Koniec świata w Puli – jak upadało imperium Habsburgów

studiowschod.pl 1 rok temu

Schyłek Austro-Węgier w wyniku Wielkiej Wojny, zaraz obok rozpadu Imperium Rosyjskiego, oznaczał dla Europy radykalną zmianę granic. Narody odzyskiwały swoją państwowość, niektóre z nich uzyskiwały ją po raz pierwszy w swojej historii. Agonia wieloetnicznej i wielokulturowej monarchii oznaczała olbrzymią wędrówkę ludów i konflikty między narodami pretendującymi do tych samych ziem.

Wymienić tu można chociażby polsko-ukraińską wojnę o Galicję, czy okupację i aneksję węgierskiego dotąd Siedmiogrodu przez Rumunów. Rozgrywki tego typu zawitały także na wybrzeże adriatyckie, na które łakomo spoglądali Włosi.

Królestwo Włoch wówczas pod koniec 1918 roku było w regionie Adriatyku i Morza Śródziemnego swoistym regionalnym mocarstwem – jako czwarty najsilniejszy i najbardziej wpływowy członek Ententy dążyli do przyłączenia do kraju dalmatyńskich wybrzeży wraz z miastem Fiume, obecną chorwacką Rijeką. Wejście w posiadanie tych terenów, niegdyś znajdujących się pod panowaniem Republiki Weneckiej, postrzegano powszechnie w Italii jako zwieńczenie „risorgimento”, czyli procesu jednoczenia ziem włoskich. To właśnie dualistyczna monarchia Habsburgów była przez Rzym darzona najbardziej mściwymi emocjami, Austrię postrzegano jako państwo zawsze najsilniej blokujące zjednoczenie Włoch. Dlatego jesienią 1918 roku królestwo dynastii piemonckiej nie tylko z satysfakcją oglądało upadek swego wielowiekowego ciemiężyciela i wroga, ale także czynnie brało w nim udział. Przykładem tego mogą być wydarzenia w Puli.

To starożytne portowe miasto było drugim najważniejszym po Fiume-Rijece centrum habsburskiej marynarki wojennej. Mieściła się tu szkoła podoficerów floty przyciągająca kandydatów ze wszystkich zakątków imperium: Austriaków, Węgrów, Czechów, Słowaków i Polaków. Okazałe rzymskie Koloseum, ciepły klimat, piękna śródziemnomorska przyroda, łagodne zimy oraz wysoki status społeczny wojskowych przyciągały przybyszy i oficerów z całego kraju. Sielanka skończyła się jednak wraz z wygaśnięciem Wielkiej Wojny. We wspomnieniach Niemców, Węgrów i Austriaków z pierwszej połowy 1918 roku bije przekonanie, iż od zwycięstwa dzielą ich adekwatnie pojedyncze kroki. Wyeliminowanie Rosji z wojny, opanowanie Ukrainy i uczynienie z niej spichlerza Państw Centralnych, całkowite podbicie Rumunii i wielkie ofensywy na froncie zachodnim zdawały się zapowiadać choćby jeżeli nie zwycięstwo w zasięgu ręki, to co najmniej dominującą pozycję w ewentualnych pertraktacjach pokojowych z Ententą. Załamanie przyszło jesienią – pod Vittorio Veneto C.K. Armia została niemal całkowicie wyparta z Włoch, Bułgaria skapitulowała pod naporem ofensywy wojsk sprzymierzonych, a Francuzi i Brytyjczycy po zasileniu swoich szeregów masą żołnierzy amerykańskich i przy użyciu sił pancernych przełamali impas frontu zachodniego. Przy tak nagłej i radykalnej zmianie torów losu wojny, tempo rozkładu państwa Habsburgów, i tak już znacznie nadwyrężonego czterema latami zmagań na frontach i wewnątrz kraju, wystrzeliło. Objawy sypania się Austro-Węgier dostrzec można było już wcześniej, w lutym tego roku doszło w Cattaro (ob. Kotor, Czarnogóra) do buntu marynarzy, żądających zakończenia wojny pod wpływem haseł rewolucji w Rosji. Bunt stłumiono, jednak pogłoski o nieudanych próbach proszenia Ententy o pokój i abdykacji cesarza Karola I jesienią spowodowały powrót fali niezadowolenia. Kolejne narody w obrębie monarchii zapowiadały powołanie własnej odrębnej państwowości.

Jak relacjonuje Czesław Petelenz, oficer austriackiej marynarki wojennej polskiego pochodzenia, stacjonujący w Puli: „Zapanował istny chaos. Na okrętach i w oddziałach lądowych powstały komitety rewolucyjne na wzór rosyjskich. Dowódcy okrętów i floty zostali wyzuci z wszelkiej władzy, którą objęły sowiety. Nowi władcy nie odnosili się w ogólności bynajmniej wrogo do oficerów, ale ignorowali ich w zupełności.” Kadra oficerska wpadła w istną desperację, 28 października dowódcy niemieckich okrętów podwodnych zaczęli zatapiać swoje jednostki, byle tylko nie dostały się w ręce aliantów. Nierzadkie były samobójstwa, z których najgłośniejszym było odebranie sobie życia przez komandora Alexandra Miloszevicia, zastępcy dowódcy pancernika „Viribus Unitis”. Nie mniej zdesperowany był i sam cesarz Karol, który nie chcąc by flota austriacka została przejęta przez Włochów przekazał ją formalnie 30 października radzie narodowej Serbów, Chorwatów i Słoweńców, utworzonej w Zagrzebiu na początku miesiąca. Marynarze wszelkich pozostałych narodowości zaczęli więc opuszczać okręty i w Puli zaczęło się masowe triumfalne pijaństwo. Włosi nie dali jednak za wygraną, dokonali sabotażu na „Viribus Unitis” i z pomocą 90 kg ładunków wybuchowych zatopili pancernik, ostrzegając załogę w ostatniej chwili. Mimo tego około 400 Chorwatów i Słoweńców poszło na dno wraz z okrętem. A był to zaledwie początek upokorzeń południowych Słowian. 3 listopada podpisano austriacko-włoskie zawieszenie broni. Jego zapisy przewidywały oddanie Włochom całej habsburskiej floty do czasu podpisania traktatu pokojowego z Ententą. Dwa dni później w Puli wylądował desant 5 tys. żołnierzy włoskiej piechoty morskiej. Słoweńcy i Chorwaci przestali być panami miasta i dawnej bazy, a stali się nieufnie obserwowanymi „sojusznikami” z przymusu.

W wydarzeniach tych nie zabrakło także wątku polskiego. Najwyższym stopniem Polakiem w Puli był wówczas komandor Bogumił Nowotny, który po Akcie 5 listopada i powołaniu Królestwa Polskiego został przez Austriaków wyznaczony na referenta ds. żeglugi. We wrześniu powstał w mieście tajny Komitet Polski, mający koordynować działania Polaków we flocie. Dla polskich oficerów jasne było, iż nadchodzący upadek cesarstwa flotę będzie można próbować podzielić między narody w składzie byłego imperium. Miesiąc później, gdy ogłoszono przekazanie okrętów Słoweńcom i Chorwatom, wybuchło oburzenie. Wspomniany już Czesław Petelenz wraz z Witoldem Korytowskim (innym polskim oficerem w c.k. flocie) zaplanowali porwanie kontrtorpedowca typu „Tatra”, uczynienie z niego pierwszego okrętu pod polską banderą i rejs na grecką wyspę Korfu, opanowaną przez aliantów. Nie uzyskali jednak poparcia innych Polaków. Komandor Nowotny, jako wojskowy przedstawiciel Rady Regencyjnej, przebywając w Wiedniu także starał się przejąć kilka okrętów c.k. marynarki wojennej z bazy w Puli dla przyszłej polskiej floty, ale z podobnym skutkiem. Telegraficznie wezwał za to wszystkich Polaków, aby ochotniczo wstępowali do Wojska Polskiego. 2 tys. marynarzy pod komendą kapitana Witkowskiego dotarło przez Włochy do Francji, gdzie dołączyli do Armii Hallera. Mniejszej grupie kilku oficerów z 250 marynarzami udało się wrócić do kraju jeszcze jesienią 1918 roku, skoszarowano ich w Modlinie. Kolejne transporty polskich marynarzy przybyły do Warszawy na początku roku następnego. Żołnierze odrodzonego Wojska Polskiego, przybyli z wybrzeży Adriatyku i defilujący w lutym 1919 roku w marynarskich mundurach po zaśnieżonym Krakowskim Przedmieściu musieli być dla stolicy widowiskiem iście surrealistycznym.

Ile osób w końcu objął exodus z Puli? Według spisu ludności z 1910 roku miasto liczyło sobie 58,5 tys. mieszkańców, z czego ponad 45% mówiło po włosku, ponad 15% po chorwacku, a resztę stanowili oficerowie, urzędnicy, kadra podoficerska oraz pracownicy stoczni – głównie Niemcy i Węgrzy. Dla tej reszty w Puli nagle miejsca już nie było. Najgorszy los spotkał habsburskich oficerów i urzędników, takich jak urodzony w Puli Karol Olbracht Austriacki, kandydat na tron Królestwa Polskiego. Ich świat się skończył, ojczyzna którą znali przez całe swoje życie roztłukła się na nowe państwa i narody. W nowej Austrii i Węgrzech nie czekał na nich absolutnie nikt.

Idź do oryginalnego materiału