– Korona, która symbolizuje władzę i majestat królewski w tym wypadku usiłowała zmienić znaczenie, pokazując iż królewskość Jezusa oznacza hańbę, poniżenie, upokorzenie. Jednak to nie symbole nadają znaczenie Bogu – to Bóg nadaje znaczenie symbolom i dlatego ten cyniczny, swoiście perwersyjny akt wyszydzenia Boga stał się ostatecznie manifestacją Jego potęgi. Ona nie dokonuje się poprzez przemoc, ale poprzez miłość posuniętą do radykalnego wyniszczenia, do oddania swojego życia, przelania krwi za drugiego, Korona cierniowa na Głowie Chrystusa uzmysławia nieprzemijającą wielkość Jego miłości – mówi ks. prof. Paweł Bortkiewicz.
Wielebny Księże profesorze, w powszechnej świadomości korona cierniowa, którą założono na głowę Panu Jezusowi, zanim wziął on na swoje barki krzyż, to kolczasty wieniec. Tak jest ona przedstawiana na obrazach, na ikonach, w kinematografii etc. Czy faktycznie tak pierwotnie wyglądała?
Faktycznie ikonografia przedstawia zwykle koronę cierniową jako rodzaj wieńca nałożonego czy raczej wciśniętego na skronie Chrystusa Pana. Współcześnie jednak bardzo często pojawia się przekonanie, iż ta korona stanowiła rodzaj czapki obejmującej większy obszar głowy Chrystusa.
Za kształtem wieńca przemawia jeden ze starożytnych fresków przedstawiających „cierniem ukoronowanie Pana Jezusa” odnaleziony w katakumbach z II wieku. Z kolei w ikonografii korona cierniowa była przedstawiana również w formie diademu, a także skrzyżowania gałązek cierniowych.
Wydaje się jednak, iż współcześnie dominuje przekonanie o koronie w kształcie czapki, co nie zmienia faktu, iż każda z tych postaci usiłuje pokazać, uświadomić nam niewyobrażalny w istocie ból zadany Zbawicielowi przez człowieka.
Co w sensie metafizycznym symbolizuje korona cierniowa?
W Starym i Nowym Testamencie ciernie są kojarzone ze śmiercią, umieraniem, bólem, smutkiem i grzechem. Korona cierniowa została umieszczona na głowie Jezusa jako sposób na wyśmianie i wyszydzenie Go podczas procesu ukrzyżowania. Można powiedzieć, iż był to straszliwie cyniczny komentarz do słów Chrystusa, który przed sądem Piłata przedstawił się, iż jest królem, ale zaznaczył, iż Jego królestwo nie jest z tego świata
Korona, która symbolizuje władzę i majestat królewski w tym wypadku usiłowała zmienić znaczenie, pokazując iż królewskość Jezusa oznacza hańbę, poniżenie, upokorzenie. Jednak to nie symbole nadają znaczenie Bogu – to Bóg nadaje znaczenie symbolom i dlatego ten cyniczny, swoiście perwersyjny akt wyszydzenia Boga stał się ostatecznie manifestacją Jego potęgi. Ona nie dokonuje się poprzez przemoc, ale poprzez miłość posuniętą do radykalnego wyniszczenia, do oddania swojego życia, przelania krwi za drugiego, Korona cierniowa na Głowie Chrystusa uzmysławia nieprzemijającą wielkość Jego miłości.
Dlaczego legioniści rzymscy założyli Panu Jezusowi koronę cierniową? Przecież samo jej sporządzenie nie było czymś łatwym i bezbolesnym. Wychodzi na to, iż specjalnie cierpieli, aby zadać Chrystusowi jeszcze większy ból. Tylko po co? Sprawiało im to euforia i dawało satysfakcję?
To chyba bardzo intrygujące w istocie działanie rzymskich żołnierzy. Istotnie, podejmują wielki wysiłek narażając się na zranienie po to, by zadać w sposób perwersyjny ból. Może w tym geście zawarta jest jakaś anatomia ludzkiego grzechu i ludzkiego zła, które niejednokrotnie w sposób wyrafinowany, z wielką przemyślnością podejmuje działanie wymierzone przeciw Bogu.
W gruncie rzeczy dzisiaj znajdujemy wiele przykładów potwierdzających ten styl działania. Przecież chociażby tak charakterystyczne prowokacje ideologiczne wymierzone przeciwko życiu, przeciwko miłości małżeńskiej, przeciwko dziecku wymagają wielkiego wysiłku organizacyjnego, zastosowania swoistej stylistyki, prawdopodobnie wielu godzin spędzonych na przygotowaniu scenariusza i scenografii tych wydarzeń. A wszystko to po to, by zbrukać miłość, by wykrzyczeć Bogu swoje „nie” wobec prawdy Jego stworzenia, by zakpić z ludzkiego życia.
Żołnierze rzymscy dokonując tego wszystkiego narażają się na samookaleczenie, a więc na autodestrukcję, jakby przypominając, iż działanie przeciwko Bogu jest zawsze wejściem na drogę autodestrukcji. Ci sami żołnierze podejmując całą szyderczą akcję ostatecznie jednak w sposób niezamierzony wyrażają hołd Bogu. „Witaj Królu żydowski”, choć z zamierzenia brzmi ironicznie, jest przecież prawdą! Podobnie i dzisiaj wiele działań podejmowanych w sposób ironiczny czy cyniczny, tak naprawdę odsłania Boga, który choć atakowany pozostaje Panem życia, Dawcą miłości, Stworzycielem człowieka, Stwórcą małżeństwa rodziny.
Dlaczego Piłat nie zareagował na „samowolę legionistów” i nie nakazał zdjąć z głowy Pana Jezusa korony cierniowej?
W całym procesie, bardzo zresztą specyficznym i z punktu widzenia prawa rzymskiego nielegalnym, Piłat balansuje między głosem sumienia a konformizmem, uległością wobec władzy. Stosuje grę uniku i konformizmu. Jedna i druga postawa nie jest autentyczna – nie służy budowaniu dobra wspólnego. Nie służy budowaniu dobra wspólnego tej prowincji rzymskiej, którą Piłat zarządzał, ale przede wszystkim nie służy budowaniu dobra w życiu samego Piłata.
Przyzwolenie na śmierć Jezusa nie jest zachowaniem postawy biernej wobec Boga. Nie można przyjąć postawy zupełnej neutralności, gdy staje się w obliczu Boga. Ta pozorna neutralność oskarża Piłata. Podobnie dzisiaj, gdy niejednokrotnie próbujemy w kwestiach moralnych zająć postawę neutralną, postawę nazywaną niekiedy „etyką niezależną”, w gruncie rzeczy zajmujemy stanowisko. Jest to stanowisko destrukcyjne. Każda zdrada prawdy jest destrukcją.
Jeszcze jedna myśl. Włoski myśliciel Giorgio Agamben napisał komentując sąd Piłata nad Jezusem: „w rzeczy samej, dwóch sędziów i dwa królestwa stoją tu jedno przed drugim bez szansy na dojście do porozumienia. W ogóle nie jest jasne, kto kogo sądzi: sędzia dysponujący legalną władzą ziemską czy też ten reprezentujący królestwo nie z tego świata, którego sędzią uczyniono tu dla pośmiewiska”. Cała ta scena odczytywana po wiekach, zdaje się jednoznacznie pokazywać, iż sąd człowieka nad Bogiem jest tak naprawdę wstrząsającym sądem Boga nad człowiekiem.
Kościół od wieków głosi, iż rany zadawane przez koronę odpowiadają tym grzechom, które popełniamy dla czystej satysfakcji czynienia krzywdy drugiemu człowiekowi. Niestety na przestrzeni lat pojęcie krzywdy mocno się zmieniło. Ja i Ksiądz profesor nazwiemy krzywdą aborcję, a nasi przeciwnicy ideowi będą mówić o „wolnym wyborze”. Ja i Ksiądz profesor nazwiemy krzywdą tzw. „zmianę płci”, a nasi przeciwnicy ideowi powiedzą, iż to „wolność”. Można popełnić grzech, wyrządzić krzywdę nie wiedząc o tym?
Niewątpliwie kwestia świadomości jest niezwykle ważna, wręcz decydująca w rozeznaniu ludzkiego grzechu .Mówimy przecież, iż grzech jest świadomym i dobrowolnym wykroczeniem przeciwko prawu Bożemu, albo świadomym i dobrowolnym odwróceniem się od Boga, a zwróceniem ku stworzeniu. Świadomość i dobrowolność wydobywane w tych określeniach mogą być ograniczane czynnikami, które tradycyjna etyka i teologia moralna nazywa „przeszkodami” ludzkiego czynu. Jedną z takich przeszkód dotyczących świadomości jest ignorancja.
Niewątpliwie mogą istnieć sytuacje, w których człowiek działa w pewnej niewiedzy, nie mogąc uzyskać w tym zakresie jasności opinii i oceny. Jednak w tych sytuacjach, o których mówimy, w sytuacjach najbardziej newralgicznych, dotycząc kwestii takich jak życie ludzkie, sposób jego przekazywania, kształt miłości, tożsamość płciowa, kształt małżeństwa – powoływanie się na ignorancję jest albo nieprawdziwe, albo może być przejawem powoływania się na ignorancje zawinioną.
Przypuśćmy, iż ktoś nie wie na czym polega zło zapłodnienia in vitro. W tej chwili nie ma najmniejszego problemu, aby rozeznać tę ocenę moralną z punktu widzenia nauczania Kościoła – autentycznego nauczania Kościoła zawartego w Katechizmie, w dokumentach papieskich, dokumentach kongregacji papieskich. Wystarczy po prostu sięgnąć do internetu, do publikacji. Odpowiedzi w tym zakresie, czyli wskazania postępowania są jednoznaczne. Nie budzą wątpliwości. Powoływanie się na nieświadomość, na niewiedzę jest zatem dzisiaj raczej próbą samousprawiedliwienia, a dokładniej mówiąc samozakłamania. To jednak oznacza zwiększenie odpowiedzialności moralnej za własne postępowanie.
Większość naukowców uważa, iż koronę cierniową zabrał jeden z uczniów obecnych przy złożeniu jego ciała do grobu. Robiąc to złamał ów uczeń żydowskie prawo nakazujące grzebać ze skazanym na śmierć człowiekiem wszystkie przedmioty, które miały kontakt z jego krwią, ponieważ uważane były za nieczyste. Co Żydzi rozumieli pod pojęciem „nieczyste”? Dlaczego ich zdaniem powrót do miasta takich przedmiotów uczyniłby miasto „nieczystym” i co by to oznaczało?
Nieczystość oznaczała stan bycia splugawionym. Mogła oznaczać też czynność, która do takiego stanu doprowadzała. Samo pojęcie było bardzo istotne w starotestamentalnym przedstawianiu świętości. Jak pokazuje Stary Testament, wiele rzeczy mogło uczynić Izrael rytualnie nieczystym lub skażonym – menstruacja, poród, dotykanie zwłok. Nieczystość mogła być też ceremonialnie przenoszona na innych. Każdy osobisty kontakt z kimś nieczystym powodował, iż kontaktujący się zaciągał nieczystość. Taki człowiek stawał się oddzielany od społeczności. Nie wolno mu było oddawać czci w świątyni, ani sprawować kultu w świątyni. Nieczystość ceremonialna mogła być też znakiem nieczystości moralnej. Tak spoglądano w starożytnym Izraelu na trąd – chorobę, która uznawana była za nieuleczalną. A zatem trędowaty był trwale nieczysty, był wyrzutkiem na całe życie, był postrzegany jako osoba trwale grzeszna.
W tej perspektywie Korona cierniowa, która dotykała Ciała umęczonego, ale przede wszystkim Ciała zabitego stawała się nieczysta i stawała się nośnikiem nieczystości. Gest zabrania tej Korony przez dokonującego pochówku Jezusa, świadczył o przełomie, jaki nastąpił na skutek nauczania Chrystusa Pana. Bo to Chrystus pokazywał, iż źródło nieczystości nie tkwi w przedmiotach materialnych. Źródłem nieczystości są ludzkie wnętrza. Jednocześnie ta scena może ukazywać niezwykłą potęgę Chrystusa nadającego nowe znaczenie tradycyjnym znakom. Tak jak sam Krzyż za sprawą Chrystusa z szubienicy dla niewolników stał się narzędziem zbawienia, tak i Korona cierniowa – znak upokorzenia, stała się świętą relikwią dającą uczniom Chrystusa moc w cierpieniach.
W popkulturze wytworzyło się przekonanie, iż korona cierniowa to „magiczny artefakt”. To samo obserwowaliśmy w przypadku Świętego Grala. Skąd u tak wielu zarówno twórców, jak i odbiorców popkultury potrzeba „umagicznienia” chrześcijaństwa? Dlaczego próbuje się nam wmówić np. iż to jeden, czy drugi przedmiot, artefakt, a nie Pan Bóg uzdrawia?
Pozwolę sobie zacząć od pewnego wspomnienia. Niedawno słyszałem o bardzo interesującym numizmacie upamiętniającym inwazję aliantów w Normandii prowadzącą do zakończenia II wojny światowej. Cenne numizmaty, posiadające wartość z racji kruszcu i nominału, zostały w tej kolekcji wzbogacone przewiezieniem ich przez teren wojennych batalii, a także dodaniem do zestawów niewielkich fragmentów oryginalnych mundurów z czasów tamtych walk. Przypominam tę historię, bo człowiek w kulturze laickiej przez cały czas pozostaje istotą duchowo-cielesną i potrzebuje różnych form zapośredniczenia z przeszłością, tradycją, wymiarem duchowym. Zapośredniczenia poprzez artefakty. Nie powinno zatem dziwić to, iż w katolicyzmie człowiek także dokonuje zapośredniczenia poprzez pielgrzymki czy poprzez relikwię. Z jedną zasadniczą różnicą. W przypadku kultury laickiej to zapośredniczenie buduje pewną sferę emocji, wrażeń, pamięci. W katolicyzmie buduje odniesienie do rzeczywistego działania Boga, które ma moc zmieniać ludzkie życie. To nie jest działanie magii, to jest działanie zbawcze Boga. Dlatego tak bardzo ważną, a wręcz bezcenną pozostaje w tradycji katolickiej relikwia cierniowej Korony.
Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek