Przed kilkoma tygodniami w mediach pojawiły się informacje o wstrzymaniu amerykańsko-chińskich rozmów dotyczących nieproliferacji i kontroli zbrojeń w obszarze broni jądrowych. I nie jest to dobra wiadomość ani dla świata, ani dla USA. Ewentualne dążenie Chińskiej Republiki Ludowej do uzyskania nuklearnego parytetu ze Stanami Zjednoczonymi może bowiem przerodzić się w wyścig zbrojeń. Zarówno w wymiarze ilościowym, jak i jakościowym.
Pierwsza tura rozmów odbyła się w listopadzie ubiegłego roku, kilka wiadomo na temat tego, co dokładnie było wówczas omawiane oraz czy i kiedy dochodziło do kolejnych spotkań. W lipcu jednak Chiny zdecydowały o zawieszeniu dialogu, uzasadniając to amerykańskimi dostawami broni dla Tajwanu. Oczywiście trudno być zaskoczonym tym faktem – kwestia ta wielokrotnie była źródłem kryzysów w relacjach dwustronnych. Warto za to przypomnieć kilka faktów na temat arsenałów jądrowych obydwu mocarstw.
Będące wciąż stroną układu Nowy START Stany Zjednoczone nie mogą posiadać więcej niż 1550 głowic rozmieszczonych na nośnikach strategicznych, kolejne 200 sztuk to nieobjęte traktatem ładunki taktyczne. Oczywiście łączna liczba zmagazynowanych głowic jest znacznie wyższa i przekracza 3700 sztuk (kolejne 1300 ma status wycofanych z uzbrojenia i oczekuje na utylizację). Jednocześnie USA są w trakcie procesu odnowienia triady nuklearnej. Najprawdopodobniej w 2027 roku do służby zaczną trafiać bombowce strategiczne B-21 Raider, które już w pierwszej połowie kolejnej dekady będą musiały całkowicie zastąpić maszyny B-1B oraz B-2A. W kolejnym roku do linii powinien trafić pierwszy ze strategicznych okrętów podwodnych typu Columbia, sukcesor typu Ohio. Z kolei w 2031 roku rozwijane w tej chwili pociski bazowania lądowego typu Sentinel zaczną zastępować Minutemany III. Koszty odnowienia strategicznej triady są olbrzymie i Stanom Zjednoczonym bez wątpienia nie zależy na wikłaniu się w kosztowny wyścig zbrojeń w tej dziedzinie. Między innymi stąd też dialog z Pekinem.
Bombowiec Northrop Grumman B-21 Raider.
REKLAMA
Chiny z kolei to państwo, które najszybciej rozbudowuje dziś arsenał nuklearny. Na chwilę obecną posiadają one około 500 głowic, z tego około 300 rozmieszczonych jest na nośnikach strategicznych (pociskach bazowania lądowego oraz wystrzeliwanych z okrętów podwodnych). Co jednak bardzo istotne, pomiędzy 2020 a 2021 rokiem ChRL rozpoczęła budowę co najmniej 350 nowych silosów dla pocisków międzykontynentalnych. Wciąż nie wiadomo, ile i jakiego typu albo typów pocisków tam trafi, ale choćby przy założeniu, iż będą to pociski wyłącznie jednogłowicowe (co wydaje się mało prawdopodobne), chiński arsenał strategiczny ulegnie podwojeniu. Dodatkowo Pekin najprawdopodobniej przezbroił już wszystkie posiadane okręty podwodne typu JIN w nowy typ pocisków, tj. JL-3, które również mogą przenosić po kilka głowic. Ubiegłoroczne szacunki Pentagonu mówią o liczbie 1 tys. chińskich głowic do 2030 roku i kontynuacji procesu rozbudowy do 2035 roku.
Próby zaangażowania Chin w strategiczny dialog rozbrojeniowy podejmowane były już przez administrację Donalda Trumpa przy okazji negocjacji na temat przedłużenia układu Nowy START. Pekin nie był jednak zainteresowany takimi rozmowami, co również nie powinno dziwić – posiadając znacznie mniejszy arsenał, na pewno nie uzyskałby traktatowego parytetu z USA i Federacją Rosyjską, a to z kolei byłoby nie do zaakceptowania dla chińskiego poczucia dumy narodowej. Teraz wiadomo, iż również starania administracji Joe Bidena nie przyniosły efektu. Zaniepokojone m.in. perspektywami rozbudowy systemów obrony antyrakietowej Chiny będą dążyły do uzyskania wspomnianego parytetu jądrowego z USA. Pytanie, jak na takie działania odpowiedzą Stany Zjednoczone, które z kolei mogą chcieć zwiększenia własnego arsenału, aby jednocześnie równoważyć i ChRL, i FR. To jednak oznaczałoby nowy rozdział w historii nuklearnego wyścigu zbrojeń.
Amerykańska Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Nuklearnego opublikowała niedawno raport zawierający dane liczbowe dotyczące arsenału jądrowego tego państwa. Poprzedni taki raport prezentowany był w 2019 roku. Co ciekawe, był to również rok, w którym nastąpiło tąpnięcie, jeżeli chodzi o spadek liczby głowic – po raz pierwszy od 1996 roku, w 2019 roku nastąpił (niewielki) wzrost liczby głowic, w porównaniu z rokiem poprzednim. Do 2023 roku mamy w dalszym ciągu do czynienia ze spadkiem, ale jego tempo dość zauważalnie zmalało. Scenariusz nowego wyścigu zbrojeń jest więc realny.
Rafał Ciastoń
, ekspert ds. stosunków międzynarodowych, technologii militarnych i konfliktów zbrojnych