Trwają protesty w Tbilisi. Dlaczego Gruzja zbliża się do Rosji? [wyjaśniamy]

krytykapolityczna.pl 7 miesięcy temu

Tbilisi znów protestuje. Każdego wieczora, już od tygodnia, mimo iż dochodzi do zatrzymań i użycia gazu wobec demonstrantów. Przyczyną protestów przed budynkiem gruzińskiego parlamentu jest wznowienie prac nad tzw. ustawą o agentach zagranicznych. jeżeli zostanie uchwalona, media i NGO-sy, które otrzymują przynajmniej 20 proc. finansowania z zagranicy, zostaną zarejestrowane jako agenci obcego wpływu.

Podobną ustawę wprowadziła w życie w 2012 roku Rosja. W kolejnej dekadzie pomogła ona kremlowskiej władzy stłamsić niezależne media i organizacje pozarządowe. Dlatego zaproponowana przez rząd partii Gruzińskie Marzenie ustawa przez protestujących nazywana jest „rosyjską”. Analogię tę wzmacnia fakt, iż partia rządząca wraz z Cerkwią na wzór rosyjski od lat krytykują promocję europejskich wartości.

We are witnessing an incredible amount of people gathered at Rustaveli, with more people still arriving. Even government affiliated media drones can not fake the image. This is the third and biggest day of demonstrations. #NoToRussianLaw pic.twitter.com/Gv8gjYJDvG

— Nodar Rukhadze (@xonoda) April 17, 2024

Zgodnie z wynikami badań opinii publicznej 85–90 proc. Gruzinów wspiera proeuropejski kurs swojego kraju. Ustawa o agentach zagranicznych to kolejny gest władzy wbrew tej tendencji. Jej ostrożna polityka wobec Rosji kontrastuje bowiem ze społecznym potępieniem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Jednocześnie wszystko wskazuje na to, iż Gruzińskie Marzenie znów zwycięży w październikowych wyborach parlamentarnych.

O co w tym wszystkim chodzi? Postaram się to wyjaśnić wraz z ekspertem PISM ds. państw Kaukazu Południowego, Wojciechem Wojtasiewiczem.

Po co Gruzińskiemu Marzeniu ustawa o agentach zagranicznych?

Podobną ustawę partia rządząca próbowała wprowadzić już w marcu ubiegłego roku. Wycofała się z tego po gwałtownych protestach i krytyce ze strony zachodnich partnerów. Dziś twierdzi, iż „radykalna opozycja” wprowadziła obywateli w błąd, a ustawa jest potrzebna, by zwalczać „pseudoliberalne wartości” narzucane przez cudzoziemców i promować „transparentność” działań mediów i organizacji pozarządowych.

– W rzeczywistości ustawa wymierzona jest przeciwko nim – komentuje Wojciech Wojtasiewicz z PISM. – Chodzi o to, by nie patrzyły one władzy na ręce przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi, by zmniejszyć ich siłę oddziaływania na opinię społeczną.

Niektórzy gruzińscy eksperci spekulują, jakoby powrót ustawy był efektem działań ekspozytury Kremla w Gruzji, czyli rządzącego Gruzińskiego Marzenia i jej nieformalnego lidera, oligarchy Bidziny Iwaniszwilego. Inne teorie głoszą, iż Gruzińskie Marzenie gra na Rosję ze względu na przekonanie o nieuniknionej porażce Ukrainy. Wojtasiewicz podchodzi do tych hipotez z rezerwą. – Wydaje się, iż krucjata przeciwko europejskim wartościom to przede wszystkim próba zmobilizowania przed październikowymi wyborami konserwatywnego, religijnego elektoratu, który krytycznie nastawiony jest np. do praw osób LGBT+.

Kto protestuje przeciwko ustawie?

Jeśli krótko – młodzi, wykształceni, z wielkiego ośrodka (poza Tbilisi trudno mówić w Gruzji o takowych). Dziesiątki tysięcy osób stłoczonych na alei Rustawelego robi wrażenie, bańka medialno-kulturalna przeżywa szczere i słuszne wzmożenie. Większość Gruzinów raczej nie zaprząta sobie nową ustawą głowy. Trudno się temu dziwić – statystycznemu Gruzinowi żyje się coraz gorzej, koszty życia rosną, o pracę coraz trudniej. Pandemiczno-wojenne zawirowania nie służą rozwojowi turystyki – najistotniejszego sektora gruzińskiej gospodarki – a pomysłów na nową Gruzję brak.

Słuchaj podcastu „Blok wschodni”:

Spreaker
Apple Podcasts

Protesty nie mają zaplecza politycznego – gruzińska opozycja pozostaje słaba i rozbita, a przedstawiciele trzeciego sektora nie garną się do wielkiej polityki. – Drugi w sondażach Zjednoczony Ruch Narodowy [partia związana z byłym prezydentem Micheilem Saakaszwilim – przyp. aut.] ma silny elektorat negatywny, a pozostałe partie balansują na granicy progu wyborczego – wylicza Wojtasiewicz. – Ambicje poszczególnych liderów mają większe znaczenie niż myślenie propaństwowe. W efekcie od lat w sondażach 30 do 50 proc. Gruzinów twierdzi, iż nie ma na kogo głosować.

Czy rząd Gruzji prowadzi prorosyjską politykę?

To skomplikowane. Na poziomie deklaratywnym Gruzińskie Marzenie od dojścia do władzy w 2012 roku kontynuuje politykę zbliżenia z Zachodem. Do kraju płyną zachodnie pieniądze, od 2017 roku Gruzini mogą podróżować do państw UE bez wizy, a w grudniu ubiegłego roku Gruzja otrzymała status kraju kandydującego do UE – pod warunkami, których jak na razie nie spełnia.

Jednocześnie partia stara się utrzymywać poprawne stosunki z Rosją. Dawny kolonizator pozostaje ważnym partnerem handlowym dla gruzińskiej gospodarki. Jest też biznesowym matecznikiem oligarchy Bidziny Iwaniszwilego, niegdyś premiera, później szarej eminencji, a w tej chwili honorowego przewodniczącego partii władzy. Gruzja unika też ostrych gestów przeciwko „starszemu bratu” – przykładowo, nie dołączyła do europejskich sankcji przeciwko Rosji mimo nacisku społeczności międzynarodowej.

– Gruzja lawiruje między Europą a Rosją, ale od momentu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę jest to polityka coraz wyraźniej prorosyjska – ocenia Wojtasiewicz. – Projekt tzw. ustawy o zagranicznych agentach jest działaniem obstrukcyjnym na drodze Gruzji do Unii Europejskiej. Jest to krytykowane zarówno przez Brukselę, jak i Waszyngton, a chwalone przez Rosję. jeżeli Gruzja przyjmie tę ustawę, nie ma mowy o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych, które planowano na koniec roku.

Co na to gruzińskie społeczeństwo?

Uogólniając, Gruzini nie przepadają za Rosją. W kolektywnej pamięci północny sąsiad to kolonizator, który od wieków stoi gruzińskiemu narodowi na drodze do suwerenności. Moskwa wspiera niepodległość separatystycznych republik Abchazji i Osetii Południowej, co z gruzińskiej (i międzynarodowej) perspektywy oznacza okupację 20 proc. jej terenów.

Ponadto w 2008 roku doszło do krótkiego konfliktu zbrojnego między Gruzją a Rosją, który mógłby się przedłużyć, gdyby tylko Rosja tego zechciała. Trauma tych dni przeważa nad nostalgią za ZSRR, typową dla sporej części starszego pokolenia. Stąd też silna solidarność z Ukrainą, widoczna w gruzińskiej przestrzeni publicznej niemal na każdym kroku.

Gruzini zdają sobie jednak sprawę, iż w przypadku konfrontacji z Rosją nikt im nie pomoże. Ilu by żołnierzy nie wysłali na misje NATO, ilu ochotników nie zginęłoby na ukraińskim froncie – Zachód nie kiwnie palcem, by zapewnić im bezpieczeństwo. Dlatego zachowawcze postępowanie rządu nie budzi większych kontrowersji, a czołowi politycy straszą Gruzinów wojną. – Twierdzą, iż warunkiem UE do rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych jest przystąpienie do antyrosyjskich sankcji, co skończyłoby się „otwarciem drugiego frontu”, czyli napaścią Rosji na Gruzję – wyjaśnia Wojtasiewicz. – To sprytnie poprowadzona narracja, bo Gruzini obserwują, co dzieje się w Ukrainie, i boją się takiego scenariusza.

Wojtasiewicz przestrzega też przed przecenianiem wysokiego poparcia dla UE w sondażach. – Podobnie jak Polakom w 2004 roku, Zachód kojarzy się Gruzinom z lepszym życiem, większą ilością pieniędzy w portfelu, możliwością wyjazdu za granicę – wyjaśnia ekspert. – Nie oznacza to z automatu poparcia dla zachodnich wartości w stylu poszanowania praw człowieka. Dlatego statystyczny Gruzin może być zwolennikiem przyłączenia się Gruzji do UE, a jednocześnie popierać zachowawczą, a choćby prorosyjską politykę gruzińskiego rządu, bo wizja akcesji jest mglista, a życie w cieniu Rosji toczy się tu i teraz.

Co będzie dalej?

Wojtasiewicz widzi dwa możliwe scenariusze rozwoju sytuacji. W pierwszym Gruzińskie Marzenie doczeka się wypalenia emocji stojących za protestami. Procedura legislacyjna ustawy o zagranicznych agentach jest rozciągnięta w czasie – protesty wybuchły po pierwszym czytaniu, a trzecie, ostatnie czytanie ma odbyć się dopiero 17 maja.

Drugi możliwy scenariusz to według eksperta eskalacja. Może do niej dojść szczególnie wtedy, jeżeli Gruzińskie Marzenie zdecyduje się na siłowe rozwiązanie protestów. Najnowsza historia Gruzji pokazuje, iż jego obywatele potrafią protestować do skutku, a na przemoc ze strony władzy reagują nerwowo. – Do takiej mniejszej czy większej rewolucji byłby jednak potrzebny lider – zastrzega Wojtasiewicz. – jeżeli dojdzie do negocjacji między protestującymi a władzą, kto by poszedł na te negocjacje ze strony opozycji? To największy problem gruzińskiej polityki od lat – brakuje atrakcyjnej alternatywy, która mogłaby stać się przeciwwagą dla elity rządzącej.

**

Wojciech Wojtasiewicz – analityk ds. Kaukazu Południowego w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. Zajmuje się polityką zagraniczną, wewnętrzną oraz sprawami społecznymi Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu. Absolwent stosunków międzynarodowych w Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego. W przeszłości urzędnik rządowy, samorządowy oraz dziennikarz specjalizujący się w tematyce obszaru postradzieckiego.

**

Finansowane przez Unię Europejską. Poglądy i opinie wyrażone są poglądami autorów i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy Unii Europejskiej lub Dyrekcji Generalnej ds. Sieci Komunikacyjnych, Treści i Technologii. Ani Unia Europejska, ani organ przyznający finansowanie nie ponoszą za nie odpowiedzialności.

Idź do oryginalnego materiału