Żytne – wymagająca trasa rowerowa na granicy Bieszczadów i Pogórza Przemyskiego

wbieszczady.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: Widok w stronę Przemyśla | foto Radek Koterbicki


Każdy z nas w pewnym momencie życia odczuwa potrzebę odseparowania się od tymczasowych spraw, odcięcia się od “tu i teraz” i nadania swoim myślom nowego kierunku. Spojrzenie na problemy doczesne zachowując wypoczętą, spokojną głowę zdecydowanie zmienia percepcje i otwiera nas na nowe, wyczerpujące idee zarówno w kontekście pracy jak i codziennych problemów.

Jak pozbyć się pędzącego nurtu postępowego, technologicznego życia? Odwiedzić miejsce, które najzwyczajniej uniemożliwi nam kontakt ze światem zewnętrznym. Trasa na punkt widokowy Żytne prowadzi terenem nadgranicznym, tym samym ściągając zasięg z wież usytuowanych za wschodnią granicą. Znalezienie polskiej sieci jest tutaj w zasadzie bezcelowe, należy to uwzględnić planując tę wycieczkę zaopatrzając się w mapy offline. Brak sklepów i cywilizacji po drodze zmusza nas również do zabrania ze sobą zarówno jedzenia jak i picia.

Parametry i trudności szlaku

Trasa prowadzi przez tereny nadgraniczne, gdzie polska sieć komórkowa jest praktycznie nieosiągalna – warto mieć mapy offline. Po drodze brak sklepów i cywilizacji, trzeba więc zabrać prowiant i wodę.

  • Punkt startowy: okolice Hotelu Arłamów (dawna wieś Arłamów)
  • Punkt kluczowy: punkt widokowy Żytne (505 m n.p.m.)
  • Punkt końcowy: Sanktuarium w Kalwarii Pacławskiej (465 m n.p.m.)
  • Dystans: ok. 18 km
  • Suma przewyższeń: ok. 450 m
  • Nawierzchnia: szuter i drogi leśne (ok. 85%), asfalt (ok. 15%)
  • Poziom trudności: trudny, dla zaawansowanych
  • Czas przejazdu: 2–3 godziny (bez postojów)
  • Rekomendowany typ roweru: gravel, MTB

Wiata na punkcie widokowym Żytne/fot. Radek Koterbicki

Czy to trasa dla wszystkich?

Czy możesz wybrać się tam z całą rodziną? Odpowiedź na to pytanie jest jednoznaczna i kategoryczna: nie, trasa ta absolutnie nie nadaje się dla rodzin z dziećmi, ani dla początkujących rowerzystów.

Wyjątkiem od reguły jest posiadanie rowerów elektrycznych e-mtb, które pomogą nam w ciężkich odcinkach m.in podczas bezpośredniego podjazdu do wiaty widokowej, gdzie należy się przedzierać przez polanę (droga jest wyznaczona, natomiast może być lekko zarośnięta trawą). Ponadto w aktualnym sezonie mogą nam uprzykrzać życie Jusznica deszczowa, czyli tak zwana “końska mucha” ale również meszki oraz inne owady. Większość trasy przebiega wzdłuż lasu lub piękną polaną, z rozciągającą się panoramą z widokiem na wschodnich sąsiadów, ale i nasze rodzime małe szczyty.

Jesteśmy w królestwie zwierząt, respektujmy ich obecność, nie zaśmiecajmy, nie hałasujmy, obcujmy z przyrodą odpowiedzialnie zachowując rozwagę. jeżeli nie zraża cię charakterystyka szlaku, to ruszamy wspólnie na jedną z piękniejszych tras pieszo-rowerowych na terenach pogórza przemyskiego, tu gdzie graniczą ze sobą dwa powiaty: bieszczadzki oraz przemyski.

Początek trasy – start z Arłamowa

Tak naprawdę jest to logistycznie najtrudniejsza rzecz, jeżeli chcesz przyjechać specjalnie na tę trasę, gdyż szlak nie ma bezpośredniego parkingu lub miejsca, gdzie można zostawić samochód, co prawda na odcinku Hotel Arłamów – Makowa jest kilka zajazdów leśnych, natomiast nie sugerowałbym parkowania, gdyż możemy utrudniać przejazd bądź pracę.

Najlepszą bazą wypadową w tym wypadku będzie parking hotelowy należący do kompleksu Arłamów, który jest na bieżąco monitorowany. Koszt postoju na parkingu zimowym to 3 zł za godzinę – mamy wówczas pewność, iż samochód jest bezpieczny. Po podróży możemy wypić kawę w hotelowej kawiarni „Panorama” bądź odpocząć na basenie (należy śledzić komunikaty odnośnie dostępności strefy dla gości spoza hotelu). Kompleks umożliwia nam również wypożyczenie rowerów – zarówno zwyczajnych jak i elektrycznych.

https://wbieszczady.pl/bieszczady-aktywnie/trzy-trasy-rowerowe-dzieki-ktorym-zobaczysz-dzikie-bieszczady/jZziFjq0kUxtGNn2FHIw

Pierwsze wyzwanie

Gdy jesteśmy już przygotowani do wyruszenia, pojawia się pierwsze wyzwanie w postaci charakterystycznego siodła – stromy zjazd w dół i analogicznie podjazd o wysokim nachyleniu procentowym. To pierwszy sprawdzian naszej kondycji. Po wyjeździe z siodła znajdujemy się przed hotelowym szlabanem, który jest po drugiej stronie drogi. Jest to miejsce przeznaczone do treningów naszej mistrzyni Anity Włodarczyk, aktualnej ambasadorki hotelu. Kierujemy się drogą asfaltową w lewo, gdzie po przejechaniu dystansu około 300 metrów ukaże nam się tabliczka informująca o obecności Turnickiego Rezerwatu Przyrody.

Siodło arłamowskie/Radek Koterbicki

To sygnalizacja, iż musimy spojrzeć w prawo, w drogę z podniszczonym asfaltem – nierzadko z zamkniętym szlabanem uniemożliwiającym przejazd pojazdom silnikowym. Posiadając rower to nie problem, możemy przepchać rower pod lub zobaczyć, czy jesteśmy w stanie go otworzyć (i oczywiście zamknąć). jeżeli tak, to najtrudniejszą logistycznie część podróży zostawiamy za sobą. Teraz przed nami crème de la crème – czyli szuter, szuter i jeszcze raz szuter, a wzdłuż niego las – przeważnie liściasty, ale nie brakuje tu pięknych, iglastych jodeł i oczywiście… zwierząt!

Tablica informacyjna rezerwatu turnickiego/fot. Radek Koterbicki

Królestwo małych stworzeń… i tych większych!

Udając się za drogą około 200 metrów dalej zobaczymy rozwidlenie dróg. I tutaj ciekawostka – zarówno trasa w lewo (ta, na którą dzisiaj się wybieramy), jak i w prawo prowadzą do pięknych miejsc widokowych. Różnica polega w dystansie – rozwidlenie w prawo kieruje nas na połoninki arłamowskie, czyli prawdziwą wioskę Arłamów (hotel znajduje się na wzgórzu Jamna Górna). Tam, kierując się około kilometr dalej od wspomnianego rozwidlenia, docieramy do kapliczki upamiętniającej wspomnianą wieś. Kilka metrów dalej jest podjazd z płyt, którym dostaniemy się na ławeczkę, gdzie dostrzeżemy piękne widoki na ukraińskie wzgórza, a także na przeciwległe pola.

ławka widokowa na połoninkach arłamowskich/fot. Radek Koterbicki

Jest to krótka wycieczka dla osób, które są ograniczone czasowo lub najzwyczajniej nie mają ochoty na dalszą wyprawę. Stąd można się wrócić tą samą drogą lub zrobić pętlę, zjeżdżając ponownie płytami i kierując się w dół szutrowanej drogi. Na końcu dojeżdżamy do drogi asfaltowej w Kwaszeninie, skąd możemy udać się w prawo, a następnie około 10 km wspinaczki do punktu startowego.

To krótka dygresja dla osób, którym zależy na czasie, ale dzisiaj kierujemy się na coś innego – Żytne, czyli nasz cel. Będzie znajdować się po skręceniu w lewo na rozwidleniu, a następnie jadąc niezmącenie około 6 km wzdłuż szutrowanej drogi. Tytuł jest nieprzypadkowy, bowiem możemy napotkać wiele dzikich stworzeń jadąc tą drogą – m.in. rodzinę borsuków, kuny, żbika, jelenie, sarny, rysia lub żmiję zygzakowatą. Co prawda brak konkretnych przesłanek o większych drapieżnikach, natomiast generalnie podróżując po naszych dzikich terenach należy mieć świadomość, iż jest to ich dom. Gwarantuję, iż niedźwiedź równie nie chce nas spotkać jak i my jego, dlatego zaznaczajmy swoją obecność na szlaku – nie hałasując, ale jasno informując, iż jesteśmy.

Wejście na szlak/fot. Radek Koterbicki

Najpiękniejsze przed nami

Pierwsze rozwidlenie po ukazaniu nam się polan sugeruje, iż jesteśmy już blisko celu. Nasza droga prowadzi ponownie w lewo w kierunku nieistniejącej już wsi Paportno. Droga w prawo jest bezcelowa – dojedziemy nią do granicy z Ukrainą, gdzie już tylko możemy zawrócić. Sugeruję niepodjeżdżanie na taką odległość – wzbudzimy wówczas uwagę służb, tym samym generując niepotrzebne sytuacje. Po prawej stronie – polany, po lewej – gęsty las, nad nami – muszki. Niestety to nieodłączna część podróży latem, musimy być na to przygotowani.

Od rozwidlenia dzieli nas około 800 metrów do ostatniej zmiany kierunku. Mijamy ruiny starego cmentarza, kapliczki, a na horyzoncie pojawia się znak kierujący nas w prawo do Kalwarii Pacławskiej. Tam też się udajemy, przedzierając przez polany. Tutaj jest część adekwatna naszej podróży – pojedyncze drzewa oraz ogromna przestrzeń. W oddali bale słomy, a także widok na ukraińskie wzgórza.

Widok w stronę Ukrainy/fot. Radek Koterbicki

Panorama warta każdego wysiłku

Wysiłek włożony w podjazd zostaje w pełni wynagrodzony po dotarciu na szczyt wzniesienia o nazwie Żytne (505 m n.p.m). Znajduje się tu duża, drewniana wiata turystyczna, która jest idealnym miejscem na odpoczynek i regenerację sił. Jednak prawdziwą atrakcją jest roztaczająca się stąd panorama – jedna z najpiękniejszych na całym Pogórzu Przemyskim.

  • Na północy wzrok przyciągają charakterystyczne, barokowe wieże klasztoru w Kalwarii Pacławskiej – celu naszej podróży, malowniczo położone na sąsiednim wzgórzu.
  • Na południu i wschodzie rozpościerają się zalesione wzgórza Pogórza Przemyskiego. Przy dobrej widoczności można zidentyfikować najwyższe kulminacje tej części regionu, takie jak Kopystańka (541 m), Bukowina (602 m) czy Kiczera Wysoka (575 m).
  • Na horyzoncie granica z Ukrainą przebiega stąd w odległości zaledwie 1,2 km. W pogodne dni na dalekim planie można dostrzec wzniesienia leżące już po stronie ukraińskiej – m.in. Radycz (519 m) i Łysą Horę (648 m).

Krajobraz przy Kalwarii/fot. Radek Koterbicki

Co dalej? Powrót czy Kalwaria Pacławska

Po odpoczynku można wrócić tą samą drogą albo kontynuować trasę w stronę Kalwarii Pacławskiej. Tam warto zwiedzić sanktuarium i wejść na wieżę widokową. Powrót prowadzi już głównie drogą asfaltową przez Huwniki i Makową – odcinek bardzo wymagający, szczególnie na zwykłych MTB. Dlatego wariant „tam i z powrotem” pozostaje najlepszym wyborem dla rowerów tradycyjnych.

Cel adekwatny został osiągnięty – Żytne, gdzie pod wiatą możemy zjeść coś i odpocząć, a choćby zrobić ognisko. Tylko co dalej? Tutaj już należy odpowiedzieć sobie samemu, na ile kondycja oraz nasz organizm pozwolą nam na dalszą podróż.

Jeśli tak, to dalsza droga prowadzi w dół, do wsi Pacław, gdzie zmieniamy kolejno nawierzchnię na szutrową, a następnie asfaltową. Warto udać się na wieżę widokową oraz zjeść w domu pielgrzyma, a także po prostu zwiedzić całkiem spory teren sanktuarium, gdzie co roku w sierpniu gromadzą się tysiące osób, wspólnie oddając się modlitwie i udając się na pielgrzymki.

Kalwaria Pacławska/fot. Agnieszka Skucińska

Będąc na wzgórzu kalwaryjskim i dysponując siłami, możemy zrobić pętlę, która od tego momentu będzie już prowadziła głównie drogą asfaltową. Kierujemy się w dół góry, w stronę Huwnik, gdzie przemierzamy wąską, stromą drogę z widokiem na wzgórza – można by rzec, iż widoki przypominają tereny włoskiej Toskanii. Ukształtowanie terenu, piękna przyroda oraz niesamowita przestrzeń robią tu ogromne wrażenie.

Zanim zjedziemy, polecam zatrzymać się na chwilę przy dwóch rzeźbach znajdujących się obok kapliczki. Jest to doskonałe miejsce na fotografie i pożegnanie się z Kalwarią. Dalsza droga prowadzi do Huwnik, skąd kierujemy się w lewo drogą asfaltową. Następnie udajemy się do malowniczej wioski Makowa, skąd zaczynamy się wspinać około 10 km do punktu startowego.

Sugeruję jednak taką trasę pokonać na rowerach elektrycznych, a na zwyczajne MTB zrobić odcinek „tam i z powrotem”, który de facto również będzie bardzo wymagający.

Figury przy kapliczce/fot. Radek Koterbicki

Idź do oryginalnego materiału