ATENY – Niedawne zamieszki w Wielkiej Brytanii kolejny już raz pokazały, iż ani lewica, ani liberałowie nie mają pojęcia, jak dotrzeć do ludzi z klasy robotniczej, których uwodzi skrajna prawica. Gdy w powietrzu wisi już faszyzm, na nic się nie zda dogadzanie ksenofobom – jak to czynią liberałowie, gdy przejmują od nich antyimigrancką agendę – ani lewicowe pomstowanie na neoliberalizm. Postępowcy, którzy chcą dojść do ładu z brytyjskimi chuliganami i podobnymi ekstremistami w całej Europie, muszą najpierw przekonująco pokazać, iż nie pozostawią ich na pastwę losu.
Moje osobiste wprowadzenie do faszystowskiej mentalności miało miejsce trzy dekady temu, gdy podstarzały grecki rolnik imieniem Kapnias postanowił mnie wyedukować. Było to wstrząsające doświadczenie. Jego chore wynurzenia, chociaż odrażające, wciąż pomagają zrozumieć, co dzieje się dzisiaj w północnej Anglii, na wschodzie Niemiec i na amerykańskim Midweście.
Kapnias dorastał w skrajnej biedzie, jako półniewolny parobek w peloponeskiej wsi. Miejscowość należała do majątku lokalnego ziemianina – liberalnego patriarchy, który podczas nazistowskiej okupacji współpracował z brytyjskim wywiadem. W jego posiadłości gromadził się ruch oporu. Gdy Kapnias patrzył, jak do domu jego bossa wmaszerowują zrzuceni na spadochronach brytyjscy oficerowie, niekiedy w towarzystwie brodatych komunistów z partyzantki, wiedział, iż coś się dzieje – coś, z czego on został bezceremonialnie wykluczony.
„Byłem nietykalny” – mówił mi – „aż pewnego dnia dotknął mnie mój biały anioł”. I z dumą wepchnął mi w ręce oprawiony w skórę, mocno sfatygowany egzemplarz Mein Kampf z 1934 roku. Jego „biały anioł”, instruktor z Gestapo, podarował mu go na pożegnanie pod sam koniec okupacji. Jawnie delektując się moim zniesmaczeniem, Kapnias zaczął mi tłumaczyć, dlaczego nienawidził aliantów.
„Ich arogancja, zadufanie i pycha doprowadziła niezliczone miliony ludzi do śmierci” – powiedział. Ta nienawiść kierowała nim, zanim jeszcze został kolaborantem nazistów i zanim spotkał swojego białego anioła.
Oczywiście – gdyby Kapniasowi wiodło się w życiu lepiej, być może nie uwiódłby go nazizm. Bieda nie wyjaśnia jednak, dlaczego kolaborował z okupantem, podczas gdy większość chłopaków z jego wioski, biednych dokładnie tak samo jak on, wstąpiło do ruchu oporu. Połączenie marginalizacji z deprywacją materialną wciąga pewien rodzaj osób w moralną pustkę. Jak Kapnias, tacy ludzie stają się podatni na urok perwersyjnej opowieści o rasie nadludzi, których czas właśnie nadszedł.
Gdy mu przypomniałem, iż naziści masakrowali jego rodaków, Kapnias nie chciał choćby o tym słyszeć. Z jego punktu widzenia to Brytyjczycy, jego grecki boss i wszyscy lewicowcy razem wzięci sprowadzili na kraj „jatkę” – i przez długie lata nie słyszałem tego słowa wymawianego z takim entuzjazmem, dopóki nie użył go Donald Trump w przemówieniu inauguracyjnym z 2017 roku. Naciskałem: w pobliskim mieście naziści wymordowali setki ludzi. Co Kapnias ma o tym do powiedzenia? Ale to go tylko uszczęśliwiło, bo wreszcie mógł wygłosić swoją prawdę wiary:
„Prawdziwi mężczyźni eliminują tych, którzy stają im na drodze, i w ten sposób przeżywają. A jeżeli giną, swoją śmiercią akceptują fakt, iż nie byli zdatni do życia. Moi biali aniołowie stali ponad Bogiem. Byli inni niż Brytyjczycy, Włosi czy nasza własna hałastra. Nie wahali się użyć żadnych środków… Nie wzdragali się przed niczym! Niczego się nie bali! Nie było w nich pasji, miłości, nienawiści! Szkoda, iż ich pan nie widział. Byli po prostu wspaniali!”
Twarz rozjaśniła mu się, gdy to mówił. Widział, iż każde jego słowo przeszywa mnie bólem, i to przepełniało mu serce rozkoszą. Brytyjskie hordy, które wywołały zadymę z nienawiści do imigrantów, zwolennicy niemieckiej Alternative für Deutschland i biali amerykańscy suprematyści, którzy też myślą, iż jutro należy do nich, być może nie afiszują się ze swoim faszyzmem tak chętnie ani tak elokwentnie, ale kierują nimi te same psychiczne siły. Z ich przykładu możemy się czegoś nauczyć.
Po pierwsze, przemoc jest dla faszystów narzędziem rekrutacji. Jej głównym celem jest wywołanie w nas świętego oburzenia, byśmy ciskali na nich gromy, byśmy żądali stanowczej reakcji policji i długich lat więzienia. W ten sposób łowią nowych rekrutów, którym, jak Kapniasowi, sprawia niewymowną uciechę patrzeć, jak udziela się nam ich wściekłość.
Po drugie, naziści nie są budowniczymi ani obrońcami społeczności. Potrafią długo mówić o upadłych miasteczkach i osiedlach, ale ich uliczne nawalanki i tyrady w mediach społecznościowych mogą tylko budzić w ludziach pragnienie wspólnoty, nigdy go jednak nie zaspokoją.
Po trzecie, chociaż faszyzm wyrasta na podglebiu biedy, faszyści nigdy przeciwko biedzie nie wystąpią. Bieda nie ma twarzy, którą mają za to Żydzi czy muzułmanie poszukujący azylu. A faszyzm potrzebuje ludzkiej twarzy, by skierować przeciw niej całą wściekłość, nienawiść i przemoc, która go napędza.
Po czwarte, tu w ogóle nie chodzi o imigrantów. Jak nauczył mnie Kapnias, faszyści bez problemu znajdują białych aniołów w obcokrajowcach. Również w takich jak Elon Musk czy Donald Trump, którzy chełpią się niebotycznym bogactwem, przeciwko któremu faszyści rzekomo się buntują. jeżeli w zasięgu wzroku nie ma żadnych nowo przybyłych ani ludzi o śniadej karnacji, faszyści znajdą sobie jakiegoś innego Innego, na którym skupi się ich nienawiść.
Te cztery lekcje podpowiadają, czego powinniśmy unikać. Na początek, kiedy rządy i partie głównego nurtu przyjmują antyimigrancki program w wersji „lajt”, faszyści czują krew i gwałtownie wzmaga się ich apetyt na okrucieństwo. Podobnie wściekłość faszystów potęgują ci, którzy traktują ich jak ofiary ubóstwa, niedostatecznej edukacji czy życiowego pecha. Nie pomoże tłumaczenie im, iż antysemityzm czy islamofobia to tylko antykapitalizm w wersji dla głupców (chociaż to prawda).
Co zatem robić? Odpowiedź przychodzi być może znów z Wielkiej Brytanii, w postaci najnowszego filmu Kena Loacha The Old Oak [Stary dąb; film nie był wyświetlany w Polsce – przyp. red.], według scenariusza Paula Laverty’ego. Gdy grupa uchodźców z Syrii zostaje ulokowana w zrujnowanym miasteczku na północy Anglii, właściciel lokalnego pubu wspólnie z jedną z uchodźczyń rozładowują napięcie między nowo przybyłymi a wynędzniałymi mieszkańcami miasteczka, których likwidacja przemysłu i thatcherowska polityka zaciskania pasa uczyniły podatnymi na faszystowski mental. „Jemy razem, trzymamy się razem” – mówią i tworzą wspólnotową stołówkę, gdzie nie toleruje się żadnego faszystowskiego wyskoku, ale nikomu nie prawi się kazań i nikogo się nie poniża ani nie napada.
Moralna klarowność filmu Loacha i wyraźna w nim wiara w sprawczą moc ludzkiej solidarności to pewnie najlepszy przewodnik, jakim możemy się kierować, próbując powstrzymać ofiary przed rzuceniem się sobie do gardeł. Film ma uniwersalne przesłanie: nawrót faszyzmu nie jest rzeczą nieuniknioną.
**
Copyright: Project Syndicate, 2024. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Marek Jedliński.