Wchodzimy w epokę wielobiegunową, a globalny policjant słabnie
Prof. Paul Poast – associate professor na Wydziale Nauk Politycznych Uniwersytetu w Chicago, zajmuje się badaniem relacji międzynarodowych oraz teorią i praktyką konfliktów i sojuszy. Członek Chicago Council on Global Affairs. Autor książek, ostatnio „Arguing about Alliances” (Cornell University Press, 2019). Publikuje cykliczne komentarze na stronach „World Politics Review”.
Wojna jest wszędzie – straszą kolejne raporty i analizy uniwersytetów i think tanków. Od Ukrainy, przez strefę Gazy, po Sudan – konfliktów zbrojnych jest dziś więcej niż kiedykolwiek w XXI w. Pan pisze, iż nie mamy jeszcze wojny światowej, za to mamy wojnę na całym świecie. Czy to może być przypadek, czy z tych różnorodnych wydarzeń wyłania się jakaś prawidłowość?
– Nigdy nie można wykluczyć, iż nagromadzenie jakichś wydarzeń – wojen, katastrof czy kryzysów politycznych – jest dziełem przypadku. Tym bardziej iż wszystko dzieje się jednocześnie w wielu miejscach na świecie. Dlatego uchwycenie trendu czy pewnej fundamentalnej dynamiki zmian jest trudniejsze. A jednak próbuję przekonywać, iż widzimy coś więcej niż dzieło przypadku.
Czyli?
– Jesteśmy w momencie zwiększonego globalnego natężenia konfliktów i aktów przemocy. Takie okresy zdarzały się zresztą w przeszłości, nie jest to rzecz bez precedensu. Przeciwnie, mamy dane, żeby umiejscowić obecną eskalację przemocy w kontekście historycznym. W tym pomaga choćby projekt badania konfliktów przy Uniwersytecie w Uppsali w Szwecji. Oni zbierają dane o konfliktach zbrojnych rozumianych szeroko: od wojny międzypaństwowej na wielką skalę – jak między Rosją i Ukrainą – aż po walkę wojska ze zorganizowanymi kartelami przestępczymi, jak w Meksyku. I z tych danych badaczy wynika, iż pod względem liczby konfliktów zbrojnych lata 2022-2023 są nie tylko wyjątkowe na tle dekad po końcu zimnej wojny. Mówimy o czymś więcej: żyjemy w okresie, gdy konflikty są częstsze niż kiedykolwiek po 1945 r.
A może to jednak kwestia jakości zebranych danych? Żyjemy w przekonaniu, iż wojen jest wyjątkowo dużo, bo mamy o niebo większy niż poprzednie pokolenia dostęp do źródeł informacji.
– Rozumiem ten argument i choćby byłbym w stanie z tym się zgodzić, gdybyśmy porównywali rok 2020 do 1820. Gdybyśmy cofnęli się o 100 lat, do okolic 1920 r. – również. Ale nie wtedy, gdy mówimy o ostatnich 50-70 latach. Nie można powiedzieć, iż nie mamy danych porównawczych o konfliktach zbrojnych z czasów po II wojnie światowej. Mamy je i z nich wynika, iż konfliktów zbrojnych jest dziś więcej niż kiedykolwiek po 1945 r. Porównywać się moglibyśmy raczej z czasami tzw. międzywojnia, które wbrew popularnym przekonaniom było czasem wielu starć. Ale choćby biorąc to pod uwagę, jesteśmy świadkami czasów szczególnych.
Dlaczego?
– Od Ukrainy, przez Strefę Gazy oraz wojny domowe w Afryce Subsaharyjskiej, po przewroty i napięcia między władzą cywilną a wojskową w różnych miejscach na całym globie, mamy nagromadzenie konfliktów, które wybuchają i rozwijają się równocześnie. Co może być tego przyczyną? Zacznijmy od tego, iż wchodzimy w system, który najlepiej określić jako multipolarny, wielobiegunowy. Nie mamy już jednej światowej potęgi, czyli USA, ani choćby dwóch – razem z ZSRR – jak w czasach zimnej wojny, ale trzy: USA, Rosję i Chiny.
I jak to wpływa na konflikty?
– To ważne, bo historia podpowiada, iż na dłuższą metę wiele potęg światowych nie jest w stanie ze sobą współpracować. Gdy nie współpracują i zaczynają konkurować, następuje rozproszenie ich uwagi – potęgi muszą dzielić uwagę między rywalizację, kontrolę własnego wpływu i interesów oraz relacje z innymi państwami, które też chcą skorzystać z wielobiegunowości i stają się bardziej asertywne. Rezultat jest taki, iż mocarstwa wcale nie są tak skuteczne w zarządzaniu i moderowaniu konfliktów – czego ostatnim przykładem była wojna Armenii i Azerbejdżanu. W innych okolicznościach Rosja naciskałaby na rozejm albo użyła siły, by spacyfikować konflikt. Ale iż sama jest na wojnie, nic podobnego się nie wydarzyło. Widzimy już więc, jak w praktyce pewne państwa czy ugrupowania mogą skorzystać z rozproszenia uwagi mocarstw. Kolejnym przykładem jest Hamas. To pierwszy z powodów, dla których ryzyko kaskady konfliktów dzisiaj się zwiększa.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 52/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym