Właśnie mijają dwa lata od rozpoczęcia pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Najpierw był szok, strach, ale też niewiarygodna solidarność z Ukrainkami i Ukraińcami. Fenomenalna samoorganizacja społeczeństwa obywatelskiego, które przyjęło uchodźców, polityczny konsensus głównych sił, iż wsparcie Ukrainy w obronie przed rosyjską napaścią jest naszą, polską racją stanu. Pamiętam ekspresową budowę połączenia kolejowego, by udrożnić korytarz komunikacyjny z Ukrainą, pozbawioną połączeń lotniczych i morskich. Pamiętam doskonale prośby władz, by nie fotografować transportów kolejowych, którymi do Ukrainy jechał sprzęt wojskowy, ani tzw. infrastruktury krytycznej, czyli obiektów wojskowych, elektrowni, bocznic kolejowych, bo mogą posłużyć wrogim siłom. Pamiętam nie tak dawne rozbicie i zatrzymanie siatki rosyjskich szpiegów, którzy montowali kamery na trasach kolejowych, by zbierać informacje o wsparciu, które trafia do Ukrainy.
Tym bardziej nie mogę zrozumieć, co się stało w Polsce, iż dzisiaj kluczowa z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa i bezpieczeństwa całej Europy granica stała się ziemią niczyją, gdzie organy państwa abdykowały, pozwalając na samowolę bliżej nieokreślonych grup, podpisujących się pod protestami czy to rolników, czy przewoźników.
Krytyczny Newsletter Wschodni Pauliny Siegień możesz otrzymywać co tydzień na swoją skrzynkę mailową – wyjątkowo publikujemy go także na naszej stronie, bo nie codziennie ginie Prigożyn. Chcesz orientować się w tym, co dzieje się za naszą wschodnią granicą? Zapisz się już dziś!
Od wielu dni oglądamy przerażające i zupełnie niezrozumiałe obrazki. Wysypywanie na drogi i tory zboża, tajemniczy ludzie w odblaskowych kamizelkach na bocznicach kolejowych, których nie chroni ani SOK, ani SG, ani policja. Blokowanie przejazdów pociągów pasażerskich z Ukrainy i domorosłe kontrole graniczne, podczas których cywile w kamizelkach bezprawnie zatrzymują samochody i żądają okazania paszportu, sami się nie legitymując. Dzieje się to na przejściach granicznych, które w obecnej sytuacji geopolitycznej, przy podbijających lęki potencjalnym atakiem Rosji na kraje NATO wypowiedziach najważniejszych osób w państwie, powinny być pod ścisłą ochroną kontrwywiadowczą.
Gdy państwo wspiera antypaństwowe protesty
Zamiast reakcji służb, które powinny kontrolować granicę, mamy otwarte pole dla rosyjskich wpływów, dezinformacji i dywersji. Czy to możliwe, iż służby są tak bierne, bo antyukraińską kartę w protestach rolników rozgrywają sami ministrowie obecnego rządu? To rzeczywiście fantastyczna historia, jak pisze Piotr Wójcik, iż reprezentanci obecnego rządu wspierają antysystemowy protest, który ma na celu ich obalenie. O ile nikt, komu bliskie są idee demokracji, nie podważy prawa rolników do protestu, o tyle ostatnie dni pokazały, iż protestujący nie szukają dialogu i dróg porozumienia, a coraz jawniej uderzają w interesy całego polskiego społeczeństwa, w podstawy naszego bezpieczeństwa. Stawiają nierealne żądania, łącząc kwestie importu z Ukrainy z europejskim Zielony Ładem, podobnie zresztą jak republikanie w USA, którzy wzięli wsparcie dla Ukrainy na zakładnika w wewnętrznych sporach wokół granicy z Meksykiem – mam wątpliwości, czy przysporzy to protestującym rolnikom społecznego poparcia. Zwłaszcza po wyskokach, choćby jeżeli pojedynczych, takich jak plakaty z hasłami wprost popierającymi Putina i jego morderczą politykę.
Tymczasem sytuacja na froncie nie jest korzystna dla ukraińskiej armii, brakuje amunicji i sprzętu. Rosjanie zdobyli Awdijiwkę. A raczej to, co po niej zostało. Nacierają z kilku stron i odnoszą drobne sukcesy. To stanowczo za mało, by powiedzieć, iż Putin wygrywa wojnę, ale wystarczająco, by obawiać się o przyszłość Ukrainy. Promień nadziei daje postawa Czech, które jakby spod ziemi wydobyły dla Ukrainy 800 tysięcy sztuk amunicji i potrzebują jedynie środków na jej wykupienie. Właśnie w tej sytuacji obserwujemy erozję polskiej solidarności z Ukrainą, a prawdziwa wojna, w której codziennie giną niewinni ludzie, została sprowadzona do roli instrumentu politycznych rozgrywek. Coś jest z nami mocno nie tak, skoro z jednej strony boimy się wojny z Rosją, którą straszą nagłówki portali, a z drugiej odpuszczamy wsparcie dla Ukrainy i pilnowanie własnych interesów. Dla interesów partykularnych grup społecznych jesteśmy gotowi zaprzepaścić strategiczną współpracę, która służy naszemu bezpieczeństwu.
Czy naprawdę tak trudno zrozumieć, także politykom obecnego obozu rządzącego, iż w tej rozgrywce chodzi o coś więcej niż o cenę tony pszenicy? Nie bagatelizuję problemów rolników, ale chciałabym, żeby w zamian, jako członkowie tego samego społeczeństwa, a choćby narodu, nie bagatelizowali interesów państwa i polskiej racji stanu. Żeby nie dali z siebie robić pożytecznych idiotów Kremla, bo nie jesteśmy w tak komfortowej sytuacji, by pozwalać sobie na zupełne ignorowanie zagrożenia ze strony Rosji.
Wojna handlowa
Według kremlowskiej narracji Polska i Ukraina są sobie odwiecznie, organicznie wrogie. Jednocześnie państwo ukraińskie nie istnieje, a polskie to jedynie zbuntowana słowiańska aberracja, której się przyśniło, iż należy do Zachodu. Narracja ta znajduje w Polsce doskonałą pożywkę, pozwala siać zwątpienie, także w głowach samych Ukraińców, którzy w 2022 roku byli przekonani, iż na kogo jak na kogo, ale na Polaków mogą liczyć. Że nikt tak jak Polska nie rozumie Ukrainy i tego, czym jest rosyjski imperializm. Za Piotrem Andrusieczką, który wystąpił w pierwszym odcinku podcastu Blok wschodni, chciałabym podkreślić, iż w tej wojnie Ukraina nie prosi nas o żołnierzy, nie prosi nas o to, żebyśmy sami jechali na front i tam ryzykowali śmierć w jej obronie. Prosi o zrozumienie, iż wygrana Rosji będzie także naszą porażką, za którą przyjdzie nam zapłacić.
„W tę grę można grać we dwoje” – krzyczy nagłówek „Ekonomicznej Prawdy” w kontekście blokowania ukraińskiego eksportu na granicy z Polską. W artykule czytamy, iż według danych ukraińskiej służby celnej w 2023 roku Polska wyeksportowała na Ukrainę towary o wartości 6,6 mld, podczas gdy Ukraina wyeksportowała do Polski towary o wartości 4,8 mld dolarów. „Polscy rolnicy skarżą się na ukraińskie produkty rolne, które rzekomo zalały ich rynek. Jednocześnie eksport głównych zbóż do Polski został wstrzymany w sierpniu 2023 roku. Teraz, co potwierdzają polscy urzędnicy, ukraińskie zboże przemieszcza się przez ich kraj głównie w tranzycie. Podczas gdy ukraińskie ciężarówki tygodniami czekają na przekroczenie granicy, polskie firmy zarabiają na ukraińskim rynku, eksportując produkty rolne: karmę dla zwierząt domowych, sery i makarony” – czytamy na ukraińskim portalu, poświęconym gospodarce.
Tak, to brzmi jak zapowiedź wojny handlowej, przed którą na początku roku w głośnym tekście ostrzegali redaktorzy „Europejskiej Prawdy”. Te obawy potwierdza ukraiński „Forbes”, który powołując się na dwóch wysokiej rangi urzędników, pisze, iż „ukraińskie władze rozważają wprowadzenie restrykcji w handlu z Polską w odpowiedzi na blokadę granicy przez polskich rolników i bezskuteczne próby rozwiązania problemu przez polski rząd”.
„Chcielibyśmy tego uniknąć, ale jesteśmy teraz w najniższym punkcie i jeżeli tak dalej pójdzie, trzeba będzie to zrobić” – powiedział „Forbesowi” jeden z urzędników, prosząc o anonimowość. Dalej magazyn cytuje słowa Mykoły Solskiego, ukraińskiego ministra polityki rolnej i żywności:
„Opowiadamy się za konstruktywnym podejściem, ale oczywiście będziemy gotowi odpowiedzieć”. Z informacji zebranych przez magazyn wynika, iż decyzje w tej sprawie mają zapaść w ciągu dwóch tygodni. Byłoby to spójne z wypowiedzią Danyły Hetmancewa, przewodniczącego Komisji Finansów, Podatków i Polityki Celnej Rady Najwyższej, który szacuje straty budżetu Ukrainy z powodu blokady ukraińsko-polskiej granicy w lutym na 7,7 miliardów hrywien. O ile nic się do końca miesiąca nie zmieni.
„Symboliki nie potrzebujemy”
Wołodymyr Zełenski zwrócił się do polskiego rządu, w tym bezpośrednio do Donalda Tuska, ale także do prezydenta Andrzeja Dudy, o pilne spotkanie na granicy, w którym gotów jest wziąć udział razem z przedstawicielami ukraińskiego rządu. Gotowość do wzięcia udziału w spotkaniu wyraziło prezydium Rady Najwyższej Ukrainy.
„Teraz chcę zwrócić się do wszystkich, którzy pamiętają, co oznacza pełny sens słowa solidarność. Słowo, które tak bardzo zmieniło historię całej naszej Europy na lepsze. Tak było. I pod wieloma względami przez cały czas tak jest. Ale teraz widzimy również nadmierną i niesprawiedliwą polityzację, przez którą wspólne osiągnięcia mogą zacząć się rozsypywać. Tak samo jak ukraińskie zboże, które świat zobaczył na polskich drogach, chamsko wyrzucone z samochodów i wagonów. Jest to zboże, które z wielkimi trudnościami uprawiają nasi rolnicy pomimo wszystkich trudności związanych z bezlitosną rosyjską agresją. Ukraina pragnie wspólnie i sprawiedliwie rozwiązać sytuację na granicy – całkowicie pragmatycznie. Chciałbym zwrócić się do polskiego społeczeństwa i wyrazić ukraińską wdzięczność każdemu, kto odróżnia polityczne manipulacje od fundamentalnych kwestii bezpieczeństwa narodowego” – mówił Zełenski w nagraniu, które w polskim tłumaczeniu opublikowano na jego profilu w X.
Na konferencji prasowej Tusk odniósł się do sprawy i kontrowersji wokół rolniczych protestów. Zapewnił o pełnym polskim wsparciu dla Ukrainy w wojnie z Rosją, jednocześnie podkreślając, iż „od długiego czasu stawialiśmy bardzo jasno sprawę, iż Polska jest zobowiązana do ochrony własnego rynku, w tym producentów rolnych. Ostrzegaliśmy o zagrożeniu związanym z liberalizacją handlu z Ukrainą”.
Zdaje się, iż polski premier w końcu dostrzegł problem braku kontroli państwa nad granicą i zadeklarował podjęcie w tej sprawie szybkich kroków. Donald Tusk zareagował także na zaproszenie do rozmów, które wystosował Zełenski. Jednoznacznie stwierdził, iż do takiego spotkania nie dojdzie, bo „my w naszych relacjach symboliki nie potrzebujemy”. Tusk dodał, iż „cały świat widzi, jak bardzo jesteśmy zdeterminowani w pomocy dla Ukrainy i nie potrzeba kolejnych strzelistych aktów solidarności”. Polski rząd zamierza spotkać się ze stroną ukraińską dopiero 28 marca. Na ten dzień już w lutym zaplanowano przyjazd do Polski premiera Ukrainy Denysa Szmyhala.
Skoro na tym etapie nie potrzebujemy symbolicznych gestów, to byłoby fajnie, gdyby premier powiedział wprost, czego w takim razie potrzebujemy. Bo ewidentnie czegoś ostatnio w relacjach polsko-ukraińskich brakuje.
Słuchaj podcastu autorki tekstu: