Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz podczas spotkania z polskimi mediami w Stanach Zjednoczonych skrytykował polskie służby za wolne tempo działań w sprawie rosyjskich dronów.
Zapytany o nowe ustalenia dotyczące liczby rosyjskich dronów, które naruszyły polską przestrzeń powietrzną, Przydacz mówił o braku postępów. "Nie mam tutaj żadnych nowych informacji. Jak rozumiem i wojsko, i prokuratura, i służby podległe MSWiA szukają, zbierają te szczątki" - odparł minister.
Oczekiwania prezydenta
Przydacz podkreślił, iż zarówno on, jak i prezydent "oczekiwałby, aby to działo się w sposób bardziej sprawny". Minister wskazał na potencjalne niebezpieczeństwo związane ze szczątkami bezzałogowców. "W oczywisty sposób część z tych dronów czy ich szczątków może stanowić jakieś niebezpieczeństwo" - zaznaczył.
Według ministra lokalizowanie i zabezpieczanie fragmentów dronów "powinno się odbywać na pewno w sposób dużo sprawniejszy". Przydacz zwrócił uwagę na problem z wizerunkiem służb. "Już jest wiele, wiele dni od momentu, w którym polskie służby powinny powziąć informacje, gdzie te szczątki się znajdują, a tymczasem słyszymy w mediach, iż znajdują je przypadkowi przechodnie" - mówił prezydencki minister.
Przydacz ocenił, iż fakt przypadkowego znajdywania szczątków przez przechodniów "nie buduje prestiżu służb podległych ministrowi (Marcinowi) Kierwińskiemu". "Zalecałbym panu ministrowi tutaj dużo większą aktywność" - dodał minister.
Nawiązując do sporu o nocną prohibicję w stolicy, stwierdził, iż szef MSWiA "być może za bardzo koncentruje się na tym, co w samej Warszawie i na tych kłótniach wewnętrznych w ramach rady miasta, a za mało na swojej pracy - jako nadzorującego polskie służby".
"A Polacy oczekują, iż szczątki zostaną zebrane jak najszybciej, po to, by nie stanowiły żadnego zagrożenia" - podkreślił Przydacz.
Incydent z września
W nocy z 9 na 10 września w trakcie nocnego ataku Federacji Rosyjskiej na Ukrainę polska przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez drony. We wtorek na poligonie w Orzyszu szef sztabu generalnego gen. Wiesław Kukuła przyznał, iż do Polski wleciało 21 dronów. To pierwszy raz w nowoczesnej historii Polski, kiedy w przestrzeni powietrznej kraju Siły Powietrzne użyły uzbrojenia.
Drony stanowiące bezpośrednie zagrożenie zostały zestrzelone przez polskie i sojusznicze lotnictwo. Podczas akcji we wsi Wyryki został uszkodzony dom.
Najnowsze znaleziska
W sobotę około godziny 14 właściciel pola w województwie warmińsko-mazurskim odkrył drona na podmokłym terenie, około 50 metrów od zabudowań. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie Daniel Brodowski poinformował, iż znaleziony dron to bezzałogowiec styropianowy. "Jego stan wskazuje na to, iż przeleżał kilka dni na polu. Na ten moment sądzimy, iż jest to ostatni z poszukiwanych dronów, które w nocy z 9 na 10 września wleciały na terytorium Polski" - podawał Brodowski.
Pozostałe drony odnaleziono w pięciu województwach: lubelskim, mazowieckim, świętokrzyskim, łódzkim i warmińsko-mazurskim. Najwięcej szczątków znaleziono w województwie lubelskim.
Premier Donald Tusk, pytany w poniedziałek w Sierakowicach o liczbę dronów, które spadły, odpowiedział ironicznie: "Będziemy wiedzieli, ile spadło dronów, wtedy, kiedy będą wszystkie odnalezione". Dodał, iż Rosjanie nie poinformowali Polski, ile dronów faktycznie naruszyło polską przestrzeń powietrzną.
Źródła wykorzystane: "PAP" Uwaga: Ten artykuł został zredagowany z pomocą Sztucznej Inteligencji.