Północno-koreańscy żołnierze na Ukrainie.
Kim Dzong Un wydał zarządzenie, iż każdy północnokoreański żołnierz, który zginął w wojnie w Ukrainie, zostanie pośmiertnie przyjęty do Partii Pracy. Rodzinom oferowane są liczne przywileje, ale zabrania im się płakać, okazywać żałobę, czy zdradzać informację o swojej sytuacji.
Pentagon i południowokoreański wywiad szacują, iż od października w Rosji rozmieszczono z rozkazu Kim Dzong Una około 12 tysięcy północnokoreańskich żołnierzy. Co najmniej 300 z nich zginęło, a ponad tysiące zostało rannych.
Jak udało się ustalić dziennikarzom Radia Wolna Azja (RFA), rodziny wysłanych na front mężczyzn, nie były wcześniej o tym fakcie powiadomione. Zaskoczeni bliscy poległych są informowani o zgonach w specyficzny sposób.
Najczęściej urzędnicy kontaktują się z rodzicami, zapraszając ich na przyjazd do Pjongjangu. Oferują im podwiezienie samochodem na najbliższą stację kolejową i bezpłatne bilety na pociąg, prezentują im również pudełko z lunchem, które mogą zjeść w podróży.
Radio podkreśla, iż jest rzadka sytuacja w Korei Północnej, gdzie większość ludzi nie może swobodnie podróżować, zwłaszcza na koszt rządu. Na miejscu otrzymują dwa dokumenty – akt zgonu syna i oraz legitymację członkowską Partii Pracy.
Na otarcie łez Kim obiecuje domy
Rodziny nie dowiadują się jednak niczego o szczegółowych okolicznościach śmierci swoich dzieci. Przedstawiane są im za to korzyści, które płyną z nadania im pośmiertnej przynależności do partii.
Jest to m.in. przywilej możliwości zamieszkania w stolicy kraju, w której panują znacznie lepsze standardy życia niż w pozostałych regionach. Oprócz tego mogą wziąć specjalny, 10-dniowy urlop od pracy. Ceną jest jednak milczenie.
– Nie pozwolili choćby pogrążonym w żałobie rodzinom płakać – informuje jedno ze źródeł rozgłośni. Ponadto rodziny są wielokrotnie nakłanianie do tego, by „nie dzielić się informacjami z innymi krewnymi ani nikim z ich otoczenia”.
Północnokoreańskie władze pracują nad rozwiązaniem, które umożliwią rodzinom wszystkich poległych otrzymanie domu w Pjongjangu. Od blisko czterech lat Kim Dzong Un forsuje swój projekt deweloperski zakładający budowę 50 tysięcy domów do końca tego roku.
– Wśród członków rodziny ze strony mojej żony są tacy, którzy zazdroszczą krewnym, którzy w przyszłości będą mieszkać w Pjongjangu – powiedział dziennikarzom jeden z mieszkańców Korei Północnej. Pojawiają się jednak obawy, czy domów wystarczy dla wszystkich.