Rosyjski szpieg przez dwa lata żył na śląskiej wsi. "Pytałem go: Daniel, z czego ty żyjesz?"
Zdjęcie: Daniel Martindale i protestancki Kościół Wolnych Chrześcijan
— Był niezwykle pracowity. Pomagał wszystkim. Kiedy mieszkał u mojej cioci, to całą zimę palił jej w piecu. Dał się poznać z bardzo dobrej strony — wspominają Daniela jego znajomi z protestanckiego zboru w Palowicach. W listopadzie rosyjska telewizja przedstawiła go jako bohatera, który przekazywał GRU informacje o położeniu obiektów wojskowych Ukrainy. Amerykanin gwałtownie stał się gwiazdą w kremlowskich mediach. Dla śląskiej wspólnoty protestantów prawda o Danielu była ogromnym ciosem. — Niby pojechał pomagać ludziom dotkniętym wojną, a przyczyniał się do ich mordowania. Mój zięć wysłał Danielowi tylko ostatniego SMS-a, iż zrywa z nim kontakt, bo ma krew na rękach. Nie dostał odpowiedzi — mówi Grzegorz Rzyczniok, starszy zboru w Palowicach.