Wrzody

bezkamuflazu.pl 10 miesięcy temu

Pierwsza faza pełnoskalowej wojny w Ukrainie cechowała się wybitną manewrowością. rosjanie uderzyli z wielu kierunków, dążąc do jak najszybszej i najgłębszej penetracji terytorium przeciwnika. Celem kolumn pancernych i zmechanizowanych były duże miasta – ze stolicą włącznie – których zdobycie miało wywrzeć na Ukraińcach niszczący efekt psychologiczny. Na osiach natarć dochodziło do punktowych bojów, których intensywność często przypominała potyczki z czasów wojen światowych. Ale kilka kilometrów dalej – patrząc na boki i w tył – panował spokój. Mapy, które wtedy kreślono – by dla informacji i propagandy ilustrować postępy rosyjskich wojsk – obciążone były kardynalnym błędem. Sugerowały bowiem, iż pod okupacją znalazły się wszystkie tereny, przez które przeszły rosyjskie kolumny.

Tymczasem na skutek szczupłości sił inwazyjnych, rosjanie często nie kontrolowali choćby dróg, po których wcześniej się poruszali. I którymi, co istotne, miało do wysuniętych oddziałów docierać zaopatrzenie. Nie było mowy o instalowaniu garnizonów okupacyjnych, rosyjski stan posiadania wyznaczały aktualne lokalizacje grup bojowych. Front, w odróżnieniu od pierwszo- czy drugowojennych zmagań, nie stanowił linii ciągłej – tworzyły go izolowane skupiska wojsk, będące niczym gorejące wrzody na ciele Ukrainy.

W miejscach, gdzie obie armie się stykały, walczyły ukraińskie czołgi, artyleria, klasyczne lotnictwo. Obrońcy zwykle ustępowali, więc w medialnym przekazie Kijowa na plan pierwszy wybiła się lekka piechota wyposażona w przenośne wyrzutnie przeciwpancerne, hulająca na rosyjskich „tyłach”. Zadawała ona agresorom – zwłaszcza ich logistyce – dotkliwe straty, stąd jej propagandowa atrakcyjność. Bohaterami mediów zostały także Bayraktary – i one dziesiątkowały wówczas zbite w kolumny rosyjskie oddziały.

Pod koniec maja 2022 roku usłyszałem od jednego z ukraińskich generałów, iż w pierwszym miesiącu wojny używane przez obrońców przenośne wyrzutnie przeciwpancerne odpowiadały za 50 proc. strat sprzętowych, zadanych rosyjskim wojskom pancernym. A niemal jedna piąta zniszczonych i uszkodzonych wozów została porażona z powietrza, głównie przy użyciu dronów i amunicji krążącej. W kolejnych miesiącach te proporcje uległy zmianom; gdy rozmawialiśmy, miały być następujące: za 30 proc. strat odpowiadały wyrzutnie przeciwpancerne, 30 proc. było efektem pojedynków pancernych (czołg-czołg – tu bez zmian w odniesieniu do pierwszego miesiąca inwazji), następne 30 proc. przypisywano działaniu artylerii. Pozostałe 10 proc. szło na konto lotnictwa, także bezzałogowego. Co się po drodze zmieniło?

rosjanie nauczyli się zwalczać Bayraktary. Zachowane egzemplarze dowództwo ukraińskie nie wysyłało już do misji bojowych – wykorzystywano ich walory rozpoznawcze, głównie w miejscach, gdzie nie toczyły się intensywne walki. „Wyszły” też Ukraińcom zapasy amunicji krążącej, zeszczuplały ich klasyczne siły powietrzne. Nade wszystko jednak zmienił się charakter działań wojennych, który w znacznie większym stopniu umożliwiał wykorzystanie artylerii (co tyczyło się obu stron). Wyrzuceni z północy Ukrainy i zatrzymani na południu rosjanie, w połowie kwietnia 2022 roku skoncentrowali wysiłki na Donbasie. Wojna zatraciła cechy wybitnej manewrowości, front przestał być skupiskiem ognisk i przybrał klasyczną liniową postać. Presja wzdłuż tej linii była zróżnicowana, ponieważ jednak rosjanie starali się „wymacać” słabe punkty obrony w wielu miejscach na raz, uznać można, iż szli ławą. A po prawdzie to ślimaczo się toczyli. Tym niemniej uporządkowali tyły, lokując garnizony Rosgwardii w miastach będących zapleczem frontu oraz siejąc terror wśród cywilów (w czym wiodącą rolę odegrała Federalna Służba Bezpieczeństwa).

Gdy w pełni ujawniło się niepowodzenie strategii szybkich, głębokich rajdów, moskale sięgnęli do radzieckich wzorców. Wychodząc z założenia, iż stworzone wcześniej (w latach 2014-21) i tworzące się na bieżąco ukraińskie linie obronne zmiażdży walec artyleryjski. Nieefektywność tej metody oraz niedostatki techniczne i technologiczne obu stron miały wiele konsekwencji. Jedną z nich był triumfalny powrót dronów na pole bitwy. Początkowo głównie jako aparatów obserwacyjnych, wspierających działania artylerii, później w coraz większym stopniu jako substytut luf i miotanych przez nie pocisków. Co istotne, o ile najpierw były to bezpilotowce stworzone na użytek wojska, o tyle w kolejnych miesiącach dominować zaczęły zaadaptowane na militarne potrzeby urządzenia cywilne. Na początku 2024 roku stanowiły one miażdżącą większość wykorzystywanych w wojnie bezzałogowców.

Co mam na myśli pisząc o nieefektywności artyleryjskiego walca? O tym przeczytacie w książce, którą właśnie kończę. A która, jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, ukaże się pod koniec lutego. Do lektury „Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji” zapraszam już dziś.

—–

Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.

Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:

Nz. Zdobyczny rosyjski dron Orłan, służący jako ozdoba w kwaterze ukraińskich droniarzy ze słynnej grupy „Madziara”/fot. własne

Idź do oryginalnego materiału