Od kilku miesięcy trwa ostra kampania wyborcza, w której Koalicja Obywatelska wbrew faktom, logice, a choćby krytycznym wypowiedziom wyborców i sprzyjających mediów, usiłuje przykleić PiS metkę „ruskich onuc”. Operacja ma czysto propagandowy charakter i jest nastawiona na mobilizację elektoratu, ale który elektorat zmobilizuje to się dopiero okaże. Warto jednak przypomnieć, iż Polacy zwykle są przekorni i nie lubią, gdy się z nich kpi i w żywe oczy okłamuje.
Kampania Koalicji Obywatelskiej, bo też trzeba podkreślić, iż dwaj pozostali koalicjanci nie idą tą niedorzeczną drogę, zostanie zweryfikowana już 9 czerwca, nie znaczy to jednak, iż PiS przynajmniej trochę nie zapracował na swój los. Jedną z bardziej popularnych inwektyw wypromowanych przez PiS, wyborców i mediów popierających tę partię, jest „ruska onuca”. Częstowano tym wyzwiskiem każdego, kto odbiegał od linii partii. W sposób wyjątkowo brutalny traktowano przeciwników polityki „pandemicznej”, która przyniosła katastrofalne skutki. Jeszcze gorzej poniewierano krytyków polityki wobec Ukrainy, w tym przypadku każda racjonalna uwaga kończyła się zapisaniem do rosyjskiej agentury.
Instytucje rządowe takie jak Ministerstwo Cyfryzacji, czy NASK stworzyły specjalne strony, gdzie można było zgłaszać konta społecznościowe użytkowników piszących o tragicznej historii związanej z ukraińskim ludobójstwem, czy też o powszechnej korupcji na Ukrainie. Większość tych ludzi nie miała i nie chciała mieć nic wspólnego z Putinem, ani też w najmniejszym stopniu nie popierała agresji Rosji na Ukrainie, za to nie mogła się pogodzić z co najmniej naiwną polityką polskiego rządu. Minęły ponad dwa lata i nie pierwszy raz oliwa sprawiedliwa na wierzch wypływa. Tak jak w przypadku polityki „pandamicznej” wyzywani od „szurów” mieli po prostu rację, tak też bezlitośnie obnażana jest pełna fundamentalnych błędów polityka wobec Ukrainy.
Arkadiusz Mularczyk, czołowy polityk PiS, w rozmowie na antenie radia TOK FM wypowiedział jak najbardziej prawdziwe słowa, ale za taką wypowiedź dwa lata temu on sam i jego polityczne otoczenie donosiło do NASK:
Nie oszukujmy się, Ukraina jest dziś państwem upadłym, funkcjonującym tylko i wyłącznie dzięki pomocy (Zachodu). Wszechobecna korupcja, przestępczość. To jest kraj, który toczy wojnę. (…) My to musimy wspierać, to jest w naszym interesie. Ale perspektywa wejścia Ukrainy do UE jest perspektywą odległą. Czy dla Polski korzystną? Musimy się nad tym poważnie zastanowić.
Ukraina od zarania swojego istnienia jest dokładnie takim państwem i co więcej choćby perspektywa podbicia kraju przed Rosję nie powstrzymała korupcji na szczytach władzy. Wręcz przeciwnie, przez dwa lata konfliktu zbrojnego wybuchła cała masa skandali korupcyjnych, zakończonych dymisjami dowódców i ministrów ukraińskich.
Z kolei obecność Ukrainy w UE stanowi dla Polski olbrzymie zagrożenie związane przede wszystkim z produkcją rolną, co w ostatnim czasie wielokrotnie się ujawniło i zbudowało napięcie we wzajemnych relacjach. Szkoda, iż pan Arkadiusz Mularczyk dwa lata stał w awangardzie cenzury i stygmatyzował „ruskich agentów”, z drugiej strony cieszy, iż doszło do refleksji i oby to była szczera refleksja, a nie element kampanii.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski