Czy Bóg jest sadystą? Dlaczego śmierć św. Maksymiliana po trzykroć miała sens?

pch24.pl 2 miesięcy temu

Z zderzeniu ze złem, które było istotą tej machiny zbrodni, jaką Niemcy zainstalowali na polskiej ziemi, odpowiedzią prawdziwie chrześcijańską był los Chrystusa. Idąc tym tropem, człowiek mógł obronić zarówno swoje człowieczeństwo, jak też zakodowany w nim u zarania dziejów Boży obraz i podobieństwo i stać się uczestnikiem Chrystusowych cierpień, a tym samym mieć udział w Chrystusa zmartwychwstaniu. W nawiązaniu do tego można powiedzieć, trawestując znany fragment z poematu Jana Pawła II pt. „Tryptyk Rzymski”, iż męczeńska śmierć o. Maksymiliana Kolbe w oświęcimskim bunkrze głodowym „miała sens, miała sens, miała sens”.

Czy Bóg jest sadystą, który obojętnie patrzy na cierpienie niewinnego człowieka? Nie jest to bynajmniej pytanie szaleńca? Przeciwko milczeniu Nieba wobec rozszalałego zła protestował niegdyś Albert Camus w swoje słynnej „Dżumie”. Stwórcę oskarża się dzisiaj już nie tylko o bezczynność w odniesieniu do niezawinionej boleści stworzenia, ale sprawstwo ludzkich udręk. Taki jest właśnie „Bóg” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego z opowiadania pt. „Ofiarowanie. Historia biblijna”. Na pytanie od zawsze trapiące umysły zarówno maluczkich, jak i wielkich: „unde malum?” („skąd zło?”), współczesny człowiek odpowiada, wskazując na Boga.

Echo wyłaniającego się z tej diagnozy dramatu odnaleźć możemy w biblijnych psalmach. Utyskujący na swój los autorzy tekstów zdają się wyrażać najgłębsze rozterki ludzkiego serca, jakże wciąż aktualne. W kierowanych ku Niebu posępnych skargach usłyszeć możemy wołający o pomstę głos cierpiących z każdego pokolenia. Słowami Psalmu 44. wołał też do Boga w Auschwitz Benedykt XVI: „Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie? Przebudź się! Nie odrzucaj na zawsze! Dlaczego ukrywasz Twoje oblicze, zapominasz o nędzy i ucisku naszym?” (Ps 44,24-25). Wymowa wypowiedzianych w 2006 r. przez papieża biblijnych słów w miejscu, które nazwano „zapomnianym przez Boga piekła dnem”, nie była jednak wymierzonym w Stwórcę aktem oskarżenia. Ojciec Święty nie uczynił się sędzią Najwyższego, ale błagał, aby to właśnie Bóg pomógł ludziom odkryć w ich własnych sercach Jego obecność.

Skąd więc wzięło się zło? („unde malum?”) Na to pytanie Benedykt XVI odpowiada, wskazując na konsekwencje łamania Bożych przykazań i negacji Boga. Zrozumienie niszczycielskiej siły zła, wobec której, w jakimś sensie, bezbronny jest sam Stwórca jest możliwe wówczas, gdy człowiek na rzeczywistość zła spojrzy oczami wiary, rozważając ten problem na modlitwie. Jak mówił papież w Oświęcimiu: „Wołajmy do Boga, aby pomógł ludziom opamiętać się i zrozumieć, iż przemoc nie buduje pokoju, ale rodzi tylko dalszą przemoc – potęgujące się zniszczenie, które sprawia, iż w ostatecznym rozrachunku przegrywają wszyscy”.

Do tych samych wniosków, zgłębiając realia osnutego mrokiem zbrodni KL Auschwitz, doszedł jeden z najbardziej znanych świadków tego miejsca. Na kilka tygodni przed śmiercią o. Maksymilian Kolbe miał powiedzieć do współwięźnia Józefa Stemlera, iż „Nienawiść nie jest siłą twórczą. Siłą twórczą jest miłość”. Refleksja franciszkanina szła ma przekór całej logice obozowej rzeczywistości. Była odpowiedzią, której istotę zawierają słowa św. Pawła z Listu do Rzymian: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!” (Rz 12,21). Wyzwoleniem nie była więc mordercza i wyniszczająca praca, ale zapisana głęboko w ludzkim sercu prawda o człowieku. Odarty z godności, zredukowany do obozowego numeru więzień potrzebował tej prawdy bardziej niż kromki chleba.

Prawdę o człowieku o. Maksymilian Kolbe objawił wbrew wszystkim regułom, jakie wpisano w tryb działania niemieckiego obozu zagłady. Jego męczeńska śmierć za współwięźnia była zaprzeczeniem zamysłu architektów machiny zła, by z stworzenia wydrzeć Boży obraz i podobieństwo. Ofiara polskiego franciszkanina dokonała się, choć nie miała racji bytu. W obozowym świecie nikomu nie wolno było umierać za towarzysza niedoli. Już samo wystąpienie z szeregu podczas nocnego apelu stanowiło wyrok śmierci. W historii tej należy zatem odnaleźć głębszy sens, to jest sens „bycia” chrześcijaninem.

Prawdziwie chrześcijańskie życie zaczyna się od poznania Chrystusa. Św. Jan Apostoł poucza, „Po tym poznaliśmy miłość, iż On oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci” (1 J 3,16). Poznanie Chrystusa nie jest więc tylko aktem umysłu, ale wejściem na drogę, którą wyznaczył swoim życiem Zbawiciel. Wówczas realne stają się dla pragnących podążać za Chrystusem inne słowa św. Jana: „My wiemy, iż przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci, kto zaś nie miłuje, trwa w śmierci” (1 J 3,14). Opowiedzenie się za miłością ma jednak swoje konkretne następstwa w świecie, takie jak odrzucenie, prześladowania, udręki, ale też, co pokazała obozowa historia o. Maksymiliana Kolbe, przejawiająca się w jego spojrzeniu siła, której nie byli w stanie znieść pełniący swoją nikczemną służbę SS-mani. Ich głośne krzyki, by nie podnosił wzroku, a spoglądał w dół były wyrazem doświadczenia tej mocy, którą daje przylgnięcie do Prawdy.

W tym kontekście jakże wymownie jawi się scena z oświęcimskiego placu apelowego, na którym w dniu 29 lipca 1941 r. miało miejsce wydarzenie o niezwykłym znaczeniu. Oczy mieszkańców obozowego piekła ujrzały wyrażony czynem akt największej miłości. Dobro zwyciężyło zło. Powinność oddania życia, w tym przypadku za ojca rodziny, była konsekwencją poznania Chrystusa, który pokazał na krzyżu, czym jest Miłość.

Siedemnastodniowe przechodzenie „ze śmierci do życia” o. Maksymiliana w bunkrze głodowym naznaczone było jednym wielkim aktem przebaczenia i miłosierdzia. Niewinne konanie Chrystusowego ucznia nosiło znamiona męki i śmierci Mistrza, tym samym pozwoliło mu uczestniczyć w dziele Odkupienia, które dokonało się przez cierpienia i śmierć Odkupiciela. W historii franciszkanina odsłania się więc najgłębszy sens „bycia” chrześcijaninem, które jest odpowiedzią na powołanie, wezwanie Syna Bożego: „Pójdź za Mną!” (por. Mt 9, 9-13). Mówiąc dalej słowami Jana Pawła II z Listu Apostolskiego „Salvifici doloris”: „Pójdź! Weź udział swoim cierpieniem w tym zbawianiu świata, które dokonuje się przez moje cierpienie! Przez mój Krzyż”. Trawestując inne słowa Papieża-Polaka z jego poematu „Tryptyk Rzymski”, możemy zdecydowanie powiedzieć, iż śmierć głodowa o. Maksymiliana Kolbe „miała sens, miała sens, miała sens”.

Z zderzeniu ze złem, które było istotą tej machiny zbrodni, jaką Niemcy zainstalowali na polskiej, oświęcimskiej ziemi, odpowiedzią prawdziwie chrześcijańską był los Chrystusa. Idąc tym tropem, człowiek mógł obronić zarówno swoje człowieczeństwo, jak też zakodowany w nim u zarania dziejów Boży obraz i podobieństwo i stać się uczestnikiem Chrystusowych cierpień, a tym samym mieć udział w Chrystusa zmartwychwstaniu. W nawiązaniu do tego jakże znamienne zdaje się być wspomnienie Brunona Borowieca, tłumacza z bloku śmierci i zarazem świadka ostatnich dni o. Maksymiliana: „Gdy miałem jego ciało z celi wynieść, siedział na posadzce oparty o ścianę i miał oczy otwarte. Jego ciało było czyściutkie i promieniowało. Jego twarz oblana była blaskiem pogody”.

Odpowiedź współczesnych na pytanie „skąd zło?” („unde malum?”), stanowiące wielkie oskarżenie Stwórcy, jest możliwa, ponieważ z umysłów i człowieczych serc wydarto już prawdziwie chrześcijańską perspektywę. Tylko ta pozwala zobaczyć, iż spowodowana przez zło ludzka niemoc jedynie w Bogu staje się siłą (por. Ps 22). Aby to zrozumieć, trzeba wszelako na modlitwie „wniknąć w święte sprawy Boże” (por. Ps 73, 16-17). Wówczas jedynie słuszną reakcją, będzie wyrażona w słowach postawa Hioba: „Jam mały, cóż Ci odpowiem? Rękę przyłożę do ust. Raz przemówiłem, nie więcej, drugi raz niczego nie dodam” (Hi 40,4-5).

Anna Nowogrodzka-Patryarcha

Idź do oryginalnego materiału