenie w toku mobilizacji ilości tzw wielkich jednostek i jednoczesne uzupełnienie strat oddziałów uczestniczących w walkach. Drugim atutem okazała się dostępność licznej rezerwy po przeszkoleniu wojskowym (mimo jego dyskusyjnej jakości) oraz mnogość patriotycznie nastawionych ochotników którzy w ramach zrywu narodowościowego zasilili komisje uzupełnień. Bez obu powyższych czynników armia Ukrainy podzieliłaby w 2014 roku los armii libijskiej irackiej lub też gruzińskiej.

Inwazja i aneksja Krymu może zostać uznane za gigantyczny sukces militarny Rosji. W zasadzie z zerowymi startami własnymi Rosjanie całkowicie zneutralizowali a potem rozbili siły Ukraińskie na półwyspie liczone na 19 tys żołnierzy. Dokonano tego dzięki sprawnie poprowadzonej wojny hybrydowej w ramach której zniszczono wolę walki i morale dowództwa ukraińskiego na Krymie zaś znaczna cześć żołnierzy zdezerterowała lub przeszła na stronę wroga. O skali zjawiska świadczy to iż ponad 6 tysięcy żołnierzy przeszło na stronę Rosjan zaś drugie tyle – zdezerterowało i zwolniło się z armii.

Początkowo scenariusz walk na wschodzie Ukrainy był dość podobny do krymskiego – protesty ludności oraz napływowych prowokatorów pod budynkami użyteczności publicznej zakończone przejmowaniem ich przez bliżej nieokreślone grupki paramilitarne. Jednocześnie miała miejsce stała infiltracja granicy wschodnich obwodów przez kolejne oddziały sił specjalnych z Rosji. Próby wywołania masowych protestów na wschodzie Ukrainy odniosły umiarkowany sukces – głównie z powodu szybkiej reakcji rządu w Kijowie. Krytyczne było zwłaszcza zabezpieczenie obszaru przemysłowego wokół Charkowa, Odessy i Dniepropetrowsku ponieważ stanowiły one podstawę bazy mobilizacyjnej armii ukraińskiej. Jej utrata oznaczałaby katastrofę dlatego nie jest dziwnym iż w zasadzie całość dostępnych sił skierowano do wymienionych miast. Skuteczna pacyfikacja umożliwiła dalszą niezakłóconą mobilizację ale jednocześnie pochłonęła większość dostępnych sił oraz zostawiła dużą lukę w obwodach Donieckim i Ługańskim gdzie też gwałtownie rebelia odniosła największe sukcesy. Trzy duże ośrodki (Donieck, Słowiańsk i Ługańsk) wpadły w ręce rebeliantów zaś o czwarty (Mariupol) rozpoczęły się potyczki toczone na ulicach miasta.

Z dniem 13 kwietnia 2014 roku rząd w Kijowie ogłosił rozpoczęcie operacji antyterrorystycznej (ATO). Mimo uratowania bazy przemysłowej mobilizacji gospodarki oraz większości składnic UiSW okazało się iż armia Ukraińska jest nieprzygotowana do wojny w zatrważającym wręcz stopniu. Obie brygady pancerne w okresie od marca do maja zdołały wystawić tylko po jednej niepełnej batalionowej grupie taktycznej i jednej (pełnej) grupie kompanijnej. Sześć brygad zmechanizowanych było w stanie wystawić łącznie tylko sześć taktycznych grup batalionowych, zaś cztery kolejne brygady (areomobilne lub piechoty górskiej) po jednej taktycznej grupie kompanijnej. Realnie do walki okazało się być zdolnych poniżej 20% posiadanych sił w zakresie należności sprzętowych. Mimo szczupłości posiadanych sił rozpoczęto w maju aktywną fazę działań. W jej trakcie Ukraińcy zdołali odbić lotnisko w Doniecku, spacyfikować Mariupol, zdobyć Jampol i tym samym otoczyć Słowiańsk wraz z znajdującym się tam dużym ugrupowaniem separatystów. Zdołali się oni jednak przebić przez pierścień okrążenia w dniach 4-5 lipca aż do Kramatorska a potem wycofać do Donbasu. Wciąż też trwała mobilizacja SZ Ukrainy i „spływanie” kolejnych kompanijnych i batalionowych grup taktycznych oraz nowo tworzonych jednostek paramilitarnych. W efekcie prowadzonych walk do połowy lipca armia Ukraińska odzyskała Słowiańsk, Kramatorsk, Mariupol oraz zdołała wyjść aż za Donieck i Ługańsk w tym zdobyć Amrosiliwke oraz dotrzeć do Sawur Mogiły. Dawało to pewne szanse na myślenie o odzyskaniu całości opanowanego przez separatystów terytorium. Niestety przyjęta koncepcja zakładała odzyskanie kontroli nad granicą państwa i odcięcie dostaw do obu separatystycznych republik poprzez utworzenie 150km długości kordonu wzdłuż pasa granicznego ciągnącego się od wzgórza Sawur-Mogiły aż do przejścia granicznego w Izwarne. W koncepcji tej kryło się kilka błędów. Pierwszym było zakładanie względnej bierności Rosjan. Drugim było to iż do zdobycia i utrzymania tak długiego pasa wydzielono nad wyraz skąpe siły Straży Granicznej, pododdziałów nowo tworzonej Gwardii Narodowej, dwóch kopani z 28 i 51 brygady zmechanizowanej oraz łącznie pięciu niepełnych grup batalionowych z 72 i 24 brygady zmechanizowanej oraz 79 brygady areomobilnej. Do zabezpieczenia odcinka na którym normalnie działała by dywizja wydzielono zatem absolutnie niewystarczające siły rzędu „półtorej” brygady. Trzecim błędem, ale wymuszonym słabym zabezpieczeniem logistycznym operacji, było przyjęcie koncepcji zajmowania terenu i tworzenia stałych wysuniętych baz (tzw FOBów). W efekcie siły zmechanizowano pancerne traciły swój główny atut i stawały się statycznymi punktami oporu skutecznie omijanymi przez wroga. Powyższe błędy zostały natychmiast wykorzystane przez Rosjan / Separatystów którzy po pierwsze zajęli Sawur – Mogiłę odcinając od dostaw całe zgrupowanie próbujące blokować granicę a po drugie rozpoczęli ostrzał artyleryjski przez granicę ukraińskich FOBów. Ponieważ tylko siły wychodzące manewrem spod ognia są w stanie przetrwać nawały artyleryjskie zatem skutki ataków korygowanych przez wysuniętych rosyjskich operatorów naprowadzania z sił specjalnych były dewastujące. Do zwalczania szczególnie istotnych celów w kilku przypadkach użyto amunicji korygowanej laserowo zaś większość strat zadano dzięki relatywnie prostych środków rażenia: 120mm moździerzy, oraz 122mm MLRS Grad i 152mm pocisków artyleryjskich. Efekty ponad 60 nawał były tragiczne dla wojsk ukraińskich tkwiących na statycznych pozycjach – wraz z odcięciem dostaw po zajęciu Sawur-Mogiły atakowane ugrupowanie ukraińskie do końca lipca w zasadzie przestało istnieć zaś wycofać się zdołały grupy tylko z 79 brygady. Mimo tej klęski siły Ukraińskie odniosły jednak trzy poważne sukcesy na innych odcinkach ATO. Pierwszym było zdobycie Debalcewa i rozdzielenie ŁRL i DRL. Drugim stało się opanowanie Saur-Mogiły po ciężkich walkach dokonane przez żołnierzy 25 brygady powietrznodesantowej oraz 51 brygady zmechanizowanej. Trzecim było zdobycie lotniska w Ługańsku, oczyszczenie lotniska w Doniecku i dotarcie aż do miejscowości Torez i Sniżne położonych na północ od zdobytej Saur-Mogiły i zaledwie 20km od granicy. Jednocześnie rozpoczęto tworzenie pierścienia okrążenia wokół Ługańska i Doniecka. Na tym etapie walk można uznać iż Ukraińcy mieli realną szansę na zduszenie rebelii – i gdyby nie bezpośrednie zaangażowanie się w walkę SZ Rosji prawdopodobnie tak by się stało. W pierwszych dniach sierpnia zgrupowanie w ramach ATO liczyło już 32 tysiące żołnierzy oraz około 8 tysięcy w siłach MSW, Gwardii Narodowej, i Straży granicznej. Mimo powstania ponad 100km luki między zdobytą Sawur-Mogiłą o przejściem granicznym w Izwarne dowództwo ATO zadecydowało o zamknięciu okrążenia wokół Doniecka. Aby można było tego dokonać należało zdobyć leżący na południowy wschód od niego Iłojawsk. Wydzielone siły liczyły kilka batalionów ochotniczych i obrony terytorialnej wspartych wzmocnioną batalionową grupą taktyczną z 51 brygady zmechanizowanej. Były to siły zbyt nieliczne zatem gwałtownie zostały wzmocnione grupą bojową na bazie 17 brygady pancernej i 93 brygady zmechanizowanej. choćby po tym wzmocnieniu całość sił atakujących bezpośrednio miasto nie przekraczała jednak tysiąca żołnierzy. Zgrupowanie powyższe ugrzęzło podczas walk o Iłojawsk choć przejściowo było w stanie kontrolować pół miasta. Jednocześnie nie było już na tym odcinku frontu możliwych do rzucenia odwodów. Z perspektywy czasu wydaje się iż dowództwo ATO nie wierzyło w możliwość otartej interwencji Rosjan. Był to tragiczny w skutkach błąd ponieważ już 24 sierpnia oddziały rosyjskie przekroczyły granicę na południe od Sawur Mogiły. Rosyjskie ugrupowanie liczyło około 4000 żołnierzy oraz 20-30 czołgów, 90 BWP/BMD wsparte było artylerią rakietową i lufową i wystawione zostało przez 98 i 106 dywizję powietrznodesantową, 31 brygadę powietrznodesantową, oraz 8 gwardyjską brygadę zmechanizowaną i 9 brygadę zmotoryzowaną. W efekcie rosyjskiego uderzenia rozbite zostały siły wzmocnionej grupy batalionowej 51 brygady zmechanizowanej której 1500 żołnierzy wycofało się w nieładzie w kierunku Donbasu. Na skutek tego Ukraińcy walczący w Iłojawsku stali się obleganymi, zaś do zamknięcia pierścienia okrążenia wokół ich sił walnie przyczyniła się dezercja całego batalionu obrony terytorialnej„Prykarpatia”. Ukraińskie siły w kotle liczyły około 1,5tys żołnierzy z batalionów ochotniczych oraz pododdziałów 28, 93 i 51 brygad zmechanizowanych. Toczyły one zacięte dwudniowe walki w mieście z siłami separatystów i Rosjan którzy próbowali uderzeniem frontalnym rozbić siły Ukraińców. W trakcie opisywanych wydarzeń kolejne grupy batalionowe Rosjan uderzyły na dwóch innych strategicznych kierunkach – Mariupolskim i Ługańskim. W stronę Mariupol przez Nowozazowsk uderzyła wzmocniona rosyjska batalionowa grupa taktyczna o sile ponad 30 czołgów (T-72B3 i T-90A) – pobiła ona w walce ukraiński pułk „Azow” i zdołała podejść pod miasto. Na kierunku Ługańskim sytuacja była jeszcze grosza – mimo odparcia przez ukraińskie batalionowe grupy taktyczne (z składu 24 i 30 brygady zmechanizowanej) kilku uderzeń „separatystów” z 20-22 sierpnia to siła ataku batalionowej grupy bojowej Rosjan przeprowadzonego 24 sierpnia była za duża. Rosjanie zdołali zająć lotnisko zaś zniszczeniu obu ukraińskich grup zapobiegł ofiarny kontratak kompani czołgów z 1 samodzielnej brygady pancernej – poniosła ona ciężkie straty ale umożliwiła wycofanie się reszcie sił. W dniach 26 – 29 sierpnia rozegrała się zasadnicza cześć bitwy w kotle Iłojawskim. Ukraińcy podjęli dwie próby deblokady w okolicy miasteczka Komsomolsk siłami dwóch batalionowych grup bojowych. Obie zakończyły się katastrofą na skutek najpierw ostrzału artyleryjsko-rakietowego kolumn marszowych a następnie (podczas wychodzenia manewrem spod ognia) natrafienia na pozycje Rosjan którzy z dystansu ogniem czołgów i BWP/BMD byli w stanie całkowicie rozbić niedobitki obu porażonych oddziałów. Na skutek utrzymania okrążenia oraz wyczerpywania się amunicji siły w kotle (1400 żołnierzy) podjęły decyzję o próbie przebicia się z dniem 29 sierpnia – miało to miejsce po nieudanych negocjacjach z Rosjanami dotyczących możliwości opuszczenia rejonu walk z bronią i „techniką” – na co Rosjanie zgodzić się nie chcieli zakładając scenariusz „Krymski” -czyli przemarsz samych żołnierzy bez broni i sprzętu ciężkiego. Próba przebicia się z kotła (przez trzy linie Rosjan) na dystansie 25km w ugrupowaniu dwóch równoległych kolumn marszowych była skazana na niepowodzenie i zakończyła się maskarą jednej kolumny oraz rozpadnięciem się na małe grupki drugiej. Do własnych linii dotarło zaledwie 400 Ukraińców – praktycznie bez sprzętu ciężkiego. Do niewoli dostało się drugie tyle żołnierzy, około 460 było zabitych i zaginionych. Przeszło 480 było rannych z czego część ewakuowano przed próbą przebicia się z kotła. Iłojawsk okazał się być klęską zaś wraz z porażką pod Ługańskiem i marszem Rosjan na Mariupol – katastrofą dla całego ATO która wymusiła generalny odwrót. Ukraińców uratowały naciski zachodu oraz negocjacje które zakończyły się podpisaniem 5 września zawieszenia broni w Mińsku.

Nieznacznie innym charakterem walk cechowała się kampania zimowa na wschodzie Ukrainy z przełomu 2014 i 2015 roku. Jej apogeum były walki o Debalcewo. Miasto Debalcewo oraz duży węzeł kolejowy w nim położony znajduje się w połowie drogi M04 łączącej Doniecki z Ługańskiem. Na skutek działań z 2014 roku miasto oraz obszar wokół niego tworzył ukraiński „worek” o głębokości 40 i szerokości do 19km rozdzielający DRL i ŁRL. Jego istnienie utrudniało konsolidację obu „republik ludowych” a jednocześnie dawało nadzieję na relatywnie łatwe okrążenie stacjonujących tam sił ukraińskich. Był to oczywisty cel ataku już od września 2014 roku. Dlatego zadziwia fakt jak bardzo po macoszemu dowództwo ATO podeszło do przygotowania tego obszaru do obrony. Z różnych przyczyn propaganda zarówno rosyjska jak i ukraińska starają się pokazać worek wokół Debalcewa jako niemalże drugi łuk kurski z szeregiem świetnie przygotowanych inżynieryjnie pozycji oraz licznymi wojskami. Obraz ten nie ma jednak nic wspólnego z prawdą i z jednej strony stanowi próbę wygodnej wymówki tłumaczącej poważne straty i powolne postępy Rosjan zaś z drugiej – maskuję żenujący brak przygotowania ze strony dowództwa ATO. Ukraińcy nie przygotowali rozbudowanych linii obronnych ani przeszkód inżynieryjnych. Nie przygotowali choćby drugiej i trzeciej linii obrony lub chociażby przygotowanych stanowisk które mogłyby stanowić ich szkielet. Na bardzo małą skalę wykorzystywano miny zaś stosowane pola minowe były płytkie i ustawione w oczywistych miejscach. Większość pozycji obronnych miały postać silnie umocnionych ale niewielkich posterunków i punktów ogniowych grupujących maksymalnie 4-6 BTRów lub BWP oraz do plutonu czołgów. Całość wsparta nielicznymi stanowiskami ogniowymi dla km i ppk oraz schronami polowymi piechoty. Bardzo często posterunki posiadały tylko dwa pojazdy (zwykle czołg + transporter opancerzony) oraz 2-3 sztuki broni zespołowej i okopy oraz schrony dla plutonu lub dwóch piechoty. Tego typu stanowiska były oddalone o 300-500m od kolejnych i tworzyły daną pozycję obronną – bez wyczyszczonego i zaminowanego przedpola, bez zasieków, bez stanowisk rezerwowych dla „techniki” które umożliwiałyby wyjście manewrem spod ognia artylerii na nowe – również osłonięte stanowiska. W efekcie trzonem obrony ukraińskich pozycji były nieliczne silne punkty oporu ale możliwe do oskrzydlenia zaś po zniszczeniu lub ich zdobyciu – zostawiające wyrwę w obronie której nie dało się „załatać” obsadzeniem drugiej i trzeciej linii. Pod względem taktycznym był to regres choćby w porównaniu z czasami „wielkiej wojny ojczyźnianej” ale obciąża on konto dowództwa ATO które nie potrafiło ani nie chciało odpowiednio przygotować do obrony oczywistego miejsca ataku nieprzyjaciela. Ponownie z ową impotencją kontrastuje pomysłowość żołnierzy którzy mimo szczupłości sił tworzyli małe ale dobrze wkomponowane w teren i bardzo dobrze umocnione posterunki. Kolejnym kuriozum było użycie broni pancernej w występie debalcewskim. Ponownie, jak w 2014 roku, miało ono postać czołgów przydzielanych zwykle sekcjami do poszczególnych punktów oporu. Maksymalnymi siłami były plutony maszyn. Jedyną zmianą było dążenie załóg do zakrywania maszyn przed możliwym ogniem ppk i wychodzenie na umocnione stanowiska ogniowe dopiero w kluczowym momencie walk. Nie są znane przykłady tworzenia odwodów w sile choćby kompanii wozów zdolnych do ruchomej, manewrowej, obrony – ponownie, i nie bez cienia złośliwości, można zauważyć iż był to regres w porównaniu choćby do wojsk Wermahtu toczących w tym samym miejscu walki 70 lat wcześniej. Kwestia braku odwodów jest kolejną wstydliwą dla Ukraińców sprawą związaną z obroną Debalcewa – siły mające bronić worka były zbyt małe i skoncentrowane na wschód i południe od Debalcewa. Reszta pozycji obronnych była obsadzona zbyt rzadko – realnie na kompanie przypadał odcinek rzędu 8-12km(!) podczas gdy wg jeszcze sowieckiej szkoły pas obrony pełnego batalionu jest prawie dwukrotnie mniejszy. W efekcie podstawa „worka” była słabo broniona – zwłaszcza zachodnia część. Czemu ukraińscy oficerowie wychowani na mitach związanych z bitwą na Łuku Kurskim nie przewidzieli prób uderzenia w podstawę worka pozostaje pytaniem otwartym. Siły Ukraińskie dla całego sektora liczyły 13tys żołnierzy, 120 czołgów, 580 BWP i TO, oraz 240 środków artyleryjskich kalibru ponad 120mm. W worku debalcewskim znajdowało się około 1/4 tych sił i aż 1/3 „techniki”. Dla kontrastu – separatyści do ataku zdołali zgromadzić prawie 12tys zgrupowanie wspierane przez ponad 200 czołgów. W efekcie dysponowali przewagą liczebną rzędu 3:1 zaś w wybranych regionach przełamania – wyższą. Walki rozpoczęły się już 16 stycznia i aż do 23 stycznia polegały na frontalnych atakach separatystów na umocnione ukraińskie pozycje w rejonie pólnocno – wschodniej podstawy worka. Było to miejsce dobrze przygotowane do obrony zatem ataki separatystów zostały odparte po zaciętych walkach toczonych na dystansie poniżej 400m. Jednocześnie siły DRL rozpoczęły słabe ataki na Wuhełirsk położony na zachód od Debalcewa. W dniach 24-28 stycznia ponownie toczono bardzo zacięte walki w rejonie północno -wschodniej podstawy worka między wzgórzem 307,5 a wioską Sanżariwka. Pozycje Ukraińcy utrzymali po serii kontrataków. W walce separatyści stracili łącznie około plutonu czołgów. Ponieważ ataki te nie przyniosły powodzenia kolejny celem stał się Wuhłehirsk zaatakowany i częściowo zdobyty w dniach 29-31 stycznia. Użyte do ataku siły były na tyle duże iż zniszczyły pozycje Ukraińców a następnie odparły kontratak choć o pełnej kontroli nad miastem nie mogło być mowy. Jednocześnie trwały ataki czołowe na pozycje broniące „szczytu” (wieś Ridkodub) worka -odniosły one bardzo ograniczony skutek i zakończyły się sporymi startami separatystów. Dopiero 4 lutego padł ostatecznie Wuhłehirsk zaś do 7 lutego atakujący separatyści przełamali pozycje Ukraińskie na zachód i południe od Debalcewa – w rejonie miasteczka Czornuchyne oraz wsi Ridkodub – ale nie byli w stanie poszerzyć i wykorzystać obu wyłomów z powodu wysokich strat własnych. Drugim znaczącym sukcesem separatystów stało się zdobycie wzgórza 307,9 w rejonie Sanżariwki pozwalało to na kontrolę ogniową nad jedną z dwóch głównych drug prowadzących do Debalcewa. Aż do tego momentu można uznać iż atakujący nie silili się na wyrafinowaną taktykę – pozycje broniących próbowano niszczyć nawałami artyleryjskimi i atakami czołgów i piechoty zmechanizowanej. Operacje takie okazały się być bardzo kosztowne i ograniczone w skutkach. Prawdopodobnie zdano sobie sprawę iż zamknięcie sił ukraińskich w kotle wymagać będzie znacznie silniejszych uderzeń których jednostki DRL i ŁRL nie są w stanie przeprowadzić. Jako pomoc w rejon walk trafiła rosyjska taktyczna batalionowa grupa bojowa z składu 5 brygady pancernej z Jakucji – posiadała ona na stanie czołgi T-72B3 i miała ostatecznie zamknąć w kotle siły Ukraińców.

Dalszy przebieg bitwy były prawdopodobnie inny gdyby zadziwiająca niefrasobliwość (albo wręcz zdrada) oficerów sektora którzy zezwolili batalionowej grupie bojowej broniącej wsi Łogwinowo (leżącej u zachodniej podstawy „worka” na drodze od głównych pozycji ukraińskich do Debalcewa) wycofać się na wypoczynek, bez zastąpienia grupy innym pododdziałem. W sytuacji upadku Wuhłehirska oraz nacisku na Debalcewo była to wręcz nieprawdopodobna lekkomyślność która poskutkowała błyskawicznym zajęciem wsi przez oddział rozpoznawczy Rosjan. gwałtownie też wykorzystali oni sytuację w której jeden z najważniejszych punktów oporu na zachodniej flance pozostał…nieobsadzony. Do 9 lutego silny pododdział separatystów oraz wydzielone plutony rosyjskiej brygady zajęły i umocniły się w Łogwinowie odcinając główną drogę do Debalcewa. Siłom Ukraińskim pozostała tylko jedna utwardzona droga na wschód od zajętej arterii – niestety znajdowała się ona pod ostrzałem z zdobytego wzgórza 307,9. Od 10 do 12 lutego trwały zacięte Ukraińskie ataki na Łogwinowo w ramach których próbowano odbić wieś i udrożnić drogę do Debalcewa. Właśnie to starcie jest w tej chwili najczęściej opisywane w kontekście walk BM Bułat z rosyjskimi czołgami. W dwudniowych walkach o wieś Ukraińcy stracili trzy czołgi i kilka BWP oraz ponad tuzin uszkodzonych maszyn. Efektem tych start było uzyskanie częściową kontrolę nad Łogwinowem. Wszystkie sukcesy zostały jednak zaprzepaszczone po nawale artyleryjskiej oraz ataku dwóch batlionowych grup bojowych Rosjan i Separatystów (kosztujący tych ostatnich prawie kompanie maszyn) który wyrzucił Ukraińców z miejscowości. Stało się jasnym dla wszystkich iż wojska spod znaku tryzuba nie mają odwodów pozwalających na deblokadę Debalcewa. 15 lutego weszło w życie Mińskie zawieszenie broni. Rosjanie nie mieli zamiaru go przestrzegać licząc na ostateczne domknięcie kotła i zmuszenie Ukraińców do upokarzającej kapitulacji. Nie patrząc na własne straty oraz fakt iż Ukraińcy mieli de facto odciętą jedyną drogę zaopatrzenia rozpoczęli frontalny szturm Debalcewa wsparty nawałami artyleryjskimi. Jednocześnie Ukraińcy rozpoczęli zwijanie linii obronnych na południe od miasta. Do wieczoru 17 lutego separatyści przejęli kontrolę nad 90% Debalcewa -ponownie za cenę ciężkich strat. Jednocześnie Bułaty z 1 brygady pancernej starły się w nocnym boju z rosyjskimi T-72B3 pod Łogwinowem. Ponieważ sytuacja wojsk Ukraińskich w worku stała się dramatyczna lokalne dowództwo 128 brygady podjęło decyzję o przebijaniu się z kotła. Zrobiono to wbrew sztabowi ATO który znów wykazywał się całkowitym oderwaniem od realiów pola walki. Gdyby nie owa decyzja prawdopodobnie nastąpiłaby powtórka z Iłojawska. 18 lutego nastąpił odwrót z kotła przy czym zakończyłby się on tragedią gdyby nie zdecydowane działania dwóch pułków specnazu, brygady areomobilnej i kompanii Bułatów z 1 brygady. Siły owe na tyle mocno naciskały Rosjan na innych odcinkach iż uniemożliwiły odcięcie wycofującej się kolumny wojsk. Do tego wspaniale pracowała artyleria Ukraińców – skuteczność ognia naprowadzanego przez specnazowców była rewelacyjna i umożliwiła „przyduszenie” Rosjan na czas wyjścia z kota. Do 19 lutego z okrążenia wyrwało się około 2500 żołnierzy oraz 15 czołgów i 50 BWP i TO. Pojazdy unieruchomione na pozycjach i niesprawne zostały wysadzone.

Teoretycznie walki o Debalcewo zakończyły się porażką Ukraińców. Realnie jednak sprawa była dużo bardziej skomplikowana. Starty wynosiły mniej niż 250 zabitych oraz 230 rannych i jeńców wojennych. Reszta wojsk zdołała wyjść z okrążenia. Straty sprzętowe były poważne ale nie było choćby mowy o hekatombie znanej z 2014 roku. Samych czołgów między 16 stycznia a 19 lutego Ukraińcy stracili od 25 do 30 sztuk. Stanowiło to prawie połowę maszyn zaangażowanych w walki ale z względu na „mikrostarcia” siłami plutonów i kompanii nie obezwładniły tego typu straty żadnego z kilku związków taktycznych jakie brały udział w walkach. Dużo poważniejsze straty ponieśli atakujący – między 30 a 40 czołgów, ponad 700 zabitych i około 2500 rannych. Realnie zatem zamiast prostej powtórki z Iłojawska czołowe jednostki separatystów zostały przepuszczone przez „maszynkę do mięsa” i poniosły sześć i pół raza wyższe straty osobowe (zabici i ranni) niż broniący. Starty rzędu 1/4 wyjściowych stanów wyczerpały siły obu republik i wymusiły dłuższą pauzę operacyjną. Finalnie nie udało się choćby zamknąć wyczerpanych walką jednostek Ukraińskich w okrążeniu i wymusić ich kapitulację. Zdobycie Debalcewa okazało się być pyrrusowym zwycięstwem możliwym tylko i wyłącznie dzięki bezpośredniemu udziałowi jednostek rosyjskich. Warto również zauważyć iż przebieg walk byłby inny gdyby nie opisany już karygodny brak przygotowań do obrony oraz błędy dowództwa ATO.

LEKCJE Z WALK – KONTEKST POLSKI.

W kwestii SZ jako całości jako takiej można zwrócić uwagę na następujące kwestie:

Truizmem jest twierdzenie iż kondycja SZ jest odbiciem nakładów nań łożonych oraz świadomości elit politycznych i rozwiązań systemowych. Niemniej tak jest – zaniedbania czasu pokoju okazują się być w zasadzie niemożliwe do nadrobienia w czasie rozwinięcia mobilizacyjnego i trwającego konfliktu. Z tej perspektywy należy uznać iż WP znajduje się na równi pochyłej (tekst pisany w 2017 roku – JW.) . Brak konsekwentnie i długofalowo realizowanej wizji SZ, przypadkowość prowadzonych reform strukturalnych, instrumentalne traktowanie MON przez kolejne ekipy polityczne, fatalna kooperacja wojsko-przemysł, rysująca się klęska PMT, coraz poważniejsze braki w krytycznych obszarach SZ RP, powstanie WOT które rozbiło kadry wielu jednostek oraz dodatkowo drenuje budżet MON – całość prowadzi do konkluzji o gigantycznych i wieloletnich zaniedbaniach które znacząco redukują, nienajwyższy, teoretyczny potencjał SZ.

Mimo iż wojnę rozpoczynają jednostki kadrowe, to jednak kończona jest ona przez mobilizowane rezerwy które są w stanie uzupełnić powstałe straty bezpowrotne. Celowym wydaje się być zachowanie postulowanego zapasu sprzętu wynoszącego około 40% stanu „P” (bez uwzględnienia jednostek szkolnych oraz maszyn na stanie przemysłu). Tej wielkości rezerwa sprzętowa (i osobowa) powinny pozwolić zachować zdolność do uzupełnienia strat powstałych podczas prowadzonych intensywnych pełnoskalowych walk w okresie 30 -90 dni. W przypadku rezerw osobowych w Polsce są one równie teoretyczne jak były rezerwy Ukraińskie z zastrzeżeniem mniejszej skuteczności i wydolności krajowego systemu mobilizacji. Prawdopodobnie stawiennictwo przed WKU oraz morale mobilizowanych poborowych nie byłoby wyższe niż ukraińskich co może oznaczać poważną niewydolność tej składowej SZ RP… Krajowe zdolności odtwarzania SZ w zakresie UiSW są kilkukrotnie niższe niż były ukraińskie zaś podkreślenia wymaga fakt istnienia mikroskopijnego w zestawieniu z ukraińskim PMG. Sprzęt wycofywany jest składowany pod chmurka lub wyprzedawany, nie myśli się o stworzeniu rezerw UiSW rzędu przynajmniej 40% pozwalających na zachowanie umiejętności odtwarzania porażonych jednostek i wystawiania nowych. Nieliczne pozytywne przykłady są raczej dziełem przypadku i likwidowania kolejnych jednostek/wycofywania uzbrojenia niż długofalowego planowania. Całość prowadzi do konkluzji o wysokiej podatności WPiZ na straty oraz niskiej możliwości ich odtwarzania.

Istotne jest posiadanie krajowych zakładów remontowo-naprawczych oraz (optymalnie) przemysłu zbrojeniowego produkującego podstawowe rodzaje UiSW. Do tego niezbędny jest odpowiednio rozbudowany i rozproszony zapas części o ile jest konieczny ich import z zagranicy lub też ich produkcja krajowa jest łatwa do zakłócenia. Liczenie na możliwość szybkiego wyprodukowania lub też import brakujących części, amunicji oraz całych systemów uzbrojenia w warunkach trwającego konfliktu jest mrzonką. Z tego punktu widzenia pozytywnym aspektem jest zachowanie krajowego przemysłu zbrojeniowego, a zwłaszcza amunicyjnego, oraz zakładów remontowych. Należy ocenić pozytywnie również tworzone umiejętności remontów i odtwarzania Leopardów 2 – zarówno w Poznaniu jak i Gliwicach. Należy jednak podkreślić iż zasadnym byłoby przygotowanie w ramach PMG pewnego stocku krytycznych składowych np. amunicji a niemożliwych do szybkiego pozyskania w czasie wojny.

Istotną kwestią jest gotowość bojowa pododdziałów – duży nawis remontowy oraz braki w ukompletowaniu osobowym w czasie pokoju skutkują wystawianiem „etapami” sił za małych i zbyt rozdrobnionych aby efektywnie mogły działać na konwencjonalnym polu walki. Próby działania siłami mniejszymi niż kompania wydają się być niecelowe i nacechowane zbyt dużym ryzykiem utraty maszyn. W SZ RP podjęto po 2014 roku szereg działań w obu obszarach – sukcesywnie likwidowany jest nawis remontowy oraz podejmuje się próby podniesienia ukompletowania. Niestety w tym drugim przypadku tak długo jak sytuacja gospodarcza kraju będzie dobra a uposażenie żołnierzy nie dojdzie do poziomu około dwóch średnich krajowych należy się liczyć z problematycznym pozyskaniem wartościowego materiału ludzkiego dla SZ RP. Wojsko Polskie nie jest już atrakcyjnym pracodawcą a fakt ten zdaje się być pomijany wstydliwym milczeniem. Faktu tego niestety nie zmieniają, bardzo potrzebne i godne pochwały, ostatnie podwyżki uposażeń. Celowym wydaje się również wprowadzenie, atrakcyjnej finansowo, 4-6 letniej służby kontraktowej w celu odbudowania wartościowych rezerw operacyjnych. Zarówno NSR jak i WOT nie są rozwiązaniami problemu zbyt niskiego ukompletowania oraz fikcyjności istniejących rezerw.

Wyszkolenie i zgranie pododdziałów jest sprawą kluczową – załogi muszą mieć możliwość realnych treningów nie tylko na symulatorach i plutonami na pasie taktycznym ale przede wszystkim kompaniami z wykorzystaniem laserowej symulacji pola walki. Plutony i kompanie muszą stanowić zgrane zespoły zaś żołnierze muszą siebie znać i mieć do swoich umiejętności oraz do kolegów pełen zaufanie. Posiadana przez autora pracy wiedza nie pozwala na obiektywne ocenienie stanu SZ RP w w/w kwestii. Wydaje się jednak iż WpiZ zapaść szkoleniową z lat 2006-2012 mają już za sobą.

Tradycyjnie kluczowa jest kwestia adekwatnego dowodzenia wojsk -dotyczy to zarówno umiejętności dowódców, oraz ich morale, jak i środków technicznych ku temu tj. zautomatyzowanych systemów wspomagania dowodzenia, odpowiedniej łączności, lub optymalnie – pełnej sieciocentryczności operujących wojsk. Obecny model kształcenia i szkolenia kadr w SZ RP jest dyskusyjny ponieważ umożliwia dowodzenia wojsk przez oficerów którzy pierwszy i ostatni raz pas taktyczny widzieli podczas nauki w WSOWL. Warto przypomnieć iż dowodzenie w ramach ATO przez „sterylnie” kształconych (w oderwaniu od realiów poligonów i pola walki) oficerów, częstokroć awansujących dzięki koneksjom okazało się być klęską. Być może zasadnym byłoby powrócenie do pewnych wymagań dotyczących ścieżek kariery oficerów które były wymagane przed reformami z okolic milenium. Mimo iż SR RP przeznaczają rok rocznie duże nakłady na łączność zaś istnieją podsystemy OPL i artylerii to należy uznać iż wciąż sieciocentryczność w WP stanowi pewien konstrukt mocno teoretyczny.

Podczas walk na wschodzie Ukrainy nastąpiło kolejne potwierdzenie prawdy znanej już od czasu operacji Wermachtu z czasów II wś – czołgi muszą być wsparte rozpoznaniem i artylerią zaś optymalnie – piechotą zmechanizowaną i lotnictwem. Niedopuszczalna jest sytuacja kiedy dowódca kompanii nie ma środków i umiejętności (a co gorsza możliwości) wezwania wsparcia artyleryjskiego. Całość musi być przećwiczona i zintegrowana już w okresie pokoju ponieważ najważniejsze jest sprawne współdziałanie wojsk które musi być już możliwe na szczeblu kompania – batalion. Teoretycznie zgodnie z wymogami NATO w WP ćwiczone jest współdziałanie wojsk, zaś dowódcy mają tego świadomość. Praktycznie jednak wciąż można odczuć pewien dystans w stosunku do możliwości i umiejętności kolegów z British Army, Armee de Teree, Bundeshwer, czy też US Army.

Logistyka musi być przygotowana na ponadnormatywne zużycie MPSów i amunicji oraz część zamiennych z założeniem nieliniowego ich ubytku. Wydaje się być celowym wsparcie możliwie szerokich możliwości remontowych już na szczeblu brygady. W kwestii tej również w poprzednich latach nastąpiły stopniowe i powolne pozytywne zmiany w SZ RP.

Tradycyjnie newralgiczna kwestią jest łączność – przy czym na poziomie plutonów jej zawodność nie pozostało tak destrukcyjna jak na szczeblu kompania-batalion lub co gorsza batalion – brygada. Ze względu na modernizacje środków łączności można uznać iż SZ RP nieporównywalnie lepiej przygotowane niż były SZ Ukrainy.

Bardziej konkretne „lekcje z walk” można wyciągnąć w kwestii samego funkcjonowania broni pancernej oraz walk na poziomie kompanii. Wnioski jakie nasuwają się po przestudiowaniu znanych źródeł są następujące:

Obciążenie psychofizyczne walczących załóg jest na tyle duże iż prowadzi do bardzo szybkiego spadku ich wartości bojowej zaś w przypadku kilkutygodniowych ciągłych walk – do prawie całkowitej jej utraty. Prowadzi to do konkluzji o słuszności przyjmowanego rozwiązania czterokompanijnego w WP. Innym, droższym, choć być może bardziej efektywnym rozwiązaniem byłoby posiadanie dwóch wyszkolonych załóg na jeden pojazd. Wartym zastanowienia się jest również przenoszenie zdolności logistycznych i remontowych na jak najniższe szczeble -aż do poziomu batalionu włącznie.

Niedopuszczalny jest brak rozpoznania na rzecz walczących oddziałów– przy czym nadzieja na jego wykonywanie sekcjami maszyn z składu kompanii grozi ich łatwą utratą na polu walki. Podobnie ryzykowne jest używanie w tym celów dronów – są one bardzo użytecznym narzędziem ale ich możliwości mogą być skutecznie limitowane warunkami pogodowymi oraz stosowaniem WRE. Niestety krajowe możliwości w zakresie rozpoznania wciąż są mozolnie budowane, choć same środki techniczne już są zdecydowanie lepsze niż te którymi dysponowali Ukraińcy.

Rola artylerii jako „królowej pola walki” jest niezagrożona. Do 70% start w 2014 i 2015 roku było zadawanych ostrzałem artylerii rakietowej i lufowej przy czym co symptomatyczne – niezwykle rzadko używano amunicji precyzyjnej. Dominowała artyleria na poziomie lat 70-tych i 80-tych ale wspierana w przypadku Rosjan przez licznie używane BSLe i siły specjalne oraz systemy zautomatyzowanego dowodzenia artyleria. Artyleria separatystów jakościom nie odbiegała od Ukraińskiej ale już jej efektywność była lepsza dzięki skuteczniejszemu rozpoznaniu. Po raz kolejny okazało się też iż choćby dobrze przygotowane inżynieryjnie stałe pozycje obronne piechoty i czołgów można zniszczyć odpowiednio skoncentrowanym i intensywnym ostrzałem. Prowadzi to konkluzji o kluczowej roli manewru oraz środków pozoracji jako środka zapobiegania i wychodzenia spod nawał artyleryjskich. W kontekście Wojska Polskiego pozytywnie należy ocenić program „Regina”, „Rak”, „Langusta” oraz „Homar” – najważniejsze jest dalsze budowanie systemów wskazywania celów oraz zakupy nowoczesnej amunicji – w tym „inteligentnej” samocelującej. Koszt takiego rozwiązania jest bardzo duży ale też i efektywność w zwalczaniu broni pancernej jest wyjątkowo wysoka. Należy też dążyć do dalszego wprowadzania amunicji DPICM w WP – zwłaszcza do WR-40. Oceniając zdolność do osłony własnych ugrupowań – krytyczne wydaje się rozwijanie możliwości WRE w zakresie zwalczania dronów oraz obrony plot dolnego piętra zdolnej do ich zwalczania. Należy też zauważyć konieczność wzmocnienia możliwości ognia kontrbateryjnego WP – tutaj w tej chwili zieję potężna luka w możliwościach. Zaskoczeniem jest też brak kupowania i masowego stosowania makiet pneumatycznych oraz multispektralnych pokryć kamuflujących dla wozów bojowych – mimo iż istnieje krajowy producent o światowym poziomie tego typu wyrobów.

Śmigłowce szturmowe nie wyposażone w topowe systemy obrony oraz nie współpracujące w ramach zintegrowanego pola walki z rozpoznaniem i artylerią mogą być łatwo zneutralizowane obroną plot „dolnego piętra” – czyli wyrzutniami MANPSD oraz SHORAD. Dotyczy to również samolotów wsparcia pola walki z lat osiemdziesiątych. W efekcie walczące zgrupowania pancerno-zmechanizowane są mnie podatne na porażenie tego typu (Mi-24, Su-25) bronią. Wniosków tych nie należy jednak zbyt pochopnie przenosić na realia walki z nowoczesnymi maszynami (AH-64E, Mi-28N, Ka-52) wspieranymi przez artylerię, WRE, i BSL. Z powyższego wynika wniosek o iluzorycznych możliwościach rodzimych Mi-24. Można uznać iż maszyny owe spełniają funkcje „pomostowe” do czasu kupna ich następców. o ile nowe maszyny mają być skuteczne muszą dysponować możliwie najwyższymi możliwościami – niestety warunkuje to też ich cenę a zatem liczbę – prawdopodobnie maksymalnie 16 maszyn. Tak niewielka flota, połączona z sprawnością maszyn zwykle oscylującą wokół 60-70%, każde jednak zastanowić się czy zamiast skupu śmigłowców szturmowych nowej generacji bardziej efektywne kosztowo nie byłoby wzmocnienie programów artyleryjskich.

Dedykowana broń przeciwpancerna odpowiadająca generacjom walczącym czołgom zwykle nie jest wybitnie skuteczna przy rażeniu pojazdów dla +/30 od ich osi podłużnej. Ze względu na taktyczne uwarunkowania jej skuteczność może być dodatkowo limitowana adekwatnym wykorzystaniem terenu oraz środków maskujących w postaci TAD, granatów multispektralnych oraz amunicji dymnej. Dedykowane środki ppanc bez głowic tandemowych (lub drogich i zaawansowanych tzw głowic optymalizowanych z superszybkim strumieniem kumulacyjnym ) są w zasadzie całkowicie nieskuteczne przeciw pancerzom reaktywnych a ich szansa na skuteczne pokonanie pancerza czołgu sprowadza się do szans trafienia w rejony nie ekranowane ERA lub też konstrukcyjnie niemożliwe do osłony. Realnie oznacza to skuteczność rzędu około 15% z odpalonych ppk. Inaczej jednak wygląda skuteczność flankującego ognia środków ppanc – zwykle jest on skuteczny zaś szansa eliminacji pojazdu przekracza 50%. W Polskich warunkach można uznać iż wybór ppk Spike (mimo iż przypadkowy) był optymalny – zdolności NLOS oraz kierowanie via światłowód i wybór punktu trafienia dają szanse na skuteczne zwalczanie od czoła pojazdów również osłoniętych skutecznym ERA. Niestety liczba ppk Spike w WP (poza 6 i 25 brygadą) jest iście homeopatyczna – adekwatnym wzorcem są tutaj amerykańskie ABCT z których każda dysponuje 87 ppk Javelin oraz aż 122 ppk TOW-2A i TOW-2B montowanych w zdwojonych wyrzutniach na pojazdach. Łącznie daje to 209 wyrzutni nowoczesnych przeciwpancernych pocisków kierowanych na poziomie brygady, podczas gdy rodzime brygady zmechanizowane mają takich środków dziesięciokrotnie mniej. Należy również uznać iż decyzja o zakupie lekkiego ppk z głowicą nietandemową i bez możliwości ataku z góry z wyborem punktu trafienia będzie bezcelowa i w żaden sposób nie poprawi możliwości ppanc WP.

Równie mało skuteczna okazała się być broń przeciwpancerna piechoty. Jej efektywne użycie ograniczało się do flankujących zasadzek na pojazdy pancerne działające bez wsparcia i rozpoznania. Piechota wyposażona w lekką broń ppanc okazała się być bezsilna wobec atakujących frontalnie czołgów co wymuszało operowanie z przygotowanych pozycji. Nie przeszkadzało to jednak czołgom na zbliżanie się na odległość poniżej 300m od pozycji piechoty. Wielokrotnie doprowadzało to zimą 2015 roku do prób „rozjechania” stanowisk obrońców przez czołgi. Prowadziło to do natychmiastowego skutecznego używania broni ppanc piechoty przeciw burtom pojazdów oraz do użycia improwizowanych środków przeciwpancernych (fugasy, wrzucane przez otwarte włazy pojazdów granaty itp.) co było możliwe z powodu „szarż” samych czołgów bez wsparcia piechoty. Skuteczność obrony ppanc prowadzonej na dystansie 100-50m (!) kontrastuje tutaj z jej nieskutecznością na dystansach 100-700m co w przypadku adekwatnego współdziałania atakujących z piechota i artylerią zakończyłoby się tragicznie dla obrońców. w tej chwili polska piechota jest tak samo bezradna wobec czołgów jak ich ukraińscy koledzy, w przeciwieństwie do czołowych państw NATO nie planuje się kupić dedykowanej i skutecznej broni ppanc w stylu NLAW, Spike-SR, SRAW czy tez PzG-3IT600, zamiast tego SZ RP mają nabyć uniwersalne granatniki jednorazowe. Paradoksalnie w perspektywie dekady może się to okazać adekwatnym wyborem z racji mikrej skuteczność wszystkich granatników ppanc wobec pojazdów opancerzonych z instalowanymi aktywnymi systemami ochrony pojazdów (ASOP).

Z racji niewielkiego dystansu prowadzonych starć (300-700m) teren okazywał się być „sprzymierzeńcem” lepiej potrafiącej go wykorzystać strony walk. Pozwalał na kompensację braków w własnych SKO (kamery termalne), pozwalał na zmniejszanie ryzyka porażenia przez ppk, ale też potrafił skanalizować ruchu wojsk w rejon przygotowanych zasadzek ppanc. Kluczowym okazywała się zdolność dowódców kompanii do „pracy z mapą” i wykorzystywania terenu podczas prowadzenia działań. Wydaje się być istotne zachowanie umiejętności nawigowania bez użycia systemów GPS z których wiele odbiorników jest podatnych na zagłuszenia. Być może adekwatnym byłoby wyposażenie dowódców kompanii (a optymalnie plutonów) w systemy nawigacji inercyjnej znane z systemów artyleryjskich.

BMP-2 i BMP-1 oraz BTR-4 i BTR-70/80 okazały się być wrażliwe na porażenie zarówno środkami ppanc jak i ogniem armat automatycznych. Wymuszało to desantowanie piechoty za przeszkodami terenowymi lub w sporej odległości od linii walk. Co gorsza – wrażliwe na porażenie BWP miały problem z wspieraniem piechoty podczas walki w efekcie czego ich skuteczność albo nie różniła się od TO (transporterów opancerzonych) – co niosło gigantyczny spadek siły ognia plutonów piechoty, albo pojazdy ponosiły niewspółmierne do intensywności walk straty. Następstwem tego było częste „odcinanie” piechoty od atakujących czołgów na dystansie około 200-300m od pozycji obrońców. W przypadku nienajlepiej wyszkolonych separatystów prowadziło to do samotnych szarż czołgami na pozycje okopanej piechoty, zaś w przypadku rosyjskich grup bojowych – do przyduszania obrońców artylerią i następnie niszczeniu ich pozycji kosztem ponoszenia większych strat przez piechotę działającą przy wsparciu czołgów. Powyższe prowadzi do konkluzji o konieczności wdrożenia w WP BWP który nie będzie pływać za to będzie wyposażony w ASOP oraz skuteczny przeciw armatom automatycznym kalibru 40-57mm pancerz zasadniczy. Takie konstrukcje (SPz Puma, Namer) już istnieją.

Pojazdy nie wyposażone w kamery termalne w SKO w tej chwili tracą rację bytu na polu walki. Braki termowizji wozów ukraińskich powodował iż ich skuteczne działanie było ograniczone tylko do dnia i dobrych warunków atmosferycznych. Brak kamer powodował też poważne problemy z wykrywaniem celów takich jak piechota lub też broń zespołowa piechoty i ppk. W kontraście do powyższego – w zasadzie wszystkie nowe pojazdy polskich WPiZ posiadają już kamery termalne w SKO lub celownikach działonowego. Istotnym plusem byłoby za to wprowadzenie panoramicznych przyrządów peryskopowych w wozach WP – ponieważ takowe posiadają w tej chwili wyłącznie Leopardy 2A5.

Zdolność czołgów do prowadzenia skutecznego ognia jest pochodną wielu składowych w tym nie przeterminowanej amunicji, armaty z zminimalizowanymi luzami konstrukcyjnymi i symetrycznie rozmieszczonymi opornikami, wydolnym układem stabilizacji oraz napędami wieży w azymucie, łożyskiem bezluzowym wieży, sprawnym wielosensorowym SKO zdolnym do nanoszenia poprawek na ruch armaty a nie siatkę celownika, itp. W przypadku wozów ukraińskich najbliżej powyższego modelu były BM Bułat, w kwestii wozów rosyjskich – T-72B3. Reszta pojazdów – w tym mobilizowane T-64BW i T-72B posiada dyskusyjną zdolność do prowadzenia skutecznego ognia podczas ruchu pojazdu. W Wojsku Polskim tylko Leopardy 2A4 i 2A5 dysponują realnymi zdolnościami do prowadzenia celnego ognia w ruchu i do celów poruszających się. Zdolności takich PT-91 niestety nie posiada, dlatego konieczna jest modernizacja znajdujących się w służbie pojazdów. Za bliskiemu ideałowi w relacji koszt-efekt można uznać propozycję Bumaru-Łabędy zaprezentowaną podczas tegorocznego MSPO pod nazwą PT-91M2. Wymiana armaty, łożyska wieży, układu stabilizacji, implementacja nowego SKO, oraz zmiany w automacie ładowania powinny zapewnić siłę ognia co najmniej równą nowym T-72B3. Niestety nie wiadomo czy polski MON w końcu zdecyduje się na, tak potrzebną, modernizację Twardych.

Zdolność do zwalczania pojazdów opancerzonych przeciwnika wymaga posiadania skutecznej amunicji podkalibrowej. Czołgi Ukraińców nie posiadały takowej zaś najnowszą dostępną amunicją był wspomniany 3BM26. Szanse na skuteczne porażenie celu ograniczały się zatem do trafienia w obszary osłabione frontu wieży i kadłuba (od 20 do 40% zależnie od typu czołgu) oraz strzelania w burty pojazdów – na co nie zawsze pozwalały uwarunkowania terenowe i przede wszystkim świadomość sytuacyjna załóg. Mimo iż obie strony posiadały czołowe ppk to ich użycie było epizodyczne i nie niosło żadnej znaczącej korzyści na polu walki – kluczowym ograniczeniem był tutaj teren i relatywnie mały dystans prowadzonych walk. W wojsku polskim praktycznie nie istnieje skuteczna amunicja ppanc 125mm zaś najbliższe dwa lata nie doprowadzą do poprawy w tej kwestii. Sytuacja zabezpieczenia w amunicję APFSDS dla Twardych i T-72M1 jest po prostu dramatyczna i gorsza choćby niż w SZ Ukrainy. Jest to tym bardziej skandaliczny fakt iż krajowa amunicja o minimalnie skutecznych osiągach została już opracowana, przetestowana i próbnie wdrożona jak APFSDS- „Ryś” ponad 1,5 dekady temu. Niestety jej zakupów zaniechano. Nie lepsza jest sytuacja z rodzimą amunicją 120mm. Zapas niemieckich DM-33A1 z 1988 roku uległ wyczerpaniu zaś polski Pz.541 osiągami odpowiada niemieckiej, prawie 30 letniej, amunicji i w tej chwili nie jest wystarczający. Mimo iż podjęto w SZ RP działania na rzecz zabezpieczenia nowoczesnej amunicji APFSDS 120mm to ich tępo jest niewielkie i przed końcem dekady nie należy się spodziewać znaczącej poprawy istniejącego stanu. Pewnym pocieszeniem jest istnienie niewielkiego zapasu alarmowego nowoczesnej amunicji pozyskanej wraz z Leopardami 2A5.

Załogi wozów bojowych powinny posiadać skuteczne środki ochrony indywidualnej na czele z hełmami balistycznymi, kamizelkami przeciwodłamkowymi, oraz trudnopalnymi kombinezonami. Każdy członek załogi powinien posiadać subkarabinek z odpowiednim zapasem amunciji oraz granaty dymne pomagające przy ewakuowani się z pojazdu. Armia Ukrainy pod tym względem w zasadzie zatrzymała się na czasach ZSRR zaś jakiekolwiek pozytywne zmiany wynikały z oddolnych i nieregulaminowych zakupów samych pancerniaków. Mocno kontrastowały z tym przemyślany i uznawany za jeden z bardziej udanych na świecie zestaw SOI załóg rosyjskich T-72B3 o nazwie „Kowboj”. Sytuacja w polskich WPiZ jest tutaj dwojaka – nowe SOI wchodzą do służby ale nie są one systemowym rozwiązaniem na miarę tego co w tej chwili znajduje się w linii w elitarnych jednostkach rosyjskich (wspomniany Kowboj), czy też w USA lub Izraelu. Opracowanie odpowiedniego SOI leży całkowicie w zakresie polskich możliwości i jako takie powinno zostać rozpoczęte.

Bezdyskusyjna jest konieczność wyposażenia czołgów i BWP w środki ochrony hard-kill. Ukraińcy mimo opracowania takowych (Zasłon) nie zdołali wdrożyć ich z powodów finansowych. Rosjanie planują obligatoryjne wyposażenie weń czołgów i BWP nowej generacji. Polskie ośrodki badawcze prowadzą interesujące prace nad polskim ASOP ale ich zakres finansowania jest dalece niewystarczający. Nie wiadomo też czy polski przemysł poradzi sobie z tak skomplikowanym zadaniem. Być może zasadne byłoby pozyskanie gotowego systemu zagranicznego dla części pojazdów wraz z transferem krytycznych technologii umożliwiającym szybsze i masowe wprowadzenie rodzimego ASOP. Wprowadzenie (masowe) aktywnych systemów ochrony hard-kill wydaje się być zadaniem praktycznie równie pilnym jak pozyskanie nowej amunicji i ważniejszym niż nabycie nowych pojazdów.

POSŁOWIE:

Należy mieć na uwadze iż powyższy opis przebiegu głównych faz operacji oraz „lekcje z walk” dotyczą pierwszego konfliktu na Ukrainie z lat 2014-2016 którego charakter był zasadniczo odmienny od w tej chwili toczonych działań zaś najpoważniejszą różnicą był nieporównywalnie niższy potencjał Sił Zbrojnych Ukrainy. Jednakże warto zestawić wyciągnięte przez Autora pięć lat temu (w 2017 roku) wnioski z obecnym stanem wiedzy oraz z tym co w tej chwili widzimy w ramach wojny toczonej od lutego 2022. Część druga znajduje się w przygotowaniu – będzie mieć ona postać zarysu wstępnych wniosków zestawionych z przemianami SZ RP od 2017 roku. W ten sposób wstępnie „ukraińskie lekcje z walk AD 2022 ” staną się głosem Autora w dyskusji na temat tego w jakim kierunku zmierzają SZ RP.

JAROSŁAW WOLSKI

Autor składa serdeczne podziękowania Norbertowi Bączykowi za umożliwienie tak szerokiego autocytatu i jednocześnie gorąco zachęca zainteresowanych czytelników do nabycia pełnej wersji publikacji na stronie:

Czołgi na Ukrainie 2014–2015
Idź do oryginalnego materiału