Dziś króciutko, bom w drodze, ale chciałbym podzielić się z Wami pewną refleksją. Taką mianowicie, iż zdumiewa mnie coraz bardziej rozziew między opiniami co poniektórych rodzimych analityków, dotyczących możliwości armii rosyjskiej, a tym, co realnie dzieje się na wschodnim froncie.
Tam naprawdę realizowane są „mięsne szturmy”, wcale bądź w niewielkim stopniu wsparte sprzętem ciężkim – którego po prostu brakuje. Nie ma w nich masowości typowej dla pierwszo- czy drugowojennych ataków, ale skutki są podobne. Żadne, bądź symboliczne korekty w przebiegu linii frontu i zalegające na przedpolu trupy, z których wydobywa się dokuczliwy smród.
Rażący prymitywizm rosyjskich działań nijak się ma do wizji snutej przez wspomnianych specjalistów. Obrazu stechnicyzowanej, coraz bardziej doświadczonej armi putina, która niedługo rozprawi się z Ukrainą, a potem zagrozi też NATO.
„A jedzie mi tu czołg?”, pytało się na podwórku, palcem wskazując oko.
—-
Jest w najnowszej ekranizacji „Na zachodzie bez zmian” scena, w której zabłąkany artyleryjski pocisk eksploduje w pobliżu maszerujących na front niemieckich żołnierzy. Nieopierzeni rekruci reagują panicznie, prowadzący ich oficer złorzeczy, po czym dodaje:
– Kajzer oczekuje od was, iż przeżyjecie w okopach sześć tygodni – cynizm tych słów nie przystaje do wyobrażeń o szybkiej zwycięskiej wojnie, którymi dotąd karmiono poborowych.
Te sześć tygodni nie jest literacko-filmową fikcją. To efekt kalkulacji niemieckich sztabowców – swoisty kompromis między realiami brutalnych pierwszowojennych zmagań, a możliwościami machiny administracyjno-szkoleniowej, przygotowującej kolejne „wsady” armatniego mięsa. Następne i następne…
42 dni to sporo więcej niż kilkanaście, a tyle – sądząc po szacunkach rosyjskich strat – wynosi średnia przeżywalność żołnierza putinowskiej armii. Jak wynika z danych Departamentu Obrony USA (zebranych przez amerykańskie służby), do tej pory wyeliminowano z walki choćby 725 tys. rosjan. Bazując na ostrożniejszych (!) ukraińskich statystykach, możemy przyjąć, iż miesięczne rosyjskie straty oscylują w granicach 30-35 tys. ludzi. Średnio po 1000-1200 dziennie, zdarza się, iż w okolicach dwóch tysięcy. Zatem w miesiąc armia rosyjska pozbywa się ekwiwalentu niemal trzech dywizji. Dla lepszego zobrazowania skali dramatu – to tak, jakby Polska straciła w tym czasie połowę swoich wojsk lądowych (operacyjnych). Czy jedną szóstą całości sił zbrojnych.
Większość poległych agresorów to „mobiki” (choć dziś to określenie straciło na popularności). Rzucane do walki bez należytego przeszkolenia. „Rekordzista” – spośród ujawnionych i znanych przypadków – w piątek otrzymał kartę powołania, w poniedziałek był już na froncie. Dwa dni później oddał się do niewoli – dlatego przeżył. Innemu szczęścia zabrakło – we wtorek żegnał się z żoną na dworcu kolejowym, a w sobotę był już martwy, co wiemy z żałobnych wpisów wdowy.
—–
Tak, i Ukraińcy ponoszą straty. Mniejsze, a w ostatnich tygodniach znów znacząco mniejsze, ale też jest ich mniej. Tak, rosjanie nie są szaleni; strategia „mięsnych szturmów” – uwzględniwszy coraz bardziej ograniczone możliwości techniczne moskali oraz ich mentalność – jest racjonalna. Dopuszcza gigantyczne straty, zakładając zarazem, iż „po drodze” uda się wyniszczyć potencjał armii ukraińskiej i ukraińskiego państwa. To droga do pyrrusowego zwycięstwa, ale zwycięstwa – kalkulują na Kremlu.
Tylko czym będzie rosyjska armia po takim zwycięstwie, jeżeli w ogóle (!) do niego dojdzie? Ano właśnie…
—–
Dziękuję za lekturę! A gdybyście chcieli wesprzeć mnie w dalszym pisaniu, polecam się na dwa sposoby. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
Szanowni, to dzięki Wam powstają moje materiały, także ostatnia książka.
A skoro o niej mowa – gdybyście chcieli nabyć „Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji” z autografem, wystarczy kliknąć w ten link.
Nz. wyzwolone obszary Ukrainy. Mimo upływu dwóch lat okolice Izjuma wciąż pełne są min. Ukraina, także w tym wymiarze, będzie się mierzyć z rosyjskim dziedzictwem przez długie lata…/fot. własne