Daliśmy Ukrainie 350 mld dolarów – mówił w lutym tego roku prezydent Donald Trump. Amerykański przywódca lubi operować dużymi kwotami i dotyczy to nie tylko przykładów ilustrujących amerykańską hojność. W podobny sposób wypowiada się o relacjach handlowych USA. Problem w tym, iż często mija się z prawdą, w zależności od potrzeby zawyżając lub zaniżając zyski i koszty ponoszone przez jego kraj. W przypadku Ukrainy drastycznie je wywindował, co obnaża opublikowany właśnie raport Instytutu Gospodarki Światowej (IfW) z Kilonii.
IfW od ponad trzech lat realizuje projekt o nazwie „Ukraine Support Tracker” (UST). W jego ramach są zbierane dane na temat międzynarodowej pomocy dla Kijowa, uruchomionej po 24 lutego 2022 roku. Informacje są uzyskiwane z 41 krajów, w szczególności z państw członkowskich UE i G7, obejmują także pomoc zadeklarowaną przez Komisję Europejską i Europejski Bank Inwestycyjny. UST nie uwzględnia prywatnych darowizn oraz wsparcia organizacji międzynarodowych, takich jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Do puli pomocy nie są też wliczane koszty związane z przyjmowaniem i obecnością ukraińskich uchodźców.
Broń ze starych zobowiązań
Najnowszy raport UST ukazał się 15 kwietnia. Co z niego wynika? Na przykład to, iż od rozpoczęcia urzędowania przez administrację Trumpa pomoc USA dla Ukrainy utknęła w martwym punkcie. Kiloński instytut nie odnotował żadnej kolejnej transzy wsparcia po 20 stycznia 2025 roku – i dotyczy to zarówno pomocy wojskowej, jak i finansowej czy humanitarnej. Ostatni amerykański pakiet został ogłoszony jeszcze za prezydentury Joe Bidena, 9 stycznia tego roku. Miał on wartość 480 mln euro (500 mln dolarów) i zawierał przede wszystkim sprzęt przeznaczony do obrony przeciwlotniczej oraz wyposażenie dla myśliwców F-16.
Amerykańska broń przez cały czas trafia na Wschód, ale wyłącznie na podstawie starych zobowiązań. Nowych nie ma, a ostatnio Trump odmówił Ukrainie sprzedaży systemów Patriot. Kijów zadeklarował, iż byłby gotów nabyć w USA dziesięć baterii Patriotów za pieniądze od innych międzynarodowych partnerów. Amerykański przywódca ten pomysł wyśmiał, choć po prawdzie działo się to na użytek mediów (także społecznościowych). Oficjalnego stanowiska Białego Domu w tej sprawie nie znamy.
Przewaga niewielka i topniejąca
„Ostatnia przerwa w pomocy USA zwiększa presję na rządy europejskie, aby zrobiły więcej, zarówno w zakresie pomocy finansowej, jak i wojskowej”, komentuje Taro Nishikawa, członek zespołu „Ukraine Support Tracker”. Te słowa opisują wyzwanie, przed jakim stoi Europa, ale i oddają obecny stan rzeczy. W styczniu i lutym na wsparcie dla Ukrainy Wielka Brytania przyznała 360 mln euro, wsparcia udzieliły też: Niemcy – 450 mln euro, Norwegia – 610 mln euro, Dania – 690 mln euro, a najhojniejsza w tym okresie Szwecja aż 1,1 mld euro. Ponadto Komisja Europejska wypłaciła Ukrainie pożyczkę w wysokości 3 mld euro.
W konsekwencji łączna suma europejskiej pomocy osiągnęła kwotę 138 mld euro, licząc od początku pełnoskalowej wojny. Co najważniejsze, ta suma jest o 23 mld euro wyższa niż dotychczasowe nakłady poniesione przez Stany Zjednoczone. 115 mld euro to prawie 131 mld dol. Kwota niemała, ale i znacznie niższa od wspomnianych 350 mld, które Trump najwyraźniej wziął z sufitu.
Gwoli rzetelności trzeba jednak wspomnieć, iż we wsparciu wojskowym przez cały czas przodują USA, choć jest to przewaga niewielka i topniejąca. Od lutego 2022 roku Stany Zjednoczone przeznaczyły około 65 mld euro na pomoc militarną dla Ukrainy, o około 1 mld euro więcej niż Europa.
Duża rola wielkiej piątki
Dysproporcja w wydatkach wojskowych między Europą a Ameryką prawdopodobnie niedługo zostanie zniwelowana. Ale wyzwań, z jakimi muszą się zmierzyć państwa naszego kontynentu, jest więcej. Jak zauważają autorzy cytowanego raportu, mniejsze kraje wnoszą nieproporcjonalnie duży wkład w stosunku do wielkości swoich gospodarek. „Wiele państw Europy Zachodniej zapewnia jedynie ograniczoną pomoc, przynajmniej w porównaniu z krajami nordyckimi i bałtyckimi”, czytamy. I dalej: „Estonia czy Dania przeznaczyły na Ukrainę ponad 2 proc. swojego przedwojennego PKB, w porównaniu z 0,4–0,5 proc. w przypadku Niemiec i Wielkiej Brytanii oraz tylko 0,1–0,2 proc., jeżeli chodzi o Francję, Włochy lub Hiszpanię”.
W raporcie UST nie wyszczególniono danych dotyczących Polski. Dla porządku odnotujmy – na podstawie informacji Kancelarii Prezydenta RP z lutego tego roku – iż Polska przeznaczyła na pomoc Ukrainie równowartość 4,91 proc. PKB, z tego 0,71 proc. PKB to wydatki na wsparcie wojskowe dla Ukrainy (a więc kwalifikowane w raportach kilońskiego instytutu) i 4,2 proc. PKB to koszty pomocy ukraińskim uchodźcom. W liczbach rzeczywistych wsparcie militarne kosztowało dotychczas Polskę 15 mld zł (około 3,5 mld euro).
Autorzy opracowania z IfW wzywają duże europejskie gospodarki do „odegrania bardziej znaczącej roli” we wspieraniu Kijowa. Dotyczy to przede wszystkim Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Włoch i Hiszpanii. „Gdyby «wielka piątka» państw europejskich zrobiła choć tyle, co kraje nordyckie i bałtyckie, Europa mogłaby w dużej mierze zrekompensować (Ukrainie – przyp. red.) wszelkie niedobory USA, zwłaszcza jeżeli chodzi o pomoc finansową”, stwierdza Christoph Trebesch, szef projektu „Ukraine Support Tracker”. Trudno się z tą konkluzją nie zgodzić…