Idealny premier, prezydent, polityk

ifrancja.fr 2 godzin temu

Kluczowe punkty

  • Jerzy Giedroyc, twórca 'Kultury’, był kluczową postacią w myśleniu o polskim państwie, a jego wizje polityczne miały znaczący wpływ na przyszłość Polski.
  • Giedroyc widział konieczność współpracy z Ukrainą, Litwą i Białorusią dla zapewnienia polskiej suwerenności.
  • Krytycznie oceniając polskich polityków, Giedroyc podkreślał zagrożenia związane z nacjonalizmem i klerykalizmem.
  • Pomimo śmierci Giedroycia, jego dziedzictwo przez cały czas wpływa na polską inteligencję oraz dyskusję o przyszłości kraju.
  • Artykuł odnosi się do wiersza Agnieszki Osieckiej, który podkreśla nadzieję i odpowiedzialność polityków w służbie narodu.

Paryski nie-co-dziennik

Przywilejem polityka jest nadzieja, którą widzi w oczach tych, którzy go wybrali, którzy mu zawierzyli swoje żony, zwierzęta i dzieci, i którzy powiadają: „Na koniec jesteś”.
Nie zaznał Pan tego. Hańbą polityka jest zdobyć miłość tłumu.
Nie zaznał Pan tego. Przywilejem takich jak Pan – jest miejsce w historii i wieczny szacunek. I zazna Pan tego.

To fragment wiersza Agnieszki Osieckiej, który stoi oprawiony na grobie Jerzego Giedroycia i na jego biurku w Maisons-Laffitte, twórcy nowej szkoły myślenia o państwie polskim. Krzysztof Pomian widział w nim idealnego premiera, Władysław Bartoszewski najznamienitszą postać powojennego półwiecza obok Jana Pawła II, a Stanisław Lem bojownika, który, nie mając politycznego zaplecza, „sam walczył przeciwko Tebom”, czyniąc słowo swym jedynym orężem. Łatwiej byłoby mi zamknąć oczy, gdyby do władzy w Polsce doszli ludzie z daleką wizją; takich nie widzę – mówił przed śmiercią. Gdybym był młodszy, pojechałbym do Polski i zostałbym prezydentem.

Zmarł 25 lat temu, 14 września przed północą, w wieku 94 lat. To była śmierć męża stanu. Jak w Czartoryskim widziano niekoronowanego króla, tak w Giedroyciu depozytariusza polskiej racji stanu, przygotowującego kraj do wolności. Nazywano go Księciem Niezłomnym, jako potomka litewskiej rodziny książęcej, która zrzekła się szlacheckiego tytułu. Jego Laffitte, niczym nowy Hôtel Lambert, stał się symbolem wolnej Polski. Pozostawił po sobie busolę, która i dziś wyznacza kurs na wymarzoną ojczyznę, bezpiecznie umocowaną w Europie, w dobrych relacjach z sąsiadami, bez martyrologii, kompleksów, roztkliwiania się nad sobą.Nie miał poczucia sukcesu. Już solidarnościowej opozycji zarzucał, iż się nie przygotowała do rządzenia krajem. Okazywał rozczarowanie przebiegiem transformacji.

Politykom odmawiał instynktu państwowego, iż w obliczu agonii ZSRR nie potrafili lepiej wykorzystać wyjątkowo dobrej koniunktury dla Polski. Zwalczał fobie narodowe: mit ofiary, antysemickie uprzedzenia, kult moralnej wyższości. Obawiał się odrodzenia prawicy podatnej na nacjonalizm i klerykalizm, w czym
widział groźbę powrotu do mentalności endeckiej, którą uważał za równie groźną jak sowietyzm; iż owa neoendeckość będzie zubożać polską kulturę, odpychać Polskę od Zachodu, wpędzać w izolację, osamotnienie, sprowadzać stare konflikty, te wewnętrzne i zewnętrzne z sąsiadami. Krytycznie obserwował ewolucję w polskim Kościele. Był pełen niepokoju o szanse wykorzystania i utrwalenia zdobyczy niepodległej Polski. Zagrożenie widział w zdemoralizowaniu naszej klasy politycznej, w nacjonalizmie i klerykalizmie zmierzającym do kraju wyznaniowego. Obcy był mu stereotyp Polaka katolika; bliski – obywatel Rzeczpospolitej, tolerancyjny, wolny od uprzedzeń, otwarty na świat. Nadzieję widział w młodzieży i w rodzącej się w bólach Europie.

Do roli autonomicznego ośrodka politycznego mającego własną linię polityczną „Kultura” dochodziła etapami. Giedroyc ryzykował, mylił się, zwyciężał. W swej zimnej analizie przewidział rozpad sowieckiego imperializmu, iż rozłożą go od środka ruchy narodowe; przewidywał też, iż Europa może być odbudowana tylko jako federacja, łącznie z naszą częścią kontynentu. Był maksymalistą, przenikliwym, pragmatycznym analitykiem. Brak iluzji i apokaliptyczne usposobienie były jego siłą napędową. Polityka, twierdził, nie jest sakramentem. Kto chce ją uprawiać, musi czuć zmieniającą się rzeczywistość. Musi umieć zachować twarde zasady, ale i zmieniać poglądy, by nad nią zapanować w interesie narodu. To coś w rodzaju jego credo, którym się kierował. Wypracował ciągle aktualne założenia polskiej polityki wschodniej „ULB”, które zakładały suwerenność Ukrainy, Litwy i Białorusi jako niezbędną dla naszej niepodległości, bo zdominowane przez Rosję otwierają drogę do uzależnienia Polski. Stabilizacja silnej Ukrainy należy do naszych żywotnych interesów, przekonywał. Niepodległa Ukraina jest dla naszego bezpieczeństwa i wolności cenniejsza choćby niż NATO.

Łączył etos państwa z kulturą, tworząc fundament pod nową formację inteligencji polskiej. Nieprzypadkowo do kręgu „widzialnej i niewidzialnej” redakcji „Kultury” należeli: Gombrowicz, Miłosz, Bobkowski, Czapski, Jeleński, Stempowski, Herling-Grudziński, Herbert, Hłasko, Kołakowski, inni; również Camus, Eliot, Cioran, Malraux… W Bibliotece Kultury, oprócz polskich autorów, wydawał książki Orwella, Arona, Weil, Pasternaka, Achmatowej, Sołżenicyna, łącznie ponad 400 tytułów.
Pamiętam, jak 25 lat temu, pisząc o śmierci Giedroycia, porównałem go do antycznego maratończyka, nawiązując do jońskich kolumn na okładce „Kultury”, 50 lat dźwigających najważniejsze pismo powojennego półwiecza. Za Sartre’em przywołałem opowieść o biegaczu z Maratonu, martwym zanim dotarł do Aten. Był martwy, a wciąż biegł, by oznajmić zwycięstwo Greków. Ten mit pokazuje, iż bywają ludzie, którzy i po śmierci działają jeszcze przez jakiś czas, tak długo, aż ich misja się dopełni, i dopiero wtedy grzebie się ich po raz drugi. Ta alegoria może być miarą życia i śmierci Jerzego Giedroycia, ojca otwartej na świat polskości, którego misja jeszcze się nie dopełniła.

– Giedroycia chcą pogrzebać raz na zawsze i nie zawracać sobie nim głowy – mówił nie-co-dziennikowi „Brukselczyk”, czyli Leopold Unger, na jednym z rocznicowych spotkań w Domu „Kultury”. – Paryska „Kultura” postawiła Polaków przed lustrem i kazała im się oglądać, a ten obraz nie był wcale taki ładny, i wcale się tak bardzo nie zmienił. Dlatego „Kultura” przeszkadza. jeżeli dzisiaj się ją traktuje poważnie, to jest ogromnym wyrzutem politycznym i moralnym tego, co się dzieje w Polsce.

Mija kolejna rocznica śmierci Giedroycia, a jego Polski ciągle nie ma. Jadę więc do Maisons-Laffitte na to kolejne rocznicowe spotkanie przyjaciół i współpracowników paryskiej „Kultury”, choć Redaktor nie lubił takich uroczystości. Ale… Nie zazna Pan tego.

Leszek Turkiewicz

Idź do oryginalnego materiału