Coraz mniej osób wie, a jeszcze mniej pamięta, iż we wrześniu 1939 roku te słowa rozpoczynały radiowe ostrzeżenia o zbliżającym się niemieckim nalocie. Nie, nie zamierzam tu ostrzegać przed żadnym nalotem, chociaż będzie o Niemcach i spowodowanych przez nich zniszczeniach. Przed czym zatem zamierzam ostrzegać? Przed nadchodzącym kryzysem Euro. Za parę miesięcy minie 10 lat od napisania przeze mnie cyklu wpisów na temat Euro.
Klej czy dynamit – część 1
Klej czy dynamit – część 2
Klej czy dynamit – część 3
W części pierwszej opisuję kulisy wprowadzania wspólnej europejskiej waluty, w częściach drugiej i trzeciej wyjaśniam błędy jej konstrukcji i dlaczego ma ona destrukcyjny charakter.
Tak, wiem! Nikt tego nie przeczyta, bo za długie i za bardzo skomplikowane! Dlatego spróbuję krótko wyjaśnić o co chodzi. Przede wszystkim musimy wiedzieć, iż Euro nie jest ani projektem monetarnym ani ekonomicznym. Jest projektem politycznym. Pierwotnym celem projektu o nazwie Unia Europejska było zapobieżenie wybuchowi wojny w Europie. Celem projektu o nazwie Euro było także zapobieżenie wojnie, ale wojnie walutowej. Najsilniejszą walutą, która prawie zawsze te wojny wywoływała i zawsze wygrywała, była niemiecka marka. Pozbycie się jej, było jednym z celów Euro. Rezygnacja z marki była ceną, jaką Niemcy musiały zapłacić za zgodę na zjednoczenie. Ale całe Euro skonstruowane zostało przez dyletantów i było nie tylko przysłowiowym strzałem we własne kolano, ale – używając słów Putina – nieco wyżej. O co chodzi… Otóż każda unia walutowa będzie funkcjonować jedynie wtedy, gdy żaden z jej członków nie będzie żył ponad stan. Kryteria z Maastricht przewidują 2-procentową inflację. INFLACJĘ, nie sam wzrost cen! adekwatnie już to pojęcie jest pierwszym błędem konstrukcyjnym, gdyż powinno się mówić o jednostkowych kosztach pracy. Co to takiego jest? Jest to stosunek wszystkich płac w danym kraju do jego PKB, czyli Produktu Krajowego Brutto. W zależności od punktu widzenia (który jak wiadomo zależy od punktu siedzenia) jest to wskaźnik, który mówi albo o kosztach wytworzenia PKB albo o tym, ile pieniędzy pozostało w kieszeniach tych, którzy ten PKB wytworzyli. jeżeli ta ilość pieniędzy wzrośnie, przy niezmienionym PKB, to będziemy mówić o inflacji. Wszystkie kraje, za wyjątkiem Grecji i trochę Włoch, stosowały się do tego kryterium. Ale tu dochodzimy do kolejnego błędu konstrukcyjnego Euro – nikt nie pomyślał o tym, iż jakiś kraj może świadomie prowadzić politykę deflacyjną! A taką politykę prowadziły Niemcy. Przez wiele lat obniżano tam jednostkowe koszty pracy. Polityka ta prowadziła do większej konkurencyjności niemieckich towarów i usług. Poza wątpliwą satysfakcją ze stania się mistrzem świata w eksporcie, niemieckie społeczeństwo nic z tego nie miało, gdyż jego standard życia stale się obniżał. Ale po Japończykach Niemcy są najposłuszniejszym społeczeństwem świata. Robią to, co władza każe i nie buntują się. Ale jakie ten proceder ma skutki w unii walutowej? We wszystkich pozostałych krajach ich własne produkty i usługi stały się zbyt drogie i były wypierane przez produkty i usługi niemieckie. PKB tych państw spada, rządy boją się obniżać płace (bo to nie są Niemcy!), rosną jednostkowe koszty pracy i w efekcie kraje te żyją „ponad stan”. Aby móc tak żyć, muszą się zadłużać. Efekty tego widać dzisiaj. Ćwierć wieku Euro i wiele krajów, które je wprowadziły, stoi w obliczu bankructwa. Oczywiście winne jest nie tylko Euro! Dochodzą do tego miliony migrantów, wojna na Ukrainie i rezygnacja z tanich rosyjskich źródeł energii. Ale wadliwa konstrukcja Euro jest przysłowiowym gwoździem do trumny.
W czwartej części cyklu i w jeszcze jednym wpisie omawiam przygotowania do następnego kryzysu. Na czym polegają te przygotowania? Głównie na aktach prawnych dających bankom możliwość wykorzystania pieniędzy ich wierzycieli. Założę się, iż większość osób czytających ten tekst myśli teraz: eee tam, mnie to nie dotyczy! W Polsce nie ma Euro, a ja nie jestem wierzycielem żadnego banku! To prawda, iż w Polsce nie ma Euro, ale banki w naszym kraju z pewnością mają w swoich depozytach obligacje państw strefy Euro. Gdy kraje te nie będą w stanie obsłużyć i wykupić tych obligacji, to banki będą w kłopocie. Poza tym w naszym kraju praktycznie nie ma polskich banków. Są filie banków zachodnich. Gdy ich centrale będą w kłopocie, to także ich file będą je ratować i sięgną do pieniędzy wierzycieli. A któż to są ci wierzyciele? Gdy mówimy „mam pieniądze na koncie”, to jesteśmy w błędzie! Suma stojąca po stronie „ma” nie mówi o ilości pieniędzy na koncie, ale o tym, ile pieniędzy POŻYCZYLIŚMY bankowi! Tyle pieniędzy bank jest nam WINIEN! Bank jest naszym DŁUŻNIKIEM, a MY jesteśmy jego wierzycielem!! A co w wypadku, gdy suma po stronie „winien” jest wyższa niż po stronie „ma”? Wtedy to my jesteśmy dłużnikiem banku i w razie kryzysu bank zażąda od nas natychmiastowej spłaty reszty kredytu wraz z odsetkami! Oczywiście nie będziemy w stanie tego zrobić i bank zabierze nam to, na co udzielił nam kredytu – dom, mieszkanie, samochód…
Jak nadchodzący kryzys będzie wyglądać? Tego nikt nie wie. Praktycznie każdy scenariusz jest możliwy. Zwłaszcza, iż wiele europejskich krajów, które nie są w strefie Euro, także stoi przed widmem bankructwa. Jedno jest pewne: kryzys, jaki wywołała mało znacząca Grecja, był niczym w porównaniu z nadchodzącym!
Scott Ritter wprawdzie nie mówi o Euro, ale przewiduje rozpad EU i NATO oraz wybuch wojen w Europie (od 25 minuty).
Zgadzam się z jego przewidywaniami co do wojny na Bałkanach. To, co sztucznie stworzono po rozpadzie Jugosławii jest beczką prochu. A Niemcy (znowu Niemcy!) cały czas majstrują z ogniem przy loncie, jakim jest ich były sojusznik – Chorwacja, do spółki z Albanią i Kosowem. Ale wojna polsko-niemiecka o ziemie zachodnie, jaką maluje Ritter, jest bardzo mało prawdopodobna. Jesteśmy już praktycznie niemiecką kolonią, więc granice są sprawą nic nieznaczącą i ich przesuwanie byłoby dla Niemiec jedynie niepotrzebnym kłopotem i kosztem. Inną sprawą jest Wołyń i zachodnia Ukraina (o czym także mówi Ritter). Marzeniem Rosji jest przejęcie przez nas tego gniazda nazizmu, a znając głupotę naszego społeczeństwa i „naszego” rządu nie jest wykluczone, iż weźmiemy sobie na głowę to banderowskie ścierwo. Tak na marginesie: jak na Amerykanina, Ritter jest całkiem nieźle zorientowany w historii i geografii!
Jeśli chodzi o Niemcy, to zgadzam się w pełni z Panią dr. Wielomską. Od dawna obserwuję ten kraj i widzę to samo co ona.
Niemcy budują imperium, budują czwartą rzeszę. Budują w sposób niezauważalny, ale konsekwentny. Czy będzie to kontynuacja trzeciej rzeszy? To raczej wykluczone. Raczej…, ale nie niemożliwe. Podobnie jak dr. Wielomska, sądzę, iż będzie to „Großraum” – połączenie czegoś w rodzaju średniowiecznego cesarstwa i Unii Europejskiej pod panowaniem Niemiec. Do zjednoczenia Europy, Niemcy wykorzystują identyczne metody, jakie wykorzystali przy zjednoczeniu Niemiec. Czy im się to uda? Nie wiadomo. Zwłaszcza, iż ich projekt jest swego rodzaju uzupełnieniem odwiecznego anglosaskiego marzenia o kolejnym poszczuciu kontynentalnej Europy na Rosję. Dlatego Rosja odwleka zakończenie wojny na Ukrainie – chce by Europa i NATO wyczerpały swoje siły i zapasy uzbrojenia a problemy monetarne, gospodarcze i społeczne zrobiły resztę. Tak na marginesie: parę razy natknąłem się na (przeznaczone dla rosyjskiego odbiorcy) wypowiedzi rosyjskich polityków, i to całkiem wysokiego szczebla, którzy mówili, iż z Europą należałoby zrobić raz na zawsze porządek, aby następne rosyjskie pokolenia po raz kolejny nie zostały zmuszone do walki w obronie swojej ojczyzny. Jak to „zrobienie porządku” miałoby wyglądać i czy jest to tylko ich prywatna opinia, czy oficjalna? Tego nie powiedzieli.
Ale wróćmy do kryzysu Euro. Paradoksalnie jest on na rękę Niemcom. Oni są największym wierzycielem. A wierzyciel ma możliwość wywierania presji na dłużników. W zamian za umorzenie lub prolongatę części długów, może np. „zaproponować” zgodę na utworzenie europejskiej armii lub inny niemiecki projekt, który przybliży ich do utworzenia europejskiego imperium.
Niestety, wysoce prawdopodobny pozostało inny scenariusz: wojna z Rosją. Nie, nie będzie nowego „planu Barbarossa”! Ale – podobnie jak na Ukrainie – Rosja będzie zmuszona do reakcji na jakąś prowokację i w ten sposób postawiona zostanie w pozycji agresora. Przypuszczam, iż Mołdawia wykorzystana będzie do tego celu, ale możliwy jest też Bałtyk. Po co to wszystko? Sytuacja w prawie całej Europie jest wybuchowa. Dni wielu polityków są policzone, a w obliczu śmierci politycznej najlepszą metodą do przekierowania wściekłości społeczeństwa w inną stronę, jest wojna i zewnętrzny wróg. Tę metodę stosuje się od wieków. Czy sięgnie się po nią ponownie? jeżeli tak, to rosyjscy politycy, którzy mówili o zrobieniu porządku z Europą, będą mieli ku temu świetną okazję!
A na koniec coś na poprawę nastroju. Gdy pisałem o zrobieniu porządku z Europą, przypomniał mi się stary kawał, jeszcze z czasów PRL-u.
Balanga na Kremlu. Generałowie tęgo popili i zapomnieli zamknąć tajne pomieszczenie. Weszła do niego sprzątaczka, postawiła krzesła na blatach stołów, ale nie zwróciła uwagi na to, iż naciskają jakieś przyciski i jeździ ścierą po podłodze. Wchodzi jeden z generałów, widzi to i krzyczy:
– Job twoju mać! Poszła w pizdu! –
– Ja, towariszcz gienierał? – pyta przerażona sprzątaczka
– Niet, zapadnaja Jewropa! –