I weszliśmy w trzecie lato pełnoskalowej rosyjsko-ukraińskiej wojny. Pod koniec czerwca 2022 roku toczyła się bitwa o Donbas, a inicjatywę posiadali rosjanie. Kilkanaście tygodni później ze zdumieniem i podziwem obserwowaliśmy postępy ukraińskiej kontrofensywy na Charkowszczyźnie. Z kolei przed rokiem trwała już inna operacja zaczepna sił zbrojnych Ukrainy – na Zaporożu. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, iż zakończy się porażką; pośród Ukraińców i obserwatorów konfliktu dominowały optymizm i nadzieja.
A co nam przyniesie obecne lato? Szerzej piszę o tym w felietonie dla „Polski Zbrojnej”, który ukaże się w przyszłym tygodniu (oczywiście udostępnię link). Na potrzeby dzisiejszego tekstu dość stwierdzić, iż upalne miesiące upłyną najpewniej w realiach wojny pozycyjnej, w której stroną bardziej aktywną pozostaną rosjanie.
Dlaczego tak uważam? Ano widzę, iż moskale się „wypstrykali”. przez cały czas nie brakuje im ludzi, ale sprzętu ciężkiego już tak. Większość jednostek frontowych ma do dyspozycji najwyżej 40-50 proc. etatowo przewidzianych czołgów, dramatycznie brakuje wozów bojowych, coraz częściej zastępowanych przez… motocykle i niewielkie czterokołowce (umownie nazywane wózkami golfowymi).
—–
Zapyta ktoś, jakim cudem rosja – „leżąca na czołgach” – ma problem z wyekwipowaniem liniowych oddziałów. Ano pamiętajmy, iż miażdżąca większość z około 15 tys. maszyn – używanych i zmagazynowanych w 2022 roku – to sprzęt wyprodukowany w czasach ZSRR. Po 1991 roku powstało kilka nowych czołgów – to, co trafiało do jednostek, było zwykle starą skorupą, odświeżoną i wyposażoną w nowsze, zmodernizowane elementy. Co do zasady – nie ma w tym nic zdrożnego. Do mniej więcej tego samego sprowadza się apgrejt amerykańskich Abramsów. Oba procesy różni jakość wykonania; jak niska była ona (i przez cały czas jest) w przypadku maszyn z rodziny T, przekonujemy się każdego dnia w Ukrainie.
W latach 2011-2020 rosyjska zbrojeniówka dostarczała armii rocznie 160-170 sztuk zmodernizowanych wozów T-72 oraz około 50 w wersji T-80. W 2021 roku było to już tylko kilkadziesiąt maszyn. Łącznie w całym tym okresie do jednostek bojowych trafiło około 2 tys. czołgów o względnie wysokiej wartości bojowej. Wszystkie one poszły już z dymem.
—–
(Pro)rosyjscy propagandyści co rusz przekonują, iż rosja masowo produkuje nowe czołgi. Na poparcie tej tezy otrzymujemy bogaty materiał filmowy i zdjęciowy, ilustrujący hale fabryczne czy ładowane na eszelony maszyny. Te multimedia nie są sfabrykowane, ale i tak nie oddają prawdy. W trzecim roku pełnoskalowej wojny rosyjski przemysł przez cały czas wytwarza nowe czołgi ś l a d o w o. To raptem 20-30 maszyn typu T-90 Proryw. T-72 i T-80 nie są produkowane od 1998 roku, ostatnio udało się rosjanom uruchomić ograniczoną produkcję silników do T-80. Tyle z zapowiadanych przez propagandę sukcesów…
Mimo administracyjnych wybiegów, których celem jest militaryzacja rosyjskiej gospodarki, moce produkcyjne dwóch fabryk zajmujących się produkcją i modernizacją czołgów nie wzrosły. Cóż bowiem z tego, iż załoga ma pracować w reżimie trzyzmianowym, skoro brakuje elektronicznych komponentów zachodniego pochodzenia (niezbędnych na przykład w systemach celowniczych)? Skoro część parku maszynowego nie nadaje się do użytku – poradziecka z uwagi na zużycie, nowoczesna z powodu sankcji (brak części zamiennych, niedziałający soft itp.). Można mieć kupę stali, ale bez obrabiarek ani rusz. Brak tych ostatnich usiłują rosjanie obejść w desperacki sposób – kupując od Chińczyków używane, wycofane z linii produkcyjnych urządzenia made in Japan.
A to nie jest ich jedyny problem. Jak wylicza Aleksander Kowalenko, ukraiński analityk militarny, do produkcji T-72 potrzeba 6,5 tys. form prasowych, a czołg składa się z 20 tys. części, z których większość nie jest od lat wytwarzana. Brakuje nie tylko narzędzi, ale też dokumentacji i kadry (w rosyjskim przemyśle zbrojeniowym są etaty, na produkcji, gdzie jest aż 47 proc. wakatów). Więc owszem, zakłady i warsztaty pracują w trybie trzyzmianowym, ale mogą co najwyżej remontować.
—–
Jaka jest skala tych remontów? W najlepszym dla siebie momencie, wiosną ub.r., rosjanie byli w stanie „udrożnić” do służby około 200 czołgów miesięcznie (nie mam na myśli napraw w przyfrontowych warsztatach), średnia z wojennych miesięcy nie przekracza 150 sztuk. Oczywiście to sporo, ale są dni, kiedy armia rosyjska traci po kilkanaście, a choćby kilkadziesiąt czołgów, rzadko kiedy jest to mniej niż pięć sztuk. Zatem bieżąca „produkcja” nie zapewnia choćby pełnej kompensacji poniesionych strat. A rezerwuar stosunkowo nowych maszyn – nadających się do remontu – nieskończony nie jest. To dlatego moskale odbudowują swój potencjał pancerny sięgając do coraz głębszych zapasów. Nie byłoby potrzeby przywracania do służby 50-letnich T-62, gdyby inne zmagazynowane wozy, młodsze o 10-20 lat T-72, do czegokolwiek się jeszcze nadawały. Wiele się nie nadaje, więc jest jak jest – kilkanaście dni temu podziwialiśmy zdjęcie T-54 wysłanego do Ukrainy. Maszyny tego typu liczą sobie… 70 lat.
—–
Oczywiście, „nowość” nie jest decydującym atrybutem, zwłaszcza iż czołg po remoncie może być wyposażony w generacyjne nowsze komponenty, które podnoszą jego wartość.
Ale przywracane do służby wozy, choćby te najmłodsze, nie są „bogato” udoskonalane (pomijam wszelkie wariacje na temat ochrony antydronowej). Nie pakuje się do nich masowo najnowszej opto-elektroniki, bo jej brakuje. Rosyjska nie jest tak dobra jak zachodnia, a sankcje – choć łamane na różne sposoby – nie pozwalają na pozyskiwanie podzespołów w pożądanej liczbie. Tak naprawdę wychwalane przez rosyjską propagandę „najnowsze” T-90, to bieda-czołgi w porównaniu z przedwojennymi egzemplarzami.
No i rosjanom czkawką odbija się niska jakość wykonania. Silniki do czołgów T-72/90 wymagają remontu po tysiącu godzin użytkowania. Wozy, które wjechały do Ukrainy na początku roku – a nie zostały zniszczone – i tak nie są dziś zdatne do użycia. A owe 1000 km to i tak dobry wynik – najstarsze „klamoty” (T-62/55/54) często psują się po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów. Teoretycznie mogłyby pełnić role statycznych punktów obrony. Z uwagi na wysoką awaryjność armat produkowanych w latach 60. i 70., choćby w tym zakresie nie spisują się zbyt dobrze.
—–
Ukraińcy twierdzą, iż zniszczyli już osiem tysięcy wrogich czołgów. Dostępny materiał zdjęciowy i filmowy pozwala przyjąć, iż z całą pewnością z walki wyeliminowanych zostało niemal trzy tysiące rosyjskich tanków. Część z nich dałoby się wyremontować, ale tu zaczynają się kolejne schody. Mimo prób ukrócenia tych praktyk, wycofywane z frontu maszyny są po drodze okradane z każdego elementu, który da się sprzedać. Rosyjscy żołnierze handlują głównie za wódkę – ów rys kulturowy moskiewskiej armii przez cały czas pozostaje silny i niezmienny. Ogołocone skorupy często nie nadają się do żadnego remontu – w ich miejsce lepiej wyciągnąć coś z głębokiego magazynu. Ale dotychczasowy „przerób” oraz fatalna jakość głębokiego magazynowania – zwykle pod chmurką – mocno ów rezerwuar uszczupliły.
A z pustego i Salomon nie naleje…
—–
Dziękuję za lekturę! A gdybyście chcieli wesprzeć mnie w dalszym pisaniu, polecam się na dwa sposoby. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
Szanowni, to dzięki Wam powstają moje materiały, także ostatnia książka.
A skoro o niej mowa – gdybyście chcieli nabyć „Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji” z autografem, wystarczy kliknąć w ten link.
Nz. T-62 po apgrejdzie; tyleż to ciekawa, co żałosna przeróbka czołgu-dziadka/fot. anonimowe źródło rosyjskie