Erozja

bezkamuflazu.pl 1 rok temu

Z chwilą, gdy Moskwa zdecydowała się na pełnoskalową wojnę z Kijowem, zasadnicze zadania armii ukraińskiej sprowadzały się do ocalenie podmiotowości i niepodległości Ukrainy, ochrony jak największych grup ludności przed rosyjskimi prześladowaniami oraz utrzymania strategicznych obszarów kraju. Poza stolicą, adekwatnie wszystkich dużych miast będących zarazem ośrodkami przemysłowymi, Odessy jako „okna na świat”, kontrolowanej po 2014 roku części Donbasu oraz rozległych areałów „spichlerza Europy” w środkowej i wschodniej części Ukrainy.

To skrótowe z konieczności zestawienie należałoby rozszerzyć o ukraińskie roszczenia wobec zrabowanych wcześniej przez rosjan ziem – Krymu, Ługańska i Doniecka. Odzyskanie tych terenów pozostawało w latach 2014-2022 aktualnym postulatem politycznym obu prezydenckich administracji (Petra Poroszenki i Wołodymyra Zełenskiego). Jednocześnie, wobec braku wojskowych możliwości (oraz niemożności osiągnięcia celu na drodze negocjacji z Moskwą), odkładano jego realizację na niezdefiniowane „później”. W 2022 roku udana operacja obronna, kontrofensywa i przejęcie inicjatywy operacyjnej na froncie, rozbudziły nadzieje Ukraińców. Wydarzenia z pierwszych miesięcy 2023 roku – w trakcie których to rosjanie na powrót stali się bardziej aktywną stroną konfliktu – wobec mizerii rosyjskich sukcesów tylko ugruntowały przekonanie o możliwym zwycięstwie Ukrainy. Mglista wcześniej perspektywa powrotu do granic sprzed 2014 roku stała się dla Kijowa jasno zdefiniowanym warunkiem zakończenia działań zbrojnych.

A zatem czeka nas kolejna kontrofensywa, a raczej – pozostając na gruncie realizmu – seria rozłożonych w czasie uderzeń, które docelowo doprowadzą do wyparcia rosjan. Problem w tym, iż jest to zamiar tak oczywisty, iż nie sposób oczekiwać od moskali jakiegoś dramatycznego braku przygotowania. Dobrze wiemy, iż od miesięcy ryją linie obronne na zajętych terenach Ukrainy, iż trzymają w odwodzie sporo sił na wypadek ukraińskiego uderzenia. Logika wojskowego rozumowania również działa na korzyść ruskich – oni dobrze wiedzą, co z perspektywy Ukraińców byłoby najefektywniejszym posunięciem (rozcięcie korytarza lądowego prowadzącego na Krym i izolacja półwyspu). Nie ma dla nich nic zaskakującego w tym, iż ZSU „macają”/szukają słabszych punktów na Zaporożu (przez cały weekend mieliśmy tam do czynienia z sytuacją klasycznego rozpoznania bojem).

W takich realiach, przy braku czynnika zaskoczenia na poziomie operacyjnym, liczą się wyłącznie twarde argumenty: „liczba luf”, wyszkolenie i determinacja żołnierzy, zasoby i możliwości logistyki. Ukraińcy biją rosjan o głowę w kwestii motywacji, przez cały czas przewyższają ich umiejętnościami taktycznymi, ale sprawność logistyki nie jest najmocniejszą stroną ZSU. Najeźdźcy mają z tym jeszcze większe kłopoty, ale mają też relatywnie silne lotnictwo, które – przynajmniej teoretycznie – mogłoby rozstrzygnąć na ich korzyść patowe sytuacje (albo co najmniej doprowadzić do tych patowej sytuacji, hamując postępy ukraińskiego kontruderzenia).

Innymi słowy, Ukraińcy muszą zrobić coś nieoczywistego, zaskakującego, co przyczyni się do powodzenia ich rekonkwisty. Przygraniczne ataki przy użyciu walczących po stronie Ukrainy rosyjskich ochotników, to z tej perspektywy genialne posunięcie. Angaż relatywnie niewielkich sił skutkuje bowiem odpływem pełnowartościowych jednostek z obszaru „specjalnej operacji wojskowej”. Wracają one do rosji, by bronić „płonącej granicy”, osłabiając potencjał sił inwazyjnych. O skutkach propagandowych i psychologicznych pisałem już wiele – dość zaznaczyć, iż niemożność upilnowania własnych granic podważa międzynarodową wiarygodność rosji (co ma szczególne znaczenie w przypadku nielicznych „sojuszników” Kremla, trzymanych w ryzach militarnym szantażem), podważa też wiarygodność reżimu w oczach samych rosjan, którzy przekonują się, jak słaba jest władza.

Wspominam o kwestiach propagandowo-psychologicznych, bo choć nie mają one szybkiego przełożenia na sytuację na froncie, docelowo mogą okazać się ważniejsze niż spektakularna bitwa. Odpowiednio zaawansowana erozja zewnętrznego i wewnętrznego poparcia (wymuszonej obojętności), to dla Kremla wyrok śmierci. Reżim nie utrzyma się, jeżeli obywatele wymówią mu posłuszeństwo, co może być skutkiem ich lęku (wynikłego z przeniesionej na teren rosji wojny), ale i urażonej dumy, gdy nagle dotrze do nich, iż „matuszki” nikt nie poważa, nikt się jej nie boi, choćby dawni lokaje („zaprzyjaźnione” kraje byłego ZSRR). Ukraina – poza przykładem skutecznego oporu wobec Moskwy – może zrobić kilka więcej w temacie „urywania się” państw przez cały czas pozostających w rosyjskiej strefie wpływów; to robota dla większych graczy. Może jednak tę erozję poparcia pogłębić u granic „własnego podwórka”. Nie zaskoczy mnie więc, gdy Kijów – w ramach szeroko zakrojonych przygotowań do rekonkwisty – pchnie wojsko do Naddniestrza.

Stacjonujące tam siły rosyjskie oraz „armia” separatystów nie będą dla Ukraińców wielkim wyzwaniem. O dosłaniu posiłków przez Moskwę nie ma mowy. Naddniestrze jest geograficznie wyizolowane, cokolwiek próbowałoby tam dotrzeć powietrzem czy wodą, zostałoby przez ZSU zniszczone. Działania Kijowa miałyby mandat legalnych władz Mołdawii, Zachód już dawno zdefiniował naddniestrzański separatyzm jako przejaw imperializmu rosji, więc pewnie oficjalnie by się od interwencji zdystansował (jak dystansuje się od przygranicznych rajdów), ale realnie przez cały czas by Ukrainę wspierał. Jedyny problem mogłyby stanowić prorosyjskie sympatie części Mołdawian, każące założyć, iż na skutek wejścia ZSU w Naddniestrzu powstaną i przez jakiś czas utrzymają się formy zbrojnego oporu. Byłoby to uciążliwe, ale…

…ale szok w rosji byłby potężny, przekaz idący w świat miażdżący – „Moskwa jest tak nieudolna, tak słaba, iż nie potrafi pomóc ‘swoim’”. Możliwa reakcja Kremla? Powie ktoś: wtedy na pewno użyliby atomówek! Ja wówczas zapytam, czy środkiem oka jedzie mi czołg. Rosyjski prezydent i jego współpracownicy konsekwentnie powtarzają, iż rosja będzie dążyć do pokonania „kijowskiego reżimu”. Nie sądzę jednak, by generałowie federacji – znający realne możliwości sił zbrojnych, które nie pozwalają na pokonanie Ukrainy w konwencjonalnym konflikcie – mierzyli dalej niż „dowiezienie” przynajmniej części zdobyczy terytorialnych do momentu, kiedy staną się one przedmiotem rozmów pokojowych. Ukraiński „wjazd” do Naddniestrza rosja skwitowałaby chwilową intensyfikacją uderzeń rakietowych i wrzaskliwą narracją – na więcej byłaby za krótka. A zwykłym ruskim dokręcono by śrubę terroru, licząc, iż to wystarczający „lek” na rozczarowanie. Tylko jak długo tak można? Kijów – mam coraz bardziej nieodparte wrażenie – właśnie to sobie „przelicza”.

—–

Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Arkadiuszowi Halickiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Maciejowi Szulcowi, Przemkowi Piotrowskiemu, Michałowi Strzelcowi, Andrzejowi Kardasiowi, Jakubowi Wojtakajtisowi i Magdalenie Kaczmarek. A także: Annie Sierańskiej, Tomaszowi Sosnowskiemu, Mateuszowi Jasinie, Remiemu Schleicherowi, Grzegorzowi Dąbrowskiemu, Arturowi Żakowi, Bernardowi Afeltowiczowi, Justynie Miodowskiej, Mateuszowi Borysewiczowi, Marcinowi Pędziorowi, Michałowi Wielickiemu, Monice Rani, Jarosławowi Grabowskiemu, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Bożenie Bolechale, Jakubowi Dziegińskiemu, Aleksandrowi Stępieniowi, Joannie Siarze i Szymonowi Jończykowi.

Podziękowania należą się również najhojniejszym „Kawoszom” z ostatniego tygodnia: Maciejowi Orzechowskiemu, Czytelnikowi imieniem Jacek, Piotrowi W., Piotrowi Kmiecikowi i Danielowi Alankiewiczowi.

Szanowni, to dzięki Wam – i licznemu gronu innych Donatorów – powstają moje materiały!

Nz. Ukraińska artyleria w akcji/fot. Sztab Generalny ZSU

Idź do oryginalnego materiału