A „oni” wciąż zawracają nam głowę byle czym… Zaraz, zaraz… czy Państwo nie myślicie, iż to jakby za słabe stwierdzenie – to „zawracanie głowy”? Przecież od dawna jest oczywiste, iż za medialną głupotą ukrywają się jakieś ważne sprawy albo i te najważniejsze – wolność, suwerenność, zbawienie. Spuszcza się ze smyczy, powiedzmy – „pudelka”, a ten kąsa lepiej od brytana, obgryzając prawdę aż do kości. Ale co myśleć o takiej sytuacji, kiedy w serwisie tak sformatowanego info nie chodzi już o seks, pieniądze czy np. najlepszy sposób na odchudzanie, a o jak najbardziej rzeczywiste wiadomości z zalewanej falą powodziową Opolszczyzny… Wtedy gdzieś ktoś przeżywa prawdziwą tragedią, a nie jakieś ente zakochanie się nienormatywnego seksualnie celebryty…
Z punktu widzenia ludzi, którym zależy na ciągu dalszym państwa, na być albo nie być własnej rodziny, te autentyczne nieszczęścia są jeszcze groźniejsze. Groźniejsze, bo mogą skuteczniej zasłaniać prawdę. Bywa nawet, iż są stymulowane (prowokacja), a potem wykorzystane dokładnie w tym właśnie celu (zakłamania).
W Ostrołęce jest jedyne w Polsce Muzeum Żołnierzy Wyklętych i – mam takie przeświadczenie, iż będzie jedynym takim miejscem na długie nadchodzące lata; miejscem gdzie można zrozumieć sens współczesnego polskiego patriotyzmu. Niegdyś taką rolę spełniało Muzeum Powstania Warszawskiego, ale lata kolaborowania z systemem uczyniły z tej placówki niewiarygodną platformę postmodernistycznego eksperymentowania na historii. Dodatkowo, władza która odeszła, tak eksploatowała temat Niezłomnych dla swoich potrzeb politycznych, iż doprowadziła go do trywializacji i akademijnego wyjałowienia. Natomiast dla władzy, która przyszła, odwoływanie się do antykomunistycznego podziemia, to działanie przeciwko jej politycznym wyborom w ramach europejskiej komuny 2.0.
Wróciła więc narracja o „bandytach z lasu”, co jest niczym innym, jak kontynuacją „programu” naczelnika Wydziału IV Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, niejakiego majora Wiktora Herera, który ubecki stosunek do Wyklętych zdefiniował szczerze podczas przesłuchania jednego z aresztowanych żołnierzy podziemia: „Nam nie chodzi o to, żeby was zniszczyć fizycznie, bo my to zrobimy, ale nam zależy nam tym, żeby was zniszczyć moralnie w oczach społeczeństwa”. Anatomia takiego „niszczenie” człowieka jest znana: zrelatywizować wartości moralne, pozbawić duchowości, tożsamość ograniczyć do ojkofobii.
Ekspozycja w Ostrołęce jest niczym prawdziwe lekarstwo na rany zadawane Polakom przez antykulturę, niczym prawdziwa szczepionka mogąca uodpornić na zło. Największą siłą tego Muzeum jest odwoływanie się do autorytetów, a więc do „żołnierzy znanych” z imienia i nazwiska oraz z tego, iż „zachowali się jak trzeba”. Tych „żywych ludzi”, choć często wciąż bez znanego miejsca pochówku, oni boją się choćby po śmierci. A my możemy odnaleźć drogę do nich w każdym zakątku Ojczyzny. Są niczym kandydaci na trony i ołtarze, a ogłupiony demokracją naród może w końcu porówna „Witolda”, „Inkę” czy „Salwę” z dzisiejszym partyjnym aktywem na stołkach, co byłoby równoznaczne z ostateczną dyskwalifikacją tych politycznych kunktatorów.
Takie myśli przyszły do mnie, gdy mój teatr Nie Teraz przygotowywał się w ostrołęckim Muzeum do pokazów przedstawienia „Pokonać piekło”. Jakże ta opowieść o najważniejszych życiowych wyborach (z męczeństwem włącznie) pasuje do tego miejsca. Jakże bohaterowie dramatu (Bobola i Popiełuszko) pasują do „bandyty” Łukasza Cieplińskiego ps. „Pług” i do przesłania, które ten zawarł w grypsie do żony i synka pisanym z celi śmierci:
Ból spędza sen z oczu, mózg szarpie i siły,
– czy sny niespełnione powstaną z mogiły
– czy drogiej idei dni wstaną mocarne
– czy nasze ofiary nie pójdą na marne.
Wierzę – nie pójdą, sny wstaną, syn zastąpi ojca (…). Wierzę bardziej niż kiedykolwiek, iż Chrystus zwycięży, Polska niepodległość odzyska, a pohańbiona godność ludzka zostanie przywrócona.
Tomasz A. Żak