Žižek: Rosyjskie sztuczki magiczne

krytykapolityczna.pl 1 miesiąc temu

Przyznam się, iż od czasu do czasu chętnie słucham podcastów, których autorzy objaśniają sekrety najbardziej znanych sztuczek magicznych: gry w trzy kubki, czytania w myślach, lewitacji, itp. Po przeczytaniu kilku ostatnich newsów z Rosji doszedłem do wniosku, iż takie właśnie sztuczki dobrze ilustrują sposób, którym rosyjska propaganda osiągnęła coś, co wydawało się na zdrowy rozsądek niemożliwe: przedstawiła atak Rosji na Ukrainę jako akt obrony własnej.

Standardowa interpretacja sztuczek magicznych wskazuje, iż co do zasady opierają się one na przynajmniej dwóch różnych strategiach i łączą je tak, by uzyskać pożądany efekt – Rosja postępuje tak samo.

Dwa ostatnie oświadczenia Putina i rosyjskiego rządu zwiększyły poziom napięcia wokół Ukrainy. Najpierw rząd Federacji Rosyjskiej zaakceptował listę 48 obcych państw i terytoriów oskarżonych o prowadzenie polityki, które jakoby narzucają destrukcyjne, neoliberalne postawy ideologiczne sprzeczne z tradycyjnymi wartościami duchowymi i moralnymi Rosji. Listę zaaprobowano wraz z dekretem o zapewnieniu pomocy humanitarnej osobom „podzielającym tradycyjne rosyjskie wartości duchowe i moralne”, który Putin podpisał 18 sierpnia.

Kraje na tej liście są teraz oficjalnie nazywane „państwami wrogimi”, właśnie dlatego, iż tych wartości nie podzielają – nie ma tam mowy o świecie wielobiegunowym; jesteś dla Rosji wrogiem już z tego tylko powodu. Okazało się, iż Korea Północna, Afganistan i Iran podzielają rosyjskie wartości duchowe, ale też pod tym względem Rosja akurat nie oszukuje: wspólnym jej mianownikiem z tymi reżimami jest przecież odrzucenie tradycji europejskiego oświecenia jako najgorszego zła w historii.

Konflikt zostaje zatem wyniesiony na poziom metafizyczno-religijny – ponad całą gadaniną o nowym, wielobiegunowym świecie mamy wizję totalnej wojny na wyniszczenie między dwoma przeciwieństwami. Skoro zaś religia bezpośrednio wkracza do polityki, to i zagrożenie śmiercionośną przemocą jest już bardzo blisko: Putin ogłosił również nową doktrynę nuklearną.

Powiedział, iż zostało do niej wprowadzonych „wiele uściśleń (…) określających warunki użycia broni jądrowej”. Dodał też, iż projektowane poprawki do doktryny rozszerzają „kategorie państw i sojuszy wojskowych w stosunku do których realizowane jest odstraszanie nuklearne”. Wyraźnie kierując ostrzeżenie w stronę Zachodu, prezydent Rosji zapowiedział, iż jakikolwiek atak na Rosję ze strony państwa nie posiadającego broni jądrowej, ale wspieranego przez kraj nią dysponujący, będzie traktowany jako ich „atak wspólny”.

Putin dodał również, iż Moskwa zastrzega sobie prawo do użycia broni jądrowej w razie ataku na Białoruś, jako iż jest ona częścią wspólnego „państwa związkowego” z Rosją – specjalnego partnerstwa sąsiedzko-sojuszniczego. Obejmuje to również przypadki, w których wróg używając broni konwencjonalnej „stwarza krytyczne zagrożenie dla naszej suwerenności”.

Słysząc takie oświadczenia trudno nie czuć nostalgii do starych dobrych czasów Zimnej Wojny, w której obydwie strony unikały bezpośrednich gróźb nuklearnych i zapowiadały, iż użyją broni atomowej wyłącznie w odpowiedzi na atak jądrowy drugiej strony. Sama groźba ataku bezpośredniego była w tamtej epoce niewypowiadalna.

Teraz Rosja nie tylko podkreśliła swoje prawo do pierwszego uderzenia, ale jeszcze rozszerzyła możliwe warunki jego dokonania. Oczywiście faktyczne „pierwsze uderzenie” Rosjan wydaje się nieprawdopodobne, ale w kwestiach militarnych słowa nie są nigdy wyłącznie słowami – regularnie zdarza się, iż stajemy się więźniami swej własnej retoryki.

Po tym, jak w Libanie eksplodowały tysiące pagerów, przedstawiciel Iranu w ONZ powiedział, iż Izrael znowu „przekroczył czerwoną linię” – tyle iż dziś przekraczanie czerwonych linii zdarza się regularnie. To oczywiście czyni sytuację jeszcze bardziej niebezpieczną, bo każda ze stron uważa, iż może je bezpiecznie przekraczać. A rzecz w tym, iż nie można tak postępować w nieskończoność: choćby jeżeli nie zostanie ogłoszona, prawdziwa czerwona linia naprawdę istnieje, tyle iż jedyny sposób, by ją odkryć, polega na jej przekroczeniu. Nasza odpowiedź Rosji powinna zatem brzmieć, iż to sama Rosja przekroczyła już czerwoną linię, wysyłając nuklearne groźby.

Ci wszyscy, którzy trwającą wojnę rosyjsko-ukraińską uznają za wojnę zastępczą NATO przeciwko Rosji odpowiedzą oczywiście, iż to Rosja została przez Sojusz zaatakowana. W pewnym sensie to prawda, ale w jakim konkretnie? W takim samym, w jakim Izrael działa w obronie własnej na terenie Gazy i Zachodniego Brzegu – haczyk jest w słowie „własna”. jeżeli okupuję jakieś terytorium, które nie jest moje, ale ogłaszam je własnym (tak jak Zachodni Brzeg czy część Ukrainy) i jeśli, jak można się było spodziewać, dany kraj czy naród stawia opór, to oczywiście mogę powiedzieć, iż próba zdławienia tego oporu jest aktem obrony własnej.

Słuchaj podcastu „Blok Wschodni”:

Spreaker
Apple Podcasts

A dwie podstawowe strategie magików od sztuczek, na których bazuje rosyjska propaganda polegają na tym, by – to numer jeden – oskarżyć przeciwnika o to, co samemu się robi bardziej otwarcie i brutalnie. W ten sposób odwraca się uwagę opinii publicznej i sprawia, iż przełknie ona sztuczkę numer dwa: twierdzenie, iż to, co ukradli przeciwnikowi, jest tak naprawdę ich. Rosja się tylko broni… jeżeli uznamy, iż należą do niej Krym i Donieck (a kto wie, co jeszcze: od państw bałtyckich po Mołdawię), plus to, iż Ukraińcy jako naród tak naprawdę nie istnieją, tylko wyłonili się z głowy Lenina i nazistów.

Oskarżmy przeciwnika o niebezpieczne zbliżanie się do czerwonej linii… po tym, jak ostentacyjnie przekroczyliśmy prawdziwą czerwoną linię, a więc groźbę użycia broni jądrowej. Taka kombinacja strategii praktycznie uniemożliwia racjonalne negocjacje pokojowe, bo same warunki negocjacji są zafałszowane już na wstępie. A jeżeli dodać do tego trzecią strategię zwodzenia – prezentowanie brutalnej wojny najeźdźczej jako obrony własnych wartości duchowych, taka mieszanka jest niemal nie do ruszenia.

**

Copyright: Project Syndicate, 2024. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Michał Sutowski.

Idź do oryginalnego materiału