Czy ze współczesnej armii rosyjskiej można czerpać pozytywne wzorce? Nauczyć się czegoś inaczej niż na zasadzie: „nie powtarzajmy ich błędów”? Ano można – jakkolwiek wielokrotnie skompromitowane, siły zbrojne federacji rosyjskiej coś tam jednak potrafią (zresztą, gdyby było inaczej, do wojny albo w ogóle by nie doszło, albo już dawno by się skończyła). Zwraca na to uwagę Jacek Siewiera, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, w szeroko komentowanym dziś w branżowym Twitterze wpisie. „To, co sprawia, iż rosyjskie wojska stawiają skuteczny opór ukraińskiej armii (dziś jednej z największych w Europie), to szerokie pola minowe w pasie przesłaniania, zza których oddziaływuje piechota i artyleria. To najskuteczniejsza realizacja strategii ‘nie oddamy ani piędzi ziemi’, choć niestety w wykonaniu wrogich wojsk. Dla państw wschodniej flanki to powinno być jak podręcznik, studiowany kartka po kartce”, czytamy.
Siewierze chodzi rzecz jasna o sytuację na zaporoskim odcinku frontu, gdzie ukraińskie wojska – wbrew hurraoptymistycznym opiniom przewidującym blitzkrieg – z mozołem wbijają się w rosyjskie pozycje. Zajmuje to mnóstwo czasu, kosztuje sporo zasobów, a malkontentów – grających w tym przypadku na jedną nutę z kremlowską propagandą – skłania do katastroficznych wniosków typu „porażka!”. Tymczasem – jestem co do tego absolutnie pewien – nie dzieje się nic nadzwyczajnego, nic, czego ukraińskie dowództwo by nie przewidziało i nie skalkulowało. Nie sądzę, by którykolwiek ze sztabowców ZSU zakładał realną możliwość szybkiego marszu do brzegów Morza Azowskiego. Przy tak skutecznym wywiadzie i rozpoznaniu (wspartym przecież o możliwości NATO), oraz jednoczesnej świadomości własnych ograniczonych (!) możliwości, na bank zakładano, iż będzie mniej więcej tak, jak jest. Jako się rzekło – mozolnie.
Zatem tempo działań nie przesądza o powodzeniu czy niepowodzeniu ukraińskiej kontrofensywy. Patrząc jednak z perspektywy rosyjskiej, wymuszoną na Ukraińcach dynamikę działań można uznać za sukces. Jego tymczasowość wpisuje się w strategię defensywną, realizowaną w tej chwili przez armię rosyjską w Ukrainie. Pisałem już o tym, ale rzecz wymaga powtórzenia: jakkolwiek putin konsekwentnie twierdzi, iż rosja dąży do „pokonania kijowskiego reżimu”, nie sądzę, by generałowie federacji mierzyli dalej niż „dowiezienie” przynajmniej części zdobyczy terytorialnych do momentu, kiedy staną się one przedmiotem rozmów pokojowych. Bronią więc rosjanie twardo Zaporoża, ustępują powoli, cały czas z nadzieją, iż ukraińska presja w końcu osłabnie. jeżeli nie na skutek wyczerpania, to może za sprawą odwróconej uwagi. Co mam na myśli? Ano rosyjskie działania zaczepne, podjęte na północno-wschodnim odcinku frontu. Nie jest to żadna generalna ofensywa, a Donbas nie ma dla rosjan takiego znaczenia, jak lądowy korytarz na Krym. Rosyjskie dowództwo rzuciło do walki rezerwy nie dla kolejnych zdobyczy terytorialnych, ale po to, by ocalić to, co już zajęto. Atak z terenów obwodu ługańskiego ma Ukraińców zaabsorbować do tego stopnia, by odpuścili na Zaporożu. Czy tak się stanie? Wszystko zależy od tego, jak dużymi rezerwami dysponuje armia ukraińska.
Wróćmy do wypowiedzi szefa BBN. Wspomniany tam „pas przesłaniania” to nic innego jak pozycje i urządzenia inżynieryjne rozbudowywane przed pierwszą zasadniczą linią obrony. Gdy szukałem w pamięci pomocnej analogii, na myśl przyszła mi fosa, odgradzająca atakujących od murów obsadzonych przez obrońców. Zadaniem pasa – podobnie jak fosy – jest osłona własnych wojsk przed zaskakującym uderzeniem wroga. Ten najpierw narobi hałasu, usiłując pokonać wodę, nim wedrze się na mury zamku. Najpierw wpakuje się na pola minowe, nim dostanie się bezpośrednio przed „nasze” pozycje obronne. Na południu Ukrainy rosjanie rozłożyli setki tysięcy min. Każdego dnia – korzystając z techniki minowania narzutowego – dokładają kolejne. Pola minowe są na tyle szerokie i głębokie, iż nie sposób ich obejść. Trzeba torować sobie drogę przez nie (właściwe „trałować”, biorąc pod uwagę potrzebę rozminowania). A wszystko to pod ogniem piechoty i artylerii wroga. Dlatego tyle to trwa.
Jacek Siewiera ma oczywiście rację, postulując konieczność budowy pasów przesłaniania w krajach wschodniej flanki. Tyle iż instalacje obronne – nie tylko pola minowe, ale też sieci umocnień – to nie są jedyne składowe twardej rosyjskiej obrony na Zaporożu. Niezwykle istotna jest również ukraińska słabość – niemożność wywalczenia przewagi powietrznej. Nie mają jej i rosjanie – kilkudniowe „fifokowanie” śmigłowców szturmowych Ka-52 z początku czerwca skończyło się, gdy Ukraińcy podciągnęli na front zestawy przeciwlotnicze o większym zasięgu. Ukraińskie lotnictwo jest zbyt małe, by podjąć rękawicę, no i wciąż bazuje na przestarzałym sowieckim sprzęcie, na rosyjskiej awiacji – jakkolwiek wielokrotnie większej – mści się uskuteczniane latami pozorowane szkolenie, niska kultura techniczna, zapóźnienie technologiczne i poziom wykonawstwa teoretycznie nowego sprzętu. Obie strony szachują się silną obroną przeciwlotniczą, w efekcie lotnictwo to wielki nieobecny tej wojny, także w kampanii zaporoskiej.
Żadna natowska armia nie podjęłaby się operacji ofensywnej bez wywalczenia bądź posiadania „na wejście” przewagi powietrznej. W obliczu dominacji na niebie pasy przesłaniania nie byłby tak skuteczne – po prostu, samoloty i śmigłowce obezwładniłyby stanowiska piechoty i artylerii, tym samym znacząco ułatwiając pracę saperów. Jest dowodem wielkiej odwagi i determinacji Ukraińców fakt, iż bez silnego lotnictwa zdecydowali się na uderzenie na południu. No ale gen. Walery Załużny nie ma takiego komfortu jak marszałek Bernard Law Montgomery, który nie ruszył do ataku nim nie upewnił się, iż wszystkie klocuszki jego wojennej machiny są na swoim miejscu. Że ma wystarczającą przewagę, by zwyciężyć.
—–
O pasach przesłaniania – w wersji „hard”, bo związanej z bezpośrednimi przygotowaniami do wojny – pisałem w 2019 r. w powieści „Międzyrzecze”, opowiadającej o toczonej współcześnie wojnie polsko-rosyjskiej. Rad z wielu innych trafnych spostrzeżeń, zachęcam do lektury.
—–
Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
Nz. Ukraińska artyleria na froncie/fot. ZSU