„Nikt nie zostaje” w rosyjskim wydaniu często oznacza samobójstwo…

polska-zbrojna.pl 3 godzin temu

Masowe użycie dronów podczas rosyjsko-ukraińskiego konfliktu sprawia, iż poznajemy więcej zakulisowych faktów tej wojny. Wśród rejestrowanych zdarzeń szczególnym dramatyzmem cechują się samobójstwa rannych żołnierzy. Dotyczy to głównie Rosjan i jako zjawisko nie jest niczym nowym. Zawsze zdarzały się przypadki, iż żołnierze odbierali sobie życie, ale dotąd, powiedzmy brutalnie, trup był trupem – jeżeli brakowało świadków zgonu (albo ci milczeli), samobójcy trafiali do ewidencji jako polegli w walce. Z relacji weteranów radzieckiej interwencji w Afganistanie wynika, iż gdyby do sprawy podejść uczciwie, co piąty z 10 tys. oficjalnie poległych Sowietów powinien zostać uznany za samobójcę. Dziś wszechobecne kamery dronów rzucają więcej światła na okoliczności zgonów. Ale i one nie wyjaśniają, dlaczego w ogóle do takich samobójstw dochodzi.

Sprawy zwykle wyglądają tak: poturbowani Rosjanie – przebywający na ziemi niczyjej bądź na opuszczonych przez towarzyszy pozycjach –wysadzają się granatami, rzadziej zabijają z broni manualnej. Często – sądząc po reakcjach samobójców i położeniu bezzałogowców – ci pierwsi są świadomi obecności tych drugich.
Nie znam realnej skali zjawiska, ale tylko w tym roku doliczyłem się ponad 30 ujawnionych (!) filmików, ilustrujących żołnierskie samobójstwo.

„Szurawi” – jak nazywano Sowietów w Afganistanie – bali się afgańskiej niewoli. Całkiem słusznie, bo Afgańczycy – doświadczeni brutalnością radzieckiej interwencji – nie certolili się z jeńcami. Podobnie było w Czeczenii, gdzie obie strony zasłynęły okrucieństwem, u którego podstaw znów leżała skala rosyjskiego bestialstwa wobec napadniętej wspólnoty. W Ukrainie mamy „powtórkę z rozrywki” – strach przed koszmarnym doświadczeniem niewoli sprawia, iż ranni Rosjanie wolą nie czekać na pojmanie i biorą sprawy w swoje ręce. Czy słusznie?

Biuro wysokiego komisarza ds. praw człowieka i Amnesty International raportują o przypadkach przemocy wobec rosyjskich jeńców, włącznie z sytuacjami, w których pojmanych zabito. Tym niemniej nie ma to charakteru działań systemowych, a sprawcy stawiani są przed ukraińskim wymiarem sprawiedliwości. Jednak lęki Rosjan biorą się z czego innego – żyją oni pod presją ogłupiającej propagandy, która przekonuje ich o ukraińskiej brutalności. Żołnierze Putina są również świadomi zbrodni, których wobec ukraińskich jeńców dopuścili się ich koledzy – i zwyczajnie obawiają się zemsty. Prawdopodobnie właśnie z tego powodu Rosjanie upubliczniają filmy z prześladowań Ukraińców – by postawić swoich w sytuacji bez wyjścia. „Lepiej się nie poddawaj, bo oni zrobią ci to samo…”. „Lepiej się wysadź lub zastrzel, gdy nie będziesz mógł wrócić do swoich”.

REKLAMA

Ale to nie wyczerpuje opisu suicydalnych motywacji. Emile Durkheim, autor klasycznej rozprawy „Samobójstwo”, już w 1897 roku zwrócił uwagę, iż tytułowy akt jest wynikiem dezintegracji życia społecznego i występuje częściej w zbiorowościach, w których istnieją słabsze więzi społeczne. Jak ma się to do Rosji i Rosjan?

Obwód doniecki, ukraińscy żołnierze ostrzeliwują kierunek miasta Torećk.

Nikt (o zdrowych zmysłach) nie chce cierpieć, Rosjanie nie są tu wyjątkiem. Za to wyjątkowo podły jest ich system medycyny frontowej, który znaczną część zwykłych żołnierzy stawia przed dylematem: albo będę godzinami konał, mając niewielką szansę na ratunek, albo się zastrzelę. Kremlowska propaganda chwali się wysokim odsetkiem przeżywalności rannych (ośmiu na dziesięciu), nie dodając, iż chodzi o poszkodowanych, którzy dotarli już do placówek medycznych. A więc przeszli etap preselekcji, osadzonej na kilku nieludzkich zmiennych. Tylko żołnierze elitarnych jednostek są dostatecznie wyszkoleni i wyposażeni w zakresie umożliwiającym działania ratunkowe. Tylko oni mają dość motywacji (będącej efektem zgrania i rodzącego się przy tym koleżeństwa), by podjąć się ewakuacji poszkodowanych. Stanowiące dwie trzecie kontyngentu „mobiki” takich kompetencji nie mają. Wymieszani ze zdegenerowanym elementem kryminalnym, z założenia przeznaczeni są do „jednorazowego użytku”. Śmieciowe wojsko, świadome swej śmieciowości. Świadome, iż co najwyżej może liczyć na siebie, bo reguła „nikt nie zostaje” nie ma w ich przypadku zastosowania.

Zarazem jednak nie wolno zapomnieć o jeszcze jednym czynniku, który pcha rannych Rosjan do desperackich czynów. Działania droniarzy obu stron niekiedy mają bestialski charakter. Dronów jest na polu bitwy tyle, iż polują na pojedynczych żołnierzy. I bywa, iż nie o zabijanie tu idzie, ale o zapewnienie przeciwnikowi długotrwałego konania. O obezwładnienie go, a następnie o „podgryzanie”, o co łatwo, gdy używa się niewielkich ładunków, a torturowany żołnierz ma na sobie „balistykę” (hełm, kamizelkę), leży w jakimś wgłębieniu, rumowisku czy w krzakach.

Zarówno Rosjanie, jak i Ukraińcy nie ukrywają tych praktyk – bez trudu można znaleźć odpowiedni materiał filmowy, de facto stanowiący dowody zbrodni wojennych. Obie strony publikują go w tym samym celu – by zdemotywować przeciwnika. Wtórnym efektem takich „publikacji” jest specyficzna motywacja – by strzelić sobie w łeb/ wysadzić się, i nie być bohaterem koszmarnego spektaklu…

Marcin Ogdowski , bezkamuflazu.pl
Idź do oryginalnego materiału