W tym grobie ciała "Niki" nie ma. Symboliczna mogiła skrywa straszliwą historię

gazeta.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: Fot. materiały prywatne / Monika Dymska (1918-1943) - nauczycielka i harcerka z Torunia, członek Armii Krajowej / autor zdjęcia nieznany / źródło: Włodzimierz Jastrzębski: 'Terror i zbrodnia'. Interpr


Co czuje osoba, która wie, iż za kilka godzin zostanie wykonany na niej wyrok śmierci? Boi się? Robi rachunek sumienia? A może myśl o nadchodzącym końcu paraliżuje tak bardzo, iż nie jest w stanie poruszyć choćby palcem? Monika dostała kartkę i ołówek. Miała pożegnać się z rodziną. "Za kilka godzin zakończę swe życie. Dziś o 7 godzinie wieczorem, przy śpiewie słowików, czy to nie przyjemnie? Nie martwcie się, proszę" - napisała w pożegnalnym liście. Chwilę później ją zgilotynowano. Tak kończy się historia Moniki. A gdzie jest początek tej opowieści?
Monika Dymska, bo o niej mowa, to jedna z drugowojennych bohaterek, o której próżno szukać w podręcznikach do historii. Śladem jej istnienia jest kilka wspomnień skreślonych przez osoby, które ją znały, szkolne dokumenty, fotografie i rodzinny grobowiec, w którym nie ma jej prochów. Jednak zacznijmy naszą opowieść od początku.


REKLAMA


Zobacz wideo Przedwczesny poród, infekcja u matki, dziecko na OIOM-ie, a do tego COVID. Poruszająca historia w "Mamy czas"


Prolog, czyli tajemnica i konspiracja
Monika Dymska urodziła się 18 kwietnia 1918 roku w Rogoźnie (wieś w Polsce położona w województwie kujawsko-pomorskim, w powiecie grudziądzkim). Była najstarszą z rodzeństwa. Po niej na świecie pojawili się jeszcze Irena, Elżbieta i Mieczysław. Potem rodzina na stałe przeniosła się do Torunia, gdzie wiedli skromne, ale szczęśliwe życie. To właśnie tam Monika zdała maturę, następnie ukończyła wydział matematyczny państwowego pedagogium i otrzymała dyplom nauczycielki, by chwilę później zacząć pracę w szkole. Jednak to nie było jej jedyne zadanie. Była czynną harcerką i szefem hufca Przysposobienia Wojskowego Kobiet. W 1939 roku, na krótko przed wybuchem wojny uczyła pisania i podstaw matematyki poborowych analfabetów.
Zawsze gotowa do pomocy, dzielna i bezinteresowna. Kiedy wybuchła wojna, jako instruktorka Przysposobienia Wojskowego Kobiet została zmobilizowana do służby wojskowej. Pełniła rolę sanitariuszki w szpitalu polowym. W październiku wróciła do Torunia, jednak nie popadła w marazm. Wiedziała, iż nie można się poddawać i z całych sił należy walczyć z wrogiem.
Zaangażowała się w pracę konspiracyjną. Współtworzyła patriotyczną organizację młodzieżową "Bataliony Śmierci za Wolność" (organizacja skupiała młodzież z Torunia gotową do walki z Niemcami). Redagowała gazetkę konspiracyjną i prowadziła kolportaż antyhitlerowskich ulotek. Pomagała jeńcom osadzonym w obozach, przenosiła meldunki. Jedną z łagodniejszych kar, jakie groziło za te wszystkie czyny, była wywózka do obozu. Monika znała ryzyko, ale stawiała dobro ojczyzny – ponad swoje własne. Wiedziała, iż jej fachowa wiedza i umiejętności mogą się przydać, toteż nawiązała kontakt z kolejną podziemną organizacją "Grunwald" i pod koniec 1939 roku została zaprzysiężona w jej szeregi. Stała się żołnierzem, przyjmując pseudonim "Nika" - jeszcze przed wojną tak zdrobniale zwracali się do niej najbliżsi.


Praca w wywiadzie. Gestapo deptało jej po piętach
"Nika" otrzymała przydział do wydziału wywiadowczo-informacyjnego. Monika była świetnym szpiegiem, zdobywała materiały wywiadowcze, ale także organizowała pracę grup wywiadowców. Często jeździła do Chojnic, Tucholi, Grudziądza, Kwidzyna i Malborka, gdzie kontaktowała się z przetrzymywanymi żołnierzami w stalagach i oflagach. O tym, jak jej praca była ważna i potrzebna może świadczyć fakt, iż materiały, które przygotowała, przewoził samolotem do Warszawy zwerbowany przez nią oficer łącznikowy Luftwaffe.


Była dokładna, skrupulatna i bardzo pracowita. W organizacji ceniono jej pracę. W domu jej rodziców, gdzie sama mieszkała, był punkt kontaktowy i archiwum. Jednak kiedy pewnej nocy Monika nie wróciła do domu, rodzice zniszczyli wszystkie obciążające ją dokumenty. Przeczuwali, iż stało się coś złego. Oddech śmierci na swoich plecach czuła również Monika. Zdawała sobie sprawę, iż jej praca jest bardzo niebezpieczna, a Gestapo depcze jej po piętach.
Epilog, czyli brutalne śledztwo i kara śmierci
W teczce osobowej Moniki Dymskiej, która znajduje się w zasobach Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu, jest kilka odręcznych notatek jej znajomych. Wszyscy wspominają ją jako miłą dziewczynę, chętną do pracy, niezwykle zorganizowaną i mającą własne zdanie. Wychowana w duchu głębokiego patriotyzmu stawiała dobro kraju ponad własne. Niestety zapłaciła za to najwyższą cenę.
Monika bała się, podobno przeczuwała coś złego. Nie mogła jednak zaprzestać swojej pracy. Latem 1942 roku Niemcy rozpracowali organizację, w której działała. Po nitce do kłębka. Tak trafiono na jej ślad, chociaż do jej aresztowania przyczynił się jeden z zatrzymanych wcześniej działaczy. Wsypał "Nikę".
22 sierpnia 1942 roku Gestapo aresztowało Monikę. Następnego dnia żołnierze przyszli po jej rodziców oraz rodzeństwo. Siostry i brata Moniki – później zwolniono. Ojciec Moniki trafił do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, gdzie zmarł. Matka została wywieziona do Ravensbrück i cudem ocalała od komory gazowej.


Jednak dla Moniki był to dopiero początek. Zaczęło się brutalne śledztwo, które trwało ponad trzy miesiące. Gestapowcy, mimo stosowanych tortur, nie wydobyli z Moniki nic, co mogłoby obciążyć innych. Niestety, zebrane dowody w jej sprawie były tak mocne, iż nie było realnej szansy, aby została zwolniona.
27 marca 1943 roku, po rozprawie w Najwyższym Sądzie Wojennym III Rzeszy, otrzymała wyrok śmierci. Rankiem 25 czerwca 1943 przetransportowano ją do więzienia na Plötzensee w Berlinie, gdzie działała gilotyna. Na chwilę przed wykonaniem kary, otrzymała kartkę i ołówek, by pożegnać się z rodziną. "Najdroższa moja Irenko, Mietusiu i Elutko! Muszę Wam jeszcze kilka słów po raz ostatni napisać. Za kilka godzin zakończę swe życie. Dziś o 7 godzinie wieczorem, przy śpiewie słowików, czy to nie przyjemnie? Nie martwcie się, proszę. Dużo miałam nadziei na ułaskawienie, ale przed chwilą oznajmiono mi, iż wyrok mój został zatwierdzony. Myślę tylko z przykrością o bólu, który Wam ten ostatni mój list sprawi, bądźcie jednak dzielni, nie załamujcie się Najdrożsi, proszę Was i błagam dzisiaj, zaopiekujcie się Rodzicami, róbcie wszystko, aby naprawić to nieszczęście, w które ja Was wtrąciłam, starajcie się o ich zwolnienie. Iruchno! Bądź dzielną nadal, pamiętaj o Mieciu i Rodzicach. Całuję Was wszystkich, o Was myślę w ostatnich tych godzinach - Wasza Was gorąco kochająca Nika" – czytamy w liście cytowanym przez portal nowości.com.pl.
Gilotyna i grób bez ciała
Wyrok wykonano 25 czerwca 1943 roku. Monika została zgilotynowana. W chwili śmierci miała zaledwie 25 lat i całe życie przed sobą. Jednak co w tej historii jest najgorsze? Fakt, iż jej ciała nigdy nie wydano rodzinie. Nie wiadomo, co stało się z prochami dziewczyny. Monika ma jednak grób. Znajduje się na terenie Cmentarza Garnizonowego w Toruniu. To jednak mogiła symboliczna. Bez ciała.
Monika Dymska została pośmiertnie uhonorowana Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Idź do oryginalnego materiału