„Nie jestem nic winien Rosji”. Rosyjscy poborowi czują się zdradzeni przez Putina. „Nie zamierzam umierać za tych drani”

news.5v.pl 3 tygodni temu

W pokoju o powierzchni 20 m kw. w więzieniu w północno-wschodniej Ukrainie ośmiu młodych rosyjskich poborowych siedzi na łóżkach, wpatrując się w swoje stopy.

Jeszcze zaledwie kilka tygodni temu odbywali obowiązkowy rok służby wojskowej w rosyjskim regionie Kurska, który graniczy z Ukrainą.

Kiedy 6 sierpnia Kijów rozpoczął transgraniczną inwazję, setki poborowych — słabo uzbrojonych i niedostatecznie wyposażonych — gwałtownie się poddało i zostało przewiezionych przez granicę jako jeńcy wojenni.

Obecnie są oni uznawani za jeńców wojennych na mocy Konwencji Genewskiej. Gwarantuje się im traktowanie z szacunkiem, wyżywienie i humanitarne warunki.

Niezależny rosyjski serwis The Moscow Times otrzymał zgodę ukraińskiego ministerstwa obrony na rozmowę z poborowymi. Ich nazwiska zostały utajnione, aby ochronić ich tożsamość.

„Warunki są dobre”

— Czujemy się tu dobrze — mówi 21-letni poborowy, który zaczął stacjonować w Kursku zaledwie dwa miesiące przed inwazją. — Słyszeliśmy , iż torturują, torturują, torturują. Ale w rzeczywistości okazało się inaczej.

Wraz z innymi przedstawicielami mediów reporter The Moscow Times spotkał się z naczelnikiem więzienia, po czym został eskortowany do pomieszczeń, w których przebywają Rosjanie.

GENYA SAVILOV / AFP

Rosyjscy poborowi w ukraińskim więzieniu, 19 sierpnia 2024 r.

Każdy jeniec, który rozmawiał z The Moscow Times, wyraził wyraźną zgodę na udzielenie wywiadu i mógł swobodnie mówić, a strażnicy więzienni czekali na zewnątrz. Nie było dowodów na to, iż byli zmuszani do udzielania wcześniej przygotowanych odpowiedzi.

Warunki są dobre — wyjaśnia 21-letni poborowy. — Karmią nas trzy razy dziennie. Mamy gdzie spać. Mamy szczoteczkę do zębów. Możemy myć zęby. Mamy łazienkę. Mamy kuchnię. Mamy wszystko, czego potrzebujemy do życia. Do higieny — dodaje.

Nieprzygotowani i przestraszeni

Każda cela więzienna wyposażona jest w telewizor, bieżącą wodę i piętrowe łóżka. Niektóre pomieszczenia mieszkalne są większe od innych. Pracownicy więzienia zachowywali się przyjaźnie i z szacunkiem. Wielu więźniów znało się już z Kurska.

Poborowi wyrażają niewielką lojalność wobec państwa rosyjskiego. Wielu z nich zauważa, iż kiedy otrzymali rozkaz obrony Kurska, byli nieprzygotowani i przestraszeni.

Inny poborowy, 22-latek z Petersburga, wyjaśnia, iż on i jego oddział nie mieli prawie nic do obrony.

— Miałem karabin maszynowy Kałasznikow. Tylko karabin maszynowy. Dwa karabiny maszynowe dla naszego plutonu. Dwa granatniki przeciwpancerne. Siedem do ośmiu pocisków. To wszystko. I granaty — mówi.

Poborowy opisuje, jak jego pluton został całkowicie przytłoczony, ponieważ został wysłany do walki z niewielkim przygotowaniem.

„Nie było szans”

— Kiedy zostaliśmy zaatakowani, walczyliśmy bardzo długo — wspomina. — Strzelali do nas przez ok. dwie lub trzy godziny. Wycofaliśmy się na jedną z pozycji. Z jakiegoś powodu Ukraińcy nie szukali naszych pozycji. Udało nam się tam przetrwać od nocy do rana. Dziewięć osób najprawdopodobniej poddało się zaraz po rozpoczęciu walk. A my zostaliśmy z dowódcą, żeby przyjąć walkę. Ponieważ musieliśmy — dodaje.

— I w tym momencie, kiedy nie było już nikogo, nie było szans. Kiedy zaczęła się strzelanina, nie wystrzeliłem choćby jednego pocisku. Zaczęli obchodzić nas od góry, od dołu, od tyłu. Zrozumiałem, iż to koniec. Nadchodzą Ukraińcy. Podszedł do mnie kolega. Miałem już granat w ręku. Powiedział, iż już czas. Pożegnaliśmy się, wyciągnęliśmy zawleczki i rzuciliśmy sobie granaty pod nogi — opowiada.

Młody poborowy został ciężko ranny w nogi przez własny granat. W więzieniu otrzymuje opiekę medyczną, jego rany są oczyszczane i dostaje leki.

— Ogólnie jest w porządku — mówi. — Kiedy przyjechałem, nie mogłem choćby chodzić. Teraz mogę przynajmniej próbować. To znaczy powoli, powoli. Ale niestety problem polega na tym, iż rany jeszcze się nie zagoiły. Kiedy stoję, mam duży nacisk na nogi. Kości jeszcze się w pełni nie zregenerowały.

Brak doświadczenia bojowego i wyszkolenia to nie wszystko

Rosyjscy poborowi — w przeciwieństwie do żołnierzy kontraktowych, którzy zgłaszają się na ochotnika do walki w Ukrainie — to młodzi mężczyźni o niewielkim zainteresowaniu wojną. Zgodnie z rosyjskim prawem muszą służyć w wojsku przez rok i mogą zostać wysłani na pole bitwy po czterech miesiącach.

22-letni poborowy z Petersburga mówi, iż nie popiera wojny.

— Współczuję wszystkim. Dzieciom, starcom. Ponieważ starzy ludzie wciąż pamiętają, co było w przeszłości. Nie rozumiem, jak to było. A młodzi ludzie, patrzysz na nich i zdajesz sobie sprawę, iż chcą po prostu żyć. I, niestety, z powodu tego wszystkiego, nas, nie mogą tego zrobić. A faceci na Kremlu przez cały czas będą siedzieć z poważnymi minami i mówić: „osiągnęliśmy pokój… Idźcie do diabła, chłopaki” — opowiada 22-latek.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Inny rosyjski poborowy z regionu Woroneża twierdzi, iż jest „neutralny” wobec wojny.

— Nie czuję gniewu ani nienawiści do tego państwa — mówi, dodając, iż teraz rozumie, iż on i wielu jemu podobnych było pod wpływem rosyjskiej propagandy, by nienawidzić Ukraińców.

Rozkaz walki do ostatniego człowieka

Powszechnym uczuciem wśród poborowych było poczucie zdrady ze strony ich własnego rządu, który rzucił ich na wojnę, której nie popierali ani w którą nie wierzyli, z niewielkimi szansami na przetrwanie.

20-letni poborowy z Briańska mówi, iż chociaż jego pluton otrzymał rozkaz walki do ostatniego człowieka, cała grupa poddała się, a 11 młodych mężczyzn zostało wziętych do niewoli „bez żadnych problemów”.

Na początku inwazji na Ukrainę pojawiły się doniesienia o poborowych, którzy zostali zabici lub wysłani na linię frontu, pomimo obietnic prezydenta Władimira Putina, iż władze nie wyślą ich do stref walk. To wywołało sprzeciw matek i żon wojskowych.

W odpowiedzi władze przeniosły poborowych do regionów przygranicznych Rosji, mając nadzieję na uniknięcie dalszego sprzeciwu.

Strategia najwyraźniej przyniosła odwrotny skutek, a gniew rodzin wzrósł wraz z rozprzestrzenianiem się wiadomości o schwytaniu ich bliskich i przewiezieniu ich do ukraińskich więzień.

„Nie jestem nic winien Rosji”

W ciągu dwóch tygodni od inwazji Ukrainy na Kursk Kijów twierdzi, iż wziął ponad 2 tys. jeńców wojennych, co pozwoliło mu „uzupełnić fundusz” na potencjalne wymiany z tysiącami ukraińskich żołnierzy, którzy są przetrzymywani w rosyjskich więzieniach i obozach jenieckich.

W sobotę Rosja i Ukraina wymieniły po 115 jeńców wojennych. Wśród nich znaleźli się rosyjscy poborowi, którzy zostali pojmani podczas ofensywy kurskiej.

Wszyscy jeńcy, z którymi rozmawiał The Moscow Times, wyrażają pragnienie powrotu do domu, bycia ze swoimi rodzinami. Nigdy więcej nie chcą wracać na wojnę.

— Chciałbym powiedzieć, iż bardzo się cieszę, iż udało nam się przeżyć wojnę. Postaram się upewnić, iż taka wojna nigdy się nie powtórzy — mówi poborowy z Moskwy.

Zostaje zapytany o to, co jeżeli wojna będzie kontynuowana. — To beze mnie, chłopaki. Mam swoją rodzinę, mam swoje życie, swoją przyszłość. Nie zamierzam umierać za tych drani. Nie jestem nic winien Rosji — odpowiada.

Idź do oryginalnego materiału