Interia rozpoczyna współpracę z „Financial Times” – jedną z najbardziej opiniotwórczych (jeśli nie najbardziej opiniotwórczą) gazet na świecie. Brytyjski dziennik założony w 1988 roku w Londynie specjalizuje się w tematyce gospodarczej, finansowej i politycznej. Od kilkunastu dekad dostarcza pogłębione analizy, komentarze i raporty, które kształtują debatę publiczną i decyzje liderów biznesu oraz polityki.
W szary wrześniowy poranek kilka niewielkich samolotów pasażerskich wylądowało na lotnisku BAE Systems niedaleko Barrow-in-Furness, deszczowego miasteczka na wybrzeżu hrabstwa Kumbria w Anglii.
Na pokładzie byli król Wielkiej Brytanii Karol III, minister obrony John Healey, amerykański sekretarz ds. marynarki wojennej John Phelan i kilku innych dygnitarzy. Przybyli do Barrow, by oglądać oddanie do użytku HMS Agamemnon, jednego z najnowszych brytyjskich okrętów podwodnych typu Astute.
Był to rzadki moment chwały dla miasteczka, które przeżywa trudne czasy od momentu zakończenia zimnej wojny. Mieszkańcy niegdyś gromadzili się na brzegach kanału Walney, by oglądać, jak holuje się okręty podwodne w celu rozpoczęcia testów na morzu. Od 1991 roku ten rytuał miał miejsce tylko dziewięć razy. Liczba marynarzy służących na łodziach podwodnych spadła z 16 tys. do kilka ponad 4 tys. w latach 90. – twierdzi burmistrz miasta Fred Chatfield.
– Gospodarka totalnie się tu załamała – mówi Chatfield. Rysuje w powietrzu palcem łuk, by zilustrować losy miasteczka, w którym wybudowano każdy z 312 okrętów podwodnych wyprodukowanych w Wielkiej Brytanii od 1901 roku.
– Tutaj jest I wojna światowa – mówi, a jego palec wskazujący idzie w górę, a następnie w dół. Kolejne dwa szczyty reprezentują II wojnę światową i zimną wojnę. – Czasy były dobre, gdy zaczęli budować okręty podwodne o napędzie nuklearnym. Później po 1988 roku sięgnęliśmy dna – twierdzi. W wielu statystykach Barrow jest jednym z najbardziej poszkodowanych miejsc w Anglii.
Chatfield i inni mają jednak teraz nadzieję, iż nastąpi zwrot, bowiem Wielka Brytania i inne europejskie państwa planują zwiększyć wydatki na obronność w odpowiedzi na rosyjską agresję na Ukrainę i coraz większy izolacjonizm Stanów Zjednoczonych pod rządami Donalda Trumpa.
Podczas gdy Agamemnon jest przygotowywany do służby, cięta jest już pierwsza stal pod budowę HMS King George VI – jednego z czterech okrętów klasy Dreadnought, które będą odpowiadały za brytyjskie odstraszanie nuklearne na morzu.

Król Karol III podczas wizyty w Barrow-in-FurnessPAUL ELLIS/POOLAFP
Po trzech dekadach przerwy okręty podwodne wracają do planów Królewskiej Marynarki Wojennej w związku z zainteresowaniem Rosji Morzem Północnym.
W ciągu najbliższych 15-20 lat doki Barrow, będące własnością jednej ze stu największych spółek notowanych na londyńskiej giełdzie – BAE Systems, mają opuścić cztery okręty podwodne typu Dreadnought, a następnie choćby 12 ofensywnych okrętów podwodnych klasy Aukus, które będą miały za zadanie pod koniec lat 30. patrolować trasy żeglugowe na północnym Atlantyku.
– Teraz jesteśmy na początku nowego boomu, ale trudno jest przekonać wszystkich, iż będziemy miasteczkiem boomu – mówi Chatfield. Pokazuje na puste witryny sklepów, gdy przechadzamy się główną ulicą. – Tego już królowi nie pokazywaliśmy – mówi.
Barrow to mikrokosmos ogólnoeuropejskiej debaty. Przywódcy na całym kontynencie mają nadzieję, iż większe wydatki obronne nie tylko ochronią kontynent przed nowymi zagrożeniami, ale również wygenerują bardzo potrzebny wzrost gospodarczy, zwłaszcza w regionach najbardziej dotkniętych upadkiem tradycyjnych gałęzi przemysłu, a także będą stymulować badania i rozwój.
Lord Simon Case, były przewodniczący biura brytyjskiego rządu i przewodniczący organizacji Team Barrow wspieranej przez rząd, której celem jest poprawa umiejętności i poziomu edukacji w miasteczku, twierdzi, iż kraj bardzo wiele wymagał w czasach wojny od takich miejsc jak Barrow. – Niestety w czasach pokoju mamy ten okropny nawyk odwracania się od nich plecami – mówi.
Wielu ekonomistów jest jednak sceptycznych, czy uda się sprostać tym często rozbieżnym oczekiwaniom. Europa będzie musiała wydawać pieniądze bardziej efektywnie, gwałtownie zwiększać swoje zdolności produkcyjne i eliminować wąskie gardła w łańcuchach dostaw.
Zwiększenie wydatków na obronność (a według szacunków Instytutu Badań Finansowych sama Wielka Brytania będzie wydawać równowartość 36 mld funtów rocznie przez dekadę) oznacza krótkotrwały wzrost PKB, jednak niekoniecznie tak duży, jak w przypadku zwiększania nakładów w innych obszarach. Co więcej, ekonomiści twierdzą, iż wzrost się utrzyma tylko jeżeli pieniądze pomogą w zwiększaniu umiejętności, rozbudowie infrastruktury oraz gdy wzrośnie eksport.
Konieczne jest również stymulowanie innowacji przez mniejsze firmy, by zwiększać produktywność w różnych sektorach gospodarki, zamiast po prostu bogacić wielkie międzynarodowe firmy, które produkują drogi sprzęt taki jak czołgi czy pociski.
To ogromne wyzwanie. – Europejski wzrost ambicji obronnych może ulec weryfikacji – mówi Louis Knight z firmy badającej rynek kapitałowy Third Bridge. Ostrzega, iż kontynent posiada „wyczerpaną bazę przemysłową, która cierpi na zbyt znaczące braki sprzętu, by sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu”.
Jesteśmy w kluczowym momencie dla europejskiej gospodarki. Model wzrostu oparty na eksporcie, funkcjonujący przed pandemią się wyczerpał, a wiele państw będzie zmagać się ze spadkiem liczby ludności
W niewielkim miasteczku Nonnweiler w Saarze, gdzie drugim największym pracodawcą jest producent mrożonej pizzy, rodzinna firma Diehl Defence wytwarzająca pociski rozwija swoją produkcję w odpowiedzi na rosnące zapotrzebowanie na produkty takie jak systemy obronne Iris-T.

Pociski do systemów Iris-T produkowane przez Diehl Defence John Keeble Getty Images
Niemcy planują wydawać na obronność 650 mld euro w latach 2025-2029 – to ponad dwa razy więcej niż wydawały w poprzednich pięciu latach. Ten bum, zapoczątkowany przez byłego kanclerza Olafa Scholza w przemówieniu Zeitenwende, i kontynuowany przez jego następcę Friedricha Merza, już dociera do miejsc takich jak Saara, leżąca przy granicach z Luksemburgiem i Francją.
W miejscowości Freisen oddalonej o ok. 20 minut jazdy od Nonnweiler swój oddział ma KNDS – francusko-niemiecki producent pojazdów takich jak czołgi, który ma zwiększyć zatrudnienie w fabryce liczącej już 700 osób.
Fiński dostawca sprzętu Patria planuje zbudować w zakładzie w Freisen – w ramach zobowiązania do lokalnej produkcji – choćby 3,5 tys. opancerzonych transporterów, które ma dostarczyć niemieckiej armii.
Christoph Cords, dyrektor wykonawczy spółki należącej do KNDS, twierdzi, iż umowa gwarantuje pracę na dekady. – Gdy zapewniasz pojazdy, to musisz też je utrzymywać. Masz więc pracę przez kolejne 20, 30 czy 40 lat – mówi.
W październiku rząd ogłosił również plany rozwoju lokalnego ośrodka utrzymania sprzętu wojskowego w sąsiednim miasteczku St. Wendel o wartości 380 mln euro.
Największa gospodarka UE od ponad trzech lat jest w stagnacji i widzi widmo powszechnej deindustrializacji w związku z załamaniem się niezwykle ważnego przemysłu motoryzacyjnego. W tym miesiącu ostatni samochód zjedzie z linii produkcyjnej w fabryce Forda w Saarlouis, a Bosh ogłosił zwolnienie ok. 1200 pracowników w niedalekiej fabryce produkującej części do silników diesla.
Paul Hollingsworth, szef ds. gospodarki rynków wysokorozwiniętych w BNP Paribas twierdzi, iż Berlin może kontynuować swój rozległy program zamówień publicznych bez wypierania sektora prywatnego właśnie dlatego, iż sektor przemysłowy tego kraju ma coraz większe niewykorzystane moce produkcyjne.
– Jesteśmy w kluczowym momencie dla europejskiej gospodarki. Model wzrostu oparty na eksporcie, funkcjonujący przed pandemią się wyczerpał, a wiele państw będzie zmagać się ze spadkiem liczby ludności – mówi Hollingsworth. – w tej chwili stawką jest zapewnienie wzrostu gospodarczego poprzez popyt krajowy – dodaje.
Istnieją przykłady fabryk przekierowanych na produkcję wojskową. KNDS zmienił fabrykę pociągów w miasteczku Görlitz przy granicy z Polską na produkującą części do czołgów, a pracownicy w Osnabrucku w Dolnej Saksonii chcą, by lokalny rząd pomógł gigantowi zbrojeniowemu Rheinmetall przejąć fabrykę Volkswagena, której grozi zamknięcie.
Eksperci ostrzegają jednak, iż takie zmiany to długi i skomplikowany proces, a wydatki na obronność, niezależnie jak bardzo wzrosną, nie zastąpią sektorów takich jak samochodowy, który generuje przychody na poziomie 540 mld euro rocznie i zatrudnia niemal 800 tys. osób.
– Jedna branża nie zastąpi tak po prostu drugiej – mówi Julian Schneider z Landowego Stowarzyszenia Rozwoju Gospodarczego w St Wendel. – Praktycznie każdy ma samochód. Czołgi, na szczęście, to jednak niszowy produkt – dodaje.
Rozwój zdolności obronnych oznacza, iż „wiele rzeczy musi się wydarzyć w tym samym czasie” – mówi Lord Simon Case. – Możemy wysłać sygnał o ogromnym zapotrzebowaniu, ale to zajmuje dużo czasu, zanim kapitał popłynie w dół łańcucha dostaw, a nie mamy 20 lat, które to zwykle by zajęło – dodaje.
Na rzece Clyde niedaleko Glasgow, gdzie BAE Systems buduje nawodne okręty wojskowe, zainwestowano ok. 300 mln funtów w nową fabrykę, roboty i inny sprzęt, który pozwolił podwoić zdolności produkcyjne.

Ośrodek produkcyjny BAE Systems w okolicach GlasgowAndy Buchanan / WPA PoolGetty Images
Ritche Linford, dyrektor ds. dostaw w dziale produkcji i konstrukcji w BAE twierdzi, iż firma może w tej chwili „wprowadzić zasady produkcji stosowane w przemyśle motoryzacyjnym, w przemyśle produkcji masowej, do sposobu, w jaki budujemy statki”.
Znalezienie wykwalifikowanych pracowników, by zastąpić tysiące emerytowanych lub uznanych wcześniej za zbędnych, to kolejny najważniejszy problem. Rolls-Royce, który przetwarza paliwo i buduje reaktory do wszystkich okrętów podwodnych o napędzie atomowym Królewskiej Marynarki Wojennej w fabryce w Derbyshire od ponad sześciu dekad, ostatnio otworzył dwa nowe biura w Cardiff i Glasgow.
Lee Warren, dyrektor ds. inżynieryjnych i technologii w Rolls-Royce Submarines twierdzi, iż planowane dwukrotne zwiększenie wolumenu produkcji jest szansą na „rozwiązanie niektórych z ostatnich wyzwań”, z którymi mierzy się południowa Walia po wygaszeniu wielkich pieców hutniczych w Port Talbot, co doprowadziło do utraty pracy przez ponad 2500 osób.
Claus Vistesen, główny ekonomista ds. strefy euro w firmie doradczej Pantheon Macroeconomics sugeruje, iż bez zwiększenia zdolności produkcyjnych wiele nowych wydatków „będzie napędzać inflację – wydajesz więcej, bo ceny za te same produkty rosną”.
Wskazuje na wielkie kwoty wydawane na zakup pocisków artyleryjskich dla Ukrainy. Ceny drastycznie wzrosły, a dostawy pocisków nie nadążyły.
Nawet jeżeli Europie uda się wydać większość budżetu obronnego u siebie, a nie u amerykańskich firm, głównym pytaniem pozostanie, czy gospodarka odniesie korzyści poza początkowym przypływem energii związanym z rozwojem.
Zazwyczaj wydatki obronne mają „mnożnik fiskalny” poniżej jednego, co oznacza, iż każdy wydany funt czy euro w mniejszym stopniu zwiększa PKB. – Otrzymujesz mniej PKB, niż wydajesz. Z pewnością nie robi się tego, jeżeli chce się uzyskać długoterminowe korzyści gospodarcze – mówi Ethan Ilzetzki, profesor z London School of Economics.
Dla rządów mających ograniczenia fiskalne inwestowanie w inne sektory, takie jak transport, infrastruktura, transformacja energetyczna czy edukacja, zwykle bardziej się opłaca.
Wydatki obronne mogą mieć jednak więcej pozytywnych efektów długoterminowych jeśli, jak odnotował Europejski Bank Centralny w ostatniej analizie, będą to inwestycje z wyprzedzeniem, finansowane z pożyczek i skoncentrowane na badaniach i rozwoju zwiększającym wydajność.
Guntram Wolff, starszy wspólnik w brukselskim think-tanku Bruegel jest sceptyczny co do tego, czy masowa produkcja czołgów i artylerii przyniesie długoterminowe zyski. jeżeli jednak europejskie rządy przekierują pieniądze na nowe technologie, to „może to przynieść szersze korzyści gospodarcze” – twierdzi. Państwa powinny „zwiększyć wydatki na badania i rozwój oraz inwestować w modernizowanie własnych sił zbrojnych” – dodaje.
Paolo Surico, profesor z London Business School, również opowiada się za takim podejściem, choć z zastrzeżeniem, iż badania i rozwój w takich dziedzinach jak zdrowie i edukacja przez cały czas przynoszą większe korzyści ekonomiczne niż innowacje w dziedzinie obronności.
Jego badania sugerują, iż dodatkowe wydatki zbrojeniowe o wartości 1 proc. PKB mogą zwiększyć wydajność o 2 proc. w perspektywie długoterminowej oraz przyczynić się do wzrostu produktywności – pod warunkiem, iż więcej pieniędzy będzie wydawanych na badania i rozwój.
– Wydatki na obronność USA są najważniejsze dla systemu, który sprawił, iż przewodzą w wyścigu innowacyjnym przez ostatnie 50 lat – mówi, wskazując na postępy w dziedzinach takich jak energia jądrowa czy GPS, które mają swoje źródła w wojskowych projektach badawczych.
Profesor Surico szacuje, iż wydatki na badania i rozwój obronności w Europie wynoszą ok. 0,04 proc. PKB w UE i 0,12 proc. w Wielkiej Brytanii – to znacznie mniej niż 0,62 proc. odnotowane w USA. W Stanach Zjednoczonych zaangażowanie kapitału wysokiego ryzyka w przemyśle obronnym jest również na znacznie większym poziomie niż w Europie.
Aby czerpać takie korzyści jak USA, europejskie rządy muszą przechylić szalę bardziej ku mniejszym, zaawansowanym technologicznie firmom opracowującym technologie podwójnego zastosowania zamiast ku wielonarodowym dostawcom takim jak BAE Systems czy Rolls-Royce – dodaje Surico.
Brytyjski minister obrony John Healey zobowiązał się do zwiększenia bezpośrednich wydatków u małych i średnich przedsiębiorstw do 7,5 mld funtów do 2028 roku. To 50-proc. wzrost w stosunku do ostatnich lat.
– Chcemy uczynić z Wielkiej Brytanii najlepsze miejsce na świecie do założenia i rozwoju własnej firmy zbrojeniowej – powiedział podczas wrześniowej wizyty w mającym siedzibę w Bristolu start-upie Rowden Technologies, który produkuje radioodbiorniki sieciowe dla armii.

Minister obrony Wielkiej Brytanii John Healey z wizytą w fabryce dronów w SwindonJaimi Joy / WPA PoolGetty Images
Wiele mniejszych firma narzeka jednak, iż duzi dostawcy przez cały czas dominują, ponieważ mają środki, by czekać latami na załatwienie wszystkich formalności i wypłacenie pieniędzy od powolnego ministerstwa obrony.
Mimi Kechani, współzałożycielka start-upu Hadean produkującego system do cyfrowej symulacji treningu, twierdzi, iż problemem dla MŚP „nie jest kapitał, ale kontrakty”. Wspomina jedno konkretne, powolnie załatwiane zamówienie. Urzędnik z ministerstwa zapytał ją: „Czy dacie radę przetrwać jeszcze jeden rok, zanim podpiszemy umowę?”.
Lisa Quest, partnerka w firmie konsultingowej Oliver Wyman, która przewodzi brytyjskiej Grupie Zadaniowej ds. Obrony i Rozwoju Gospodarczego, twierdzi, iż rząd musi działać szybciej na rynku. – To oznacza zmianę sposobu, w jaki ministerstwo obrony składa zamówienia i szukanie możliwości zawarcia umowy bezpośrednio z ogniwami łańcucha dostaw – mówi.
Istnieje również napięcie między czysto wojskowym celem zwiększenia wydatków, jakim jest zapewnienie Europie zdolności obronnych potrzebnych do odparcia Rosji bez pomocy USA, a pozostałymi celami.
– Te pieniądze muszą pomóc w ożywieniu krajowego przemysłu, polepszeniu jakości życia, zdobywaniu nowych umiejętności oraz w tchnąć nowego ducha w badania i rozwój technologiczny – mówi Simon Case.
Ożywienie centrów przemysłowych jest również celem opublikowanej ostatnio strategii przemysłu obronnego, która przewiduje, iż Plymouth, Cardiff, Glasgow, Belfast i Sheffield otrzymają umowy na rozwój zbrojeń o wartości w sumie 250 mln funtów.
Rząd przyznał również 220 mln funtów na pomoc we wskrzeszeniu Barrow i wyuczeniu wykwalifikowanych pracowników. BAE kupiło cztery puste sklepy, by ożywić główną ulicę. – Nasza relacja z miasteczkiem jest symbiotyczna – mówi Janet Garner, dyrektor ds. przyszłej siły roboczej w BAE.
Tworzenie miejsc pracy w biedniejszych regionach jest jednym z powodów, dlaczego wydatki na obronność przynoszą większe korzyści najbiedniejszym gospodarstwom domowym, wynika z badania Europejskiego Banku Centralnego. To mniejsza korzyść dla bogatszych gospodarstw, które będą w przyszłości musiały płacić większe podatki na rosnące wydatki.
Ilzetzki, który jest stosunkowo optymistycznie nastawiony do potencjalnych długoterminowych korzyści, twierdzi, iż nastrój od początku roku „zmienił się o 180 stopni”, a zwiększenie wydatków na obronność jest w tej chwili postrzegane raczej jako szansa niż jako obciążenie.
– Dominujące postrzeganie było takie, iż mieliśmy pokojową dywidendę gospodarczą od zakończenia zimnej wojny, którą zamierzamy zmarnować – mówi. – Starałem się przekonać polityków, iż mogą rozwijać zdolności obronne bez wywoływania katastrofy gospodarczej.
– Teraz oczekujemy cudów – dodaje.
Autorzy: Charles Clover, Delphine Strauss, Sylvia Pfeifer, Laura Pitel
Data Publikacji: 5 listopada 2025 r.
© The Financial Times Limited 2025. Wszelkie prawa zastrzeżone. Zakaz rozpowszechniania, kopiowania i modyfikowania. Interia ponosi pełną odpowiedzialność za tłumaczenie. The Financial Times Limited nie odpowiada za jego jakość i dokładność.
Tłumaczenie: Krzysztof Ryncarz
Tytuł, śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas








