RABIN NISSEN MANGEL: – Nigdy, ale nie uprzedzajmy faktów.
Dobrze, zacznijmy więc od początku. Jak to się stało, iż znalazł się rabin w Auschwitz?
Pochodzę z Czechosłowacji, z Koszyc, gdzie urodził się również mój ojciec. W 1941 roku Węgry zaanektowały część Słowacji, od tej chwili wszystko się zmieniło. Koszyce przemianowano na Kassa, a moje imię z czeskiego Victora na węgierskie „Győző”. Mój ojciec miał sklep z tekstyliami przy głównej ulicy w mieście, szło mu świetnie, ale po zajęciu Koszyc przez Węgry, wszyscy Żydzi musieli zamknąć swoje sklepy, także mój ojciec. Od tej pory żyliśmy z oszczędności, ale przez cały czas byliśmy bardzo zamożnymi ludźmi, a ja, jako siedmioletni chłopiec, miałem bardzo szczęśliwe dzieciństwo. To skończyło się w marcu 1944 roku, kiedy Niemcy weszli do Koszyc. Zrobiło się niebezpiecznie. Ojciec, który do tej pory chodził dwa razy dziennie do synagogi, musiał z tego zrezygnować. Od tej pory pozwalał sobie na to tylko w szabat. Pamiętam ten dzień dokładnie, był piątek, początek kwietnia 1944 roku, ojciec modlił się w domu, mama na targ, żeby zrobić zakupy na szabat, ja z moją półtora roku starszą siostrą Gertrudą jeszcze spaliśmy. Nagle, usłyszeliśmy głośne walenie do drzwi, do domu weszło siedmiu esesmanów, mieli listę z naszymi nazwiskami, ale w domu brakowało mamy. Kazali mojej siostrze jej poszukać na targu. Wyskoczyłem z łóżka i powiedziałem, iż ona nie może pójść sama, esesman odepchnął mnie z powrotem na łóżko, i tak jeszcze kilka razy. W końcu ojciec przekonał go, żeby pozwolił nam pójść razem. Na targu był ogromny tłum, bo wtedy w mieście mieszkało 20 tys. Żydów, wszyscy musieli przygotować się na szabat.