Ukraina. Żołnierze czekają na decyzję. Dlaczego Kijów wstrzymuje demobilizację?

wiadomosci.gazeta.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Violeta Santos Moura


Ukraina ma projekt ustawy o demobilizacji, ale nie może go wdrożyć. Kijów obawia się, iż zwolnienie ponad 100 tys. żołnierzy zagrozi frontowi. Czy możliwe są jasne terminy służby? A jeżeli nie - jak dać wojsku choć chwilę wytchnienia?
Choć projekt ustawy o demobilizacji żołnierzy w Ukrainie został przygotowany już wiele miesięcy temu, jego losy wciąż pozostają niepewne. Dokument, który miałby regulować zasady powrotu żołnierzy do cywila, nie został zarejestrowany w parlamencie. Zgodnie z dekretem prezydenta Wołodymyra Zełenskiego z 24 lutego 2022 roku, zakończenie służby może nastąpić wyłącznie po oficjalnym ogłoszeniu demobilizacji. Zgodnie z obowiązującym prawem, jedyne przypadki zakończenia służby w czasie wojny to ukończenie 60. roku życia, poważne problemy zdrowotne potwierdzone decyzją wojskowej komisji lekarskiej albo prawomocny wyrok sądu.


REKLAMA


Tymczasem żołnierze, którzy służą od początku pełnoskalowej inwazji, nie mają jasnej perspektywy na rotację czy choćby czasowe zwolnienie ze służby. W zeszłym roku rząd zaprezentował projekt zmian w przepisach dotyczących mobilizacji. Początkowo uwzględniono w nim kwestie demobilizacji i rotacji, jednak ostatecznie - na etapie przygotowań do drugiego czytania - zostały one usunięte. Według ukraińskich mediów miało to być zalecenie głównodowodzącego Sił Zbrojnych Ukrainy, generała Ołeksandra Syrskiego.


Zobacz wideo Efekty rozmowy Trump-Putin, czyli Putin rozgrywa Trumpa


Projekt demobilizacji w Ukrainie. Co blokuje decyzję?
Jak podaje Ukraińska Prawda, już w styczniu Ministerstwo Obrony Ukrainy przygotowało projekt ustawy dotyczącej demobilizacji żołnierzy. Dokument jednak nie trafił do parlamentu - sprzeciwił się temu Sztab Generalny Sił Zbrojnych. Powód? Ryzyko jednoczesnego zwolnienia ze służby około 108 tysięcy wojskowych. To mogłoby poważnie osłabić ukraińskie zdolności obronne.
Według dziennikarzy portalu, władze wojskowe obawiają się, iż tak duża fala demobilizacji - w sytuacji, gdy brakuje rezerw - doprowadzi do kryzysu personalnego na froncie. Ministerstwo nie określiło choćby przybliżonego terminu złożenia projektu do Rady Najwyższej. Jak mówią rozmówcy Ukraińskiej Prawdy, wszystkie plany reformy służby wojskowej blokuje brak odpowiednio licznej i przeszkolonej rezerwy, którą możnaby natychmiast uzupełnić powstałe luki.
Głos w sprawie zabrał także generał Ołeksandr Syrski. W wywiadzie dla portalu LB.ua potwierdził, iż Ukraina nie może pozwolić sobie w tej chwili na demobilizację. - jeżeli spojrzeć na przygotowane zasoby mobilizacyjne przeciwnika - ludzi, którzy odbyli służbę wojskową i przeszli szkolenie - to wynoszą one około 5 milionów osób. Całkowity potencjał mobilizacyjny Rosji sięga 20 milionów. Wyobraźcie sobie ich możliwości - podkreślił generał.


Jak dodał, wiosną tego roku Ukraina mogłaby stracić choćby jedną trzecią swojej armii, gdyby parlament uwzględnił postulaty dotyczące demobilizacji. - Pamiętacie, jak w zeszłym roku Rada Najwyższa poruszała temat demobilizacji żołnierzy, którzy służą już od trzech lat? Wtedy obliczyliśmy, iż w kwietniu 2024 roku ok. 350 tysięcy żołnierzy musiałoby odejść ze służby. To oznaczałoby utratę jednej trzeciej naszego stanu osobowego na froncie - wyjaśnił Syrski.
Dodał również, iż równie trudnym tematem pozostaje kwestia rotacji. - Nie jesteśmy w stanie przeprowadzać jej w pełni, bo znów wracamy do tematu mobilizacji. A to bardzo wrażliwa sprawa. Oczywiście istnieją grafiki, ludzie mają przepustki, a część jednostek przebywa w drugim rzucie. Ale pełna rotacja? Na razie jest nierealna - zaznaczył generał.


"Demobilizacja? W obecnych warunkach to nierealne"
Wątpliwości co do możliwości wprowadzenia demobilizacji mają nie tylko politycy i dowódcy najwyższego szczebla. Sceptycznie wypowiadają się również oficerowie bezpośrednio zaangażowani w działania na froncie. Petro Kuzyk, dowódca batalionu "Swoboda", w rozmowie z Radiem Swoboda ostrzegł, iż masowa demobilizacja mogłaby doprowadzić do załamania się linii obrony. - Demobilizacja musi być przemyślana i kompleksowa. Dziś mamy zbyt wolne tempo mobilizacji, przypadki samowolnego opuszczania jednostek, braki sprzętowe i niedostateczne finansowanie. W takich warunkach nie da się bezpiecznie wymieniać całych grup żołnierzy - podkreślił Kuzyk.
Jednocześnie dowódca zauważył, iż temat powinien być poruszany wyłącznie przez wojskowych. - To wojskowi muszą rozmawiać z wojskowymi. Tylko my znamy realia i możemy przekazać naszym ludziom, dlaczego są teraz niezastąpieni. Przypominamy im: jesteście doświadczeni, potraficie utrzymać pozycje - bez was będzie katastrofa - tłumaczył. Skrytykował także urzędników, którzy jego zdaniem wypowiadają się w tej sprawie pod wpływem emocji i presji społecznej. - Tacy urzędnicy działają jak receptory. Gdzieś zrobi się gorąco - natychmiast reagują, zamiast myśleć strategicznie.


Kuzyk wskazał też najważniejsze problemy, które wpływają na morale i kondycję jednostek. Brak klarownych zasad służby, psychiczne i fizyczne wyczerpanie, a przede wszystkim ekstremalnie trudne warunki, w jakich funkcjonuje piechota. - Mamy żołnierzy, którzy są dosłownie na wagę złota. Ale nie zadbano o ich godną wymianę, szkolenie zmienników i ich wyposażenie. Według Kuzyka wojskowi byliby gotowi na służbę rotacyjną - na przykład trzy, cztery miesiące na froncie, po których mieliby zagwarantowany czas na odpoczynek.


Z kolei Pawło Narożny, ekspert wojskowy i założyciel fundacji "Reaktywna Poczta", również nie pozostawia złudzeń. W rozmowie z Radiem NV stwierdził wprost: demobilizacja w czasie pełnoskalowej wojny jest nierealna. - jeżeli wpiszemy w ustawę konkretne liczby - na przykład: trzy lata na froncie i potem zwolnienie - wróg może to wykorzystać. Policzą, kiedy i ilu ludzi odejdzie, i wtedy celowo rozciągną front albo wywołają kryzys, który zmusi nas do reakcji - wyjaśniał.
Zdaniem Narożnego jedynym realnym kierunkiem jest w tej chwili stworzenie efektywnego systemu rotacji. - Na przykład trzy miesiące bez przerwy na pierwszej linii, potem dwa miesiące w rezerwie, w spokojniejszym regionie, takim jak obwód czernihowski. To jest wykonalne. Ale trzeba potraktować mobilizację znacznie poważniej, zbudować stały i przeszkolony dopływ nowego personelu. Tylko wtedy da się mówić o rzetelnej rotacji. Demobilizacja? W obecnych warunkach to po prostu nierealne - podsumował.
Idź do oryginalnego materiału