Wielokrotnie zwracaliśmy uwagę na to, iż w Polsce zabija się nienarodzone dzieci m.in. przez wstrzyknięcie im chlorku potasu do serca. Niektórzy pytają, skąd mamy te informacje i jak to w ogóle możliwe, iż tak wygląda aborcja? Pora wyjaśnić te kwestie.
Procedura śmierci
Dziecku będącemu w macicy podaje się zastrzyk z trucizną wprost do serca. Substancją czynną jest najczęściej chlorek potasu. Dziecko dostaje zawału i umiera w ogromnym bólu. W chwili agonii gwałtownie się rzuca, a jego ruchy są odczuwalne dla matki. Następnie martwe ciało dziecka wydobywane jest na zewnątrz.
Taki sam zastrzyk podawany jest m.in. skazanym na karę śmierci w USA. Działanie chlorku potasu na organizm jest tak bolesne, iż mimo okoliczności egzekucji uznaje się za konieczne podanie środka znieczulającego. Nie stosuje się jednak analogicznych środków przeciwbólowych podczas aborcji. I to pomimo dowodów na to, iż nienarodzone dziecko jest zdolne do odczuwania bólu i cierpienia już od piątego tygodnia życia płodowego. Dla porównania – nienarodzone dzieci przed np. operacją rozszczepu kręgosłupa otrzymują znieczulenie.
Dziecko przed narodzeniem czuje ból
Dotyk jest pierwszym zmysłem, który rozwija się w mózgu płodu i jest niezwykle istotny zarówno u ludzi, jak i zwierząt. W pierwszych momentach życia dotyk odgrywa kluczową rolę, ponieważ jest pierwotnym zmysłem. Może być jednak niedojrzały. Co to oznacza? Niedojrzały zmysł – którykolwiek – jest bardzo wrażliwy. Każde dotknięcie czy bodziec dotykowy może powodować silną reakcję w mózgu. (…). Dziecko w czasie aborcji bardzo cierpi właśnie ze względu na niedojrzały dotyk. Nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić tego bólu, ponieważ my, ludzie dorośli, którzy przeszliśmy różne etapy rozwoju, nie pamiętamy naszych pierwszych odczuć. Nasza świadoma pamięć nie sięga tych chwil, choć mamy również pamięć podświadomą. Natomiast wiedza naukowa pokazuje, iż takie maleństwo przechodzi przez tzw. okres krytyczny w piątym tygodniu życia płodowego. Wtedy wszystko odczuwa bardzo silnie, znacznie bardziej aniżeli my, dorośli.
To słowa dr Beaty Głodzik (zachęcamy do przeczytania całego wywiadu).
Gizela Jagielska: stosuję chlorek potasu do aborcji
Zabijanie dzieci chlorkiem potasu stosuje się także dzisiaj w Polsce. Przyznaje to wprost Gizela Jagielska, wicedyrektor szpitala w Oleśnicy w wywiadzie dla Gazety Wyborczej 17.06.2023:
My dzisiaj na oddziale na przykład mamy trzy kobiety, które są w trakcie terminacji ciąży z powodu trisomii 21 i zagrożenia zdrowia psychicznego. (…) Przed chwilą przeszły zabieg wstrzyknięcia chlorku potasu, zatrzymały się serca ich dzieci. (…) aborcji wczesnych mamy bardzo mało, do nas trafiają głównie pacjentki, które są na końcu pierwszego trymestru, w drugim albo trzecim, czyli te wyższe ciąże. I wtedy, w zależności od wysokości ciąży, stosuje się albo sam misoprostol, albo preindukcję cewnikiem Folleya, czyli mechanicznie, albo oba. Do szyjki macicy wkłada się cewnik, który ją rozszerza, a potem, powyżej 22. tygodnia, podaje się oksytocynę, bo to jest już jak poród. W wyższych ciążach też wstrzykuje się dosercowo chlorek potasu, żeby dziecko nie urodziło się żywe.
Śmiercionośny zastrzyk do zabijania niewinnych przywołuje najbardziej koszmarne skojarzenia z czasu II Wojny Światowej. Św. Maksymilian Kolbe po nieudanej dwutygodniowej egzekucji przez zagłodzenie, został ostatecznie dobity dosercowym zastrzykiem fenolu. Podobne praktyki zostały jednoznacznie potępione przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze.
Naziści też zabijali zastrzykami w serce
W III Rzeszy lekarze w obozach nie ratują chorych. jeżeli robią zastrzyk, to w strzykawce jest trucizna. jeżeli się „troszczą”, to tylko o przedmiot używany do własnych celów, królika doświadczalnego – pisała Joanna Lamparska w książce “Lekarze od zabijania”, dając świadectwo podejścia pseudolekarzy do więźniów obozów koncentracyjnych. I kontynuuje:
W opanowanym epidemią tyfusu Gross-Rosen, (“lekarz” SS) Karl Babor dostał nieograniczone uprawnienia. Wykorzystywał je, by doskonalić procedurę śmiertelnych zastrzyków w serca więźniów. Swoim „pacjentom” podawał też „krople nasercowe”. Działały błyskawicznie – chorzy sinieli z braku powietrza, dostawali skurczów mięśni i umierali w ciągu kilkudziesięciu sekund. W rzeczywistości bowiem Babor dawał im cyjanek.
Gdy czytamy te okropieństwa, rodzi się pytanie: jak bardzo trzeba być zaślepionym, by nie widzieć analogii do aborcji w dzisiejszej Polsce? Czy po kilku pokoleniach musimy tę lekcję przerabiać na nowo?
Tekst: Konrad Sadowski