Na czym polega wielkość Jaruzelskiego

tygodnikprzeglad.pl 1 rok temu

Jeżeli Putin zdecydował się na uderzenie na Ukrainę, to absurdalne jest twierdzenie, iż Breżniew nie zdecydowałby się na interwencję w Polsce


Prof. Jerzy J. Wiatr – socjolog i politolog


Dla tych wszystkich, którzy chcą wiedzieć więcej o stanie wojennym, dokonał pan rzeczy odkrywczych. W sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, którą pan kierował, godzinami przesłuchiwano generałów, nie tylko Jaruzelskiego ale i kadrę Sztabu Generalnego, stenogramy ich zeznań są kapitalnym źródłem wiedzy. Przywiózł pan też z Pragi kopie dokumentów operacji „Karkonosze”, czyli planów wkroczenia wojsk Układu Warszawskiego do Polski w latach 1981-1982. A i tak komisja podzieliła się według kolorów politycznych.
– W komisji istniały dwa fronty, które się przecinały. Pierwszy konstytuowało pytanie, czy rzeczywiście Polska znajdowała się w stanie zagrożenia interwencją. Ten front z jednej strony tworzyli posłowie Unii Wolności, wspierani przez dwóch posłów prawego skrzydła Unii Pracy, a z drugiej strony byli posłowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Drugi front przebiegał inaczej. To był front między przedstawicielem Konfederacji Polski Niepodległej a całą resztą. Mianowicie poseł Andrzej Ostoja-Owsiany głosił tezę, iż tak, interwencja nam bardzo zagrażała, tylko należało na nią dać odpowiedź co się zowie.

Wejdą? Nie wejdą?

Jaruzelski miał iść na wojnę z ZSRR?!
– Ostoja-Owsiany w przemówieniu końcowym, to było na początku lutego 1996 r., mówił, iż nie uważa, iż trzeba było iść na Moskwę, ale iż trzeba było odpowiedzieć adekwatnie. Ja, chwilę po nim, w moim przemówieniu końcowym, polemizowałem z nim. Nie z Unią Wolności! Polemika z Bogdanem Borusewiczem czy Jackiem Taylorem była o tyle ułatwiona, iż my mieliśmy w ręku świetną ekspertyzę Krystyny Kersten. Jej konkluzja była taka, iż w świetle wiedzy zarówno ówczesnej, jak i obecnej nie można ani potwierdzić, ani wykluczyć, iż Rosjanie zamierzali interweniować. A to z punktu widzenia procesu karnego oznacza, iż jeżeli sprawca miał podstawy do racjonalnego uważania, iż nastąpi atak…

…miał prawo przeciwdziałać.
– o ile ileś dywizji stoi przy granicy, to ma się prawo sądzić, iż zgrupowano je po to, by wkroczyły.

Tak jak stały przy granicy z Ukrainą w lutym tego roku, przed samą inwazją.
– Ukraina jest doskonałym dowodem tego, iż groźba wkroczenia wojsk radzieckich w 1981 r. do Polski nie była wydumana. Zwłaszcza iż z punktu widzenia Moskwy interwencja na Ukrainie była przedsięwzięciem niebywale bardziej ryzykownym niż w Polsce.

Polska była otoczona państwami Układu Warszawskiego, nie graniczyła z Zachodem, była w środku imperium. Poza tym Zachód uznawał ją za część domeny ZSRR.
– o ile Putin zdecydował się uderzyć na Ukrainę, to twierdzenie, iż Breżniew w żadnym wypadku nie zdecydowałby się na interwencję w Polsce, jest absurdalne.

Gdy czytałem stenogramy z posiedzeń komisji, rzucił mi się w oczy sposób, w jaki pan te posiedzenia prowadził. Każdy mógł zgłaszać wnioski, pytać, o co chce. Miał pełną swobodę działania.
– Mam certyfikat w tej sprawie. Tina Rosenberg, bardzo znana dziennikarka amerykańska, w latach 90. wydała książkę „Kraje, w których straszy”. Pisze w niej o dekomunizacji i lustracji w byłej NRD, w Czechach i w Polsce. Przedstawiła m.in. działania naszej komisji. I napisała: „Jerzy J. Wiatr prowadzi prace tej komisji z uderzającą bezstronnością”. Oto mój certyfikat! Oczywiście to nie znaczy, iż do pewnego stopnia nie wykorzystywałem pozycji przewodniczącego. W którymś momencie Bogdan Borusewicz, przeciwnik rzeczywiście wysokiej klasy, zaczął grać na przeciąganie prac komisji. Nawiasem mówiąc, miał w tym sojuszników w osobach przesłuchiwanych generałów, którzy mieli skłonność do gadulstwa. Tak jakby im też zależało na przeciąganiu. A to oznaczało, iż sprawa może przejść do następnego Sejmu, trzeciej kadencji.

W którym większość, jak później się okazało, zdobyła koalicja AWS-UW.
– Wtedy nie było tego wiadomo. Tak czy inaczej, zależało mi, żeby sprawę zamknąć. I to mi się udało. Choć Borusewicz ciągle mnożył wątpliwości, przeciągał, chciał, żebyśmy powołali ekspertów do oceny sytuacji gospodarczej. Gdybyśmy przyjęli jego wniosek, to eksperci mieliby pół roku na przygotowanie ekspertyzy.

I komisja by nie zdążyła.
– jeżeli chodzi o postawę trójki reprezentującej Unię Wolności: Borusewicza, Taylora i Jerzego Wierchowicza, to oni w sumie zachowywali się nieprzyzwoicie. Bardzo trudno mi uwierzyć, iż oni naprawdę uważali, iż Polsce nie groziła radziecka interwencja. Moim zdaniem argumentowali w złej woli, chcieli dopaść Jaruzelskiego.

Kiedy zapadła decyzja?

Przypominali, iż przygotowania do stanu wojennego trwały wiele miesięcy. Że to nie był impuls.
– Zastanawiałem się wielokrotnie, kiedy naprawdę Jaruzelski uznał, iż wprowadzenie stanu wojennego jest niezbędne. Bo, jak wiadomo, czekał do ostatniej chwili. A jest pewien ślad, iż jeszcze pod koniec listopada liczył na inne rozwiązanie.

Jakie rozwiązanie?
– Ten ślad jest ściśle związany ze mną. Otóż od kwietnia 1981 r. wisiała w powietrzu sprawa objęcia przeze mnie dyrektorstwa Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu. To znaczy od momentu, kiedy złożył rezygnację Andrzej Werblan. Wtedy Kazimierz Barcikowski i Roman Ney, który był sekretarzem ds. nauki, zaproponowali mnie na dyrektora instytutu. Natomiast Stefan Olszowski i Tadeusz Grabski zaproponowali Tadeusza Jaroszewskiego. Sprawa oparła się o I sekretarza KC PZPR Stanisława Kanię, który podjął decyzję charakterystyczną dla siebie. Żaden z nas nie został powołany, a czasowo powierzono obowiązki wicedyrektorowi instytutu. Gdy Jaruzelski objął stanowisko I sekretarza, zaprosił mnie na rozmowę, która odbywała się od godz. 23 do 1 w nocy.

I zaproponował panu dyrektorowanie…
– Dlaczego? Ja przecież zapisałem się bardzo jednoznacznie do tych czołowych, jak wtedy nazywano, liberałów. Byłem z tego powodu atakowany, także w „Nowych Wremiach”.

Czym pan się naraził twardogłowym i Moskwie?
– Uporczywym powtarzaniem tezy, iż jest potrzebne porozumienie, w warunkach którego partia podzieli się władzą. Nie mówiłem, iż odda władzę, ale iż zrezygnuje z monopolu. I o to mieli do mnie pretensje. Mogę więc założyć, iż gdyby w czasie tej rozmowy Jaruzelski był zdecydowany wprowadzić stan wojenny, to popełniłby niewybaczalny błąd, powołując mnie na stanowisko dyrektora IPPM-L. Bo ja w warunkach stanu wojennego na to stanowisko się nie nadawałem. Co zresztą skończyło się moim odwołaniem. o ile natomiast przyjąć, iż on ciągle uważał, iż może dojść do porozumienia, to ta decyzja była sensowna. W hierarchii partyjnej to było dość wysokie stanowisko. Formalnie w randze kierownika wydziału, ale de facto znacznie ważniejsze. Wprowadzenie mnie do grona kierowniczego wzmacniało zatem skrzydło nastawione na porozumienie. Z tego wnioskuję, iż on wtedy jeszcze – to było w listopadzie 1981 r. – liczył na porozumienie.

Dynamika wydarzeń zmierzała w innym kierunku.
– Wiadomo, iż Jaruzelski czekał na posiedzenie Komisji Krajowej NSZZ Solidarność.

To grudniowe.
– I decyzja o stanie wojennym zapadła, kiedy było już wiadomo, iż komisja odrzuciła propozycję porozumienia. Wiele razy się zastanawiałem, czy nie byliśmy – ja i inni, którzy uważali, iż jest ono potrzebne i możliwe – naiwni. Otóż myślę, iż nie. Sądzę, iż gdyby doszło do porozumienia, to biorąc pod uwagę nastroje społeczne, a one się zmieniały, przywódcy Solidarności, którzy powiedzieliby: „Tak, zawieramy porozumienie, nie kapitulację, tylko porozumienie”, znaleźliby wystarczające poparcie. Na tyle duże, iż radykałowie stanowiliby margines.

Czy porozumienie było możliwe?

A Moskwa?
– Moskwa byłaby niezadowolona i choćby by to niezadowolenie okazywała, ale do interwencji by nie doszło. Wyobraźmy sobie: w przypadku porozumienia PZPR-Solidarność Rosjanie atakowaliby władzę, która miałaby niesamowite oparcie. I w aparacie, i w wojsku, i w Solidarności. Ostatecznie więc takie porozumienie zostałoby potraktowane jako mniejsze zło, choć nie byłby to scenariusz w Moskwie mile widziany. I wtedy przywódcy radzieccy, acz zgrzytając zębami, nie zdecydowaliby się na interwencję.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 49/2022, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.


Jerzy J. Wiatr – profesor socjologii. Był m.in. dziekanem Wydziału Nauk Społecznych UW, wiceprezesem International Political Science Association. W latach 1981-1984 był dyrektorem Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu KC PZPR. Brał udział w obradach Okrągłego Stołu po stronie rządowej. Minister edukacji narodowej w latach 1996-1997.

Od 1991 do 1997 r. poseł SLD. W latach 1993-1996 przewodniczący sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, która badała okoliczności wprowadzenia stanu wojennego, pracując nad wnioskiem KPN o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej i odpowiedzialności karnej przed Trybunałem Stanu osób związanych z wprowadzeniem i realizacją stanu wojennego. W lutym 1996 r. komisja zarekomendowała umorzenie postępowania.


Fot. Krzysztof Żuczkowski

Idź do oryginalnego materiału