Brige over troubled water

ekskursje.pl 1 rok temu


Na wojskowości zupełnie się nie znam, udało mi się choćby wykręcić od studium wojskowego. Za moich czasów teoretycznie był to przedmiot obowiązkowy dla wszystkich studentów i przedstawiano nam, iż to i tak lepsze rozwiązanie od podchorążówki.

Kiedy jednak skończyłem studia, państwo było na progu bankructwa. Mój rocznik do podchorążówki szedł tylko na ochotnika, znudzony oficer w WKU zapytał mnie, czy chcę – i chyba choćby niespecjalnie czekał na odpowiedź, wbił mi zbawienny stempel o przeniesieniu do rezerwy.

Nawiasem mówiąc, na komisji dostałem tzw. kategorię A1, co było chyba moim ostatnim sukcesem. Wszyscy gleba i pięćdziesiąt pompek na moją cześć!

Już wtedy dużo grałem w gry, zwłaszcza marki SSI – to był Paradox czasów ośmio- i szesnastobitowych. Niektóre w symulacji były na tyle wierne, iż usiłowały oddawać kwestie zaopatrzenia, morale, różnych generacji czołgów i samolotów itd.

Tak mnie to pochłonęło, iż przeczytałem choćby „O wojnie” Clausewitza, choć teraz już nie pamiętam, czy nie było to jakieś omówienie. Ktoś z PT komcionautów kojarzy, w jakiej postaci można to było kupić w późnym PRL?

Zapamiętałem z niego zasadę ekonomii sił. Mówi ona, iż na każdym odcinku trzeba mieć tyle wojska, ile jest potrzebne do realizacji planu – nie za mało, i NIE ZA DUŻO.

To sprzeczne z intuicją. Jak to, wojska może być ZA DUŻO? Częstym błędem noobów jest nakićkanie na jakimś odcinku ZBYT WIELU jednostek („źle się dzieje? rzućmy tam Kamfgruppe Steiner, od razu wszystko wróci do normy”).

Zanim taki dodatkowy tysiąc żołnierzy przeprowadzi kontratak, od pierwszego dnia zwiększa nam potrzeby zaopatrzenia. To tysiąc gąb do wyżywienia, tysiąc ciał, które na noc trzeba gdzieś położyć, tysiąc magazynków do dostarczenia na pierwszą linię.

Oczywiście, możemy im kazać żreć brukiew i powiedzieć, iż broń mają zdobyć na przeciwniku, ale wtedy realna wartość bojowa tego oddziału zaczyna spadać. Gdy zaczną umierać z głodu, chłodu, chorób zakaźnych itd., spadnie morale sąsiednim jednostkom, więc w efekcie rzeczywiście może być tak, iż dodatkowe jednostki na froncie pod Chersoniem go OSŁABIĄ.

Najbardziej wyrafinowaną symulacją jest w tej chwili chyba „Hearts of Iron”. Podzielę się z wami garstką intuicji i metafor i zapraszam do grillowania ich w komentarzach.

Ku swojemu zdumieniu widzę na przykład, jak Rosjanie narzekają na brak skutecznej taktyki obronnej przed Ukrainską taktyką „ataku lekką kawalerią”. Czyli szturmem kilkunastu HUMVEE, za sprawą którego w krótkim czasie Rosjanie są okrążeni i choć TEORETYCZNIE mieli lepiej uzbrojone bewupy, patrzą jak te wylatują w powietrze jeden za drugim od salw z MANPADów.

W „Hearts of Iron” dowodzimy całym państwem, ale konkretną bitwą dowodzą generałowie (AI), którzy mają konkretny poziom skilla, a do tego mogą wybrać jedną z wielu taktyk dostępną danemu państwu. Ten, który ma lepszego skilla, wybrać lepszą (ale tylko takie, jakie jego państwo już odblokowało).

W ten sposób gra oddaje sytuację z 2WŚ, w których na początku często Niemcy zaskakiwali taktyką „blitz” armie, które były szkolone w taktyce „trench warfare” i nie umiały zareagować. Po pewnym czasie te armie jednak opanowują taktykę „elastic defence”, kasującą przewagę „blitza” (ale Niemcy wtedy mogą już mieć „masterful blitz”, itd.).

Jakie mamy taktyki, to zależy od tego, jaką na samym początku przyjmiemy doktrynę. „HOI4” ma w tej chwili 4 doktryny: „mass attack” (liudi u nas mnogo), „mobile warfare” (blitzkrieg), „superior firepower” (kule są tanie, życie naszych żołnierzy jest bezcenne) i „grand battleplan” (odpowiadająca wnioskom z 1WŚ – jej pierwszy poziom to właśnie „walka w okopach”).

Gra odzwierciedla w ten sposób odmienne doktryny Niemców („MW”), Rosjan i Japonii („MA”), Amerykanów („SF”) i reszty aliantów, w tym Polski („GP”). To nieźle symuluje kampanię wrześniową i upadek Francji (blitz vs trench).

Na początku obecnej wojny mawiałem, iż „kto zaczyna Blitzkriegiem, ten kończy Volkssturmem”. Inspiracją było dla mnie niemieckie drzewko doktrynalne z HOI4, ale chyba właśnie teraz to widzimy – najpierw był nieudany Blitz na Kijów, a teraz widzimy mobilizowanych sześćdziesięciolatków ze strzelbami z pierwszej wojny światowej.

Wygląda na to, iż Rosja ma doktrynę przypominającą „mobile warfare” (na „mass attack” mają za mały manpower). A Ukraina kontruje to „superior firepower”.

Stąd narzekania rosyjskich milblogerów i wojenkorów, iż Ukraina gra niesportowo. „Pod Łymaniem mieli dziesięciokrotną przewagę, każdy głupi by tak umiał wygrać” – naprawdę czytałem takie komentarze.

Wygląda na to, iż Ukraina trzyma się zasady Clausewitza. Wszędzie ma wojska tyle ile trzeba. Przewagę w ataku, remis w obronie. Nie każdy to potrafi, Putin na przykład nie.

„Amatorzy mówią o strategii, zawodowcy mówią o logistyce”, powiedział ktoś sławny. W poprzednim patchu Paradoxu („No Step Back”) logistykę skomplikowano tak bardzo, iż wielu narzeka, iż nie da się teraz grać.

Gracz jest zmuszony do kombinacji „jeśli do zajęcia Mandżurii skieruję 20 dywizji, to do jakiego lewelu powinienem zapgrejdować kolej transsyberyjską?”. To nie jest już tak sexy, jak rysowanie kresek na mapie. Nikt tego nie lubi.

Putin też nie. Jego żołnierze już teraz marzną, bo jak Hitler, zadbał dla nich o galowe mundury na paradę zwycięstwa w Kijowie ale nie o kalesony. A co ich czeka zimą?

Tom Cooper szacował niedawno, iż rosyjska armia pod Chersoniem potrzebuje około tysiąca ciężarówek dziennie, a po improwizowanych przeprawach dostaje około dwustu. Czyli mówiąc po paradoksowemu, mają „supply level 20%”.

Jednostka w takiej sytuacji dostaje do ikonki trupią czaszkę, sygnalizującą zwiększoną atrycję (czy jest jakiś kanoniczny polski odpowiednik tego pojęcia?). Zaczyna ponosić straty choćby nic nie robiąc.

Widziałem skargi iż to nierealistyczne. „Czy żołnierze podpalają swoje ciężarówki na znak protestu?” – ktoś ironizował na forum.

Nie, po prostu sprzęt wymaga serwisowania tak jak żołnierze jedzenia. Dywizja pancerna bez zaopatrzenia staje się batalionem piechoty (widzieliśmy to już w tej wojnie).

Tak sobie tłumaczę obecną sytuację na froncie, stąd mój rosnący optymizm. Do niedawna nie wierzyłem w wyzwolenie Krymu, teraz nie wykluczam choćby tego – po prostu wszystkie rosyjskie jednostki na zachód od Mariupola mają teraz potężny problem z zaopatrzeniem.

To oczywiście uwagi totalnego amatora. Ale Putin i Szojgu też nimi przecież są. Spędzili w wojsku dokładnie tyle samo czasu co ja.

Idź do oryginalnego materiału