Z małej wsi pod Lubartowem na wielką wojnę — tak zaczęła się dramatyczna tułaczka Ludwika Wolińskiego, prostego chłopa wcielonego do carskiej armii. Zostawił młodą żonę, dom i nadzieję na spokojne życie. Przez pięć lat wojny pisał listy, które łączyły go z rodziną i normalnością. Dziś, po ponad stu latach, jego słowa stają się świadectwem pokolenia, które doświadczyło koszmaru frontu, głodu, niewoli — ale nie utraciło wiary, miłości i nadziei.
Zamach w Sarajewie i udział Polaków w wojnie
Zamach w Sarajewie 28 czerwca 1914 r. wywołał lawinę, która wciągnęła Europę i świat w kilkuletni konflikt w dziejach określany mianem I wojny światowej. Działania wojenne rozgrywały się również na ziemiach polskich od ponad 100 lat znajdujących się pod panowaniem trzech zaborców. Z uwagi na to, iż wchodziły one do przeciwstawnych bloków politycznych : państw centralnych (Niemcy i Austro-Węgry) oraz Ententy (Rosja) Polacy byli powoływani do armii zaborczych i walczyli przeciwko sobie. Polscy rekruci byli obowiązkowo wcielani do wojska i wysyłani do działań wojennych. Działo się tak w wszystkich regionach polskich, w tym na Lubelszczyźnie. Według orientacyjnych danych tylko z terenu Lubartowa liczba rekrutów polskich sięgała w latach 1914-1915 blisko 200 osób, głównie urodzonych w latach 80. i 90. XIX wieku. Walczyli oni w ramach regularnych i zapasowych jednostek armii carskiej. W okresie pokoju siły zbrojne Rosji liczyły 1,2 mln , już na początku wojny ta liczba znacząco wzrosła. Podaje się, iż łącznie w armii rosyjskiej służyło ok. 12 mln żołnierzy.
Ofensywa państw centralnych na Lubelszczyźnie
I wojna światowa zaczęła się dla mieszkańców Lubartowa i okolicy tak naprawdę latem 1915 roku. Po bitwie pod Gorlicami nastąpiła bowiem ofensywa wojsk państw centralnych, a w początkach lipca front przesunął się na Lubelszczyznę. Rosjanie, wypierani przez oddziały 8 korpusu IV armii austrowęgierskiej wspomaganej przez Niemców, pospiesznie zaczęli się wycofywać. 30 lipca zajęto Lublin. W tym czasie w Lubartowie Rosjanie przeprowadzali pośpieszną ewakuację swoich biur i urzędów. Akcja objęła nie tylko rosyjskich urzędników, wojskowych i nauczycieli wraz z rodzinami ale także pewną grupę Polaków (około 100 osób), których wywieziono w rejon Mińska.
Bitwa pod Jastkowem i zniszczenia w okolicy Lubartowa
Po krwawej bitwie pod Jastkowem oddziały austriackie znalazły się w okolicach Lubartowa. Rosjanie umocnili się nad Wieprzem, wg relacji W. Śliwiny prowadzili ostrzał zza parku i łąk nadwieprzańskich. Samo miasto nie ucierpiało, niemal doszczętnie zniszczone zostały natomiast okoliczne miejscowości, w tym Nowodwór i Kozłówka oraz Ostrów spalony przez Rosjan. Spisy poległych wymieniają 827 żołnierzy poległych tylko na podlubartowskich polach oraz w rejonie Annoboru i Nowodworu.
Straty demograficzne i materialne wojny
Wydarzenia militarne przyniosły dość poważne skutki ekonomiczne i demograficzne. Według różnorodnych źródeł liczba ludności powiatu zmniejszyła się o 10 – 30 tys. ludzi, w samym Lubartowie liczba ta zmalała o ponad 1 tys. do 7 100. Były to zarówno ofiary wojny, jak i rekruci wcieleni do armii zaborczej, ewakuowani, oraz uciekinierzy. Wojenne przemieszczenia ludności spowodowane były ogromnymi stratami materialnymi (rosyjska taktyka spalonej ziemi). W mieście zniszczeniu uległo zaledwie 3 budynki mieszkalne ale w okolicy zniszczenia i straty były dość znaczne: spalone, stratowane uprawy zbóż, zniszczenia pól na skutek budowy umocnień obronnych, nasypów, okopów itp. Zmniejszeniu uległo pogłowie koni, bydła, świń, owiec i drobiu (szerokie rekwizycje rosyjskie a potem także austriackie). Zniszczenia dotknęły lasy – wycięte i zdewastowane na skutek działań. Łupem żołnierzy padły środki lokomocji – wozy, bryczki, powozy, sanie a choćby narzędzia i maszyny rolnicze oraz szereg przedmiotów i sprzętów w zajmowanych przez wojsko kwaterach.
Wieści z frontu i oddziały legionowe
Działania zbrojne przesunęły się z czasem poza granice Królestwa, niedługo front się ustabilizował ale dla Lubartowian wieści o wydarzeniach wojennych były ważne, wszak wielu ich bliskich służyło przez cały czas w armii rosyjskiej a od 1915 r. także w oddziałach legionowych Józefa Piłsudskiego. Z niepokojem i lękiem czekano więc na wieści z frontu czy obozów internowania.
Żołnierz z Nowodworu – Ludwik Woliński
Jednym z takich żołnierzy był pochodzący z Nowodworu Ludwik Woliński. Losy rekruta przybliżyła jakiś czas temu wystawa w MBP i spotkanie z p. Anną Krzych, wnuczką Ludwika. (…)
Listy z frontu do żony Zofii
Zaprezentowano wówczas zbiór odnalezionych po latach listów, które pisał w trakcie wojennej tułaczki do swojej świeżo poślubionej żony Zofii. Ludwik wcielony do armii carskiej już 30 września 1914 roku wysłany został na front. Służył początkowo w oddziale transportowym 19. Korpusu Armii Rosyjskiej stacjonującym na terenie Warszawskiego Okręgu Wojskowego ze sztabem w Brześciu Litewskim a następnie przemieszczanego w inne części kraju. W końcowym okresie wojny, jak sam pisał w jednych z listów, znalazł się w armii czynnej i walczył w Karpatach.
Relacje pisane z wojennej tułaczki
Ludwik w miarę możliwości starał się przez cały okres wojny utrzymywać listowny kontakt z rodziną. W zbiorach rodzinnych zachowało się kilkanaście listów z tych czasów. Pisane pismem kaligraficznym, po polsku, adresowane po rosyjsku, niezmiennie zaczynały się zwrotem: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” i informacją o zdrowiu. Kończyły życzeniami spotkania i ufności w Bożą opiekę.
Trasa wojennej służby
Pierwszy z listów datowany na 23 października 1914 roku był pisany z Warszawy, kilka kolejnych z jej okolic (Grójec). Wiosną 1915 r. wojsko skierowano na północ, pod granicę z Prusami a potem jeszcze dalej (pod Prużany na Litwie, w pobliże linii frontu). Jesienią wycofano je znów w okolice Warszawy. Latem kolejnego roku oddział Ludwika Wolińskiego znalazł się na terenie Karpat.
Bezpośrednie przeżycia i emocje żołnierza
Część z listów, które dotarły do rodziny nie zawierały informacji o miejscu stacjonowania, jedynie drobne informacje w treści wskazują na ciągłe dyslokacje wojsk. Dominują za to refleksje i odczucia związane z nieznanymi i coraz groźniejszymi realiami wojny. Dla młodego człowieka żyjącego dotąd spokojnie w kręgu znanych sobie ludzi i spraw już sam fakt oderwania od tej wioskowej rzeczywistości, od rodziny a szczególnie niedawno poślubionej żony był czasem trudnym. Na to nakładały się jeszcze warunki frontowego życia oraz toczącej się wokół wojny. W każdym liście odnajdujemy przejmujące, choć jakby mimochodem zapisywane myśli:
„Na wojnie to dziś a jutro może grobowa deska nakryć człowieka… ale trzeba prosić Boga i Matki Najświętszej aby broniła od śmierci..” a w innym – „tu na wojnie to teraz człowiek stał się zatwardziały … dość się napatrzałem nędzy ludzkiej, wiozłem ciężko rannego 30 wiorst, który był raniony kulą w brzuch, drugą w prawy bok…” „ nieraz była śmierć nad głową i jeszcze Pan Bóg ochronił”.
Codzienność frontowa oczami Ludwika
Początkowo jeszcze w tonie uspokajającym opisuje życie codzienne żołnierza i stwierdza: jest ciężko ale daje radę – „wszystko jest tak, jak trzeba”.
„Chodzi się po pięć i sześć tygodni w jednej koszuli, to mam ich musi z pięć koszul i wełnianych mam dwie i portki wełniane, to się przemienia i chodzi dalej, a buty to nam dali nowe 7 marca i drugie mam na zimę wojłokowe takie iż noga nigdy nie zmarznie, czapkę to kupiłem jeszcze z początku wojny w Łodzi”.
Zmiana tonu w listach – groza wojny
Z czasem jednak pod wpływem coraz straszniejszych obrazów z pola walki ton listów się zmienia:
„ … przestrach, trupy, piski, jęczenie rannych, których setkami często przedstawia się oczom… bo nieraz latawiec niemiecki idzie nad głową człowieka to tylko wyglądać bomby z góry. Chłodno, głodno i nędza, bo wspomnij na to Zosiu, żono najmilsza, jak to teraz spać jest na polu, co już i mrozki niemałe, jeszcze i głodno, bo tam jest ludzi okiem nie dojrzyć, to jak się rozjedziem to i 4 – 5 dni kuchni nie widzimy, tylko suchy chleb, jeżeli jest a to drugi raz -nie ma, teraz nędza. Pomyślij to najukochańsza żono, iż pięć a to i sześć tygodni się chodzi w jednej koszuli, co to się robi, pomyślić sobie wojna… ale … jestem zdrów dzięki Bogu … tylko daj Boże zdrowie i wytrwałość”.
W innym liście uzupełnia: „W warszawskiej guberni mokra jesień, mało nie każdy dzień deszcz, człowiek mokry drży z tego zimna… bitwa bardzo blisko już 7 dni, to aż głowa ciąży od huku armat i drżenia ziemi. Straszna chmura wisi nad nami, ale proście gorąco Pana Boga i tej Matki Bożej Królowej Nieba i Ziemi, a może nam to przemieni, bo straszna klęska się zwala, głód straszny, chleba nam już 5 dni nie dają bo nie mogą wystarczyć piekarze tylko dali nam na 1 dzień 5 kopiejek na chleb i kup za 5 kopiejek chleba kędy razowy po 6 groszy… to więcej trzeba żywności i chleba broń Boże bez grosza…. Umrzeć z głodu i bez wojny.”
Tęsknota, pożegnania i rodzinne wiadomości
Obserwacja pola walki, codzienny stres, osamotnienie, brak wieści o rodzinie i znajomych a także obawa o życie sprawiały, iż niemal w każdym liście wybrzmiewa nuta pożegnania, podziękowania i żalu za bliskimi. Po kilku miesiącach pobytu na wojnie pisał do rodziców:
„Opiszcie mi co jest tam i co się dzieje w naszych stronach, kto poszedł do wojska, bo ja tyle tu już dziesiąty miesiąc i nie widzę nikogo ze znajomych.” Dopiero z frontu w Karpatach (1917) mógł napisać: „Brat młodszy Piotr żyje i w tej chwili znajduje się na froncie tureckim, czyli na Kaukazie. Starszy brat, nie wiem nic o nim już półtora roku. Ze mną są znajomi z Nowodworu: Zbiciak, Domin i Bołczyński, z Pałecznicy są Budzyński i Chodkiewicz, Ziemichód Józef z Łucki, proszę o nich zawiadomić rodziny. (Oni) za moim pośrednictwem załączają życzenia i pozdrowienia dla swych żon , rodzin, krewnych, znajomych…”
List z Prużan – słowa pożegnania
W liście (25.08 1915 r.) pisanym w Prużanach, blisko linii frontu, w poczuciu niepewności, co los przyniesie zawarł słowa pożegnania i podziękowań:
„Żegnam się z wami droga mamo i żal mi ściska serce moje, bo może w ostatniej godzinie i choćby nie ucałowałem ręki waszej … Całuję ręce wasze droga mamo. Żegnam cię Żono Najdroższa…. żegnam się z rodzicami żony, całuję ich ręce, dziękuję wam tato i mamo najdroższa za wasze trudy któreście ponieśli, żegnam rodzeństwo /Jana, Stefanię, Konstancję, Weronikę/, oraz innych krewnych i znajomych … ”
I jeszcze dopisek: „Zosiu, najdroższa moja Żono, nie trać nadziei, iż się już nie będziem widzieli, bo w tem Boża wola, proś Boga i ja proszę i tej Królowej Nieba i Ziemi, aby zasłoniła i odwróciła precz kule… przykro mi jest, jak sobie wspomnę trudności, jakie tam ostały, ja bym w nich poradził letko, a tobie to trudno będzie…”
Niewola i pobyt w obozie w Łambinowicach
Trzy ostatnie listy, jakie zachowały się w zbiorach rodzinnych pochodzą z lat 1917-1918 z obozu dla jeńców wojennych Lamsdorf (Łambinowice). Obóz powstał jeszcze w okresie wojny prusko-francuskiej 1870-1871, został rozbudowany w latach I wojny światowej. Przetrzymywano w nim jeńców pochodzących z państw Ententy, głównie z armii rosyjskiej, rumuńskiej, włoskiej, serbskiej, francuskiej, brytyjskiej i belgijskiej. Łącznie było ich ok. 90 tysięcy. Zakwaterowano ich w sześciu podobozach (w tym czterech nowych zbudowanych już w czasie wojny). Na początku przebywającym w nich żołnierzom zapewniono dosyć dobre warunki bytowe, jednak z czasem – w związku z pogarszającą się sytuacją gospodarczą i porażkami niemieckiej armii na froncie – zmieniły się one na gorsze.
Życie po wojnie – powrót, odbudowa i pamięć
Ludwik Woliński przebywał w obozie nr I barak nr 4. W pierwszym wysłanym wówczas liście pisał: „ Donoszę ci Żono kochana, iż ja znajduję się w niewoli w Prusach. Jestem zdrów dzięki Bogu, czego i wam życzę z całego serca. Opiszcie mi o wszystkim, kto żyje, gdzie żyjecie, czy spalone wioski. Zosiu proś taty niech się starają, może bym wrócił do domu, o to bardzo proszę teraz. Ukłon wam Wszystkim i daj Boże się zobaczyć…”
W ostatnim z 28 grudnia 1918 r. odniósł się do otrzymanych od rodziny wieści: „dowiedziałem się iż spalona nasza wioska, ale to wszystko niczem. Spalone to można pobudować, a nie daj Boże ostał kaleką albo życiem przypłacił tę wojnę, to zdrowia ani życia nie przywróci. Piszesz mi żono, iż gdybym powrócił to nie będę miał majątku… Nie frasuj się Kochana Żono, iż my mamy tak marnie żyć, nie trać nadziei… Bóg pamięta o każdem, to może i o nas nie zapomni. Ja byłem bez odzienia, bez chleba, w takich dniach i godzinach… a dziś wszystko przeszło. Jestem zdrowy, nie głodny, pracuję w fabryce… życie mam dobre. Ja Zosiu kochana o nic się nie frasuję, tylko Bogu dziękuję, iż 3 lata na takiej wojnie Bóg zachował bezpiecznie i dziś dałby Bóg powrócić szczęśliwie, to żyć jakoś będziemy za Bożą pomocą… Ostaj się zdrowa Żono Kochana i daj Boże się jeszcze nam zobaczyć.”
Epilog życia Ludwika Wolińskiego
Z przekazów rodzinnych wiadomo, iż Ludwik uciekał z obozu 3 razy i tyleż razy był schwytany. Raz przedzierali się przez prywatne zoo z dzikimi zwierzętami. Najgorszym było to, iż nie wiedzieli, jak traktować napotkanych ludzi, kto z nich to wróg a kto przyjaciel.
Gdy powrócił z niewoli (około 1919 r.) to trzeba było zaczynać wszystko od nowa. Posag Zofii w postaci rubli carskich, który został zaniesiony do Księdza w parafii na początku wojny, nie przepadł, ale stracił na wartości. Odbudowali się w Nowodworze Piaski koło Lubartowa, przy domu założyli sad owocowy, gdzie dominowały jabłonie. Urodziła się im córka Eugenia. W latach dwudziestych Ludwik skonstruował pierwsze na wsi radio (na słuchawki) wykorzystując instrukcje z „Przewodnika Katolickiego”. Sąsiedzi schodzili się z okolic, aby dowiedzieć się co się dzieje w świecie i podyskutować. A wiele się działo w dwudziestoleciu międzywojennym i nie na długo zapanował pokój. Po Ludwiku pozostały roczniki „Przewodnika Katolickiego” z lat 20- i 30- stych, będące skarbnicą wiedzy o tamtych czasach. Pięcioletnia wojenna tułaczka spowodowała, iż Ludwik miał kłopoty ze zdrowiem do końca życia.
W artykule wykorzystano materiał z opracowania „Listy z wojny. Historia rodziny Zofii i Ludwika Wolińskich z Nowodworu opisana w listach z czasów I wojny światowej” autorstwa prawnuków Ludwika – Małgorzaty Anny Krzych i Maksymiliana Jerzego Krzycha
Opr. Ewa Sędzimierz